Strona główna

sobota, 31 października 2015

"Halloween" OS

52 szybko kończę myć zęby, 53 ubieram formalne ubrania, 54 wsuwam na nogi czarne szpilki.
55 zabieram klucze, telefon i wkładam do malutkiej torebki, 56 zamykam drzwi od mieszkania i zbiegam na dół... w szpilkach, 57 jak najszybszym krokiem tak aby się nie wywalić pędzę na przystanek autobusowy, w między czasie sprawdzając godzinę... 59 nie, nie została minuta do przyjazdu autobusy błagam niech tym razem spóźni się jak zawsze, 8.00 jestem na przystanku...sama, przez mgłę nawet nie widzę autobusy, nie wiem czy już odjechał czy jeszcze nie przyjechał. Poczekam do pięć po ósmej a potem coś się wymyśli jak nie przyjedzie. Rozmyślając tak nie zauważyłam jak obok mnie pojawił się jakiś mężczyzna . Odsunęłam się lekko aby móc go dokładnie widzieć, obserwować nie chcę go od razu osądzać i myśleć o nim w najgorszy sposób ale jestem tu sama i w dodatku w szpilkach więc ucieczka odpada. Godzina 8:05 a ja widzę dwa malutkie światełka na końcu drogi. Czyżby moje zbawienie? Tak! Tak! Czterdziestka to na ciebie tu czekam! Czując ogromną ulgę, wsiadam do pustego pojazdu i kupuję bilet u kierowcy. Czemu wszędzie takie pustki? Jest poniedziałek rano, czyż nie wszyscy powinni jechać do pracy albo chociaż młodzież do szkoły? Za dużo pytań, za dużo myśli, za duży stres. Nałogowo spoglądam na zegarek pilnując każdej minuty, a czas jest najważniejszy teraz. 8.25 wysiadam i kieruję się do wysokiego ekskluzywnego w środku jak się okazało budynku. Ciemnowłosa kobieta z perfekcyjnie wyćwiczonym nieszczerym uśmiechem wita mnie i kieruje do windy naciskając wszystkie przyciski za mnie i jedzie ze mną, o dziwo nawet nie zapytała jak mam na imię. Są dwie opcję albo wzięła mnie za kogoś innego albo jest tak rozgarnięta że po prostu to wie. Z każdą sekundą stres bierze górę i mam ochotę zrezygnować, lecz to raczej niemożliwe w tym momencie gdyż drzwi windy rozsunęły się na boki. Stanęłam na wprost solidnych dębowych drzwi i już nie myślałam tylko tam weszłam. Tyłem do mnie stał pewien mężczyzna, mój przyszły szef znaczy jeszcze tego nie wiem, jeśli rozmowa pójdzie dobrze i nie zacznę się jąkać to kto wie. Podeszłam bliżej stukając obcasami o podłogę a mężczyzna odwrócił się i spojrzał na mnie, przeraziłam się, miał oczy czarne jak smoła i gęste czarne brwi które były zmarszczone. Podobno podczas rozmowy o pracę trzeba utrzymywać kontakt wzrokowy ale to chyba nie idzie w dobrą stronę, bo on dosłownie zabija mnie wzrokiem.
-Proszę usiąść-potężny głos lecz cichy i zmysłowy. Uczyniłam o co prosił i on także usiadł po drugiej stronie biurka.-Proszę coś o sobie opowiedzieć, wykształcenie-przerwałam mu. 
-Wszystko jest w CV-przełknęłam ślinę. 
-Czytałem je ale chcę usłyszeć to ponownie. Ma pani z tym problem? Chcę wiedzieć o pani wszystko-zdziwiłam się słowem "wszystko". Nic nie odpowiedziałam to działo się zbyt szybko a ja nie nadążałam, byłam oszołomiona.-Dobrze nieważne. Czemu chce pani tu pracować? Czemu mam wybrać panią a nie kogoś innego? Proszę mnie przekonać do siebie-odchylił się na fotelu i splótł ręce, czekając na moją odpowiedź. 
-Myślę że nadaje się na tą posadę, mam wysokie wykształcenie i studiowałam trzy lata zarządzanie co przydaje się w tego typie biznesie-wyglądał na zamyślonego i znudzonego. 
-Wie pani ile osób powiedziało słowo w słowo to co pani myśląc że to przybliży ich do tej posady? Mnóstwo, niemal każda-zrobił poirytowaną minę. Zakłopotała się jego słowami.-Jeśli to wszystko co ma pani do powiedzenia to skończymy tą rozmowę-siedziałam cicho-Merope?-powiedział do urządzenia wbudowanego w jego biurko.
-Tak?-kobiecy głos wypłyną z urządzenia.
-Przyjdź tutaj. Odprowadzisz panią-pościł mały guziczek a dosłownie po 10 sekundach do gabinetu weszła kobieta z windy z teczką w ręku. Niezdarnie wstałam i wpadłam na nią niechcący wytrącając teczkę z jej rąk a z teczki dokumenty, moje dokumenty które zaniosłam tu tydzień temu. Pan arogancki łaskawie schylił się i pomógł mi zbierać zatrzymując się przy jednej z kartek, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk. 
-Ma pani rzadką grupę krwi, podobno najlepszą-pragnienie w jego oczach się powiększało. Kiwnęłam głową potakując i chciałam wziąć kartkę lecz mi nie pozwolił.
-To będzie mi potrzebne do informacji o pani, takie podstawowe dane o pracownikach-zdziwiłam się. -To widzimy się jutro o ósmej w pracy. Nie spóźnij się-zjechaliśmy we trójkę windą a ja opuściłam apartamentowiec.  Zatrudnił mnie ze względu na moją krew. Spokojnie wróciłam do domu o godzinie 9.30, z obliczeń wynika że rozmowa trwała jakieś pół godziny. Do końca dnia zajęłam się przygotowaniem do Halloween, dzieciaki będą chodzić po cukierki więc muszę je kupić. Przebrałam się i poszłam do supermarketu. Na sklepowych półkach roiło się od słodyczy, wybrałam kilka pakowanych w dużych ilościach i przy okazji zrobiłam zakupy na kilka dni. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. W mroku przy oświetlonym lampami chodniku szłam do mieszkania. Lubię chodzić o tej porze nie ma tłoku ale tez co szum serce bije mi szybciej. Weszłam do dwupokojowego mieszkania i rozpakowałam zakupy. Była już 9 wieczorem czas się myć i iść spać bo jutro trzeba wstać do nowej pracy z przerażającym szefem. 

