Strona główna

czwartek, 29 grudnia 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.7

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym. -Po tych słowach mój świat się wygłuszył, jedyne co mogłam słyszeć to zamulone głosy za mną, ale moje bicie serca wszystko przewyższało. Próbowałam ponownie złapać oddech który utraciłam ale na nic, gula w gardle mi to uniemożliwiała. Wszystko dookoła zaczęło wirować a ostatnie co pamiętam to silne ramiona łapiące mnie przed upadkiem.

------------------------
-Martina?-słyszałam znajomy mi szept lecz nadal byłam niemrawa. Moje powieki które próbowałam otworzyć były ciężkie, po kilku chwilach przystosowując swoje oczy do światła w pomieszczenia z wielkim trudem zdołałam je otworzyć tylko po to aby ujrzeć Lodovicę i moją babcię. Obie miały na sobie zmartwione jak i zmęczone wyrazy twarzy. Opuchnięte czerwone oczy Lodovici dawały mi do myślenia o najgorszych rzeczach dziejących się z Jorge. Na myśl o szatynie chciałam szybko podnieść się z pozycji leżącej, niestety dwie kobiety i wenflon mnie powstrzymały.

-Jorge?-mój słaby głos opuścił moje gardło. Lodo z pośpiechem podała mi szklankę wody. Zaczęłam rozglądać się po małej sali z nadzieją że był to jakiś żart a Jorge jest gdzieś tutaj.

-Tini..-szepnęła Maria. Mój wzrok skoncentrował się na niej a mój umysł chciał rozszyfrować o co jej chodzi. Czy stało się najgorsze?

-Gdzie jest Jorge?-zapytałam zniecierpliwiona próbując wymusić jakąś reakcję.-Proszę was!-krzyknęłam zdesperowana. Byłam zła że stoją tu nad moim szpitalnym łóżkiem nic nie mówiąc a Jorge może nie żyć. Obie kobiety wzdrygnęły się na mój szorstki ton. Lodo kładąc dłoń na ramieniu mojej babci kiwnęła głową wskazując że ona to zrobi.

-Jorge jest w ciężkim stanie. Lekarze starają się go ratować.-odparła odwracając głowę abym nie mogła widzieć jak płacze. Wiem że cierpi jak ja. Chwytając rękę Lodo pociągnęłam ją do siebie ściskając. -Powiedz że z tego wyjdzie....proszę-szeptała popłakując na co sama mocniej się rozpłakałam. Mimo niewygodnej pozycji żadna z nas nie śmiała puścić drugiej.

-Mam taką nadzieję-odszepnęłam zamykając oczy gdyż pulsujący ból nie dawał mi spokoju.

-------------------

Po jakiejś godzinie która trwała jak wieczność, lekarz prowadzący operację przyszedł do sali w której czekała cała rodzina. Przyjechali rodzice Jorge jak i moi, Mercedes z chłopakami po uporaniu się z gośćmi także dojechała.

-Państwo Blanco?-zapytał mężczyzna ze zmęczoną twarzą, zapewne po operacji. Rodzice Jorge od razu wstali z krzeseł i podeszli do lekarza. Jorge dużo mi o nich opowiadał a nawet sama nie raz ich odwiedzałam. Pani Blanco jest niesamowicie troskliwą matką. Edmund mimo swojej srogiej postawy i rygoru w stosunku do Jorge tak na prawdę troszczy się o niego jak nikt inny. -Prosił bym aby reszta państwa opuściła salę-siwy mężczyzna powiedział a wszyscy na siebie spojrzeli. Każdy znajdujący się tutaj z niecierpliwością czekał na jakąś informację w sprawie Jorge. Lecz lekarz nie dawał za wygraną więc powolnym krokiem opuszczali salę. Lodovica ze wściekłą miną opuściła salę z Facundo pod pachą. Ja zaś powolnym krokiem ze spuszczoną głową wychodziłam ostatnia.

-Martina?-usłyszałam cichy głos Mariany.-Zostań-powiedziała wyciągając rękę w moją stronę. Z lekkim zawahaniem chwyciłam ją stając obok. Mężczyzna w kitlu widząc że wszyscy opuścili salę westchnął głośno.

-Może lepiej usiądźmy-zaproponował wskazując na krzesła. Mariana pokręciła głową lecz Edmund chwycił swoją żonę za ramię z lekkim oporem prowadząc na krzesło. Po chwili usiadłam obok Mariany chwytając jej rękę dla wsparcia. -Operacja się powiodła-powiedział a my odetchnęliśmy wielką ulgą. Kątem oka widziałam jak Edmund ociera łzę za to Mariana płakała bez wstydu tak jak ja. -Lecz...-zaczął- podczas zderzenia jego nogi zostały poważnie uszkodzone-dopowiedział. Zdezorientowani spojrzeliśmy na siebie.

-Ale co to znaczy?-Mariana zabrała głos.

-Wasz syn będzie musiał jeździć na wózku-wytłumaczył.-Bardzo mi przykro.-Jorge nie będzie chodził.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od operacji minęło kilka dni, Jorge nadal leży w szpitalu i odpoczywa. Tuż po usłyszeniu wieści od lekarza chciałam go zobaczyć lecz on nie chciał widzieć mnie jak i jego rodziny i przyjaciół. Jego słowa są przekazywane przez lekarza i pielęgniarki które co chwile przeplatają się przez jego szpitalny pokój sprawdzając stan zdrowia. Ja natomiast codziennie czekam przed salą z myślą że zechce mnie zobaczyć. Zaczynam tracić nadzieje. Lodovica znosi to inaczej ode mnie, jest zła, wściekła. Nie raz próbowała wtargnąć do sali Jorge co jej się nie udało a do tego wini siebie za cały ten wypadek. Wini się że to był jej plan, że to ona kazała mi zadzwonić.

-Pani Stoessel?-zapytał ochrypły głos. Natychmiast podniosłam swoją zmęczoną głowę. Moim oczom ukazał się mężczyzna który zajmował się Jorge.

-Coś się stało doktorze?-zapytałam słabo, wstając z drewnianego krzesełka które towarzyszy mi codziennie. Mężczyzna widząc moją posturę zmarszczył się zatroskany. Nie dziwie mu się zapewne wyglądam nieapetycznie, rozmazany tusz od pocierania oczu ze zmęczenia a do tego nic nie jadłam.

-To chyba ja powinienem zadać to pytanie-odparł spokojnie wskazując abym ponownie usiadła. Tak tez zrobiłam.-Jadła pani coś dzisiaj?-westchnął przyglądając mi się. Spuściłam głowę lekko nią kręcąc. -Pan Jorge nie chciał by zobaczyć pani w takim stanie-powiedział tonem którego nie rozpoznałam, może dlatego że w tych ostatnich dniach nikt go nie używał.

-Gdyby w ogóle chciał mnie widzieć-parsknęłam ze smutkiem. Po chwili ciszy widząc że lekarz nic nie mówi uniosłam wzrok sprawdzając czy aby sobie nie poszedł, ale nie siedział tu nadal lecz tym razem na jego twarzy był zarys uśmiechu. Zmarszczyłam brwi z niezrozumienia.

-Pan Blanco czeka na panią-jego uśmiech jedynie się poszerzył, wstając uścisną moje ramie pokrzepiająco i odszedł zostawiając mnie zszokowaną. Jorge chciał mnie widzieć. W końcu. Nadal w wielkim szoku wstałam szybko mimo zawrotów i szybkim krokiem podeszłam do drzwi nasłuchując tuż przy nich na jakikolwiek odgłos. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać,  nie miałam pojęcia w jakim jest stanie. Zbierając się na odwagę chwyciłam za klamkę delikatnie ją naciskają obawiając się co mogę tam zobaczyć.

W końcu mój wzrok spotkał jego. Zielone oczy za którymi tak bardzo tęskniłam wpatrywały się we mnie. Na jego twarzy nie było uśmiechu, była bez żadnych emocji. Przez te kilka dni pojawił mu się delikatny zarost.

-Martina-powiedział tonem, srogim i twardym. Nie było w nim tęsknoty czy szczęścia. -Usiądź-dodał a ja poczułam się jakbym była na spotkaniu biznesowym a nie rozmawiała z moim chłopakiem. Mrugając kilkukrotnie podeszłam do szpitalnego łóżka nie odrywając od niego wzroku. Moja dłoń odruchowo sięgnęła po jego, lecz nie długo czułam jego zimną skórę gdyż od razu mi ją wyrwał. Zdziwiona i zdezorientowana zauważyłam jak zaciska szczękę. Nie patrzał już na mnie lecz na białą szpitalną ścianę.

-Kochanie-szepnęłam, pokręcił głową marszcząc brwi.

-Nie-odszepnął. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć lecz nie miałam odwagi się odezwać, jego nowa postawa przerażała mnie. Jego dotychczasowo głębokie zielone oczy w których widziałam miłość do mnie były teraz lodowate a w nich pustka, zero emocji. -Nie możemy być już razem-powiedział teraz już pewnym głosem zostawiając mnie zszokowaną.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



czwartek, 27 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.6

                                                                     Martina

Kilka miesięcy później:

Mój związek z Jorge układa się cudownie, co prawda miewamy małe kłótnie ale są naprawdę nieistotne. Zbliżają się jego urodziny a ja planuje dla niego przyjęcie niespodziankę. Pomagają mi nasi przyjaciele Lodovica, Mercedes, Ruggero i Facundo. Jorge poznał ich kilka miesięcy temu i od razu ich polubił automatycznie zostając przyjaciółmi co mnie bardzo cieszy. Ruggero jest mechanikiem na torze motocrossowym więc Jorge może teraz rozwijać swoja dawną pasję jeszcze zza czasów szkoły. Idzie mu całkiem nieźle nawet zdobył sponsora, niestety nadal musi zarządzać firmą ale cieszę się że przynajmniej w jakimś stopniu spełnia swoje marzenia. Kto wie jak to się dalej potoczy.

-Martina słuchasz mnie?-usłyszałam zirytowany głos Lodovicy.-Przestać odpływać bo musimy wybrać tort-wytłumaczyła wskazując na katalog. Niestety jak już miałam przyglądnąć się i wybrać jakiś usłyszałyśmy brzdęk kluczy w drzwiach. Nasze oczy szybko się rozszerzyły.

-Chowaj!-krzyknęłam szeptem. Lodovica w panice szybko usiadła na katalogu a Jorge z uśmiechem wszedł do kuchni. Wspomniałam że mieszkamy razem?

-Hej kochanie-przywitał się całując mój policzek-Hej Lola-uśmiechnął się zadziornie w stronę Ldovicy na co ona przewróciła oczami. Jorge dogadywał się ze wszystkimi świetnie ale z Lodovicą stali się od razu najlepszymi przyjaciółmi. Czasami jestem zazdrosna o ich więź którą nawiązali bardzo szybko.

-Hej Jogurt-odparła sarkastycznie ze sztucznym uśmiechem. Jorge od razu do niej podszedł ściskając mocno przy okazji mierzwiąc włosy.-Jorge!-krzyknęła zdenerwowana Lodo. Mój chłopak puścił ją ze śmiechem obrywając z pięści w brzuch. Z dąsem podszedł wtulając się w moje plecy. Kątem oka zauważyłam że katalog z tortami wystaje z pod tyłka Lodo.

-Jorge kochanie pójdziesz mi na górę po kocyk?-zapytałam słodko.

-Kocyk? Przecież jest gorąco i masz na sobie bluzę-zdziwił się. Powoli go od siebie odepchnęłam.

-Jorge ja nie pytam o twoją opinię na temat temperatury tylko proszę abyś przyniósł mi kocyk z naszej sypialni-odparłam lekko zdenerwowana. Szatyn zdziwiony moim tonem odsuną się szybko i pognał na górę. Kiedy byłam pewna że znikną na schodach wyciągnęłam katalog spod Lodo i wcisnęłam go do szafki do której Jorge nigdy nie zagląda. Szatyn po chwili wrócił z kolorowym kocykiem owijając mnie w niego.

-A wiesz co masz rację, gorąco tutaj-oddałam mu koc.

-Masz jakieś wahania nastroju dzisiaj-bąknął składając koc.

-Może jest w ciąży?-usłyszałam głos Lodo a w kuchni zapanowała grobowa cisza. Jorge nachylił się w moją stronę przyglądając się.

-Tini?-zapytał a w jego głosie wyczułam nutkę nadziei co mnie lekko zdziwiło.

-Nie Jorge nie jestem w ciąży-zaśmiałam się.

-Och-bąknął ze smutkiem, automatycznie na niego spojrzałam. Aby ukryć swoje emocje schował je za sztucznym uśmiechem.

-Okej gołąbki, późno już. Idę.-odezwała się czarnulka wstając krzesła kuchennego. Jorge zerwał się i podszedł ją odprowadzić. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i po sekundzie szatyn był z powrotem w kuchni.

-Pójdę się umyć-powiedziałam widząc późną porę. Wstałam z krzesła kierując się na górę do łazienki.

-A ty dokąd?-zapytałam widząc że szatyn podąża za mną krok w krok. Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech, przewróciłam na niego oczami ciągnąc ze sobą do łazienki.


---------
-Jorge?-zapytałam cicho zielonookiego który już zasypiał.-Jorge?-lekko potrząsnęłam jego ramieniem.

-Hmm-chłopak otworzył swoje zaspane oczy nie podnosząc się.

-Myślałeś o dziecku?-zapytałam czując rumieniec na twarzy. To na pewno go obudziło gdyż po chwili siedział w pełni wyprostowany przyglądając mi się.

-Co?-nadal nie do końca rozbudzony zapytał. Poprawił swoje włosy opadające na oczy po czym już bardziej rozbudzony wpatrywał się na mnie.

-Czy chcesz mieć ze mną dziecko?-zapytałam kompletnie nie wiedząc jak podejść do tematu. Na twarzy szatyna pojawił się uroczy uśmiech.

-Tak-odparł.

-Tak?-upewniłam się. Chłopak jedynie pokiwał głową odganiając moje zwątpienia.

-Okej-szepnęłam.

-A ty?-zapytał.

-Oczywiście-pocałowałam go w usta gładząc delikatnie jego policzek. -Jutro jeszcze o tym porozmawiamy. Dobranoc-ostatni raz go pocałowałam po czym odwróciłam się na bok gasząc światła. Czułam że materac się nie rusza więc Jorge musi nadal siedzieć. Zaciekawiona jego zachowaniem odwróciłam się przodem przyglądając szatynowi o wielkim uśmiechu. -Jorge?-zwróciłam na siebie uwagę.

-Hmm?-zanucił spoglądając na mnie.

-Czemu nie śpisz?-zaśmiałam się z jego miny. Szatyn zmarszczył brwi jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie.

-Właśnie powiedziałaś że chcesz mieć ze mną dziecko. Jak mam iść teraz spać jeśli jestem podekscytowany?-uniósł brwi, myślałam że żartuje ale jego twarz była śmiertelnie poważna.

