Strona główna

sobota, 16 kwietnia 2016

Show Me Love - Rozdział 1

-BEEP! BEEP! BEEP! BEEP!
Dźwięk budzika rozbrzmiał w moim pokoju, jęknąłem krótko i przytkałem głowę puchatą poduszką, nie fatygując się aby go wyłączyć. Po dłuższej chwili gdy uciążliwy dźwięk zaczął mnie irytować podniosłem się i wyłączyłem urządzenie, delikatnie aby go nie zepsuć. Znowu. Przetarłem oczy, zakrywając swoje ciało białą pościelą, zatrząsłem się z zimna a włosy stanęły dęba. Szybko spojrzałem w stronę okna które wczoraj w magiczny sposób wyleciało z framugi. Westchnąłem. Później się tym zajmę. Powoli wstając naciągnąłem swoje ciało unosząc ręce do góry i szybkim krokiem wstąpiłem do łazienki. Jak się spodziewałem po spojrzeniu w lustro lekko się przeraziłem, niewystarczający dostatek snu robi swoje a bardziej szczegółowo wyglądam jak gówno. Pokręciłem głową na myśl o poprzedniej nocy, której praktycznie nie przespałem, próbując naprawić głupie okno, oczywiście moje starania na nic się nie zdały nie oszukujmy się złotą rączka to ja nie jestem, wręcz przeciwnie. Nie chcąc się spóźnić umyłem szybko zęby i twarz, po drodze korzystając z toalety. Z sypialni szybko chwyciłem torbę treningową, sprawdzając czy wszystko w niej jest opuściłem moje skromne mieszkanie. Po drodze wstąpiłem do pobliskiej kawiarni i kupiłem dwie kawy. Taki mały rytuał. Ciepło ogarnęło moje ciało aż wstąpiłem do znajomego budynku.

-Witaj Kayle!-uśmiechnąłem się do brunetki stojącej za ladą. Uniosła wzrok a na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech, który po chwili zastąpił grymas.
-Hej.-odparła-Wyglądasz jak gówno-zacisnęła usta, wciąż patrząc na mnie. Zaskomlałem kręcąc głową. -Ciężka noc?-zapytała nachylając się w moją stronę.
-Och i to jaka-oparłem łokcie na blacie wzdychając.-ale nie po to tu jestem aby opowiadać ci o wczorajszych wydarzeniach, muszę się iść przebrać-poklepałem torbę spoczywającą na moim ramieniu.
-Uhh szkoda, przecież wiesz jak uwielbiam słuchać o twoich wpadkach, jest mi ciebie szkoda ale muszę przyznać że niektóre historie mnie bawią-zachichotała. Spojrzałem na nią i już miałem otwierać buzię aby coś powiedzieć, gdy pewna szatynka weszła do pomieszczenia z tylnych drzwi od zaplecza. Byłem jak w transie, wyglądała dzisiaj pięknie. Jak zawsze zresztą. Moje oczy wędrowały po całym jej ciele, od włosów upiętych w wysoki kucyk po smukłe nogi.

-Jorge. Jorge! Halo?!-potrzepałem głową i spojrzałem na kobietę która wyrwała mnie z moich myśli.

-Co?-spytałem głupio. Uniosła brwi i wyprostowała swoją posturę zaplatając ręce na piersi. Pokręciła głową ze śmiechem.

-Nadal Ci nie przeszło?-głupie pytanie, przecież zna odpowiedź.

-Jak widać-spuściłem głowę ze skrępowaniem. Nagle podłoga zrobiła się ciekawa, więc nie śmiałem unieść głowy, wiedząc że jak to zrobię natchnę się na wzrok brunetki, która zapewne nie oderwała ode mnie wzroku na sekundę.- Możesz przestać?-westchnąłem zirytowany.

-Ale ja nic nie robię!-uniosła głos, a ja zrobiłem z nią kontakt wzrokowy. Przygryzła swoją dolną wargę, jakby powstrzymując się od wypowiedzenia dalszych słów.

-Co? Po prostu to powiedz-wzruszyłem ramionami.

-Szczerze to myślałam że to chwilowe zauroczenie, ale teraz widzę że mocno cię wzięło-spojrzała na  mnie z troską, która także była wyczuwalna w jej głosie. -Jorge tak nie może być, albo do niej zagadasz albo...-nie dokończyła bo jej przerwałem.

-Albo co?!-zmarszczyłem brwi.-Pójdę do klubu i spotkam kogoś, zakocham się i założę rodzinkę!?-zasyczałem. Widziałem jak zaciska szczękę.

-Nie unoś na mnie głosu, bo ja tylko staram się ci pomóc-warknęła.

-Przepraszam, ale nie wiesz jak to jest-znów spojrzałem w dół.

-Owszem nie wiem, ale staram się zrozumieć i uwierz miałam już dosyć czasu, poza tym znam Cię jak własną kieszeń-pokręciła palcem.-Jakbyś nie pamiętał jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa.