Wstałam niewyspana, stresowałam się dzisiejszym dniem. Wykonałam poranne czynności i autobusem dotarłam do firmy. Dla odmiany w pomieszczeniu recepcji panował tłok, a wszystkie pary oczów zwróciły się ku mnie. Chyba będę się tu wyróżniać...wszyscy maja oczy czarne jak smoła tylko ja mam niebiesko-szare. Przywitałam się uprzejmie i podeszłam do recepcji po informacje dotyczące co mam robić. 
-Dzień Dobry szef już na panią czeka ma pewne sprawy do omówienia. Świetnie kolejne spotkanie z diabłem. Spięta ruszyłam do windy wraz z Merope dzisiaj wydaje się milsza. Stała przede mną wiec zaczęłam się jej przyglądać, zauważyłam na jej szyi strasznie mocno wystająca żyłę, była ciemna jakby miała czarną krew. Moją obserwację przerwała wysiadka, już pewniejszym krokiem wiedzą czego się mogę spodziewać zapukałam do gabinetu. 
-Proszę-usłyszałam zza drzwi. 
-Dzień Dobry chciał mnie pan widzieć-ręką wskazał abym usiadła na fotelu. Usiadłam i czekałam co ma do powiedzenia.
-We wszystkim jest pani taka szybka?-uśmiechną się.-Czasami trzeba napawać się chwilą-przetarł palcem po ustach. O co mu chodzi?-Chciałbym zaprosić panią na kolację. Muszę wiedzieć wszystko o pani. To jak?-uniósł brwi, po co pyta jeśli wie że odpowiedź będzie twierdząca? Może z grzeczności? 
-Oczywiście. Gdzie i o której?-przygryzłam wargę, uciekając wzrokiem od niego.
-U mnie-te słowa rozbrzmiały mi w głowie-O dziewiątej. Jest to późna pora więc następnego dnia ma pani wolne.
-Poda mi pan adres pod który mam przyjechać?-upewniałam się.
-Spokojnie przyjadę po panią o 8:30, droga trochę nam zajmie bo mieszkam na odludzi tam gdzie nikt nie widzi i nie słyszy-nawet  na mnie nie spojrzy. Opuściłam gabinet za jego pozwoleniem i okazało się że otrzymałam swój własny gabinet ale nic nie zadano mi do roboty tylko mam oswoić się z otoczeniem. 
Po kilkugodzinnych nudach wyszłam z pracy i po powrocie do domu szykowałam się na biznesową kolację. Ubrałam czarną przylegającą sukienkę i szpilki do tego. Mój szef był punktualnie o 8:30 ubrany w garnitur a o sportowym samochodzie już nie wspomnę. W aucie panowała sztywna atmosfera, on nic nie mówił ja się nie odzywałam, za to czas leciał szybko.
Po około 30 minutach wjechaliśmy do lasu a potem na polanę gdzie stał piękny dom. Otworzył mi drzwi i weszliśmy do domu, willi. Zaszedł mnie od tyłu i zsuną z moich ramion płaszcz. 
-Zapraszam. Wszystko już przygotowałem. Nie będziesz się nudzić-zaśmiał się. Weszliśmy do przystrojonego pomieszczenia a na udekorowanych stole stało mnóstwo jedzenia. 
-Sam przygotowałem, mam nadzieje że lubisz indyka?-odsuną mi krzesło żebym usiadła i chwycił nóż do indyka. 
-Lubię. Wszystko wygląda tak pięknie-zachwycałam się.
-Dzisiejsza noc będzie jeszcze piękniejsza-szepną. Co to miało znaczyć. Zamrugałam kilkukrotnie, czy to sen. 
-Wina?-Chwycił butelkę z czerwonym płynem.
-Z chęcią-uśmiechnęłam się. Zupełnie zapomniałam że dzisiaj Halloween i nie rozdam cukierków dzieciakom. Zaczęliśmy jeść przepyszną kolację popijając czerwonym winem. Było pyszne ale z każdym łykiem odpływałam bardziej a obraz zamazywał mi się. Ostatnie co pamiętam to uśmiech szefa i dotyk jego rąk na mojej tali jak mnie gdzieś niesie. 