-Jorge-westchnęłam ciągnąc go w dół aby się położył. -Śpij-wymamrotałam wtulając się w jego klatę. Jorge objął mnie swoimi silnymi ramionami wciskając mocnej w siebie.

-Kocham Cię-szepnął w moje włosy.

-Ja Ciebie też-odszepnęłam. Gdy już odchodziłam do krainy snów zdążyłam jeszcze usłyszeć głos Jorge.

-Muszę się oświadczyć

--------------------------

-Jorge wstawaj! Spóźnisz się do pracy-powiedziałam budząc mojego chłopaka.

-Pięć minut-wymamrotał z powrotem wtulając się w poduszkę.

-Nie wstawaj-rozkazałam ściągając z niego kołdrę.

-Może dzisiaj nie pójdę?-zapytał-Spędzimy ten dzień razem-dodał zachęcająco. Propozycja był niezmiernie kusząca ale muszę się go pozbyć z domu.

-Nie. Wstawaj-powiedziałam.

-Nie!-pisnął głosem dziecka.

-Jorge!-krzyknęłam. Po kilkunastu minutach w końcu udało mi się go ściągnąć z łóżka i wysłać do pracy. Od razu kiedy wyszedł zadzwoniłam Lodo aby przyszła. Na szczęście czarnulka nie mieszka daleko więc była po paru minutach.

-Lo mamy mało czasu!-oznajmiłam zdenerwowana-Musimy sprowadzić tort, dekorację, prezenty, muzykę i gości-panikowałam z małej ilości godzin.

-Tini spokojnie wczoraj zamówiłam tort jak mi kazałaś a Facundo i Rgggero zajmują się muzyką. Mercedes będzie tu za kilka minut i zajmie się dekoracjami a ja już zadzwoniłam do gości upewniając się czy przyjdą. Wszystko załatwione-uśmiechnęła się a mi ulżyło.

----------------------
Po kilku godzinach ciężkiej pracy cały salon był udekorowany a tort stał na stole. Brakowało tylko gości i Jorge.

-Okej pamiętasz nasz plan?-zapytała Lodo-Dzwonisz do niego, mówisz żeby przyjechał szybko, otwierasz drzwi jest ciemno-zrobiła pałze-witasz go, prowadzisz do środka i.....bam my wyskakujemy krzycząc "Niespodzianka"!-objaśniła wymachując rękami.

-Okej. Matko stresuje się. A co jeśli nie wypali?-panikowałam.

-Tini wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.-pogładziła mnie po plecach pocieszająco.-O chyba goście się zbierają-powiedziała po usłyszeniu dzwonka do drzwi.

-------

-Okej wszyscy są?-zapytała Ldovica przejeżdżając wzrokiem po gościach.-Chyba tak!-wykrzyknęła podekscytowana.-Dzwoń-powiedziała do mnie-Ej cisza po solenizanta dzwonimy!-krzyknęła do gości skutecznie ich uciszając.

BIP BIP BIP

J:Halo? Martina?

M:Jorge możesz przyjechać do domu?

J:Coś się stało? Co się dzieje?

M:Jorge po prostu przyjedź, proszę

J:Okej za chwilę tam będę-powiedział i rozłączył się nie czekając na moją odpowiedź.

-Woohoo udało się!-wrzasnęła Lo a goście podzielili jej entuzjazm. Zaśmiałam się cicho z mojej przyjaciółki.

Po kilkunastu minutach czekania na Jorge usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Jorge zapomniał kluczy?

-Chować się?-Lo krzyknęła szeptem a goście ukryli się we wcześniej wybranych miejscach. Poprawiła szybko swoje włosy i poszłam otworzyć. Uśmiechnęłam się otwierając drzwi gotowa aby powitać Jorge.

-Martina Stoessel?-zapytał potężny głos. Za drzwiami stało dwóch mundurowych z poważnymi minami. Zdziwiona o co może chodzić kiwnęłam głową. Lodovica widząc że to nie Jorge szybko podbiegła do drzwi.

-O co chodzi? Czy to pilne bo za chwile Jorge tu będzie a wy zepsujecie niespodziankę-powiedziała nie grzecznie.

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DAM! DAM! DAM!






niedziela, 23 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.5

Dwa miesiące później:
Po naszym wypadzie do wesołego miasteczka sporo dowiedziałem się o brązowookiej piękności. Nie tylko o jej życiu ale i nawykach. Na przykład jak się stresuje notorycznie poprawia swoje włosy i żuje dolną wargę, jak się koncentruje wystawia język i oblizuje usta natomiast jeśli jest zdenerwowana marszy brwi i zaciska zęby. Ale najważniejszą rzeczą jaką zauważyłem jest to jak jej oczy rozjaśniają się gdy jest szczęśliwa, jak patrzy na coś z miłością i adoracją. Problem jest w tym że zaczęła patrzeć tak na mnie. Przez te dwa miesiące spotykaliśmy się prawie codziennie nie sądziłem że znowu mogę być tak szczęśliwy. Ale nie pozwolę znowu oddać się uczuciom. W życiu trzeba uczyć się na błędach i ich drugi raz nie popełniać. Własną radę przyjąłem sobie do serca dlatego właśnie czekam na Tini w moim domu. Jak na zawołanie ktoś zadzwonił do drzwi.

-Hej-przywitała się brunetka od razu ściskając mnie na przywitanie utrudniając mi pójście za głosem rozumu.

-Hej, wejdź-zamknąłem za nią drzwi i razem poszliśmy do salonu. Brunetka w moim domu czuła się bardzo swobodnie gdyż często tu bywała. -Musimy porozmawiać-powiedziałem. Martina zatrzymała się odwracając do mnie na jej twarzy widniało zaniepokojenie.

-Coś się stało?-zmartwiła się podchodząc bliżej. Nie chciałem jej tego mówić wiedząc że prawdopodobnie złamie jej tym serce a jej zatroskana mina nie ułatwiała mi tego. Przez tyle miesięcy byłem samotny, szukałem pocieszenia w barach przy alkoholu i kobietach na jedną noc. A teraz mam kogoś kto troszczy się o mnie jak nikt inny, jest piękny wewnątrz i z zewnątrz a ja to odrzucam.

-Powinniśmy przestać się spotykać-wypowiedziałem te słowa a mój głos się załamał. Brunetka spojrzała na mnie z bólem w oczach.

-Co? Czemu?-Martina zapytała z bólem w głosie próbując lekko się do mnie zbliżyć.

-Czujesz coś do mnie?-próbowałem nie wyrażać żadnych emocji lecz w środku buzowałem. Martina rozwarła lekko usta aby coś powiedzieć lecz szybko je zamknęła kręcąc głową.

-Martina?-domagałem się odpowiedzi od brunetki która spuściła głowę abym nie mógł jej zobaczyć.

-Tak-odparła podnosząc głowę nie wstydząc ani nie bojąc się swoich uczuć tak jak ja. Zacisnąłem oczy gdy potwierdziła moje przypuszczenia. Z dali mogłem usłyszeć jej przyśpieszony oddech a nawet bicie serca jeśli to możliwe.

-Nic do ciebie nie czuje-skłamałem. W głębi duszy wiedziałem że jest to ogromne kłamstwo. Tego chciałem prawda? To czemu czuje jak popełniam największy błąd w moim życiu? Czemu moje serce boli jeśli to ja tego chcę?

-Kłamiesz-stwierdziła.-Widzę jak na mnie patrzysz. Uczuć nie można oszukać Jorge. Spójrz mi prosto w oczy i powiedz że nic do mnie nie czujesz a nie jak tchórz chowasz swoją twarz-wypowiedziała ze złością. Zły, zły na siebie uniosłem wzrok, przypomniałem sobie Jessicę, jej twarz, jej oczy.

-Nic do ciebie nie czuje-wypowiedziałem te słowa ale nie do Martiny lecz Jessici którą teraz widziałem.  Z transu wybudził mnie głośny trzask drzwi. Straciłem ją. Straciłem moją drugą szansę na lepszy start. Z bezradności usiadłem na kanapie, wszystko zaczęło mnie przytłaczać, poczułem się samotny. Pod przypływem chwili chwyciłem kluczyki i udałem się aby siebie naprawić.

-------------\

-To samo-burknąłem do mężczyzny za ladą.  Osiłek spojrzał na mnie z pogardą po czym podał mi co chciałem. Wypiłem wszystko na raz aż poczułem jak głowa mi buzuje. Niespodziewanie obok mnie ktoś usiadł. Powoli przekręciłem głowę w lewą stronę aby ujrzeć wysoką kobietę pochylającą się nad barem. Jej lśniące blond włosy spływały aż do pasa po jej krwisto czerwonej sukience.  Podniosłem wzrok aby przyjrzeć się jej twarz aby dowiedzieć się że para zielonych oczy już się we mnie wpatruje. Na jej ustach widniał seksowny uśmiech.

-Hej-wypowiedziała uwodzącym głosem przejeżdżając wzrokiem po moim ciele. Po tym jak na mnie patrzała szybko można było wywnioskować że nie liczy na długą znajomość. Więc chyba się zrozumiemy.

-Hej ślicznotko-oddałem jej uśmiech i odwróciłem głowę w stronę barmana-poproszę Margaritę a dla pani Martini-pewny siebie zamówiłem dla nas.

-Skąd wiedziałeś co chcę?-zdziwiła się na co wzruszyłem ramionami nadal się uśmiechając. Po niespełna dziesięciu minutach skończyliśmy nasze napoje i poszliśmy na parkiet. Blondynka bezwstydnie ocierała się o mnie przez cały czas, nie to żeby mi to przeszkadzało.
-Mieszkam niedaleko-powiedziała kusząco przygryzając moje ucho. Wypiłem już sporo więc nie ufałem mojemu językowi więc postanowiłem tylko lekko kiwnąć. Chwyciłem blondynkę za rękę i skierowałem nas do wyjścia. Kobieta mówiła prawdę do jej mieszkania było dwa kroki. Kiedy weszliśmy do środka zielonooka nie marnowała czasu tylko zdarła ze mnie koszulę wyrywając kilka guzików. Po kilku chwilach oboje byliśmy kompletnie nadzy na jej łóżku.

------------------
Miesiąc później:
Miną miesiąc odkąd ostatni raz widziałem Martinę. Byłem głupi myśląc że o niej zapomnę. W dzień mam ją w myślach w nocy w snach a w dodatku mylę ją z innymi kobietami na ulicy. Kilka razy nawet stałem pod jej domem ale nie miałem odwagi wysiąść i zapukać. Jak co poniedziałkowy poranek siedzę w biurze i wykonuje papierkową robotę. Każda rzecz mi o niej przypomina. Jak mówiła mi o swoich marzeniach o zostaniu piosenkarką, jak mówiła żebym spełniał swoje ponieważ życie mamy tylko jedno i nie wolno go zmarnować. Martina ma wielki talent, wiem to ponieważ nie raz mi śpiewała, raz nawet poprosiłem aby zaśpiewała mi do snu. Nam myśl o spędzonych chwilach z piękną brunetką moje serce zaczęło szybciej bić. Teraz już byłem pewny swoich uczuć. Jestem w niej zakochany. Kocham Martinę. Ma rację życie jest tylko jedne i nie można zadręczać się przeszłością, trzeba walczyć o szczęście. Bez żadnego zawahania szybko wstałem ze skórzanego krzesła kierując się do wyjścia z firmy.

-Panie Blanco! Panie Blanco!-usłyszałem głos mojej sekretarki która szybko mnie dogoniła. -Ma pan spotkanie za 10 minut-oznajmiła zdezorientowana moim zachowaniem.

-Przykro mi ale nie mogę-odparłem spokojne.

-Ale...-nie zdążyła dokończyć gdyż jej przerwałem.

-Zadzwoń do niego i powiedz że spotkanie odwołane. To rozkaz.-powiedziałem stanowczo i opuściłem moją firmę.

Jechałem tak szybko że sam się zdziwiłem że policja mnie nie złapała. Cały zdenerwowany zaparkowałem niedaleko domu Martiny i od razu wysiadłem idąc w jej kierunku. Nie wiedząc co jej powiem zadzwoniłem dwa razy na dzwonek czekając aż otworzy. Minęła minuta....dwie....pięć, no ile można czekać. Przyjrzałem się i zauważyłem że wszystkie światła są powyłączane. Super nie ma jej w domu. Mogłem pomyśleć że jest w pracy. Miałem już odchodzić kiedy zauważyłem starszą kobietę przyglądającą się mi, tą samą gdy przepraszałem Martinę. Kobieta nie odrywała ze mnie wzroku po czym machnęła do mnie ręką abym podszedł. Niepewnym krokiem ruszyłem w stronę jej domu.

-Ymm Dzień dobry-powiedziałem stojąc kilka kroków od niej. Staruszka ciepło się do mnie uśmiechnęła odpowiadając mi.

-Witaj. Zapewne przyszedłeś do Tini-zgadywała. Ja lekko zdziwiony tym jak ją nazwała pokiwałem głową. Muszą się dobrze znać. -Wejdź-zaprosiła mnie do środka. Zawahałem się ale przecież staruszka nie może być mordercą....ale lepiej nie odwracać się tyłem. -Herbaty?-uniosła brwi.

-Nie dziękuje-podziękowałem uprzejmie. Staruszka wskazała na krzesło abym usiadł a sama zajęła to na przeciwko.

-Powiedz czy coś się stało?-zapytała z zatroskanym wyrazem twarzy. Odetchnąłem nerwowo bawiąc się palcami.

-Zrobiłem coś czego żałuje i chcę to naprawić-spuściłem wzrok na dłonie, staruszka zamruczała. Kiedy myślałem co powiedzieć dalej coś czarnego przykuło moją uwagę.-Czy to kot Martiny?-zapytałem zdziwiony jego obecnością. Staruszka obejrzała się za siebie po czym kiwnęła głową.

-Tini zostawia go tutaj gdy idzie do pracy. Bardzo kocha tego kota-poinformowała mnie.

-Musicie być blisko jeśli ufa ci z czymś co kocha-powiedziałem próbując dowiedzieć się więcej o ich relacji. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-Jesteśmy-odparła krótko zostawiając moją ciekawość niezaspokojoną.-Tini jest wspaniałą dziewczyną. Zasługuje na wszystko co najlepsze-dodała.

-To prawda-od razu się zgodziłem z jej słowami. Brunetka zasługuje świat. -Wie może pani o której wróci?-zapytałem z nadzieją.

-Proszę mów mi Maria-uśmiechnęła się podając mi rękę.

-Jorge-delikatnie oddałem uścisk od razu zauważając pierścionek na jej serdecznym palcu. Zastanawiałem się gdzie jest jej mąż. Może już nie żyje.

-Henry-powiedziała Maria dotykając złoty pierścionka opuszkami palców, patrząc na niego z miłością.-Odszedł rok temu-wyszeptała ze smutkiem.

-Przykro mi

-Takie jest życie. Ktoś umiera a inny się rodzi-podciągnęła nosem ze smutkiem-Ach Martina powinna za chwile kończyć-zmieniła temat rozweselając się. Było widać że nadal cierpi po utracie ukochanej osoby i właśnie tego się boje. Bólu.

