Strona główna

czwartek, 29 grudnia 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.7

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym. -Po tych słowach mój świat się wygłuszył, jedyne co mogłam słyszeć to zamulone głosy za mną, ale moje bicie serca wszystko przewyższało. Próbowałam ponownie złapać oddech który utraciłam ale na nic, gula w gardle mi to uniemożliwiała. Wszystko dookoła zaczęło wirować a ostatnie co pamiętam to silne ramiona łapiące mnie przed upadkiem.

------------------------
-Martina?-słyszałam znajomy mi szept lecz nadal byłam niemrawa. Moje powieki które próbowałam otworzyć były ciężkie, po kilku chwilach przystosowując swoje oczy do światła w pomieszczenia z wielkim trudem zdołałam je otworzyć tylko po to aby ujrzeć Lodovicę i moją babcię. Obie miały na sobie zmartwione jak i zmęczone wyrazy twarzy. Opuchnięte czerwone oczy Lodovici dawały mi do myślenia o najgorszych rzeczach dziejących się z Jorge. Na myśl o szatynie chciałam szybko podnieść się z pozycji leżącej, niestety dwie kobiety i wenflon mnie powstrzymały.

-Jorge?-mój słaby głos opuścił moje gardło. Lodo z pośpiechem podała mi szklankę wody. Zaczęłam rozglądać się po małej sali z nadzieją że był to jakiś żart a Jorge jest gdzieś tutaj.

-Tini..-szepnęła Maria. Mój wzrok skoncentrował się na niej a mój umysł chciał rozszyfrować o co jej chodzi. Czy stało się najgorsze?

-Gdzie jest Jorge?-zapytałam zniecierpliwiona próbując wymusić jakąś reakcję.-Proszę was!-krzyknęłam zdesperowana. Byłam zła że stoją tu nad moim szpitalnym łóżkiem nic nie mówiąc a Jorge może nie żyć. Obie kobiety wzdrygnęły się na mój szorstki ton. Lodo kładąc dłoń na ramieniu mojej babci kiwnęła głową wskazując że ona to zrobi.

-Jorge jest w ciężkim stanie. Lekarze starają się go ratować.-odparła odwracając głowę abym nie mogła widzieć jak płacze. Wiem że cierpi jak ja. Chwytając rękę Lodo pociągnęłam ją do siebie ściskając. -Powiedz że z tego wyjdzie....proszę-szeptała popłakując na co sama mocniej się rozpłakałam. Mimo niewygodnej pozycji żadna z nas nie śmiała puścić drugiej.

-Mam taką nadzieję-odszepnęłam zamykając oczy gdyż pulsujący ból nie dawał mi spokoju.

-------------------

Po jakiejś godzinie która trwała jak wieczność, lekarz prowadzący operację przyszedł do sali w której czekała cała rodzina. Przyjechali rodzice Jorge jak i moi, Mercedes z chłopakami po uporaniu się z gośćmi także dojechała.

-Państwo Blanco?-zapytał mężczyzna ze zmęczoną twarzą, zapewne po operacji. Rodzice Jorge od razu wstali z krzeseł i podeszli do lekarza. Jorge dużo mi o nich opowiadał a nawet sama nie raz ich odwiedzałam. Pani Blanco jest niesamowicie troskliwą matką. Edmund mimo swojej srogiej postawy i rygoru w stosunku do Jorge tak na prawdę troszczy się o niego jak nikt inny. -Prosił bym aby reszta państwa opuściła salę-siwy mężczyzna powiedział a wszyscy na siebie spojrzeli. Każdy znajdujący się tutaj z niecierpliwością czekał na jakąś informację w sprawie Jorge. Lecz lekarz nie dawał za wygraną więc powolnym krokiem opuszczali salę. Lodovica ze wściekłą miną opuściła salę z Facundo pod pachą. Ja zaś powolnym krokiem ze spuszczoną głową wychodziłam ostatnia.

-Martina?-usłyszałam cichy głos Mariany.-Zostań-powiedziała wyciągając rękę w moją stronę. Z lekkim zawahaniem chwyciłam ją stając obok. Mężczyzna w kitlu widząc że wszyscy opuścili salę westchnął głośno.

-Może lepiej usiądźmy-zaproponował wskazując na krzesła. Mariana pokręciła głową lecz Edmund chwycił swoją żonę za ramię z lekkim oporem prowadząc na krzesło. Po chwili usiadłam obok Mariany chwytając jej rękę dla wsparcia. -Operacja się powiodła-powiedział a my odetchnęliśmy wielką ulgą. Kątem oka widziałam jak Edmund ociera łzę za to Mariana płakała bez wstydu tak jak ja. -Lecz...-zaczął- podczas zderzenia jego nogi zostały poważnie uszkodzone-dopowiedział. Zdezorientowani spojrzeliśmy na siebie.