-Wiem Kayle i przepraszam, ale wiesz że nie mogę do niej zagadać, poza tym nawet nie zwraca na mnie uwagi, nawet na mnie nie spojrzy-zadąsałem. Już miała otwierać usta gdy jej przerwałem- I nie możesz mi powiedzieć abym spróbował zwrócić na siebie uwagę, uwierz mi próbowałem i dobrze się to nie skończyło, wiesz o tym to ty dzwoniłaś po pogotowie-zaczerwieniłem się ze wstydu na myśl o wydarzeniu z przed trzech miesięcy. Widziałem jak Kayle próbuje powstrzymać się od śmiechu.

-Wiesz może to nie był najlepszy pomysł próbując unieść dwa razy swoją wagę, bez żadnego wsparcia. Ciesz się że tylko tak się to skończyło znając twoje szczęście mogło być gorzej niż zmiażdżona noga-powiedziała przekręcając głowę na jedną stronę. Trzy miesiące temu próbowałem zaimponować pięknej szatynce, więc postanowiłem iść na całego i unieść sto pięćdziesięcioro kilowy drążek, wiedząc że owa piękność znajduje się w tym pomieszczeniu. Nie skończyło się jak sobie to zaplanowałem, upuściłem ciężarek prosto na moją lewą stopę. Nigdy nie zapomnę tego bólu i wzroku innych, gdy zapiszczałem jak dziewczynka. Koło mojego boku natychmiast pojawiła się Kay i wezwała pogotowie. Czekając na pomoc medyczną rozejrzałem się a szatynki już nie było. Podobno wyszła jeszcze przed tym jak zdążyłem podnieść hantel, byłem tak skoncentrowany że nie zauważyłem jak wyszła-tak powiedziała Kayle'a. I tak moje starania poszły na marne, choć to nawet lepiej że nie zauważyła jak zwijam się z bólu. Miałem nogę dwa tygodnie w gipsie a Kay jako dobra przyjaciółka zajęła się mną. Jest dla mnie jak siostra, i jestem jej wdzięczny za wiele rzeczy.

-Tak wiem-spojrzałem na zegar- Kurde miałem zacząć pięć minut temu-podałem jej jedną z kaw i popędziłem do przebieralni. Ubrałem już stary strój sportowy i buty. Zacząłem robić ćwiczenia jak zazwyczaj, kończąc na bieżni. Była już późna godzina więc sala była prawie pusta. Podkręciłem tempo biegu, przesadzając trochę ponieważ po sekundzie zaliczyłem glebę uderzając z impetem o bieżnię. Nie zdążyłem się otrząsną a poczułem ręce na moim ramieniu, myśląc że to Kayle wymamrotałem "nic mi nie jest" lecz nie otrzymałem odpowiedzi co przykuło moją uwagę aby podnieść głowę i spojrzeć kto  nadal trzyma moje ramie. Moje serce zatrzymało się aby ponownie zabić jak oszalałe. Oniemiały wpatrywałem się w czekoladowe oczy. Szatynka nie przerywając kontaktu wzrokowego z zawahaniem puściła moją rękę.

-Wszystko w porządku?-zapytała zaniepokojona. Nie umiejąc wydobyć z siebie słowa więc pokiwałem lekko głową. -Ymm okej... może powinieneś odpocząć, jesteś tu od rana-wstała a ja podążyłem za nią do ławki na której usiedliśmy.-Zaczekaj przyniosę Ci wodę-ścisnęła lekko moje kolano i zniknęła za drzwiami, aby po chwili pojawić się z butelką wody. Podała mi ją, i wziąłem raczej dużego łyka.

-Dzięki ....-wypowiedziałem ochrypniętym głosem, przyglądając się uważnie jej twarzy, chyba zrozumiała o co mi chodzi.

-Ach Martina-zaśmiała się nerwowo, podając mi rękę.

-Jorge-uścisnąłem jej dłoń, a mój żołądek zrobił fikołka. Miała niesamowicie delikatne dłonie. Uśmiechnęła się uroczo, nie puszczając uścisku, po dłuższej chwili oboje zabraliśmy dłonie. Zebrałem się na odwagę i postanowiłem zapytać.

-Ymm może zechciałabyś wybrać się ze mną na kawę? Znam świetną kawiarnie-moje serce biło jak szalone, czułem że za chwilę wyskoczy. Potrzebowałem szybkiej odpowiedzi, w zamian ona patrzała na mnie nie wypowiadając ani jednego słowa. Próbowałem odczytać jej myśli po jej minie ale najwidoczniej nie było mi to dane, Co ja bym dał aby widzieć co o mnie myśli w tej chwili. W duchu przekląłem się że w ogóle zapytałem. - Albo wiesz co, zapomnij to nie było na miejscu-spuściłem głowę z zażenowania.

-Nie to nie tak-pokręciła głową, chwytając moje ramie co sprawiło że ponownie spojrzałem w jej piękne oczy. Proszę niech ona coś powie bo nie wytrzymam. 

-Jorge..




Tak czy Nie?