-Warto było?-zapytałem. Maria spojrzała mi w oczy.-Czy warto było kochać aby potem wszystko to stracić i cierpieć?-moje gardło coraz bardziej się zaciskało a słowa wychodziły z trudem. Kobieta z już siwymi włosami podarowała mi najszczerszy uśmiech jaki widziałem a jej oczy rozbłysły od łez.

-Nie żałuje ani jednej sekundy. Jorge pamiętaj ja nic nie straciłam. Jego miłość będzie ze mną na zawsze, będę miała go w sercu i pamięci aż do śmierci. Owszem cierpię, bo tęsknie... ale ja wiem że on jest ze mną.-z każdym jej słowem wierzyłem jej coraz bardziej. Szybko otarłem policzek po którym spłynęła pojedyncza łza. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
-To pewnie Tini-uradowała się Maria szybko idąc otworzyć drzwi i już po chwili usłyszałem głos za którym tak tęskniłem.
-Pusz...Jorge?-wypowiedziała w szoku. Powoli odwróciłem się w jej stronę i przyrzekam że moje serce o mało z piersi mi nie wyskoczyło. Czy to możliwe że przez ten miesiąc stała  się jeszcze piękniejsza. Chciałem podbiec i ją przytulić, poczuć jej waniliowy perfum ale wiedziałem że mnie odepchnie.

-Hej-powiedziałem ochrypniętym głosem. Na twarzy brunetki pojawiła się złość.

-Co ty tutaj robisz?-zdenerwowana podeszła do mnie bliżej a mój oddech się zatrzymał.

-Przyszedłem przeprosić-powiedziałem nie łamiąc kontaktu wzrokowego. Martina bez słowa odwróciła się i chciała odejść ale szybko chwyciłem ją za nadgarstek który jeszcze szybciej wytargała.

-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła aż się wzdrygnąłem cofając kilka kroków.-Co ty sobie myślisz że przyjdziesz tu powiesz przepraszam i już?!-zmarszczyła brwi zaciskając szczękę. -Jorge nie ma słów które by coś zmieniły....-tłumaczyła.

-Kocham Cię-Martina zatrzymała się patrząc na mnie w szoku, który długo nie trwał bo po chwili była przy mnie a mój policzek zaczął piec. Tak dała mi z liścia. Drugi raz.

-Myślisz że powiesz te słowa i rzucę ci się na szyję?-ze łzami w oczach opuściła ręce z bezradności. Szybko klęknąłem chwytając jej dłonie.

-Proszę daj mi drugą szansę. Proszę Martina.-błagałem. Brunetka kręciła głową ze łzami w oczach. -Proszę-powiedziałem z nadzieją w oczach  a ona zaszlochała.

-Ostatnia szansa-wychlipała że prawie jej nie zrozumiałem-To twoja ostatnia szansa-słysząc te słowa uniosłem się z kolan mocno ją przytulając. Brunetka wtuliła swoją twarz w moją szyję tak że czułem każdą jej łzę. Staliśmy tak przez chwilę po czym lekko ją odsunąłem spoglądając głęboko w jej czekoladowe oczy.

-Mam coś dla ciebie-szepnąłem biorąc pudełko z blatu kuchennego i podając jej.

-Czekoladki?-zapytała rozbawiona z wielkim uśmiechem.

-Pamiętałem-odparłem szeroko się uśmiechając.

-Kocham Cię-powiedziała odkładając pudełko z powrotem na blat.

-Ja Ciebie też kocham-odpowiedziałem szczersze stykając nasze czoła razem. Mój wzrok powędrował na jej pulchne usta na które się zapatrzyłem.

-Będziesz się gapił czy mnie pocałujesz-zachichotała lekko się pochylając. Ostatni raz spojrzałem jej w oczy po czym delikatnie musnąłem jej usta kosztując na nich łzy. Brunetka szybko oddała mój pocałunek lekko go pogłębiając. Jej usta były tak pulchne i delikatnie że nie chciałem się oderwać. Lekki śmiech przerwał naszą czynność.

-Widzę że już wszystko dobrze-Maria stała kilka kroków od nas z czarnym kotem na rękach. Martina zaśmiała się kiwając głową.

-Już późno-powiedziała Martina-pewnie chcesz już spać. Bierzemy puszka i znikamy-wesoła Martina podeszła do Marii delikatnie biorąc od niej kota (bestię która próbowała mnie udusić-tak nadal pamiętam). Z kotem na rękach i z Marią z tyłu podeszliśmy do drzwi. Martina przytuliła jeszcze Marię na pożegnanie a ja delikatnie jej pomachałem.

-Jeszcze raz dzięki za opiekę nad puszkiem, babciu-dodała zostawiając mnie zszokowanego.

-Babciu?-zapytałem na co obie kobiety się zaśmiały.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




czwartek, 20 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.4

Dzisiejszego ranka wstałem z tylko jedną myślą w głowie. Zamierzam iść do Martiny i zmienić jej myślenie o mnie. Nie wiem jak to zrobię ale zrobię. O dziwo obudziłem się z mnóstwem energii jakby myśl o brunetce mnie nakręcała, i tak było. Z mojej garderoby wybrałem zwyczajne czarne dżinsy i nową koszulę a swoje ciało spryskałem swoim ulubionym perfumem który mam nadzieje spodoba się Martinie. Z głową pełną myśli o brązowookiej wyszedłem z domu udając się do samochodu. Przejeżdżając przez zakorkowane ulice poczułem że czegoś mi brakuje. Kwiaty. Nie mogę iść przeprosić bez kwiatów. Jak na zawołanie moim oczom ukazała się kwiaciarnia, więc szybko zaparkowałem i poleciałem w stronę sklepu. Od razu po wejściu zacząłem rozglądać się za idealnymi kwiatami pasującymi na okazję.

-Witam! W czym mogę panu pomóc?-zza lady wyskoczyła niziutka kobieta od razu zwracając na siebie uwagę swoim piskliwym głosem i jak się okazało szerokim uśmiechem.

-Ymm szukam kwiatów-odparłem głupio. Kobiecie uśmiech jedynie się poszerzył.

-Mogę wiedzieć na jaką okazję?-zapytała.

-Przeprosiny-odparłem drapiąc się nerwowo po szyi. Rudowłosa kobieta energicznie pokiwała głową.-Myślałem o czymś tradycyjnym. Może róże?-zapytałem z nadzieją. Rudzielec przez chwile się zastanawiał po czym bez słowa zniknęła zza zaplecze.

-Fioletowe róże. Symbolizują miłość od pierwszego wejrzenia ale także idealnie nadają się na przeprosiny, ale to nie kolor jest tylko waży lecz ich liczba-odparła wyciągając z wiklinowego koszyka różę za różą tworząc z nich bukiet. -Piętnaście. Liczba piętnaście wyraża skruchę i prosi o wybaczenie. Każda kobieta zachwyci się ich kolorem. Są bardzo rzadkie-tłumaczyła. Rzeczywiście były piękne i mówi że każdej kobiecie się spodobają więc Martinie też.

-Poproszę-odparłem pewnie od razu sięgając po portfel do tylnej kieszeni. Szybko zapłaciłem i z powrotem byłem w drodze do brunetki. Po kilkunastu minutach zaparkowałem pod domem Martiny. Z siedzenia obok wziąłem bukiet owinięty w wstążkę i ruszyłem w stronę potężnych mahoniowych drzwi. Biorąc głęboki oddech znalazłem dzwonek palcami a po chwili w jej domu rozbrzmiał cichy dźwięk. Biorąc chwilę jaką miałem zacząłem uważnie przypatrywać się osiedlu. Wyglądało na spokojne wręcz stworzone dla rodzin z dziećmi i psem ponieważ niedaleko znajdował się park. Kątem oka zauważyłem zapewne sąsiadkę Martiny uważnie przyglądającej mi się ze swojego ganku. Starsza kobieta była najwidoczniej zaciekawiona ale także zdziwiona moją obecnością. Nie wiedząc czemu przez jej minę pomyślałem że Martina może mieć chłopaka a ja stoję tu z kwiatami. Moje myśli przerwały otwierające się drzwi.

-Jorge? Co ty tu robisz?-zza drzwi wyszła brunetka z niezbyt zadowoloną miną że mnie widzi.

-Hej...-nie wiedząc jak zacząć wyciągnąłem bukiet zza pleców myśląc że to on zdziała cuda. Oczy brunetki delikatnie się rozszerzyły a na ustach pojawił zadziorny uśmiech.

-Och-zaśmiała się nie odrywając wzroku od kwiatów. Po chwili jednak spojrzała mi w oczy.

-Przepraszam.... za wczoraj, zachowałem się jak dupek-powiedziałem spuszczając wzrok nie tylko z zażenowania, ale i przez jej przeszywające spojrzenie.

-To prawda-wyszeptała a w jej głosie mogłem wyczuć lekki smutek.-Wejdź do środka-dodała odsuwając się aby zrobić mi przejście. Lekko zbity z tropy spojrzałem na nią zdziwiony po czym powoli wszedłem do domu zatrzymując się po kilku krokach aby podać jej kwiaty. Martina bez słowa podążyła w głąb z bukietem w rękach. Jak się okazało zaprowadziła nas do kuchni gdzie wsadziła bukiet do szklanego wazonu z wodą.

-Słuchaj-zacząłem gdy nadal była odwrócona do mnie tyłem.-Głupio mi jak się zachowałem więc chcę ci to wynagrodzić-to zwróciło jej uwagę gdy po chwili stała do mnie przodem pełna zaciekawienia-pomyślałem że fajnie by było się gdzieś razem wybrać i może dowiedzieć coś o sobie-nerwowo przycupnąłem z nogi na nogę. Od dawna nie byłem tak zestresowany. Brązowooka lekko pokiwała głową przygryzając dolną wargę.

-Okej-powiedziała po chwili a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech-ale pod jednym warunkiem-dodała chytrze się uśmiechając. Skinąłem głową pokazując aby kontynuowała-pójdziemy do wesołego miasteczka-skończyła z wielkim uśmiechem na twarzy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny grymas. Ostatnim razem w wesołym miasteczku byłem gdy miałem piętnaście lat i nie za dobrze się to skończyło.

-Dobra-odparłem bezradnie nie mając wyboru. -Pójdę już jeśli mamy się wyrobić-razem skierowaliśmy się do wyjścia-będę o 13-przechodząc przez próg spojrzałem na brunetkę.

-Bądź o 12-poprawiła mnie co do godziny.-i tym razem się nie spóźnij-dodała drwiąco. Zamiast być urażony skupiłem się na tym jak seksownie wygląda z takim zadziornym uśmiechem. Pokiwałem głową odsuwając od siebie niepotrzebne myśli i ruszyłem w stronę auta.

-Jorge!-usłyszałem za mną.

-Tak?-zapytałem spokojnie.

-Następnym razem jak będziesz przepraszać to kup czekoladki-powiedziała znikając za drzwiami. Nadal stałem patrząc w stronę domu brunetki nieświadomy ogromnego uśmiechu który pojawił się na mojej twarzy. Czyli będzie następny raz. Z uśmiechem odjechałem wyłapując wzrok tej samej starszej kobiety która wcześniej bacznie mnie obserwowała. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech a mnie ciekawiło kim jest ta kobieta.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kończą mi już się części muszę znowu zacząć pisać :)


wtorek, 18 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.3

Rok później:

-To samo-wybełtałem do barmana po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Mężczyzna nawet na mnie nie zerknął jedynie podał czego żądałem. Tak otóż to spędzam każdy mój piątkowy wieczór. W barze. Samotnie ale tylko na początku.

-Poproszę Marini-usłyszałem głos obok mnie. Automatycznie spojrzałem w bok. Moim oczom ukazała się kobieta o kasztanowych włosach. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi.

-Hej-powiedziałem zwracając na siebie uwagę. Zdziwiona spojrzała na mnie.

-Hej..-powiedziała niezainteresowana odwracając swój wzrok  z powrotem w stronę baru.

-Jak ci na imię ślicznotko?- zapytałem dotykając jej uda. Miała na sobie krótką czarną sukienkę, która pokazywała jej kształty. Brunetka szybko zrzuciła moją dłoń na co zmarszczyłem czoło. -Słuchaj...zapłacę....sporo-wymamrotałem a w odpowiedzi mój policzek zaczął niesamowicie boleć. Właśnie dostałem od niej z liścia. Ma charakterek.

-Przeszkadza pani?-zapytał napakowany barman. Dziewczyna spojrzała w moją stronę i pokręciła głową.

-Nie, wszystko w porządku-odparła z uśmiechem. Spojrzałem na kieliszki przede mną i wypiłem wszystkie na raz.

-Nie za dużo?-ten sam głos zapytał kpiąco. Spojrzałem w bok dziwiąc się że owa brunetka nadal tu jest.

-Wiem ile mogę-burknąłem.

-Jasne-odparła sarkastycznie i odeszła zostawiając mnie samego. Posiedziałem jeszcze przy barze po czym zacząłem się zbierać. Dzisiaj wypiłem nieco więcej i nie miałem pojęcia co się dookoła mnie dzieje. Próbowałem złapać taksówkę ale nic z tego.

-O mój Boże nie mogę na ciebie patrzeć-usłyszałem zza pleców. Odwróciłem się jak najszybciej spoglądając na brunetkę z baru. Podeszła do mnie powoli z rękami na piersi.-Zamówiła taksówkę. Mam dobre serce i nie mogę patrzeć jak machasz do samochodów. Tak apropo to jest parking.-wskazała dookoła. Rozejrzałem się i faktycznie znajdowałem się na pieprzonym parkingu. Musiałem wyjść tyłem baru a nie przodem. Ale przysiągłbym że samochody się poruszały. Spuściłem głowę z zażenowania. -Idziesz czy nie?-zapytała wskazując na żółty samochód. Nie mając innego wyjścia podążyłem za nią.

Po chwili jazdy brunetka znowu się odezwała. Strasznie dużo gada.

-To powiesz mi gdzie mieszkasz?-zapytała.

-Nie-odparłem.

-Co?-pisnęła. -Jak to nie?-domagała się odpowiedzi.

-Nie-powiedziałem ponownie.

-To co ja mam z tobą zrobić?-zapytała mnie lub siebie. Sam nie wiem. Byłem tak zmęczony że oczy same mi się zamykały.

-Halo halo nie śpij nie zamierzam cię dźwigać-poczułem klepanie po policzkach.-Jesteśmy-powiedziała wychodząc z taksówki i otwierając drzwi z mojej strony.-Wstawaj-rozkazała. Posłusznie wykonałem jej polecenie. Kobieta której imienia nie znam zapłaciła za taxi i pociągła mnie w stronę  jakiegoś domu. Weszliśmy do środka.