Z trudem otwarłam ciężkie powieki. Chciałam wstać i się rozejrzeć ale coś mnie blokowało. Spojrzałam na dłonie i stopy... były przywiązane do ramy łóżka. Po chwili poczułam ogromny ból szyi, pulsowała i była sztywna. 
-O już wstałaś... to możemy zaczynać-zaśmiał się.
-Co zaczynać?-wydukałam
-Jak to co? Zabawę. A tak apropo jesteś pyszna, jak wino-przetarł palcami po mojej szyi. 
-Co chcesz mi zrobić?-wdusiłam się w materac. 
-Teraz będziemy się kochać a potem ty zasmakujesz mnie. Tylko pamiętaj musisz smakować chwilę, nic za szybko-wyszeptał mi do ucha. Położy się na mnie, był całkiem nagi jak jak. Przycisną swoje usta do moich i już był we mnie, nie umiałam się ruszyć, jedynie łzy samowolnie spłynęły po moich policzkach. 
-Smakuj chwili-powtarzał mi do ucha zwiększając tempo-Napawaj się nią!-wykrzyczał dochodząc we mnie. Jego ciężar ciała opadł na mnie przygniatając. Wstał po chwili i szukał czegoś w szufladzie. Jak się okazało żyletek. 
-Teraz zaznasz przyjemności z bólu, będę robił to powoli abyś mogła wszystko poczuć-przysuną się do mojej twarzy-twoje usta są za małe, powiększymy je-rozciął żyletką poje policzki a szczęka samowolnie opadła.-Idealnie-wziął krew która wyciekła na palce i oblizał je.- Teraz twoja kolej-przejechał żyletką po swoim już kiedyś poranionym torsie i nachylając się pozwolił aby krew kapała mi na język. -Smakuj jej jak wina, delektuj się nią-wiedziałam że nic mnie już nie uratuje, wiedziałam że nie byłam pierwsza, wiedziałam że nie ostatnia, wiedziałam że trafiłam na psychopatę. Ale kto by podejrzewał.... wysoki przystojny mężczyzna, władający wielką firmą jest psychopatą. Miałam być ostrożna, osądziłam po wyglądzie mężczyznę na przystanku uznałam za mordercę a w rzeczywistości to miły pan z sąsiedztwa jak dowiedziałam się wczoraj, a przyzwoicie wyglądający facet okazał się być mordercą. 
-Spokojnie już kończę-wyszeptał i wbił grubą igłę w moją rękę i zaczął odciągać krew. Czułam jak życie mi ucieka wraz z krwią ale nic nie mogłam zrobić. Umierałam powoli i boleśnie. 

-Ding!Dong!-zerwałam się z fotela, szybko dysząc. 
-Spokojnie kochanie ja otworzę-"cukierek albo psikus" usłyszałam głos z przedpokoju.-Ach cukierki powoli nam się kończą-zaśmiał się mój mąż-Coś się stało? Blado wyglądasz-dotchnął mojego policzka. 
-Nie to tylko koszmar.-przetarłam oczy.-Gdzie Jim i Emily?-zapytałam.
-U siebie pewnie zjadają to co nazbierali po sąsiadach-przytulił mnie.-Wiesz że złapali tego seryjnego mordercę? Okazało się że to znany biznesmen-pokręcił głową. Nic nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam wtulając w niego, a po chwili z góry zbiegły dzieci krzycząc i razem świętowaliśmy.