-Ale co to znaczy?-Mariana zabrała głos.

-Wasz syn będzie musiał jeździć na wózku-wytłumaczył.-Bardzo mi przykro.-Jorge nie będzie chodził.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od operacji minęło kilka dni, Jorge nadal leży w szpitalu i odpoczywa. Tuż po usłyszeniu wieści od lekarza chciałam go zobaczyć lecz on nie chciał widzieć mnie jak i jego rodziny i przyjaciół. Jego słowa są przekazywane przez lekarza i pielęgniarki które co chwile przeplatają się przez jego szpitalny pokój sprawdzając stan zdrowia. Ja natomiast codziennie czekam przed salą z myślą że zechce mnie zobaczyć. Zaczynam tracić nadzieje. Lodovica znosi to inaczej ode mnie, jest zła, wściekła. Nie raz próbowała wtargnąć do sali Jorge co jej się nie udało a do tego wini siebie za cały ten wypadek. Wini się że to był jej plan, że to ona kazała mi zadzwonić.

-Pani Stoessel?-zapytał ochrypły głos. Natychmiast podniosłam swoją zmęczoną głowę. Moim oczom ukazał się mężczyzna który zajmował się Jorge.

-Coś się stało doktorze?-zapytałam słabo, wstając z drewnianego krzesełka które towarzyszy mi codziennie. Mężczyzna widząc moją posturę zmarszczył się zatroskany. Nie dziwie mu się zapewne wyglądam nieapetycznie, rozmazany tusz od pocierania oczu ze zmęczenia a do tego nic nie jadłam.

-To chyba ja powinienem zadać to pytanie-odparł spokojnie wskazując abym ponownie usiadła. Tak tez zrobiłam.-Jadła pani coś dzisiaj?-westchnął przyglądając mi się. Spuściłam głowę lekko nią kręcąc. -Pan Jorge nie chciał by zobaczyć pani w takim stanie-powiedział tonem którego nie rozpoznałam, może dlatego że w tych ostatnich dniach nikt go nie używał.

-Gdyby w ogóle chciał mnie widzieć-parsknęłam ze smutkiem. Po chwili ciszy widząc że lekarz nic nie mówi uniosłam wzrok sprawdzając czy aby sobie nie poszedł, ale nie siedział tu nadal lecz tym razem na jego twarzy był zarys uśmiechu. Zmarszczyłam brwi z niezrozumienia.

-Pan Blanco czeka na panią-jego uśmiech jedynie się poszerzył, wstając uścisną moje ramie pokrzepiająco i odszedł zostawiając mnie zszokowaną. Jorge chciał mnie widzieć. W końcu. Nadal w wielkim szoku wstałam szybko mimo zawrotów i szybkim krokiem podeszłam do drzwi nasłuchując tuż przy nich na jakikolwiek odgłos. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać,  nie miałam pojęcia w jakim jest stanie. Zbierając się na odwagę chwyciłam za klamkę delikatnie ją naciskają obawiając się co mogę tam zobaczyć.

W końcu mój wzrok spotkał jego. Zielone oczy za którymi tak bardzo tęskniłam wpatrywały się we mnie. Na jego twarzy nie było uśmiechu, była bez żadnych emocji. Przez te kilka dni pojawił mu się delikatny zarost.

-Martina-powiedział tonem, srogim i twardym. Nie było w nim tęsknoty czy szczęścia. -Usiądź-dodał a ja poczułam się jakbym była na spotkaniu biznesowym a nie rozmawiała z moim chłopakiem. Mrugając kilkukrotnie podeszłam do szpitalnego łóżka nie odrywając od niego wzroku. Moja dłoń odruchowo sięgnęła po jego, lecz nie długo czułam jego zimną skórę gdyż od razu mi ją wyrwał. Zdziwiona i zdezorientowana zauważyłam jak zaciska szczękę. Nie patrzał już na mnie lecz na białą szpitalną ścianę.

-Kochanie-szepnęłam, pokręcił głową marszcząc brwi.

-Nie-odszepnął. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć lecz nie miałam odwagi się odezwać, jego nowa postawa przerażała mnie. Jego dotychczasowo głębokie zielone oczy w których widziałam miłość do mnie były teraz lodowate a w nich pustka, zero emocji. -Nie możemy być już razem-powiedział teraz już pewnym głosem zostawiając mnie zszokowaną.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------