-Spisz na kanapie-powiedziała popychając mnie na szarą jak się okazało niewygodną kanapę. Lepsze to niż nic. -Dobranoc-usłyszałem i brunetka zniknęła mi z oczu. To tak się traktuje gości? Westchnąłem głośno i w niewygodnej pozycji na niewygodnej kanapie usnąłem.

------------------------
Powoli zaczynałem mieć problemy z oddychaniem. Śniło mi się że mnie ktoś dusi. Szybko otwarłem oczy unosząc się z kanapy. Moim oczom ukazał się czarny kot. Musiał spać na mojej twarzy. Szybko wstałem z kanapy i dopiero wtedy zauważyłem że nie jestem u siebie. Byłem lekko zdezorientowany lecz po chwili urywki ze wczoraj dały mi do myślenia.

-Ooo wstałeś-usłyszałem damski głos. Moim oczom ukazała się brązowooka piękność. Mój wzrok powędrował po całej jej figurze.

-Twój kot o mało mnie nie zabił-niezłe przywitanie Jorge-pomyślałem. Brunetka zmarszczyła brwi.

-Pan puszek?-zapytała jakbym znał odpowiedź. Na widok kota na kanapie uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.

-A tak w ogóle dzięki za noc...mam nadzieje że wiesz że to było  jednorazowe-powiedziałem prostując koszulę którą miałem na sobie. Brunetka popatrzała na mnie nie wiedząc o czym mówię.

-Ty-ty myślisz że my ze sobą?-wskazała na nas po czym wybuchnęła śmiechem.

-O co ci chodzi?-zdenerwowałem się.

-Nie spaliśmy ze sobą-odparła nadal cicho się śmiejąc.

-Och-westchnąłem.

-Ta och. Byłeś tak pijany że próbowałeś złapać taksówkę na parkingu więc się zlitowałam-zaśmiała się.

-Oo ymm dzięki za pomoc ale będę już leciał.-powiedziałem próbując jak  najszybciej się stąd wydostać.

-Chwila chwila nie tak szybko. Zmarnowałeś mi piątkowy wieczór. Jesteś mi coś winien.-powiedziała.

-Ile?-burknąłem wyciągając portfel.

-Obiad wystarczy-odparła z uśmiechem.

-W sensie randka?-zdziwiłem się. Brunetka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Przewróciłem oczami z irytacji.

- Nie to nie randka. Po prostu zabierasz mnie na obiad za który płacisz. Proste? Proste-uśmiechnęła się roześmiana.

-Okej będę o piętnastej-w końcu jestem jej coś winien.

-O czternastej-poprawiła mnie.-A tak w ogóle to jestem Martina.

-Jorge-odparłem opuszczając jej dom.


-----------------------

Po kilku godzinach znowu stałem przy tych samych drzwiach czekając aż Martina mi otworzy. Na szczęście była sobota więc nie muszę iść do firmy.

-Spóźniony-powiedziała Martina od razu po otwarciu drzwi. Bez innego słowa wyszła i zamknęła drzwi na klucz. Była ubrana bardziej codziennie a na jej twarzy był jedynie lekki makijaż ale nadal zachwycała urodą. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy do restauracji w której wcześniej zabukowałem stolik. Po tym jak usiedliśmy a kelner nas obsłużył nastała niekomfortowa cisza.

-Więc...-zaczęła.-Opowiedz mi coś o sobie-powiedziała nachylając się w moją stronę.

-No dobrze. A więc siedzę tu z jakąś dziewczyną której kompletnie nie znam. Nie chcę tu być, ale muszę i w dodatku ta nieznajoma wypytuje mnie o moje życie prywatne. Cudownie nie?-zapytałem chamsko. Delikatny uśmiech który miała dotychczas brunetka na sobie natychmiast zniknął. Po raz pierwszy od dawna zrobiło mi się głupio.

-Wiesz co masz rację. Sama nie wiem co tutaj robię z takim dupkiem i chamem jak ty. -powiedziała ze złością wstając od stołu. Przez ten rok tyle osób zdołało mi to powiedzieć ale dopiero jej słowa mnie dotknęły. Byłem w takim szoku że nie nie zauważyłem jak Martina zniknęła. Ale na pewno nie z mojej głowy. Cały czas jej słowa krążyły po moich myślach nie dając mi spokoju. To prawda stałem się dupkiem, jestem nim. Ale z jakiegoś powodu nie chcę aby ona tak o mnie myślała.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No cóż....


niedziela, 16 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.2

-Jorge-wypowiedziała z przerażeniem. Natychmiast go z siebie zepchnęła owijając swoje nagie ciało w kołdrę. W kołdrę w której dzisiejszego ranka spałem. Spaliśmy. Otrząsnąłem swoje sparaliżowane ciało i zatrzasnąłem drzwi ze złością która powoli we mnie wzrastała, zbiegłem szybko na dół do kuchni. Moje serce bolało niesamowicie. Czułem smutek, załamanie ale w tej chwili przede wszystkim byłem wściekły. Co ja mam zrobić?

-Jorge! Jorge to nie tak jak myślisz-zapłakana szatynka podbiegła do mnie ściskając moją rękę. Teraz miała na sobie moją starą koszulkę którą sobie przywłaszczyła. Na mojej dłoni poczułem gorące krople. Były to łzy. Moje łzy. Dopiero teraz zauważyłem że płakałem. Ale ja płakałem ze złości. Co najmniej tak sobie wmówiłem. Spojrzałem w oczy szatynki w której byłem tak zakochany. Patrzenie na nią bolało więc spuściłem wzrok. Zabawne kilka godzin wcześniej mógłbym patrzeć na nią godzinami. -Jorge. Proszę powiedz coś-wybłagała. Musiała mówić przez ten cały czas lecz ja nic nie słyszałem. Żeby tego było jeszcze mało z góry zszedł on. Dopiero teraz język mi się odblokował.

-Jak mogłeś?-mój głos się załamał. Z czystą nienawiścią spojrzałem w oczy niegdyś mojego najlepszego przyjaciela. Nathan w oczach miał czyste przerażenie. I dobrze. Nawet nie zauważyłem gdy znalazłem się tuż obok niego a moja pięść zderzyła się z jego żuchwą. Natychmiast upadł na podłogę. Zapragnąłem więcej. Szybko na niego wskoczyłem przygniatając do ziemi a moje pięści latały wprost na jego twarz i szyję. Nawet nie zauważyłem że jest nieprzytomny, już nic nie widziałem. W tej chwili chciałem go zabić. Z mojego transu zdołały mnie wyciągnąć syreny policji. Dwóch uzbrojonych policjantów rzuciło się na mnie przygniatając do ziemi.

-Proszę nie-usłyszałem głos mojej byłej dziewczyny. Nie pamiętam co działo się dalej. Ze wszystkich emocji opadłem z sił.

-------------------------------
Obudziłem się w jasnym pokoju. Nie miałem pojęcia gdzie się znajduje. Która godzina. I co się stało. Podniosłem się na łokciach marząc aby to wszystko był tylko zły sen. Niestety przerosłem swoje oczekiwania. Znajdowałem się w szpitalu a na krześle nieopodal siedział policjant. Zauważył że się obudziłem i wyszedł zapewne wezwać lekarza. Nie myliłem się ponieważ mężczyzna w białym kitlu wszedł do pomieszczenia.

-Pan Jorge...Blanco jak się nie mylę-spojrzał na mnie. Lekko skinąłem głową. Chciałem podać mu rękę ale zauważyłem że obie poje pięści są poowijane bandażami. -Hmm nie pamięta pan? To pewnie przez szok. Za chwile sobie pan przypomni-i tak właśnie się stało wspomnienia  z ostatnich godzin spłynęły na mnie. Jubiler. Zdrada. Nathan. Zacisnąłem oczy chcąc się ich pozbyć. -Ktoś czeka na pana na zewnątrz. Dam wam chwilę-powiedział. A modliłem się żeby to nie była ona.

-Jorge!-usłyszałem krzyk mojej matki i odetchnąłem z ulgą. Kobieta podbiegła do mnie ściskając mnie, zauważyłem że ojciec cicho podąża za nią. Jego twarz bez emocji. -Co się stało?-zapytała niczego nieświadoma. Zacisnąłem szczękę.

-Co tu robicie?-zmieniłem temat.

-Co my tu robimy?!-odezwał się ojciec.-Może to że dostaliśmy telefon od policji o północy że zostałeś zatrzymany za pobicie?!-wrzeszczał.-A wyobraź sobie nasze zdziwienie gdy dowiedzieliśmy się kogo.

-Miałem swoje powody-warknąłem nie spoglądając na niego.

-Jakie? Jakie powody skłoniły cię do pobicia Nathana do nieprzytomności!

-Edmund uspokój się-powiedziała moja matka.

-Czy ty wiesz co on zrobił? Ma dwadzieścia dwa lata a zachowuje się jak głupi osiemnastolatek!-kontynuował. Do sali wpadła pielęgniarka.

-Jeśli państwo się nie uspokoją będę musiała was wyprosić-oznajmiła.

-I tak nie mam po co tu siedzieć-warkną i szybkim krokiem opuścił salę. Moja matka spojrzała przepraszająco w stronę pielęgniarki która lekko pokiwała głową i opuściła sale zostawiając mnie sam na sam z moją matką.

-Jorge..-zaczęła.

-Nie chcę o tym rozmawiać-odparłem odwracając się do niej tyłem. Słyszałem jedynie jak lekko wzdycha z bezradności.

-Lekarz powiedział że za kilka godzin możesz iść do do domu. Policja chce cię jeszcze przesłuchać-jeszcze tego mi brakuje.

-------------------------
Po kilku godzinach od wypisania i pobycie na komisariacie w końcu mogłem pojechać do domu. Nie maiłem ochoty do niego wchodzić z obawy że ona tam będzie.

-Jorge?-usłyszałem cichy głos. Moje mięśnie się napięły. Nie zwracając na nią uwagi ruszyłem do kuchni napić się wody. Słyszałem jak szybko za mną podąża. -Jorge pogadajmy. Proszę-szepnęła łamliwym głosem.

-Co ty tu jeszcze robisz?-wypowiedziałem szorstko na co wzdgrnełą się. W końcu nigdy nie mówiłem do niej takim tonem.

-Co?-odparła zdziwiona. Zmarszczyłem na nią brwi.

-Zapytałem co ty tu jeszcze robisz. Nie powinnaś być przy Nathanie, słyszałem że jest w szpitalu a wczoraj wydawaliście się.....blisko-odparłem drwiąco. Sam nie rozumiałem czemu się tak zachowuje. Och może dlatego że już nie mam serca. Wyrwała mi je.

-Proszę, wysłuchaj mnie-błagała. -To nie tak....

-Jak myślę? Słyszałem to już. Nie chcę twoich wytłumaczeń. Masz szczęście że w ogóle z tobą rozmawiam, że na ciebie patrzę, a muszę przyznać że wyglądasz ohydnie-uśmiechnąłem się widzą jak zalewa się łzami.

-Jorge....

-Wynoś się, nie chcę cię już więcej widzieć.-dodałem dla swojej przyjemności a w tej chwili jej ból mi ją sprawiał. Szatynka widząc że nic nie zdziała odwróciła się powoli udając na górę po swoje rzeczy.

-I jeszcze jedno-powiedziałem zwracając na siebie uwagę. Szatynka spojrzała mi w oczy z nadzieją.-Nienawidzę Cię Jessica.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj krótko, akcja powoli się rozwija. W następnej części pojawi się tajemnicza brunetka.
Mogę powiedzieć tyle że Jorge się zmieni z kochającego chłopaka na dupka.
Mam już napisane 6 części zaczynam 7 (tak tylko dla informacji) niektóre są krótsze inne dłuższe.




czwartek, 13 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.1

Nie sądzę że znam kogoś kto by uśmiechał się tak mocno w poniedziałkowy poranek jak ja w tej chwili. Lecz gdyby jego widokiem była śliczna szatynka o karmelowej skórze na pewno by tak było. Nie chciałem opuszczać ciepłego łóżka a już na pewno nie jej. Niestety pieniądze same się nie zarobią. Wstałem powoli aby nie obudzić mojej pięknej dziewczyny i poszedłem do łazienki wziąć poranny prysznic. Gdy już okrzesałem się, wybrałem garnitur zauważyłem że szatynka zaczyna się budzić na co na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.

-Hej-szepnąłem zbliżając się do krawędzi łóżka. Powoli otworzyła swoje zaspane oczy a jej wzrok zatrzymał się na mojej twarzy.

-Hej-odszepnęła z uśmiechem.-Wychodzisz już?-zapytała podnosząc się na łokciach.

-Yhm-mruknąłem twierdząco na co się zadąsała. Zaśmiałem się lekko przysiadając na skraju łóżka. -Dzisiaj wrócę trochę później-dodałem na co stęknęła wduszając swoją głowę w poduszkę. -Przepraszam kochanie ale mamy komplikacje w firmie-pogładziłem jej policzek.

-Okej rozumiem-westchnęła-Mam czekać?-uniosła brew.

-A mogłabyś?-uniosłem brwi z nadzieją. Uśmiechnęła się pocieszającą i nachyliła zamykając nasze usta w krótkim pocałunku.

-Kocham Cię-szepnąłem tuż po oderwaniu.

-Ja Ciebie też-musnęła moje usta po raz ostatni.

-----------------------------------------

-Dzień dobry panie Blanco-usłyszałem od razu po wejściu do mojej firmy adwokackiej. Elegancko ubrana kobieta od razu do mnie podeszła z teczką w ręku.

-Dzień dobry-odparłem.

-Pan Colone poprosił aby to panu przekazać-powiedziała przekazując mi czarną teczkę którą od razu otwarłem.

-Co to jest?-zapytałem lekko zakłopotany papierami w środku niej.

-Przykro mi ale nie mam pojęcia. Pan Colone nic nie powiedział-odparła zestresowana. Westchnąłem głośno kiwając głowo. Wziąłem teczkę pod pachę i udałem się do biura mojego przyjaciela.

-Co to ma być?-wszedłem bez pukania rzucając mu teczkę na biurko.

-Och Jorge ciebie też milo widzieć!-powiedział sarkastycznie na co przewróciłem oczami.- A to moi drogi przyjacielu nasz przyszły zysk-odparł na co spojrzałem na niego marszcząc brwi.

-Nathan do rzeczy. Nie mam czasu na twoje pierdoły-bąknąłem siadając na przeciwko mojego przyjaciela, tak że oddzielało nas jego wielkie biurko. Szybko uniósł ręce w geście obrony.

-Przejrzałeś papiery?-zapytał.

-Tak-odparłem krótko.

-I co?-zapytał podekscytowany. Kompletnie nie rozumiałem jego entuzjazmu.

-No i co? co?-zapytałem-Dałeś mi pełno wykresów. Nie mam pojęcia czego one dotyczą-pokręciłem głową. Nathan nic nie mówił tylko podniósł teczkę i wyciągną dwie kartki.

-Otóż to na tym wykresie widać zyski firmy-kiwną głową w stronę kartki w jego prawej ręce. Znajdował się na niej wykres z dotychczasowymi zyskami firmy, które jak dla mnie były zadowalające. -A tu-wskazał na drugą kartkę.-Zyski jakie moglibyśmy mieć-uśmiechnął się szeroko. Zabrałem kartkę z jego ręki przyglądając się wykresowi.

-Okej jak to uzyskać?-zapytałem oddając mu kartkę.

-Kojarzysz może nazwisko Hudson?-zapytał. No oczywiście że kojarzę nazwisko prezesa naszej konkurencji.-Po twojej minie zgaduje że tak-zaśmiał się.-Chcą odkupić od nas firmę-powiedział spokojnie.

-Co?!-wykrzyknąłem wstając natychmiast z krzesła.-Czyś ty oszalał?!-wrzeszczałem w złości.

-Hej, hej uspokój się-wybuchnął śmiechem.

-Z czego się śmiejesz?!-zapytałem zdezorientowany.

-Z twojej miny. Słuchaj propozycja jest prawdziwa ale na serio myślałeś że będę cię próbował do niej namówić?-zapytał retorycznie-Przecież wiem jak nienawidzisz Hudsona-zaśmiał się.

-Jesteś idiota. Wiesz?-pokręciłem głowa.- Tylko po to chciałeś abym przyszedł?-wstałem z fotelu szykując się do wyjścia.

-Nie, nie. Chciałem zapytać czy mogę dzisiaj wyjść wcześniej-odparł.

-Znowu?-zdziwiłem się.

-Taa mówiłem ci że mam sprawy do załatwienia-powiedział poprawiając czarny krawat.

-Słuchaj jeśli masz jakieś problemy....powiedz. Mogę ci pomóc-powiedziałem. Zaczynałem martwić się o mojego przyjaciela który ostatnio dziwnie się zachowuje. Mam nadzieje że nie popadł w żadne długi. Nathan od zawsze był chytry na kasę przez co hazard szybko go wciągną. Nieraz narobił sobie długów przez co później ratowałem jego dupę. Znamy się tak długo że jest dla mnie jak brat.

-Jorge dzięki. Ale to nic takiego.-uśmiechnął się nerwowo.

-Okej idź. Widzimy się jutro-powiedziałem i opuściłem jego gabinet udając się do mojego. Usiadłem w moim wygodnym fotelu i zacząłem przeglądać papiery jak robię każdego ranka. Godząc się na przejecie biznesu po rodzicach moje życie szybko popadło w rutynę. Jedyne co utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach to moja przepiękna dziewczyna. Na myśl o nie od razu poprawił mi się humor.

----------------
-Hej Jerry!-krzyknąłem zatrzymując brata mojej dziewczyny. Niskiego wzrostu blondyn od razu się obrócił.

-Hej! Jak tam?-uśmiechnął się.

-Mam sprawę-wyszczerzyłem się na co dziwnie na mnie spojrzał.

----------------

-Okej a może ten?-zapytał Jerry. Spojrzałem na obiekt w jego dłoni a  na mojej twarzy pojawił się grymas.-Czyli nie...-wymamrotał.

-Jest ładny ale nie ma tego czegoś w sobie-pokręciłem głową.

-Jorge stoimy już tu godzinę. Po prostu wybierz jeden.-westchnął.

-Jak? Wszystkie są ładne ale czegoś im brakuje-bąknąłem.

-I jak panowie? Któryś się spodobał?-zapytała blond włosa ekspedientka.

-Niestety ale nie-pokręciłem głową. Kobieta przez chwile się zastanawiała przyglądając moim ubraniom.

-Niech pan zaczeka-powiedziała udając się na zaplecze. Po chwil pojawiła się ponownie z małym pudełeczkiem w ręku. -Niech pan spojrzy na ten-powiedziała.

-Jest piękny-szczęka niemal mi opadła gdy zobaczyłem pierścionek zaręczynowy który według mnie ma "to coś".

-No jego cena też jest piękna-usłyszałem głos Jerrego który tak jak ja wpatrywał się w to cudeńko. -Jorge jesteś pewny...

-Bierzemy!-uciąłem go podekscytowany szybko kiwając głową w stronę ekspedientki. Ta jedynie się uśmiechnęła.

--------------------
Właśnie byłem w drodze do mojej willi którą dzieliłem z moją dziewczyną, wkrótce narzeczoną....mam taką nadzieje. Po drodze zdążyłem kupić jeszcze kwiaty. Róże. Jej ulubione. Kiedy już dotarłem całe nerwy opadły na mnie. A co jeśli powie "nie"? Szybko odgoniłem pesymistyczne myśli z głowy i wysiadłem z mojego czarnego BMW x6. Po cichu otwarłem drzwi kluczem wystawiając nogę przez próg. W domu panowała głucha cisza. Lekko zdziwiony gdzie szatynka się znajduje wszedłem w głąb gigantycznego salonu.

-Kochanie?-zapytałem. Nic. Nie myśląc wiele postanowiłem pójść do naszej sypialni. Pewnie zasnęła. Zacząłem powoli wchodzić po schodach na górę, dopiero wtedy usłyszałem cichą muzykę albo telewizor grający. Dlatego mnie nie słyszała-pomyślałem. Z uśmiechem na ustach stanąłem przed drzwiami sypialni, poprawiłem garnitur, sprawdziłem pierścionek i kwiaty. Trzęsącą ręką sięgnąłem po klamkę. Moje serce waliło jak oszalałe a oddech był przyśpieszony. Powoli otworzyłem drzwi spodziewając się widoku szatynki leżącej na łóżku. I tak było. Szatynka leżała na łóżku. Naga. A na niej jakiś mężczyzna. Znajomy mężczyzna. Nawet nie zauważyli jak wszedłem. W szoku upuściłem kwiaty na podłogę co zwróciło na mnie ich uwagę. Oboje spojrzeli na mnie w czystym szoku.

-Jorge-wypowiedziała z przerażeniem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to bardziej mini opowiadanie niż one shot. Na razie nie wiem ile będzie części na razie mam napisane 3, piszę 4 więc na pewno będę częściej dodawać.

sobota, 10 września 2016

"Naucz Mnie Żyć"

Mogę mieć wszystko czego tylko zapragnę.. Miliony na moim koncie w banku załatwią każdą moją zachciankę. Miliony ludzi którzy wielbią mnie i kochają. Życie którego nie jeden by zapragnął.

Mogę mieć wszystko czego zapragnę lecz tego nie chcę. Miliony na moim koncie załatwią każdą moja zachciankę ale ja nic nie chcę. Miliony ludzi którzy wielbią mnie i kochają a ja nadal czuję się samotna. Życie którego nie jeden by zapragną, ale ja go nie chcę. 

Zakończyć to wszystko w tym momencie wydawało się znakomitym pomysłem. Więc jestem tu, oddalona od domu kilkaset kilometrów gotowa zakończyć to wszystko. Po tych wszystkich latach nie czując nic byłam pewna że w tym momencie coś się zmieni. Może lekkie zawahanie? Strach? Smutek? Nic, kompletnie nic. W tym momencie nawet ból byłby przyjemny. Oglądając się dookoła nie widzę żywej duszy, jedynie silny wiatr rozwiewa moje włosy na wszystkie strony. Nie myśląc wiele wspięłam się na betonowy murek stając na nim wyprostowana. Spoglądając w dół widziałam spokojną głęboką wodę, która pod cieniem nocy wyglądała na czarną, jedynie blask księżyca ją oświetlał. Biorąc ostatni oddech nachyliłam się w stronę krawędzi. Moje stopy powoli opuszczały murek a siła grawitacji ciągnęła mnie w dół. Zamknęłam oczy czując jak moje pochylone do przodu ciało zaczęło spadać. Zdziwienie ogarnęło mój umysł gdy nagle poczułam mocny ból w lewej nodze. Moja natychmiastowa reakcja skłoniła mnie do napięcia mięśni i spojrzenia w górę o co zahaczyłam. Jakież było moje zdziwienie gdy to coś to raczej ktoś, który mocno ściskając moją nogę w dłoniach z całych sił próbował mnie wyciągnąć. Nadal w szoku próbowałam skupić się na jego twarzy lecz ciemność mi to uniemożliwiała. Po chwili która trwała dla mnie jak wieczność zostałam z powrotem wyciągnięta na górę a mężczyzna upadł obok mnie dysząc z wycieńczenia. Po jakimś czasie przeczesał ręką swoje włosy podnosząc głowę, dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam po wakacjach! Jak tam szkoła? U mnie okropnie.
Postanowiłam napisać małą zapowiedź dla was może ona pomoże wam zdecydować kto ma być zbawicielem.
Ciekawe jak zareaguje Martina na nieznajomego. Będzie szczęśliwa? Zła?




poniedziałek, 25 lipca 2016

"Naucz Mnie Żyć"- PROLOG

Zastanawiałaś się kiedyś co jest po śmierci? Tak? A jak często?
Ona myślała o tym codziennie, niemal bezustannie.
Oddając się w otchłań swojego ciemnego umysłu, siedząc rozmyślała.
Była zmęczona życiem a jako jedna z niewielu miała możliwość w pełni z niego korzystać.


Martina jako młoda nastolatka szybko się wybiła i osiągnęła ogromną sławę. Wygląda na to że jej życie jest perfekcyjne. Ze strony mediów jest otoczona kochającą rodziną i wieloma przyjaciółmi z tego biznesu. Jest młoda, piękna i bogata - Czego chcieć więcej? Lecz nikt nie wie że zmaga się z depresją która nasilała się przez te wszystkie lata. A ona do perfekcji miała wytrenowany sztuczny uśmiech którym nabierała wszystkich, nawet najbliższych. Choroba powoli ją wykańczała. Sięgając swojego kresu postanowiła zakończyć swoje życie.

Ale to nie koniec opowiadania, o nie. Ono dopiero się zaczyna.
A tu można podziękować jej zbawicielowi. Ale czy on aby na pewno nim jest?
Czy aby na pewno ją uratował jeśli ona już nie żyje.
Kto jej pomoże? Kto pokaże jej jak żyć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to zapowiedź do nowego OS.
Jeszcze nie wiem kto będzie tym zbawicielem.
Albo Jorge (zapewne to od razu pomyśleliście po przeczytaniu) lub ktoś inny.
Ale jeśli ktoś inny to wiadomo że opowiadanie na pewno będzie bardziej skomplikowane, ponieważ jest to OS o Jortini (rzecz jasna). A jak wiadomo zbawiciel może oczekiwać czegoś w zamian.
Napiszcie w komentarzach czy chcecie aby był to Jorge czy ktoś inny.

"Nie tylko moja" Os cz.5

Przede mną stała szatynka o znajomej twarzy. Zbyt znajomej. Martina.

Poczułem jakbym miał zemdleć. Nie umiałem oderwać od niej wzroku, ona też się do tego nie rwała. Trwale utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy.

-Piękny dom-wyraźny głos wyrwał nas z transu. Spojrzałem delikatnie na brunetkę stojącą po mojej lewej, o której zupełnie zapomniałem. Wymusiłem jak najprawdziwszy uśmiech na twarzy i delikatnie pokiwałem głową, skrupulatnie unikając wzroku szatynki. Nagle zrobiło się niesamowicie gorąco a ręce same mi dygotały.

-Zacznijmy od salonu-powiedział delikatny głos po dłuższej chwili. Niczego nieświadoma Emily chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do danego pomieszczenia. Martina zaczęła wymieniać zalety danego domu, w jej głosie mogłem wyraźnie wyczuć jak poddenerwowana była. -Jest to idealny dom rodzinny. Jeśli mogę zapytać. Państwo są razem?-oczywiście że będzie chciała to wiedzieć. Brunetka otwarła już usta aby coś powiedzieć lecz ubiegłem ją w tym.

-Tak-powiedziałem pewny siebie, otrzymując zdziwiony wzrok Emily, ścisnąłem jej rękę aby zasygnalizować aby się ze mną zgodziła. Będąc świetną aktorką na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.

-Wspaniale-usłyszałem zirytowany głos Martiny i automatycznie zagotowało się we mnie. -Dzieci?-dopytywała.

-W przyszłości-odparłem tym razem nawiązując kontakt wzrokowy z szatynką. Na jej ustach pojawił się sztuczny uśmiech, lecz było widać cierpienie ukrywające się pod nim.

-Zapraszam na górę-szatynka odwróciła się na pięcie, widziałem jak zaciska pięść ze zdenerwowania. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać co ona tutaj robi. Czyżby zmądrzała i znalazła normalną pracę. A ważniejsze pytanie: Czy to przypadek że ją spotykam.


Po zwiedzaniu wszystkich pomieszczeń byłem zachwycony domem. Nie był jakiś wielki za to bardzo wygodny i dostojny.

-Jeśli się pan zdecyduje to proszę do mnie zadzwonić-odparła w ogóle nie zwracając uwagi na brunetkę. Już mieliśmy wychodzić lecz jej głos nas zatrzymał.-Przepraszam, mogę z panem porozmawiać na osobności?-zapytała z desperacją.

-Proszę mówić, nic nie ukrywam przed dziewczyną-zaplotłem ręce na piersi.

-Jorge, porozmawiaj z panią a ja poczekam w samochodzie-lekko całując mój policzek oddaliła się zostawiając mnie z moją dawną narzeczoną.

-Czego chcesz?-zapytałem sucho. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

-Szukałam Cię-odparła zbliżając się, szybko wystawiłem rękę aby nie podchodziła.-Nikt nie wiedział gdzie pojechałeś-zaszlochała.

-Po co chciałaś mnie odszukać? A nie pomyślałaś że nie chciałem abyś mnie znalazła-zmarszczyłem brwi. Mój głos z sekundy na sekundę stawał się głośniejszy.

-Jorge proszę-zaczęła lecz jej przerwałem.

-Co Jorge proszę?! Trzymaj się ode mnie z daleka. Nareszcie zaczyna mi się układać, nie zepsuj mi tego. Nie chcę cię znać-skończyłem mówić po czym odwróciłem się na pięcie aby jak najszybciej opuścić dom.

-Czekaj-szatynka nie zamierzała się poddać. Chwyciła mnie za ramie które od razu wyszarpnąłem z jej uścisku.

-Co?!-odwróciłem się. Martina nic nie mówiąc zaczęła szukać czegoś w torebce. Westchnąłem głośno czekając. Po chwili wyciągnęła portfel a z niego jakąś kartkę którą mi podała. Chwyciłem ją szybko przyglądając się o co chodzi. Jak się okazało było to zdjęcie. Zdjęcie dziecka. Nie miałem pojęcia kto na nim jest, ewidentnie była to mała około dwuletnia dziewczynka.

-I co mam z tym zrobić?-pomachałem jej zdjęciem. Oczy brunetki jeszcze bardziej się zaszkliły.

-Ma twoje oczy-odparła cicho a moje serce stanęło na sekundę. Nie chciałem więcej patrzeć na to zdjęcie więc szybko schowałem je jej do torebki.

-Słuchaj jeśli myślisz że tym sposobem do ciebie wrócę to się mylisz. Nie wiem kogo to dziecko ale na pewno nie moje-powiedziałem szybko i czekałem na jej reakcje. Martina ponownie zaszlochała kręcąc głową.

-Jorge to jest twoja córka. Nasza córka-mówiła próbując ponownie się do mnie zbliżyć. Nie wierzyłem jej i miałem dobre powody.

-Jesteś szalona-próbowałem od niej odejść.

-Jorge to jest twoje dziecko. Jeśli jego nie uznasz nie będę miała wyboru tylko skierować sprawę do sądu-na jej słowa stanąłem jak wryty,

-Czego ode mnie chcesz?-wysyczałem przez zęby.

-Chcę aby Lara miała ojca-odparła. Pokręciłem głową nie dowierzając całej tej sytuacji.

-Więc widzimy się w sądzie-po tych słowach szybko opuściłem dom słysząc jeszcze wołania Martiny.

Zdenerwowany wsiadłem na miejsce kierowcy zapalając silnik.

-Sporo ci zajęło-na niespodziewany głos lekko podskoczyłem.-Hej, wszystko w porządku? Jesteś jakiś napięty-ścisnęła moje ramię. Pokręciłem głowa mrucząc ciche "nie". -Co tam się stało?-zmartwiła się brunetka.

-Potem ci powiem, nie chce tu być-Emily widząc moją minę nie pytała dalej tylko pokiwała głową.

----------

-To ona?!-wykrzyknęła gdy już wszystko jej opowiedziałem. -O mój....i dziecko?!-chwyciła się za głowę. Brunetka wzięła głęboki oddech powoli się uspokajając.

-Em i co ja mam zrobić? Martina chcę skierować to wszystko do sądu-zacisnąłem oczy.

-Jorge to nie jest zbytnio moja sprawa ale z góry wiem że nie chcesz szlajać się po sądach-pokiwałem lekko głową. -Może spotkaj się z nią pogadajcie na spokojnie-tłumaczyła.

-Emi ja nawet nie wiem czy to moje dziecko. Wiesz jaką miała pracę-ostatnie słowo wypowiedziałem z obrzydzeniem. Brunetka pokiwała głową ze zrozumieniem. -Ale też nie chcę chodzić po sądach-dopowiedziałem.

-Jorge pamiętaj że to nie jest wina dziecka. Może zrób test DNA i jeśli to twoja córka to wtedy coś się wymyśli. Hej. poradzimy sobie-zbliżyła się do mnie z szczerym uśmiechem. Pod wpływem chwili lekko ją pocałowałem co od razu odwzajemniła przybliżając się jeszcze bardziej. -W końcu jestem twoją dziewczyną-powiedziała po oderwaniu na co się zarumieniłem.

-Przepraszam za to ale musiałem to powiedzieć-wytłumaczyłem.

-Oh czyli nie chcesz abym nią była?-uniosła brew.

-Nie, nie nie chcę ale...-nerwowo podrapałem się po karku.-Jeszcze nie zapytałem-wyszeptałem zażenowany. Emily zarechotała z mojego zachowania.

-To na co czekasz?-przygryzła wargę nieśmiało na mnie spoglądając.

-Emily czy zostaniesz moją dziewczyną?-zapytałem oficjalnie. Brunetka pokiwała głową i złączyła nasze usta ponownie.

---------------
Od tamtego czasu miną tydzień. Dzisiaj jestem umówiony na spotkanie z Martiną. Chciałem aby Emily ze mną poszła lecz ona odmówiła mówiąc że Martina zapewne chce porozmawiać tylko ze mną. W takich momentach zadaje sobie pytanie jak na nią zasłużyłem. W końcu dojechałem pod podany adres i wysiadłem z samochodu. Była to raczej bogata dzielnica. Rozglądając się dookoła zobaczyłem numer domu do którego miałem się udać. Lekko niepewnym krokiem podeszłam do bramy i zadzwoniłem. Po chwili brama się otwarła wpuszczając mnie do środka. Dom a raczej willa była sporych rozmiarów na pewno nie takich jak Camili i Lauren ale porównując z innymi domami na pewno większa. Do drzwi nie musiałem pukać gdyż były otwarte a w progu stała szatynka. Zbliżając się do niej zauważyłem że nie miała na sobie makijażu. Kochałem kiedy nie nosiła tej całej tapety była naturalnie piękna i nadal jest. Nie zdając sobie sprawy zapatrzyłem się na nią, podziwiając jej piękno. Spotkałem wiele kobiet w ciągu mojego życia ale żadna nie była tak piękna i żadna nie sprawiła że moje serce biło mocniej.

-Wejdź-powiedziała cichym głosem lekko odsuwając się abym mógł wejść do środka. Przechodząc obok niej poczułem zapach jej perfum i już byłem pewny że je zmieniła. Ten byłe o wiele piękniejszy i o dziwo pobudzał moje zmysły. -Lara śpi na górze więc możemy spokojnie porozmawiać-prawdopodobnie z przyzwyczajenia chwyciła moją dłoń prowadząc do salonu. Jej dotyk mnie rozpalał jak za dawnych lat. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Ona znowu sprawiła że moje serce bije za szybko, jej dłoń była tak delikatna że nie chciałem jej już nigdy puścić. Przez te trzy lata nie odczuwałem smutku ponieważ czułem że się wyzwoliłem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo za nią tęskniłem. Byłem przerażony ponieważ moje uczucia do niej odrodziły się na nowo. -Chcesz coś do picia?-zapytała gdy już usiadłem na dużej sofie.

-Nie, nie chcę tu długo być więc przejdźmy do rzeczy-powiedziałem szorstko. Martina pokiwała głową i usiadła obok mnie. Mózg mówił mi abym się odsuną ponieważ siedzi za blisko lecz serce chciało ją jeszcze bliżej. Ignorując serce posłuchałem rozumu i odsunąłem się na odpowiedni dystans co zauważyła szatynka. -Nie przedłużając chcę testów DNA nie ufam ci, więc nie wiem czy to moje dziecko. A jeśli tak to mogę płacić alimenty-powiedziałem.

-Jorge ja chcę żeby Lara znała swojego ojca i spędziła z nim trochę czasu-westchnęła przeczesując palcami włosy.

-Martina mam teraz nowe życie, a ty nagle pojawiasz się wielce odmieniona i to jeszcze z dzieckiem. Czego ode mnie oczekujesz? Że zapomnę o wszystkim, wrócimy do siebie i będziemy szczęśliwą rodzinką?-prychnąłem sarkastycznie się śmiejąc.

-Nie liczę że od razu mi wybaczysz. Ale tak zmieniłam się. Jorge rzuciłam pracę do ciebie, i urodziłam twoje dziecko a ty mnie zostawiłeś samą. Upokorzyłeś mnie przed moją rodziną zrywając zaręczyny i wyzywając od dziwek. Myślisz jak się wtedy czułam?-mówiła płacząc. Nagle z góry dobiegł płacz dziecka. Martina otarła łzy szybko wstając i idąc na górę. Błagam niech nie schodzi tu z nią. Jak na zawołanie Martina zeszła na dół z małą dziewczynką w jej ramionach i usiadła na swoim poprzednim miejscu. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.

-Kto to mamusiu?-usłyszałem cichy szept. Martina spojrzała na mnie przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.

-Mój dawny przyjaciel-odparła po chwili namysłu. Lara lekko pokiwała i odwróciła się machając do mnie co odwzajemniłem. Moją uwagę przykuły jej oczy, moje oczy. Lara miała moje oczy i w tym momencie nie potrzebowałem żadnego testu DNA. -Kochanie idź się pobaw ja muszę porozmawiać z panem-dziewczynka lekko pokiwała słuchając swojej mamy i oddaliła się w niewiadome mi miejsce.

-Potrzebuje próbkę jej śliny-odparłem w transie, co prawda ma moje oczy ale nie chcę aby Martina miała rację. Moja odpowiedź ją zdziwiła lecz po chwili pokiwała głową. Podałem jej specjalny patyczek który miałem już wcześniej przygotowany a Martina poszła do Lary.


--------

Kolejny tydzień miną a ja stałem w salonie z wynikami badań. Nie miałem odwagi ich otworzyć, choć byłem pewny że wynik będzie pozytywny.

-Jorge? Co ty robisz?-zapytała Lauren która weszła do pomieszczenia. Nie odpowiadając pokazałem jej białą kopertę. -I co? Jesteś tatusiem?-zażartowała. Spojrzałem na nią. ''

-Jeszcze nie otworzyłem. Zrobisz to za mnie?-zapytałem od razu podając jej kopertę. Przyjęła ją bez zawahania po czym od razu otworzyła rozwijając papier. -I co?-zniecierpliwiłem się.

-No, no-pokiwała oglądając wyniki.

-Co no? To moje dziecko?

-No a czyje przecież ma twoje oczyska, widziałam zdjęcie i wiem że znasz wyniki to istna kopia ciebie-oddała mi kartkę na której faktycznie wyraźnie było napisane że to ja jestem biologicznym ojcem Lary. Nie wiadomo czemu ale na sercu zrobiło mi się ciepło na myśl że mam dziecko z Martiną. Szybko pozbyłem się tej myśli. Moje rozmyślanie przerwał telefon.

-Halo?-odebrałem nie patrząc kto dzwoni.

-Jorge? Hej-usłyszałem głos Emily.

-Hej. Coś się stało?

-Tak. Musimy porozmawiać-odparła.

-Mam się bać?-zapytałem ze śmiechem.

-Spotkajmy się w kawiarni o drugiej. Pasuje ci?-zignorowała moje wcześniejsze pytanie.

-Ymm tak. Do zobaczenia-bąknąłem zdziwiony jej tonem.

-Okej. Pa

Odsunąłem telefon od ucha myśląc o co jej chodzi. Układało nam się dobrze. Zauważyłem że jest już trzynasta czterdzieści. Czemu chciała się spotkać tak wcześnie. Chwyciłem kluczyki od samochodu i postanowiłem pojechać w miejsce spotkania, najwyżej poczekam tam na nią. Ku mojemu zdziwieni gdy dojechałem Emily już siedziała przy stoliku lecz nie była sama. Na przeciwko niej siedział elegancko ubrany mężczyzna. Nie wyglądało na to aby byli przyjaciółmi, ich rozmowa wydawała się poważna. Nie wiedziałem czy podejść czy obserwować ich z dala, w końcu nie chciałem wyjść na natręta albo jakiegoś ciekawskiego.  Długo nie myślałem rozmyślać gdy facet wstał i pożegnał się z Emily firmowym uściskiem dłoni. W tedy dopiero mnie zauważyła a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, lecz nie taki jak zawsze wydawał się smutny.

-Hej-powiedziałem podchodząc do niej i ściskając.

-Hej-odparła w moją szyję. Spojrzałem w stronę w którą odszedł tajemniczy mężczyzna. Emily westchnęła cicho wskazując na siedzenie abym usiadł. -Pewnie zastanawiasz się kto to był?-pokiwałem jej.-Pamiętasz jak mówiła ci że zawsze chciałam otworzyć kawiarnie?-zapytała. Znowu pokiwałem głową.-Nadążyła się okazja abym mogła spełnić swoje marzenie od czego był on który sprzedawał mi lokal-uśmiechnęła się co odwzajemniłem.

-To znakomicie-oznajmiłem.

-Jorge....otwieram ją w Irlandii-szepnęła.

-Co? Ale czemu tam a nie tutaj?-pokręciłem głową.

-Jorge tam lokale są o wiele tańsze-westchnęła.-I wiem że nie chcesz ze mną jechać, masz tu znajomych, dziecko i dom.....a związek na odległość nie ma sensu jeśli w ogóle nie będziemy się widywać-jej głos się załamał. Wiem że ma rację, to nie mogło wypalić.

-Masz rację. Ale nie chcę być w złych stosunkach. Przyjaciele?-wyciągnąłem do niej dłoń. Emily wstała i rzuciła się na mnie z uściskiem.

-Jesteś niesamowity. Mam nadzieje że spotkasz osobę która będzie ci mogła dać czego ja nie mogę-wyszlochała. Oboje się zaśmialiśmy z odrobiną smutku.

-Mam nadzieje że mnie odwiedzisz-powiedziałem patrząc jej w załzawione oczy. Ona tylko pokiwała ponownie wtulając się we mnie.

-----------
3 miesiące później:
 Po wyjeździe Emily postanowiłem kupić wybrany przeze mnie dom. Stosunki z Martiną tez się poprawiły, w końcu powiedzieliśmy Larze że to ja jestem jej ojcem. Reakcja dziewczynki mnie zdziwiła. Myślałem że będzie na mnie zła lecz w tamtym momencie była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Martina postanowiła pokazać mi że naprawdę się zmieniła, co tydzień każdą sobotę spędzamy z Larą jak prawdziwa rodzina. Moje uczucia do niej nasilają się z każdym dniem. Na razie jesteśmy przyjaciółmi ale wiem ze ona, ja i Lara chcemy czegoś więcej. Chcemy rodziny.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hello a więc tak zakończył się ten OS, szczerze mówiąc nie miałam pojęcia jak go zakończyć.
W głowie mam dwa kolejne OS i za chwilę dodam małą zapowiedź jednego z nich.




środa, 6 lipca 2016

"Nie tylko moja" OS cz.4

Następnego dnia wstałem o szóstej aby zdążyć naszykować się do pracy. Co prawda mieszkałem z szefową pod jednym dachem ale nie zamierzałem wykorzystywać jeszcze bardziej jej dobroci. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem obie brunetki jedzące śniadanie w kuchni. To dziwne nigdy nie wstają wcześnie ..... no Lauren nigdy nie wstaje wcześnie.

-Dzień dobry-przywitałem się z lekkim uśmiechem. Od razu się odwróciły i odparły tym samym. 

-Zrobiłyśmy jajecznicę-Camila wskazała na patelnie-dla ciebie też zostawiłyśmy-uśmiechnęła się. 

-Dziękuje-powiedziałem. Nałożyłem sobie trochę jajecznicy na talerz a do tego przygotowałem herbatę. Stojąc do nich tyłem słyszałem jak szepczą za moimi plecami lecz gdy się odwróciłem nic nie mówiły tylko się niewinnie uśmiechały. Usiadłem na jednym z wysokich stołów kuchennych na przeciwko dziewczyn i zacząłem jeść.-Coś się stało?-zapytałem zauważając że coś je gryzie. Spojrzały na siebie cicho uzgadniając która zapyta. 

-To jak?- Lauren bawiła się palcami lekko zawstydzona-Zadzwoniłeś do tej ekspedientki?-uśmiechnęła się lekko nieśmiało. Och a więc o to chodzi. Lekko westchnąłem po czym pokiwałem głową twierdząco. 
-I co?-zaciekawiła się. 

-Umówiliśmy się-wzruszyłem ramionami. 

-Wow wow Jorge uspokój się! Coś taki podekscytowany-powiedziała sarkastycznie zirytowana moim zachowaniem. Camila tłumiła w sobie śmiech. Pokręciłem tylko głową.

-Nie chcę robić sobie nadziei-burknąłem zajadając się pyszną jajecznicą. W mgnieniu oka zniknęła z mojego talerza jak herbata z kubka. W pośpiechu pożegnałem się i pojechałem do pracy. W drodze do mojej głowy przyszła na myśl urocza ekspedientka. Na myśl o mojej rance a także o pierwszej znajomości po rozstaniu z Martiną mój wzrok sam powędrował na schowek w samochodzie. Nadal jeżdżę tym samym samochodem. Poczułem silną chęć otwarcia go, więc gdy już dojechałem na firmowy parking chęć była zbyt silna by się jej oprzeć. Odetchnąłem głośno delikatnie otwierając samochodowy schowek. Było tam kilka rupieci w końcu nie tykałem go od trzech lat. Ręką delikatnie poprzesuwałem kilka rzeczy w celu znalezienia przedmiotu. Mój wzrok utkwił w małym diamencie a gardło się zacieśniło. Przemogłem się i chwyciłem pierścionek nieruszany przez ten cały czas. Pierścionek który odzwierciedlał jeden z moich błędów, który symbolizował mój ból. Po chwili przemyśleń wysiadłem z samochodu idąc w stronę parku. Podszedłem do pięknego drzewa którego gałęzie schylały się ku lewej stronie robiąc przy tym daszek nad zieloną ławką tuż obok niego. Usiadłem na niej nie będąc w stanie oprzeć się pięknemu widokowi na jezioro. Moim pierwszym pomysłem było aby wrzucić pierścionek do wody lecz po chwili zastanowienia rozmyśliłem się. Postanowiłem zostawić go na ławce w małej wnęce, może komuś się poszczęści i go znajdzie. Na przykład jakiś bezdomny. Jedno jest pewne do tanich on nie należał i na pewno komuś sprawi radość. Niech to będzie mój pierwszy krok do zostawienia przeszłości za sobą i pójścia na przód. A następnym będzie spotkanie z brunetką. Na moich ustach pojawił się uśmiech na myśl o tym że jest szansa abym był w pełni szczęśliwy. W lepszym humorze ruszyłem w stronę wielkiego biurowca w którym pracowałem.

----

O czternastej skończyłem moją zmianę i wróciłem do domu. Mój brzuch zacisną się na myśl o moim spotkaniu z ekspedientką. Tak, to dzisiaj o osiemnastej. Nic nie mówiłem dziewczynom, zapewne zestresowały by mnie jeszcze bardziej mówiąc możliwe sytuacje jak moja randka mogła by przebiec. Będąc już w moim pokoju postanowiłem wybrać strój. Musi to być coś szykownego, zabieram ją do gustownej włoskiej restauracji a więc mój strój musi być odpowiedni. Napisałem krótką wiadomość do brunetki potwierdzając nasze spotkanie, odpowiedziała błyskawicznie jakby tylko na to czekała.

Czas ciągnął się niemiłosiernie a ja nie miałem w co rąk włożyć. Z pięćdziesiąt razy poprawiałem mój wygląd i sprawdzałem czy wszystko gotowe. Jak widać wyszedłem z wprawy. Aby tego było mało do domu wróciły dziewczyny, które zapewne wybrały się na obiad do jakiejś restauracji. Ich wzrok od razu utkwił na mnie. Obie przyglądały mi się od góry do dołu zastanawiając się o co chodzi.

-Coś ty taki wystrojony?-zapytała zielonooka. Od razu zrobiłem się niepewny. Może faktycznie zbytnio się wystroiłem. -Halo ziemia do Jorge-zaśmiała się.

-Wchodzę dzisiaj-odparłem lekko ochrypniętym głosem.

-Domyśliłam się-nieświadoma odłożyła torebkę na krzesło, lecz po chwili szybko się odwróciła-Chwila! To dzisiaj?!-zmarszczyła brwi podchodząc do mnie. Pokiwałem tylko głową. -Czemu mi nie powiedziałeś?!-wyrzuciła ręce w powietrze ewidentnie zdenerwowana.-Pomogłabym-objaśniła.

-Właśnie dlatego-pokręciłem głową-Zawsze jak "pomagasz" ze stresu robię coś głupiego-burknąłem.

-Och przestań-machnęła ręką-Chyba zapomniałeś dzięki komu miałeś swoją pierwszą dziewczynę-uśmiechnęła się. No tutaj muszę jej przyznać rację. Ale nigdy jej nie powiem że chciałem się z nią umówić aby wzbudzić w niej zazdrość. Oczywiście brunetka odebrała to inaczej niż przypuszczałem i postanowiła mi pomóc ją "zdobyć". -Gdzie zabierasz tą szczęściarę?-poruszyła brwiami zaciekawiona.

-Do Grante -odparłem.

-Uuu dobry wybór-zamruczała zamyślona-Camz musimy się tam wybrać-powiedziała szybko do brązowookiej stojącej przy lodówce.

-Yhmm mają tam pyszne jedzenie-pokiwała głową.

-I drogie-burknąłem.

-Och nie bądź sknerą-szturchnęła mnie-zainwestuj w przyszłość.

-Przyszłość?-zapytałem zdziwiony.

-Taa musisz zrobić dobre pierwsze wrażenie. Wiesz skomplementuj ją, odsuń krzesło....o i daj duży napiwek-pokiwała palcem dając mi swoje rady. Jakbym tego nie wiedział. -Myślisz że jak wyrwałam Camilę?-powiedziała co zwróciło uwagę brunetki.

-Na pewno nie tak-zaśmiała się-wylałaś na mnie kawę pierwszego dnia w firmie i zaczęłaś przepraszać, prosząc abym cię nie zwolniła-tym razem to ja się zaśmiałem otrzymując zabójczy wzrok od Lauren.

-Czyli mam nie robić tak jak Lauren? Zapisane-zaśmiałem się. Co ja bym dał aby zobaczyć tą scenę. Nie zdając sobie nawet sprawy dzięki nim trochę się rozluźniłem a czas szybciej zleciał i była już siedemnasta trzydzieści. Odetchnąłem głośno. -Dobra czas na mnie-powiedziałem wstając z krzesła przy blacie.

-Powodzenia!-usłyszałem jeszcze głos Camili. Idąc do samochodu uświadomiłem sobie że nie byłem w myjni. Na szczęście samochód nie był w ogóle zabrudzony przez co odetchnąłem z ulgą. Ustawiłem nawigację aby pokierowała mnie w stronę zamieszkania ekspedientki i po chwili jazdy byłem już na miejscu.Była to długa uliczka pełna rodzinnych domów które oświetlały ją dając przy tym rodzinny nastrój.  Rozejrzałem się powoli ponownie sprawdzając adres aby trafić do dobrych drzwi. Gdy już znalazłem odpowiedni dom zadzwoniłem na dzwonek. Po kilku chwilach w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta szatynka a mnie szczeka opadła. W niczym nie przypominała tej cichej dziewczyny zza lady która mnie obsługiwała. Teraz biła od niej pewność siebie. Miała na sobie idealnie opinającą czarną sukienkę która pokazywała jej idealne kształty co nie pokazywał jej strój roboczy a do tego czarne szpilki. Dopiero teraz zauważyłem jak długie są jej włosy, w sklepie miała je spięte dlatego umknęło to mojej uwadze. Na twarzy znajdował się mocniejszy makijaż a jej usta były krwisto czerwone przez co sprawiały wygład pełniejszych.

-Wy-wyglądasz pięknie-zająknąłem się wciąż onieśmielony. Po moich słowach na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech odsłaniający jej bielutkie proste zęby a policzki automatycznie się zaczerwieniły.

-Ty też wyglądasz niczego sobie-zaśmiała się. Nie zastanawiając się długo wciągnąłem rękę w jej stronę którą automatycznie chwyciła. Zamknęła drzwi i poszliśmy w stronę mojego samochodu. Podążałem za nią dzięki czemu zauważyłem że jej plecy były całkowicie odsłonięte. Mój wzrok wędrował po jej nagim ciele a w głowie kłębiły się niestosowne myśli. Jej biodra lekko kiwały się na boki przez co byłem przekonany że robi to specjalnie. Ta kobieta próbowała mnie uwieść i nie powiem....udawało jej się to. Oczywiście jak prawdziwy dżentelmen otwarłem jej drzwi zyskując kolejny uśmiech od szatynki. Nie wiedziałem jaką muzykę puścić w samochodzie więc postawiłem na ciszę. Restauracja nie znajdowała się daleko, jakieś pięć minut drogi. Drogi przepełnionej ciszą, ale nie był to niezręczny typ ciszy lecz przyjemny jakbyśmy rozkoszowali się swoją obecnością. Nie mogłem się powstrzymać i kątem oka bądź w lusterku przyglądałem się szatynce, której ani trochę to nie przeszkadzało kiedy mnie przyłapała wręcz przeciwnie. W moich myślach było to że nawet gdyby ta randka była tylko krótką jazdą samochodem to i tak byłaby udana. I w tym momencie uświadomiłem sobie że zauroczyłem się szatynką i nie tylko to a także że nadal nie znam jej imienia a ona mojego. Nie zamartwiając się tym na razie wysiadłem z samochodu i popędziłem otworzyć drzwi szatynce. Ruszyliśmy w stronę restauracji gdzie powitał nas mężczyzna w garniturze sprawdzając naszą rezerwację. Zaprowadził nas do jednego ze stolików i podał menu po czym odszedł.

-Trochę mi głupio ale nie wiem jak masz na imię-przerwałem niezręczną ciszę. Szatynka zaśmiała się.

-Emily-wyciągnęła dłoń w moją stronę.

-Jorge-lekko ścisnąłem jej dłoń trochę za długo przytrzymują ale jej dotyk był bardzo przyjemny. -Wybrałaś już?-zapytałem po chwili.

-Chyba wezmę numer 22-odparła po chwili namysłu. Spojrzałem na kartę sprawdzając numerek mojego dania i zdziwiłem się gdy był taki sam.

-Wygląda na to że mamy podobny gust co do jedzenia-zaśmiałem się. Jak na zawołanie kelner zjawił się przy naszym stoliku. Zgrabnie zebrał nasze zamówienia i odszedł. Nie chcąc zepsuć wieczoru niezręczną ciszą postanowiłem stworzyć konwersację.

-Długo tu mieszkasz?-zapytałem zwracając na siebie jej  uwagę.

-Jakieś dwa lata temu, po śmierci rodziców przeprowadzam się tutaj i zaczęłam pracę jako ekspedientka, teraz zbieram pieniądze aby otworzyć moją własną kawiarnie-pokiwała głową a ja lekko pożałowałem pytania. Widząc smutek na jej twarzy na wspomnienie o rodzicach poczułem się okropnie.

-Przykro mi-powiedziałem na co wzruszyła ramionami.

-Życie-odparła zwyczajnie.-Staram się skupiać na tym co mam a nie na tym co straciłam-jej postawa do życia mnie zadziwiła. Byłą urodzoną optymistką a w tych czasach to rzadkie. -A ty?-zapytała.

-Trzy lata temu....po nieudanym związku-odparłem. Postanowiłem się przed nią otworzyć a także aby mój były związek nie był tematem tabu.-Ale teraz czuje że była to moja najlepsza decyzja-uśmiechnąłem się. -Chcę zacząć na nowo-dopowiedziałem. -Przepraszam że zapytam ale ciekawość mnie zżera-nerwowo bawiłem się serwetką.

-Śmiało...nie gryzę- zachichotała.

-Masz bardzo ładny dom, taki rodzinny ale...-nie dokończyłem gdy mi przerwała.

-ale jak za niego płacę z pracy ekspedientki?-dokończyła moje myśli. Lekko pokiwałem.

-Dostałam spadek po rodzicach więc było mnie stać aby go kupić i opłacić-wyjaśniła. -Chciałam się ustatkować a nie miałam ochotę w tedy mieć współlokatora-odparła robiąc kontakt wzrokowy ze mną. Dopiero teraz zauważyłem jak niebieskie są jej oczy, to niesamowite jak z każdą chwila odkrywam coś niesamowitego o szatynce.-A ty? Mam nadzieje że nie mieszkasz z rodzicami-zaśmiała się. Lekko się przez to napiąłem co źle odebrała.

-Oczywiście to nie jest źle-zestresowała się, jej oczy rozwarte szeroko a twarz czerwona.

-Nie, nie spokojnie nie mieszkam z rodzicami-zaśmiałem się-na razie z przyjaciółkami ale zamierzam kupić własny apartament lub dom-powiedziałem zdając sobie że to kompletne kłamstwo. Tak naprawdę nie zastanawiałem się nad wyprowadzką. Było mi tam dobrze. Ale najważniejsze było że Emily mi uwierzyła.

-Mogę Ci pomóc szukać....jeśli chcesz oczywiście-tym zbiła mnie z tropu czyli na prawdę się wyprowadzam. Myśląc nad tym to dobry pomysł zważając na to że nie mogę wiecznie mieszkać u Lauren i Camili.

-Jasne to miłe z twojej strony-nie myślałem nad słowami byłem tak zauroczony szatynka że nie śmiałbym jej odmówić. Tematów było wiele które chciałem z nią omówić lecz jedzenie zajęło nasze usta przez większość wieczoru.



-Dziękuje ci Jorge za ten wieczór już dawno nie spędziłam tak miło czasu- Emily powiedziała kiedy odwiozłem ja do domu i staliśmy przed jej drzwiami. Nawet nie zauważyłem jak zaczęła się do mnie zbliżać, i sam nie wiedząc czemu zrobiłem to samo stykając nasze usta w delikatnym pocałunku. Nie chcąc przekroczyć linii nie pogłębiałem go. Czułem jak Emily uśmiecha się co rozłączyło nasze usta. Na jej twarzy był widoczny rumieniec zapewne tak jak i na mojej. Ostatni raz przytuliłem ją na pożegnanie i odjechałem a szatynka nie opuściła mojej głowy przez całą jazdę jak i noc.


Miesiąc później:

Jak ten czas szybko biegnie. Po mojej rance z Emily postanowiliśmy spotkać się ponownie co przerodziło się w codzienne pisanie i kolejne spotkania. Teraz mogę powiedzieć że się spotykamy i zachowujemy jak para lecz jeszcze jej o to nie zapytałem. Zamierzam dzisiaj to zrobić, nic wielkiego jakiś film, wspólna kolacja i miła atmosfera. Emily daje mi szczęście a ten miesiąc z nią był niesamowity. Jest niesamowitą osobą i po woli się w niej zakochuje. Emily pomaga mi też znaleźć mieszkanie. Dzisiaj idziemy obejrzeć jedno z nich, jestem wdzięczny że ze mną idzie. Nagle ktoś zakrył mi oczy.

-Zgadnij kto?-szepnęła. Tego zapachu i delikatnych dłoni nie pomylę z niczym innym.

-Ashley?-od razu zabrała swoje dłonie marszcząc swój nos uroczo.

-Jaka Ashley?-oburzyła się na co się zaśmiałem z jej zazdrości. Wstałem i delikatnie ją pocałowałem na co się rozchmurzyła.-Gotowa?-zmieniłem temat.

-Jak nigdy-zażartowała. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Dojechaliśmy w cichą okolicę gdzie stało kilka pięknych domów a niedaleko znajdował się park gdzie mógłbym biegać. Rozglądając się dookoła doszliśmy do pod odpowiedzi numer. Weszliśmy do środka gdzie miała się znajdować agentka nieruchomości która nas ma oprowadzić po domu, Razem z Emily poszliśmy do kuchni gdzie się ona znajdowała tak jak było umówione.

-Dzień dobry-powiedzieliśmy razem zwracając na siebie uwagę kobiety.

-Dzień dobry-odparła szybko odwracając się z uśmiechem na twarzy. Niestety zmył się on tak szybko jak się pojawił a ja zastygłem niedowierzajac. Przede mną stała piękna szatynka o znajomej twarzy. Zbyt znajomej. Martina.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej możecie mnie zabić ale......będzie jeszcze jedna część :)))) (jak nie więcej ale obiecuje że dodam szybciej). Przepraszam za błędy i wgl. ale pisałam na szybko ledwo myśląc o drugiej nad ranem.

Emily:











poniedziałek, 13 czerwca 2016

"Nie tylko moja" OS cz.3

Zacisnąłem oczy na to wspomnienie, był to piąty i ostatni błąd w moim życiu. Koniec z tym. Jestem wolny. Wstałem i zamknąłem drzwi, nie oglądając się za sobą wsiadłem do samochodu i odjechałem do miejsca gdzie ostatnio byłem najbardziej szczęśliwy. Rzuciłem pierścionek do skrytki w samochodzie zapominając o nim, włączyłem muzykę najgłośniej jak tylko mogłem aby stłumić  myśli. Co było praktycznie nie potrzebne, mój umysł był pusty. Nie patrzałem w przeszłość a w przyszłość. Koniec smutku. Jestem wolny. Czuję szczęście.

3 lata później:

-Lauren! Wstawaj!-wdarłem się do pokoju zielonookiej. Brunetka leżała z głową pod pierzem nadal śpiąc. -Lauren!-krzyknąłem ponownie zdzierając z niej przykrycie.

-Co!?-oburzona warknęła na mnie. Była już dziewiąta a miała pracę na siódmą.

-Jest już 9 a ty nadal śpisz-pokręciłem głową-jak tak dalej pójdzie to cię zwolnią-dodałem na co brunetka mocno się zaśmiała od razu rozbudzając.

-Wiesz że to niemożliwe-nie przestawała się śmiać. Ma rację to niemożliwe że ją zwolnią.-A ty nie powinieneś być w pracy?-uniosła brwi. Powoli wstała z łózka rozciągając się.

-Mam wolne. Idę zrobić nam zakupy.-odparłem.-Przygotuj się. Będę czekać na dole, podwiozę Cię-powiedziałem zostawiając ją samą aby mogła mieć prywatność.


--------

-Gotowa!

-No w końcu-westchnąłem-ile można czekać-pokręciłem głową wstając z skórzanej bardzo wygodnej kanapy stojącej w gigantycznym salonie tej willi.

-Hej!-warknęła wskazując na mnie palcem-Jestem kobietą-powiedziała na co przewróciłem oczami. Razem skierowaliśmy się do garażu gdzie stały nasze samochody. Wsiedliśmy do mojego i ruszyliśmy w stronę budynku naszej pracy.

-Przyjechać po ciebie jak skończysz?-zapytałem jak dojechaliśmy przed wielki ekskluzywny budynek.

-Nie, pojadę z szefową-zaśmiała się. Pożegnaliśmy się i odjechałem do pobliskiego supermarketu zrobić zakupy. W sklepie na szczęście nie było dużo ludzi, w końcu jest poniedziałek rano. Większość dorosłych jest w pracy a dzieci w szkołach. Chwyciłem wózek i wyciągnąłem kartkę z zakupami którą przygotowała Lauren. Znalezienie wszystkich rzeczy zajęło mi sporo czasu, lista zdawała się nie kończyć. Zachcianki tej kobiety zaczynają mnie dobijać. Gdy już wszystko znajdowało się w koszyku skierowałem się w stronę kas.

-Dzień dobry-powiedziała urocza ekspedientka. Uśmiechnąłem się do niej i odpowiedziałem tym samym. Kątem oka widziałem że przy każdym zeskanowaniu produktu przygląda mi się. Chcąc się upewnić spojrzałem na nią przez co mocno się zawstydziła spuszczając głowę. Zaśmiałem się pod nosem z jej reakcji. Po kilku minutach moje zakupy były w reklamówkach.

-Płaci pan 345 złotych i 54 grosze-powiedziała. Wyciągnąłem moją kartę i błyskawicznie zapłaciłem. Ekspedientka podała mi paragon trochę się grzebiąc. Zza lady nie widziałem co robiła. Podała mi go a ja nie chcąc przedłużać czasu szybko schowałem go do jednej z siatek i z uśmiechem na ustach pożegnałem się z uroczą szatynką.


Po dotarciu do domu rozpakowałem wszystkie zakupy chowając je w odpowiednie miejsca. Na dnie jednej z reklamówek znajdował się paragon. Już miałem go wyrzucić gdy coś przykuło moją uwagę. A był to numer napisany na nim. Teraz już wiem co tej uroczej szatynce tyle zajęło. Trzymałem kawałek papieru w dłoni przez jakiś czas nie wiedząc co z nim zrobić.


-Jesteśmy!-głos Lauren wyrwał mnie z rozmyśleń. Nie wiedząc co zrobić z kawałkiem papieru zgniotłem go szybko w dłoni. -Kupiłeś mi płatki kolorowe?-zapytała od razu. Przewróciłem oczami i podałem jej pudełko. Ucieszyła się jak pięciolatka. Dopiero teraz zauważyłem że za jej plecami stała rozbawiona Camila.

-Ja nie wiem jak ty z nią wytrzymujesz-westchnąłem na co się zaśmiała.

-Masz paragon?-zapytała zielonooka a ja zbladłem. -Jorge! Paragon-zniecierpliwiona wyciągnęła rękę.

-Wiesz co? Wydaje mi się że zostawiłem go w sklepie-bąknąłem kręcąc głową. Spojrzała na mnie jak na idiotę.

-Przecież widzę jak trzymasz go w ręce!-nie czekając dłużej sama wydarła mi kawałek papieru z dłoni. Jej oczy przez chwile błądziły po karteczce a po chwili na ustach pojawił się chytry uśmieszek. Pokazała swoje odkrycie żonie która stała tuż za nią, a ta przybrała taki sam wyraz twarzy. Szybko spuściłem wzrok.
-Zamierzasz zadzwonić?-zapytały razem. Byłem cicho. Prawda jest taka że sam nie wiem. Co prawda nie byłem na randce już od dawna, nawet żadna dziewczyna nie zwróciła mojej uwagi aż do dzisiaj co skłoniło mnie do rozważania czy zadzwonić. Wzruszyłem ramionami nie chcąc odpowiadać. -Nie wywaliłeś, więc to rozważałeś-rozszyfrowała mnie szybko.-Pamiętaj zawsze warto spróbować-podała mi z powrotem paragon. Westchnąłem głośno.

-Dobra zadzwonię-odparłem przerywając napiętą ciszę. Dziewczyny od razu przybiły sobie piątkę. Zaśmiałem się z nich i przeprosiłem udając się na górę. Usiadłem na łóżku w swoim pokoju trzymając w jednej ręce telefon a w drugiej paragon.

Jechałem już przez kilka godzin powoli zbliżając się do celu. Nie miałem czasu na postój byłem skupiony na jak najszybszym dotarciu. Emocje wciąż we mnie buzowały. Można powiedzieć że lekko ochłonąłem i zacząłem myśleć trzeźwo. Podjąłem decyzję która kosztowała mnie wszystko. Właśnie straciłem pracę, dom i narzeczoną. Odjechałem z tamtego miejsca zostawiając wszystko i nie zamierzałem wracać. Zacząłem rozważać gdzie teraz pójdę. Do hotelu? Co prawda mam pieniądze ale na ile to wystarczy, przecież nie mam pracy. Jedno wiedziałem w tej chwili mój umysł potrzebował przerwy. W końcu dotarłem do swojego celu. Znajoma twarz przywitała mnie ze zdziwieniem ale i z uśmiechem. Kiwnąłem do niej po czym wszedłem do środka. Znajomy zapach przywrócił dobre wspomnienia. Kiedy mam jakiś problem zawsze tu przyjeżdżam, jest to moje sanktuarium. 

-Piwo poproszę-powiedziałem do młodego mężczyzny za ladą. Już po chwili mogłem zatopić w nim swoje usta. 

-Jorge?-usłyszałem znajomy głos. Czyżby deja vu? Niedowilżający powoli się odwróciłem. Za moimi plecami stała zdziwiona brunetka. Podeszła do mnie szybko przyglądając mi się. 

-Hej-przywitałem się cicho. 

-Hej, co ty tutaj robisz?-zapytała przysiadając się na wolne miejsce tuż obok mnie. Wzruszyłem ramionami. -Z kim jesteś? Z Brianem?-dopytywała. Pokręciłem tylko głową na co westchnęła. 

-Jestem sam-szepnąłem. 

-Czemu? Co się stało?-położyła dłoń na moim ramieniu pokazując że mogę jej zaufać i się wygadać. Choć ja to wiem, zawsze to wiedziałem. 

-Zerwałem zaręczyny-powiedziałem ochrypniętym głosem zaraz po tym robiąc dużego łyka piwa aby zwilżyć gardło. Widziałem jak szokowana jest. 

-Wow-wydusiła. 

-Taa...wow-bąknąłem do siebie. 

-I co dalej? Masz gdzie zostać?-przytuliła mnie ramieniem. Ledwo zauważalnie pokręciłem głową. Brunetka cicho westchnęła rozluźniając swój uścisk. -Zaraz wracam-powiedziała i odeszła zostawiając mnie samego. Zdziwiony gdzie się udała powędrowałem wzrokiem za nią. Stała kilka metrów dalej przy jednym ze stolików rozmawiając z brunetką z tamtego wieczoru, chyba Camila miała na imię. Jak na zawołanie Camila spojrzała mi w oczy z zaciekawieniem. Teraz już wiedziałem że rozmawiają o mnie. Brązowooka po chwili pokiwała na co Lauren ucieszyła się całując policzek dziewczyny i szybko do mnie wróciła. 
-Masz u mnie ogromny dług-powiedziała z największym uśmiechem na świecie. 


I miała rację mam u niej ogromny dług. Tego wieczoru udałem się z obiema brunetkami do ich miejsca. Spodziewałem się mieszkania co najwyżej małego rodzinnego domu ale to co ujrzałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zatrzymaliśmy się przed ogromnym luksusowym domem co ja mówię rezydencją. Z otwartą szczęką opuściłem taksówkę wraz z nimi. 

-Idziesz?-zapytała rozbawiona Lauren. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że stoję jak głupek z otwartą gębą parząc na przepiękny dom z wielkim ogrodem, chyba tak to można nazwać. Potrząsłem głową i niepewnie ruszyłem za nimi. Weszliśmy do środka, wszystko było zrobione przepięknie i luksusowo. Jaką ona ma pracę?-pomyślałem od razu. 

-Wow-powiedziałem zachwycony. 

-Taa też tak powiedziałam za pierwszym razem-powiedziała Lauren. Szybko na nią spojrzałem. Czyli to dom Camili. -Jesteś głodny?-zapytała zwyczajnie. Pokręciłem głową.-Jutro pojedziemy po twój samochód. Mam nadzieje że wziąłeś ciuchy a  nie po prostu jechałeś przed siebie-zaśmiała się. Skarciłem ją wzrokiem na co zamilkła. 

-Czekaj-zatrzymałem ją szybo.-Lauren jak ty to sobie wyobrażasz?-pokręciłem głową nie wiedząc po co mnie tu zabrała. 

-Jorge znam Cię od lat i jesteś moim przyjacielem, więc zamierzam ci pomóc-wytłumaczyła. Pociągnęła mnie szybko na kanapę. -Zapytałam Camilę czy ma coś przeciwko abyś tu zamieszkał i się zgodziła-uśmiechnęła się pocieszająco. 

-Lauren ja nie mam pracy, nie mam za co wam płacić-wytłumaczyłem drapiąc się po karku. 

-Na serio myślisz że chcemy od ciebie pieniądze? A o pracę się nie martw-powiedziała. Zdziwiłem się na jej odpowiedź.-Może i też zapytałam Camilę czy nie ma jakiejś wolnej posady w swojej firmie-mrugnęła do mnie opierając się na wygodnej skórzanej kanapie. Patrzałem na nią zszokowany. 

-Lauren ja nie mam żadnego doświadczenia, nie sądzę ze jej szef mnie przyjmie-pokręciłem głową sądząc że to głupi plan. Ona jedynie się głośno zaśmiała. 

-Jorge Camila jest szefem-chwyciła się za brzuch-to jej firma-wytłumaczyła widząc że nie ogarniam. No tak mogłem się domyśleć. Jako sekretarka na pewno nie byłoby jej stać na taką niesamowitą posiadłość. Wszystko wydawało się zbyt kolorowe. 
-Hej wszystko będzie dobrze-pogładziła mnie po plecach-pomożemy Ci-powiedziała. Uwierzyłem i to była jedna z moich najlepszych decyzji. 


Na to wspomnienie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Lauren i Camila tej nocy uratowały mi życie. Westchnąłem patrząc na numer. Po tym jak opowiedziałem jej wszystko współczuła mi jak prawdziwa przyjaciółka, jest dla mnie jak siostra. Na początku próbowała znaleźć mi dziewczynę myśląc że to mnie wykuruje po rozstaniu, oczywiście przed tym sprawdzała ja na każdy możliwy sposób była nawet skłonna śledzić ją i obserwować aby tylko sprawdzić czy była dla mnie odpowiednia. Niestety każdą którą zaproponowała odrzuciłem nawet nie patrząc. Widząc że tego nie potrzebuje odpuściła. I miałem rację nie potrzebowałem zastępczyni na miejsce Martiny czas wyleczył rany. Ale co prawda to prawda czas pójść dalej i zapomnieć o przeszłości. A pierwszym krokiem będzie zadzwonienie do uroczej ekspedientki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak będzie jeszcze jedna część. Postanowiłam dodać bo się nudzę a za chwilę wyjeżdżam.
Mam bardzo ważne pytanie. Otóż to zamierzam zmienić nazwę bloga bo wygląd już zmieniłam.
Napiszcie w komentarzach która:

1.Give Your Heart a Break
2.Gonna Get Better
3. Scared Of Happy // Why Am Scared Of Happy 
4.Let Me Love You 

Każdy z tych nazw to tytuł piosenki a więc blog od razu miał by tak jakby swój "hymn"..

Dom Camili i Lauren: