Strona główna

piątek, 19 grudnia 2014

"Urodziny Jorge Blanco!!!"

Dzisiaj urodziny obchodzi nasz przystojniak Jorge Blanco, który wciela się w serialu w Leona.
Wszystkiego Najlepszego!!
Z tej okazji opublikuje kawałek nowego OS"a który dopiero piszę i nie wiem kiedy dodam ponieważ ma więcej wątków i jest trochę inny od pozostałych.

-Ale jest jeden problem Esmeralda nam nie pozwoli-wskazałam ręką na brunetkę rozmawiająca z Albertem.
-Spokojnie ja to załatwię-machnęła ręką. Kiwnęła głową sygnalizując nam żebyśmy za nią podążały. -Przepraszam pana-uśmiechnęła się uroczo do dyrcia całkowicie ignorując Esmeraldę. Widziałam jak brunetka zrobiła się zazdrosna od dawna podkochuje się w Albercie. Nie mam pojęcia co jej się w nim podoba. Ale miłości się nie wybiera.
-Mam taką prośbę-zakręciła swoje czarne włosy na palec. Flirtuje z nim.-Czy te trzy dziewczyny mogły by pójść ze mną na pizzę chciałabym je bliżej poznać-zrobiła maślane oczy, czarując przy tym mężczyznę wpatrującego się w nią jak w ósmy cud świata. Niezła z niej manipulantka. Przez chwilę się wahał.-Obiecuje że wrócimy za dwie godzinki-próbowała go przekonać. Delikatnie przejechała dłonią po jego ramieniu, westchną zaczarowany.
-No dobrze ale nie później-zgodził się. Uśmiechnięta kobieta pociągnęła nas do wyjścia. Dwa goryle od razu zerwały się za nami. No super, zapomniałam o nich. Mariannę to nie ruszyło. Jest już przyzwyczajona. Po drodze jej fani napadały na nią a dwójka mężczyzn je odpychała. Rozdała kilkanaście autografów i weszłyśmy do "Pizza Firri". Zajęliśmy  czteroosobowy stolik, wzbudzając swoim wejściem niezłe zamieszanie. Każda z nas chwyciła do rąk menu i wybierała sobie składniki. Czułam się bardzo nieswojo, wzrok wszystkich gości i pracowników był skupiony na nas. Nie jestem typem osoby która pragnie być w centrum uwagi.
-Martina wszystko okej?-zapytała zmartwiona Marianna moim wyrazem twarzy. Było mi słabo i zapewne zbladłam.
-Tak po prostu trochę się krępuje.....wszyscy się na nas patrzą-te ostatnie krzyknęłam szeptem. Chwyciła moją dłoń dodając mi otuchy.
-Nie zwracaj na nich uwagi, pomyśl że są nago albo że jesteśmy tutaj same okej?-doradziła swoim wyrozumiałym głosem. Kiedyś pewnie też miała taki moment..
-Spróbuje-pokiwałam głową. Uśmiechnęła się ciepło. Przymknęłam oczy i zrobiłam tak jak kazała. W mojej głowie zamiast ludzi ubranych w fasonowe ciuchy byli całkiem nadzy, niektórych to raczej bym nie chciała zobaczyć w całej okazałości ale to tylko moja chora wyobraźnia. Moje ciało zaczęło się rozluźniać i przestałam zwracać uwagę na innych, zajęłam się menu. Samarego popatrzała na mnie dumnie. Była by świetną matką.

Będzie w nim więcej postaci i wątków. Mam dwie godziny kompa dziennie i jeszcze muszę robić sprawdziany na necie więc zostaje mi godzinka w którą wiele nie napiszę. Możliwe że rodzice mi odblokują na przerwę świąteczną to na pewno pojawi się szybciej.

A tu parę gifów z najwspanialszy, najukochańszym, mega przystojnym i boskim Jorge<3

Aaaa zapomniałam dodać że ma wspaniały głos<3
Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego Jorge<333

poniedziałek, 8 grudnia 2014

OS "Koszmary jedenastu nocy"

                                                          Martina
-Ale czemu nie mogę iść na tą imprezę?!-wrzeszczałam na rodziców, najlepiej jakby ich nie było.
-Tini ci już że jedziemy do dziadków-zirytowana matka nastolatki tłumaczyła jej zaistniałą sytuację.
-Nienawidzę was!!-krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i w nerwach z całych sił uderzyłam pięścią w poduszkę, wtuliłam w nią twarz i wydałam w nią okrzyk gniewu. Nie wytrzymam z nimi.
                                  *************************
Siedzę zła w samochodzie spoglądając z nienawiścią na moich rodziców. Z moich oczu wylatują sztylety które ich ranią. Ojciec który prowadzi samochód zauważa to. Odwraca się do tyłu a jego wzrok spoczywa na mnie.
-Martina przestań imprez będzie wiele a dziadkowie są już starzy i stęsknili się za tobą-próbuje mnie przekonać do swojej racji i zmniejszyć moją złość. Nic z tego tatuśku. Siedzę niewzruszona.
-German!!!-z przedniego siedzenia dobiega przerażony krzyk mojej matki. Ojciec w trybie natychmiastowym odwraca się kierując wzrok na drogę. Jest już za późno...słychać pisk opon. Samochód wpada w poślizg, walę głową w przednie siedzenie, ogromny ból, skowyt rodziców a dalej ciemność.
                               ***************************
Otwieram zmęczone oczy, siedzę w samochodzie. Nachylam się do przodu. W moją mamę wbity jest wielki metalowy pręt, jej ciało krwawi, oczy zamknięte...nie żyje. Odwracam głowę na miejsce kierowcy.....rozbita szyba a tata z zakrwawioną głową leży na kierownicy. Z moich oczu ciekną łzy, odpinam pas i sprawdzam puls. Straciłam ich.
-Nie!!!-zaczynam krzyczeć z całych sił z bezsilności. Słychać cichy sygnał karetki który wzrasta wraz z zmniejszającą się odległością. Na miejsce przybywa straż, pogotowie i policja. Dwóch mężczyzn ubranych w czerwone kombinezony podbiega do samochodu. Specjalną maszyną wyrywają zgniecione drzwi. Oszołomiona nawet nie drgnę. Umięśniony strażak wyciąga mnie z samochodu i truchtając prowadzi do karetki. Podbiega do mnie dwóch sanitariuszy, z całego zamieszania i wycieńczenia zamykam oczy i zasypiam.
                              *****************************
Ociężałe powieki powoli się rozchylają, lecz nadal widzę ciemność która po paru sekundach ustaje. Rażące światło oszałamia mnie jeszcze bardziej, jest mi niedobrze. Mrugam kilkukrotnie próbując przystosować się do panującej tu jasności. Rozglądam się po małym pomieszczeniu to szpital. Przez szklaną szybę dzieląca mnie od korytarza zauważam mężczyznę w białym kitlu. Nasze spojrzenia się spotykają. Zrywa się z miejsca i wchodzi do mojej sali.
-Dzień dobry pamiętasz jak się nazywasz?-wgapia się we mnie brązowymi oczami z nadzieją.
-Martina Stoessel-dolna warga mi drży a z oczu lecą łzy. Oni nie żyją, zostałam sama, TO MOJA WINA. Zakryłam twarz zimnymi dłońmi i podkuliłam nogi, cichy szloch wydobył się ze mnie.
-Panno Stoessel za chwilę przyjdzie policja i spisze pani zeznania-wyraźna troska w jego ochrypniętym głosie mi nie pomagała, nie potrzebuje litości.
                              ******************************
Przesłuchanie trwa, pytają mnie o jakieś idiotyczne rzeczy.
-Rodzice przypisali dom i cały majątek w tym firmę na panią-oznajmia. Nic nie odpowiadam. W jednej chwili straciłam dwie osoby które tak bardzo kochałam, dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Przeze mnie. Głucha cisza nie trwa długo gdyż na korytarzu rozbrzmiewają się wrzaski, wyraźnie słychać kłótnie. Rozpoznaje te głosy są mi bardzo bliskie.
-Ale jak to nie możemy do niej wejść!!-nie mylę się to moja najlepsza przyjaciółka Mercedes.
-Pacjentka jest zmęczona niech przyjdą państwo jutro-lekko podniesiony głos lekarza jeszcze bardziej irytuje blondynkę która robi się czerwona ze złości a reszta ją przytrzymuje, nie od dziś wiadomo że charakter to ma ostry i jak się uprze to nie popuści. O dziwo uspokaja się, zaśmiała się i zaczyna przepraszać lekarza. Rozgląda się i chytrze uśmiecha, aha coś kombinuje. Lekarz zaczyna odchodzić a Mechi wbiega szybko do mojej sali, a za nią zezłoszczony lekarz.
-Tini nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?-zasypuje mnie pytaniami.
-Młoda damo bo będę musiał wezwać policję jeśli natychmiast nie opuścisz szpitala!
-Oj cicho bądź stary gburze, nie widzisz że rozmawiam?!-starszy mężczyzna robi wielkie oczy, zrezygnowany a za razem wściekły opuszcza salę. Mercedes bierze krzesło i siada obok szpitalnego łóżka chwytając swą ciepłą ręką moją.
-Przepraszam cię za tą sytuację ale..-nie kończy bo jej przerywam.
-Mechi jest okej cieszę się że przy mnie jesteś-przytulam ją. Do sali wchodzą dwaj policjanci i lekarz.
-To ona proszę ją stąd zabrać-dwóch olbrzymów podchodzi do blondi.
-Wyjdzie pani sama czy mamy pomóc?-zaśmiewa się lekko jeden z nich.
-Możecie mi pomóc-oznajmia dumie a ja spoglądam na nią jak na idiotkę. Chwytają ja po obu stronach i wynoszą z sali, chce mi się śmiać z niej.
-Dobrze a teraz proszę odpoczywać jutro dostanie pani wypis, o dziwo nie ma pani żadnych obrażeń-oznajmia z uśmiechem, kiwam głową na znak że rozumiem.
Dzień po wypisani ze szpitala:
Samotna w wielkiej willi. Przyjaciele starają się być przy mnie na okrągło ale też mają swoje życie. Och to jest dobijające, można w depresję wpaść. Zdesperowana poszłam się myć, wszystko żeby zabić tą nudę. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic, nie mam ochoty na kąpiel. Odkręciłam wodę i ustawiłam na idealną temperaturę. Ciepły strumień wody obmywał moje ciało. Chwyciłam żel pod prysznic o zapachu leśnych owoców i zmysłowymi ruchami wcierałam w skórę. Spłukałam pachnący żel i wzięłam się za włosy. Polałam wodą i na rękę nalałam odrobinę szamponu, zaczęłam wmasowywać go w skórę głowy a następnie w całe włosy ta czynność powtórzyłam jeszcze raz, spłukałam je i wycisnęłam lekko. Wyszłam z pod prysznica, osuszyłam ciało a na głowie zrobiłam turban. Nabalsamowałam się i przebrałam w satynową koszulę nocną. Powróciłam do włosów, które ręcznikiem zaczęłam delikatnie osuszać, spryskałam odżywką i wysuszyłam suszarką. Gotowa wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Przyszykowałam sobie ciuchy na jutro i zeszłam na dół w celu zrobienia sobie kolacji. Zdecydowałam się na kanapki z serem i szynką. Zjadłam i poszłam umyć zęby, pogasiłam światło i weszłam do mięciutkiego łóżka, opatulona kołdrą zasnęłam.
Młoda piękna kobieta wstała z łóżka wysłanego jedwabną pościelą. Dumie unosząc głowę zeszła na dół swej przepięknej willi. Promienie słoneczne oświetlają jej twarz, przymyka oczy a w na dworze robi się ponuro i słychać grzmoty. Zdziwiona zaczyna się rozglądać w jednej chwili z pięknego dnia zrobiła się burza. Postanawia to zignorować, po willi rozbrzmiewa się dzwonek do drzwi. Wzdycha ciężko i rusza by je otworzyć niezapowiedzianemu przybyszowi. Otwiera je i w jednym momencie jej serce przyśpiesza. Stoi przed nią postać młodej kobiety ze skuloną głową, która powoli się unosi. Teraz Stoessel widzi jej twarz. Zaropiała, odrapaną gęba i szare wybrzuszone oczy wgapiające się w nią.....jest ohydna nie sposób na nią patrzeć. Unosi swa żylastą dłoń i dotyka policzka przerażonej Martiny ta w bezruchu nic nie robi. Zabiera dłoń i odchodzi, młoda kobieta obserwuje jej ruchy z pokraki staje się dostojną ślicznotka. Odwraca się i macha z perlistym uśmiechem do Stoessel. Na dworze znowu robi się jasno. Zdziwiona zamyka drzwi i wchodzi w głąb willi. Skura na twarzy zaczyna ją swędzieć, drapie się coraz mocniej a jej twarz piecze niemiłosiernie. Na palcach widać krew, przerażona podchodzi do lustra. Serce wali jej młotem teraz to ona jest tą trędowatą. Obmacuje swoją twarz jej zropiałe krosty zaczynają pękać a ropa cieknie po jej twarzy. 
-Aaa!!-budzę się z krzykiem ciężko dysząc po mojej twarzy cieknie coraz więcej łez a w głowie roi się od okropnych myśli. Wstaje z łóżka i podbiegam do lustra...........uch mam swoją twarz, zdruzgotana siadam na łóżku. Jedno jest pewne już nie zasnę. Godzina 3.50 zmęczona, przerażona schodzę na dół i robię kanapki z serem i keczupem. Wszystko smakuje metalicznie. Zdenerwowana wyrzuca kanapki.
                *********5 dni później*********
Każdej nocy śnił jej się koszmar. Nie sypiała, nie jadła, nie piła....nie żyła.
                    ********Noc 7***********
Idę ciemnym korytarzem...zadowolona, uśmiechnięta choć nie mam z czego. Na drodze staje mi chłopczyk w czarno białej pelerynie. Na głowie kaptur zasłaniający jego twarz. Kucam kilka metrów dalej.
-Hej mały co tu robisz?-zdziwiona pytam chcąc dojrzeć jego twarz. Rusza w moją stronę z wyciągniętą ręką, unosi głowę a ja widzę carne ślepia i uśmiechniętą brudną twarz, jego zęby są ostre i ranią jego wargi, wycofuje się przerażona. Zaczynam biec szukając drogi ucieczki czuję się jak w wielkim labiryncie. On zaś spokojnie kroczy za mną. Znalazłam się w jakiejś ślepej uliczce ale przynajmniej go zgubiłam tak mi się wydawało. Myliłam się znalazł mnie i zbliżał się z jego ust wydobył się głośny śmiech jakby płacz niemowlaka. Był coraz bliżej........
                              ***
Zapłakana otworzyłam oczy. Siódmy raz z rzędu śni mi się koszmar. Wstałam i odziałam się w dresy była już siódma więc postanowiłam zadzwonić do Mercedes. Odebrała po dwóch sygnałach, będzie za dwadzieścia minut. Jestem jej wdzięczna za wszystko. Po niespełna dwudziestu minutach zjawiła się u mnie. Przytuliłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać.
-Tini tak sobie myślałam że najlepszym pomysłem byłoby gdybyś zapisała się do terapeuty-oznajmiła niepewnie. Zacisnęłam usta w linię, ma rację.
-Zrobię to-delikatnie się uśmiechnęłam analizując co własnie powiedziałam.
                     **************************
Siedzę w przytulnym gabinecie mojego terapeuty, którego nie miałam jeszcze przyjemności poznać. Do pomieszczenia wchodzi wysoki, bardzo przystojny, dobre zbudowany szatyn o szmaragdowych oczach. Moje serce zaczyna mocniej bić i robi mi się cieplej. Podchodzi do mnie i ukazując rząd swoich białych zębów uśmiecha się ciepło co odwzajemniam.
-Witaj będę twoim terapeuta-Jego melodyjny głos dociera do moich uszy co powoduje lekki rumieniec na mojej twarzy, podaje mi dłoń która ściskam lekko. Po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze a serce jeszcze bardziej przyśpiesza.
-Może przejdziemy na ty ?-proponuje nieśmiałe.
-Martina-tym razem to ja podaje mu dłoń.
-Jorge-piękne imię przechodzi mi przez myśl. Ściska moją dłoń, lecz jej nie puszcza podoba mi się to. Po chwili otrząsa się i szybko ją puszcza, zasiada na wygodnym skurzonym krześle na przeciwko mnie. Pierwszy raz ktoś tak na mnie działa. Rozmowa przebiegała bardzo miło. Opowiedziałam mu o swoich przeżyciach, zaufałam mu całkowicie, dużo się tez dowiedziałam o nim. Na przykład to że nie ma nikogo, ucieszyłam się i to bardzo.
-Dobrze to na dzisiaj wystarczy ale widzimy się już jutro mam nadzieje że przyjdziesz?-zerkną na mnie.
-Oczywiście to do zobaczenia-podszedł do mnie i ucałował mój polik, przekręciłam trochę głowę i wylądował tuż obok moich ust. Speszony odsuną się a ja zarumieniłam.
-Prze-przepraszam-speszona spuściłam głowę.
-Nic się nie stało.....to do zobaczenia-lekko uniósł kącik ust do góry, przygryzłam dolną wargę mam ochotę go pocałować.
-Tak do zobaczenia-powolnym krokiem, kręcąc tyłkiem opuściłam gabinet pana uroczego. Żegnając się z młodą recepcjonistką ruszyłam do mojego samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam do domu. Z uśmiechem na twarzy wykonałam wieczorne czynności i usnęłam.
                               *****3 dni później********
Dni mijały a my zacieśniliśmy swoją przyjaźń. Dla mnie był kimś więcej, miłością mojego życia, tym jedynym tak zakochałam się w nim na zabój, To boli nieodwzajemnione uczucie. Aktualnie siedzimy i oglądamy jakiś nudny film lecz ja bardziej skupiam się na Jorge...jest idealny. Zauważył że się w niego wpatruje i zwrócił wzrok na mnie. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Teraz dobrze widzę ich barwę są jak dżungla dzikie, nieokiełznane wpatrujące się we mnie. Odmienił mnie i moje życie, pomógł z koszmarami które już nie są takie straszne, z rozwydrzonej nastolatki stałam się dorodną kobietą.
-Jorguś zostaniesz na noc?-zrobiłam maślane oczy zawsze mi ulega. Westchnął ciężko i przewrócił oczami.
-Oczywiście mała-pstrykną mnie w nosek na co zachichotałam uroczo. Poszliśmy się umyć, oczywiście osobno choć ja bym wolała razem. Rozmawialiśmy do późna a potem Jorge poszedł do pokoju obok.
                                *****sen 11**********
Stoję na cmentarzu i ewidentnie szukam jakiegoś nagrobka. Staje przy jednym z wielu i składam na nim kwiaty i zapalam znicz. Wpatruje się w niego, jest na nim napisane: Jorge Blanco odpoczywaj w spokoju.....Data:1994-2014.
                            *****
Budzę się zalana potem i łzami.
-Jorge!!!-drę się. Do mojego pokoju wpada przerażony szatyn. Podbiega szybko i mnie przytula bez zawahania wtulam się w niego i nie chcę puścić, moczę jego biały podkoszulek lecz mu to nie przeszkadza, gładzi uspokajająco moją głowę i plecy. Czuje się bezpiecznie i zaczynam się uspokajać. Po kilku minutach mój oddech się wyrównuje a ja odpływam w krainy snów. Do samego rana nie śni mi się żaden koszmar wręcz przeciwnie.......ślub z Jorge. Wypoczęta, pierwszy raz od dłuższego czasu budzę się w ramionach ukochanego który już nie śpi tylko wpatruje się we mnie.
-Jak się spało?-pyta z uśmiechem.
-Wspaniale-znowu się w niego wtulam. Śmieje się cicho i odgarnia włosy z mojej twarzy. Odrywam się od niego, patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Jorge muszę ci coś powiedzieć
-Słucham kotku-bez zastanowienia wpijam się w jego usta. Odwzajemnia pocałunek.
-To co chciałaś mi powiedzieć?-pyta po oderwaniu, patrze na niego jak na idiotę.
-Że cię kocham-zakrywam twarz włosami. Unosi mój podbródek i całuje w nos. Wpatrujemy się w siebie, zbliżam się i delikatnie muskam jego usta. Przyciąga mnie bliżej i pogłębia pocałunek.
-Kocham Cię-szepcze mi w usta. Zadowolona zaczynam zachłannie go całować, przeradza się to w namiętne i brutalne pocałunki a kończy na...........a co ja wam będę mówić domyślcie się ;*

Ciekawi jak się to dalej potoczyło, powiem wam......oświadczynami, ślubem i małym szkrabem oj i to nie jednym....i żyli długo i szczęśliwie.....a ich historia toczy się dalej gdzieś tam......



SKOŃCZYŁAM !!!!
Powiem szczerze jest denny, niestety następny postaram się napisać lepszy :*
Komentujcie XD
Do zobaczenia.....

niedziela, 23 listopada 2014

OS "Meksykanin"

                                                         Violetta
Zwyczajny dzień, jak zwykle siedzę w szkole na najnudniejszej lekcji czyli chemii w ogóle jej nie rozumiem jakieś metany etany to nie dla mnie. W mojej kieszeni za wibrował telefon: powiadomienie na GG. Jakiś Leon piesze.
L: Hejka popiszemy? :)
V:Spoko :)
L:Opisz siebie :*
V: Średniego wzrostu szatynka :) Tak jak na zdjęciu XD

L: Śliczna jesteś ale na zdjęciu wydajesz się wyższa xd
V:To przez te buty ;) Teraz ty?
L: Wysoki, mega przystojny szatyn....ideał XD
V:Skromny jesteś :d Wyślesz swoje zdjęcie? <3
L:Spoko zaczekaj poszukam XD
L:Masz?
V: TAK!!!-O kurwa ale ciacho.
L:I co sądzisz ?
V: Że ciacho z ciebie ;d
L: Haha dzięki XD-pisaliśmy by tak gdyby nie ta wścibska Milara grr..
-Castillo do tablicy-cholera o co  tu chodzi.
Stałam tak i wgapiałam się na ta tablicę. Odwróciłam się przodem do klasy a tam Lu wymachująca rękami żebym na nią spojrzała. Czytałam z ruchu jej warg, przynajmniej próbowałam było to niezmiernie trudne siedzi w ostatniej ławce a w klasie panuje szum. Okej dam radę..
-Me..-okej coś na me
-Tan-me+tan= metan. Okej mam to, szybko napisałam to na tablicy. Teraz zaczęła pokazywać na palcach. no super. Okej jakieś CH4. Najwyżej będzie źle. Nauczycielka spojrzała na mnie podejrzliwie, zerknęła na tablicę i się skrzywiła, zawtórowałam jej.
-Dobrze siadaj-sztucznie się uśmiechnęła. Usiadłam z powrotem obok Lu.
-Dzięki-szepnęłam. Uśmiechnęłam się. Odblokowałam ekran aby zobaczyć czy Leon się nie odezwał.
L: Obraziłaś się??
L:Nie chcesz już ze mną pisać?
L:Jak już nie chcesz pisać to napisz że nie chcesz a nie nie odpowiadasz :(-o kurde muszę mu odpisać polubiłam go, fajnie mi się z nim pisze. Nie jest tak jak co po niektórzy zboczony.
V:Hej sorka że nie pisałam ale mam lekcje i byłam przy tablicy :)
L:Aaa spoko ja mam teraz mate :( A ty?
V: Chemie której szczerze nie znoszę xp
L: Chemia jest zajebista jak się robi doświadczenia XD
V: Wtedy to na pewno jeszcze lepsza jak się coś nie uda i by było BUM XD-zadzwonił dzwonek na przerwę miałam już wychodzić ale zatrzymała mnie ta małpa od chemii.
-Violetta masz trzy pały i to są twoje jedyne oceny jeśli nie poprawisz ich do piątku zawalisz semestr-udawała skruchę.
-Co mam czas tylko do piątku?!-nie dowierzałam.
-Tak przykro mi a teraz przepraszam ale mam dyżur-ta obojętność. Wściekła ruszyłam pod klasę polonistyczną. Rzuciłam torbą o ścianę i usiadłam obok Lu.
-Ej co jest?-zapytała zdziwiona
-To jest że jak nie poprawię do piątku chemii to obleje mi semestr-zacisnęłam zęby wyobrażając sobie jej gębę.
-Uuu to cienko-zaczęła przygryzać wargę i marszczyć brwi. Myśli.
-Ej może znajdziesz sobie korepetytora?-ożywiła się. Spojrzałam na nią jak na idiotkę. Ale po chwili ten pomysł wydał się całkiem niezły. Ale kogo poproszę, kujony się mnie boją, troszeczkę im dokuczam. Denerwują mnie cały czas tylko z nosem w książkach żadnego życia towarzyskiego. Moje rozmyślanie przerwało wibrowanie w kieszeni. Pomyślałam że to Leon i od razu się uśmiechnęłam. Nie myliłam się.
L:Hej mam taki pomysł może się spotkamy? :)
V: No nw. możesz się okazać jakimś gwałciciele XD
L: Ejj nie obrażaj mnie :(
V: Zastanowię się :)
L: A długo to potrwa ?XD
V: Dobra a gdzie?
L: Jak się boisz że cię zgwałcę to może tam gzie jest dużo ludzi?
V: Spoko ale nw. kiedy bo mam 3 dni na poprawę ocen z chemii :(
L:Mogę cię pouczyć :)
V: A umiesz?
L: Mam 5 z chemii więc tak XD
V: Ołł spoko jeśli tak XD
L: To kiedy ? :)
V: Pasuje ci jutro po szkole tak gdzieś o 16 ?
L: Spoko to o 16 na ławce przed centrum ?:)
V: Jasne ;*
L: Okej to PAPA :)
V:PAPA <3
-Ej co ty się tak szczerzysz do tego telefonu ?-Lu dziwnie na mnie spojrzała.
-A nie nic...znalazłam korepetytora-wyszczerzyłam się
-Taak a kogo?-dopytywała
-Leon ma na imię-ruszyłam do klasy a ona za mną.
-Aha a coś jeszcze np. czy przystojny, ile ma lat?-nie ustępowała.
-Tak bardzo przystojny w moim wieku coś jeszcze?-zirytowałam się.
-Spokojnie tylko pytam-uniosła ręce. Zaśmiałam się.
30 minut później:
Tik tak tik tak czy ta lekcja się w końcu skończy. Nie mam co robić. Leon nie pisze, Lu śpi na ławce, a inni jedzą pija i plują się kuleczkami z papieru. Zajebiście.  Dryńń !!!! W końcu koniec tych lekcji teraz do domku. Ruszyłam w stronę mojej chaty. Dobrze że mam blisko. Drzwi były otwarte jak zawsze to bezpieczna dzielnica "bogaczy" tak jestem bogata i to bardzo. W salonie siedziała mama z tatą a tak dokładniej to mama na tacie i się całowali blee..
-Yghm-odchrząknęłam. Oderwali się od siebie, patrzyłam na nich ze zniesmaczoną miną.
-Oo hej córciu...szybko przyszłaś-zdziwiła się.
-Tak jak zawsze-westchnęłam. Zeszła z ojca i usiadła obok. Mieliśmy dobre kontakty ale coś się zepsuło. Tak jakby buntuje się a oni mnie denerwują.
-Dobrze Olga za chwilę poda ci obiad-uśmiechnęła się
-Nie jestem głodna-ruszyłam na górę do swojego pokoju. Tam jedynie mam spokój, nikogo tu nie wpuszczam no oprócz moich przyjaciółek ale żadnego chłopaka jeszcze tu nie było nawet ojciec nie ma tu wstępu. Rzuciłam torbę w kąt i położyłam się plackiem na łóżku. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Lu pewnie teraz pieprzy się z Fede a inny są gdzieś ze swoimi chłopakami albo robią to samo. Uhh może coś w telewizji będzie. Leniwie sięgnęłam po pilota i włączyłam pierwszy lepszy kanał. Wiadomości...jakaś telenowela....komedia którą oglądałam już z pięć razy.....Kevin sam w domu znowuu ale dobra to jest najlepsze.
Oglądałam tak Kevinka....
5 godzin później:
Ałła mój kark. Zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce. Zasnęłam i teraz jest już 20 super w nocy nie usnę. Zgramoliłam się z łóżka i podreptałam do łazienki znajdującej się w moim pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w moją piżamkę i zeszłam na dół coś zjeść. W kuchni siedzieli rodzice na szczęście nie robili nic niemoralnego. Bez słowa przeszłam obok nich i otworzyłam lodówkę. Czułam na sobie ich wzrok. Postałam tak przez dłuższą chwilę i stwierdziłam że nic nie ma, zaczęłam szukać po szafkach tu też nic. znowu otworzyłam lodówkę teraz moje wymagania nie były aż tak wysoki więc coś znalazłam. Zabrałam to na górę. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam wcinać przysmaki. Okej jestem pełna. Dostałam wiadomość na GG, od LEONA!
L:Hejka co porabiasz? :)
V:A nic siedzę i piszę z tobą XD A ty?
L:To samo ;) Nasze spotkanie aktualne ?
V: Jasne że tak xd
L:Spoko ja już muszę kończyć...
V:Już??
L;Tak mam trening na 6 więc wiesz:(
V:No dobrze słodkich snów <3
L:Dobranoc, śnij o mnie ;*-z gigantycznym uśmiechem położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam, tak jak powiedział śniłam o nim..
Następnego dnia:
Dryń..Dryńńń!!
Niee a tak fajnie mi się spało no nic przeklęte urządzenie musiało mnie zbudzić z cudownego snu ale czemu w takim momencie gzie miałam właśnie pocałować Leona?! Pobiegłam szybko do łazienki zabierając z krzesła ciuchy naszykowane wczoraj. Po pół godziny byłam gotowa. Usłyszałam dzwonek z dołu, zbiegłam jak najszybciej potrafiłam.
-Spokojnie Violu bo się zabijesz-roześmiała się mama
-Ale śmieszne-powiedział z ironią w głosie
-Musisz taka być?-posmutniała
-Taka czyli jaka?-zbliżyłam się do niej. Bez słowa odeszła, może faktycznie nie powinnam taka być? Ale z dnia na dzień się nie zmieni i to sama..Za drzwiami czekała Lu, uściskałam ja i ruszyłyśmy w stronę szkoły.
-Znowu się pokłóciłaś z mama?-zmartwiła się. Westchnęłam i pokiwałam głową. Lekko mnie przytuliła nic nie mówiąc i za to ja lubię nie wypytuje się a przytuli, pocieszy. Przekroczyłyśmy próg szkoły, wszystkie oczy zwróciły się ku nam w końcu jesteśmy popularne w tej budzie. Każdy chłopak ślini się na nasz widok ale Lu jest zajęta więc to do mnie się niektórzy dowalają inni nie mają odwagi. Pierwsza lekcja WF. W szatni byli już wszyscy, wraz z Lu zaczęłyśmy się przebierać.  Weszłyśmy na salę a po chwili weszła pani Zajanowska (nauczycielka WF-u).
-Dobrze zacznijmy od rozgrzewki-zaczęła pokazywać nam różne ćwiczenia po niespełna 10 minutach każda była już rozciągnięta.
-Zagramy sobie w siatkówkę...Castillo i Ferro wybierają składy-stanęłyśmy na środku i dobrałyśmy sobie graczy. Gra się rozpoczęła wygrywamy, piłka setowa i jest punkt dla nas. Zmęczone zeszłyśmy z boiska. Od razu poszłyśmy wszystkie pod prysznice.
-Ej Fran co teraz mamy?-spojrzałam na nią
-Fiza-zerknęła na plan. O matko następny przedmiot którego nie znoszę. Lekcja minęła szybko tak jak i pozostał. O piętnastej skończyliśmy a ja biegiem udałam się do domu przecież mam spotkać się z Leonem o szesnastej. Wbiegłam trzaskając drzwiami aż matka z kuchni wyleciała i pędem pognałam na górę. Wybrałam ładny strój umalowałam się na nowo, rozczesałam włosy i chwyciłam jeszcze torebkę do której włożyłam zeszyt i książkę od chemii. Jest już 30 po piętnastej. Pojadę samochodem, tak mam prawko. Wsiadłam do czarnego porsche i ruszyłam pod centrum, gdy dotarłam zaczęłam się rozglądać czy go nie ma. Spojrzałam na mojego białego smartphone'a, dopiero 40. Usiadłam w umówionym miejscu i czekałam na niego. Czas ciągną się niemiłosiernie. 50....52...54...58...59...16:00 a po nim ani śladu. Zaczekam jeszcze chwilę może coś mu się stało. 05....10...15...20...no kurwa gdzie on jest. Nagle zauważyłam jak jakiś przystojniak biegnie w moją stronę to Leon! Dobiegł i głupio się usmiechną.
-Pierwsze spotkanie i już spóźniony....nie ładnie-pokręciłam głową wstając.
-Przepraszam ale motor mi się zepsuł-mówił zdyszany. Zdziwiłam się.
-Masz motor?
-Tak Katerine ma na imię-po tych słowach wybuchłam śmiechem, stał zdziwiony on tak na serio?
-Nazwałeś swój motor?-nadal się śmiałam
-Tak a co w tym złego jest jeszcze Alba, Ashley, Britney-zaczął wyliczać na palcach, a ja nie dowierzałam.
-Dobra dobra i tak nie zapamiętam-zaśmiałam się.
-No dobrze to może chodź do jakiejś kafejki?-przekręcił głowę w bok. Skinęłam głową i weszliśmy do mojej ulubionej. Zamówiliśmy latte i wygodnie się rozsiedliśmy. Wyciągnęłam zeszyt i mu podałam.
-Ładnie piszesz-uśmiechnął się.
-Wow jaki podryw-zaśmiałam się. Zaczerwienił się.
-Dobra to czego nie umiesz?-spojrzał mi głęboko w oczy. Ma piękne oczy jak dwa szmaragdy a w nich małe iskierki. Otrząsnęłam się.
-Wszystkiego-odpowiedziałam bez zająknięcia. Dziwnie na mnie spojrzał.
-No dobra to może co teraz robicie?-wskazałam mu temat a on dokładnie mu się przyjrzał. Przyszła kelnerka z naszymi kawami. Leon chwycił swoją do ręki i wziął małego łyka. Spojrzał na kubek i się zaśmiał, nie wiedziałam o co chodzi.
-Co jest takiego śmiesznego w tym kubku?-nie wiedziałam o co chodzi.
-Mój jest wyjątkowy-wyszczerzył się. Zabrałam mu kubek i uważnie mu się przyjrzałam. Był na nim napisany numer telefonu i podpis Zadzwoń do mnie :*, zapewne od tej kelnerki która śliniła się na jego widok.
Ścisnęłam kubek z zazdrości co nie było dobrym pomysłem bo pękł. Po ręce ciekła mi kawa, gorąca kawa. Leon śmiał się wniebogłosy z tego co zrobiłam lecz gdy zobaczył że się krzywię przestał i szybko zabrał mnie do łazienki. Już chciał w chodzić...
-Nie wejdę tam!-krzyknęłam kiedy chciał mnie zaciągnąć do męskiej. Przewrócił oczami i weszliśmy do damskiej. Na szczęście nikogo nie było. Delikatnie chwycił moją rękę i wsadził pod zimną wodę. Poczułam ulgę. Trzymał tak przez dłuższą chwilę po czym osuszył mi ją papierem.
-Dziękuje-uśmiechnęłam się delikatnie, pod wpływem jego wzroku zarumieniła się.Odwzajemnił mój uśmiech ukazując swoje proste białe zęby.
-Okej chodź bo zaraz tu sobie coś zrobisz i nigdy cię tej chemii nie nauczę-zażartował
-Haha bardzo śmieszne-uśmiechnęłam się sztucznie na co on jeszcze bardziej zaczął się śmiać. Z powrotem usiedliśmy przy tym samym stoliku, wszystkie oczy zwróciły się ku nam, no tak przed chwila rozlałam kawę i wybiegliśmy z tąd  jak poparzeni w sumie to tak było. Leon zaczął mi tłumaczyć, jest świetnym nauczycielem po piętnastu minutach już wszystko rozumiałam.
-Okej to teraz zrób ten przykład-bez problemu go rozwiązałam.
-No brawo jesteś geniuszem-zaśmiał się. Z tych emocji mocno go przytuliłam, zdziwiony oddał uścisk.
-Przepraszam-odsunęłam się speszona
-Nic nie szkodzi-Zadzwonił mu telefon. Słyszałam tylko urywki rozmowy.
-Tak.....no za chwilkę.....tak za piętnaście minut....no dobra....ja też cię kocham-i się rozłączył. Powiedział "ja też cię kocham" czyli ma dziewczynę. Zrobiło mi się przykro.
-Ej niestety muszę już iść-podrapał się po karku.
-Jasne dzięki za korki ile chcesz za nie?-powiedziałam oschle. No co najpierw robi mi nadzieję a potem okazuje się że ma dziewczynę.
-Ej co jest? A poza tym nie chcę kasy-zmarszczył brwi.
-Nic dobra to ja już będę lecieć jeszcze raz dzięki-już odchodziłam.
-Jakby co to dzwoniła mama-powiedział i odszedł. Zrobiło mi się strasznie głupio.
-Leon! Zaczekaj-odwrócił się na pięcie. Podbiegłam do niego.
-Co?
-Przepraszam po prostu..
-Byłaś zazdrosna-uśmiechnął się cwaniacko.
-Pff ja zazdrosna no chyba ty-zaczerwieniłam się i unikałem jego wzroku.
-Taa jasne powiedzmy że ci wieżę-uśmiechną się. Pocałował mnie w policzek.
-Pa
-Cześć-obserwowałam jak odchodzi, po chwili się otrząsam i  wróciłam do domu. We wspaniałym humorze weszłam do kuchni.
-Hejka-powiedziałam do domowników siedzących w kuchni. Dziwnie na mnie popatrzeli, no tak dzisiaj rano jeszcze byłam taka oziębła a teraz milutka ale nie potrafię już taka być, to przez Leona cały czas o nim myślę.
-Hej coś się stało?-mama spojrzała na mnie pytająco. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Nie a co się miało stać-chwyciłam zielone jabłko.-Dobra ja idę na górę muszę napisać do Lu-w podskokach poszłam do mojego królestwa. Zadzwoniła Ludmi.
-Halo?
-Hej Vils co tam?
-A nic właśnie wróciłam z korków
-Aaa i jak tam twój nauczyciel-zachichotała
-Wiesz mieliśmy mały wypadek ale mnie uratował a było nim zgniecenie jego kubka z kawą
-Wow co cię tak zdenerwowało
-Niccc...
-Ta bo ci uwierzę-ten sarkazm-Gadaj-rozkazała
-Ta kelnereczka napisała na nim swój numer-zdenerwowałam się
-Haha musiało to komicznie wyglądać-śmiała się jak głupia
-Dla mnie nie, dobra ja kończę zmęczona jestem
-Papatki
-Pa Lu-zakończyłyśmy naszą jakże ciekawą konwersację. Chciałabym żeby Leon teraz tu był. Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i zeszłam na kolację. Podczas niej rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym jak za dawnych lat. Brakowało mi tego.
Następnego dnia:
Wstałam w wyśmienitym humorze. Z uśmiechem na twarz zeszłam na dół gdzie jak każdego ranka znajdowała się moja rodzinka.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się i usiadłam na wysokim krześle opierając się łokciami o blat kuchenny.
-Witaj kochanie-pocałowała mnie w policzek.
-Proszę zrobiłam ci pyszne śniadanko!-wrzasnęła Olga. Spojrzałam się groźnie, uśmiechnęła się niemrawo. Postawiła na stole pulchniutkie placuszki z bitą śmietaną, owocami i na to polewa czekoladowa....pycha. Zabrałam się za wcinanie po kilku minutach talerz był pusty. Rodzicielka patrzała na mnie zaskoczona. No tak zazwyczaj nie jadam śniadań a jak już to tyle co nic. Zaśmiałam się niewinnie.
-Dobra ja już muszę iść bo się spóźnię-oznajmiłam chwytając za klamkę od szklanych drzwi.
-Paa-usłyszałam tylko za swoimi plecami. Szybkim i pewnym krokiem wstąpiłam na mury szkoły.
-Vilu!-ktoś wskoczył mi na plecy o mało mnie nie powalając.
-Lu oszalałaś!-krzyknęłam na nią. Takiej szczęśliwej to ja nigdy jej nie widziałam. Uśmiech od ucha do ucha i wielkie rumieńce na jej policzkach w jej oczach było szczęście.
-Co jest?-przymrużyłam oczy przyglądając się jej.
-Idę z Fede na randkę!-zapiszczała, chyba każdy usłyszał. Momentalnie na mojej twarzy zawitał uśmiech, cieszę się jej szczęściem.
-To wspaniale! Gdzie cię zabiera?-dopytywałam
-Nie mam pojęcia powiedział że to niespodzianka-wyszeptała jakby to była tajemnica. Rozmowa ciągnęła się nam przez całą lekcję. Dzisiaj do mnie przychodzi żebym ją przyszykowała. Co dziwne Leon dzisiaj się w ogóle nie odzywał....może coś się stało nie nie od razu muszę być taką pesymistką?! Pewnie telefon mu się rozładował albo go zgubił lub po prostu nie spodobałam mu się!
Dobra teraz chemia muszę się skupić dzięki Leonowi już coś umiem, mam nadzieje że powtórzymy nasze spotkanie.
Tydzień później:
Przez cały tydzień Leon nie odezwał się słowem nie pisał nie dzwonił. Próbowałam się z nim skontaktować ale włączała się poczta na którą się nie nagrywałam. Zamknęłam się w sobie po mimo tego że mieliśmy tylko jedno spotkanie tęsknie, cholernie tęsknie. Schudłam nie chcę nic jeść ani pić, rodzice z Olgą i Ramallo co chwilę to mnie przychodzą i pytają czy czegoś nie potrzebuje, przyjaciele też byli próbowali wyciągnąć coś ode mnie  lecz nic nie powiedziałam choć Ludmila już się domyśla. Drzwi do mojego pokoju delikatnie się otwarły pojawiła się w nich mama.
-Przepraszam że nie zapukałam myślałam że śpisz-powiedziała cicho i usiadła na skraju łóżka kładąc rękę na moim kolanie i delikatnie gładziła ją kciukiem. Tępo wpatrywałam się w okno za którym pogoda idealnie opisywała mój nastrój...ponuro, deszcz pada, smutno i pusto tak jak w moim sercu.
-Vilu powiesz mi co się stało może będę umiała ci pomóc-jej ciepły troskliwy ton powoli do mnie docierał lecz nie umiałam się przełamać. Zerknęłam na nią...wpatrywała się we mnie spuściłam wzrok na moje chude ręce.
-Nic mi nie jest-chłodny ton ją zasmucił, zrezygnowana spuściła wzrok i zabrała rękę z mojego kolana. Wstała i powoli zaczęła wychodzić, zatrzymała się przy drzwiach.
-Dzisiaj na kolację przychodzą nasi starzy znajomi miałabym prośbę żebyś zeszła na chwilkę i z nami posiedziała-nic nie odpowiedziałam jedynie lekko skinęłam głową. Wróciłam do mojego wcześniejszego zajęcia a było nim gapienie się w przestrzeń i rozmyślanie o Leonie. Długo to nie trwało do mojego pokoju ktoś zapukał.
-Proszę-chrypka w głosie trochę mi przeszkadzała. Lu która wyłoniła się za drzwi gdy mnie ujrzała od razu mnie przytuliła, oparłam głowę o jej ramię. Oderwałyśmy się a ona głęboko spojrzała mi w oczy.
-Chodzi o Leona-zapytała nie ona to stwierdziła. Na jego imię zachciało mi się płakać skrzywdził mnie rozkochał i zostawił jak brudną szmatę. Zacisnęłam zęby że aby powstrzymać napływające łzy nie udało się po moich zimnych policzkach zaczęły spływać gorące łzy które przez tak długo w sobie trzymałam.
Rzuciłam się na Lu wtulając w nią bez zawahania oddała uścisk.
-Zostaniesz na kolację nie chcę być sama-poprosiłam.
-Jeśli mogę-zaśmiała się.
-Pewnie dzisiaj przychodzą jacyś przyjaciele taty-oznajmiłam.
-Jasne ale nie mam ubrań na zmianę musiałabym iść do siebie po jakąś sukienkę-zestresowała się.
-Spokojnie pożyczę ci-pierwszy raz od tygodnia się uśmiechnęłam szczerze, odwzajemniła to. Do wieczora rozmawialiśmy aż nadszedł czas na przyszykowanie się do kolacji.
-A może ta?-wskazałam na czarną sukienkę. Blondynka pokręciła przecząco głową. Ja już mam Lu wybrała mi czerwoną bo ja chciałam ubrać spodnie ale nie wypada. Od pół godziny pokazuje jej po kolei sukienki a jej żadna nie pasuje.
-No to może ta?-wskazałam na beżową. Energicznie wstała i zaczęła się jej przyglądać. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech jakby wygrała na loterii.
-Jest idealna-pisnęła i wbiegła do łazienki. Roześmiana zachowaniem blondynki usiadłam na łóżku. Do pokoju weszła mama.
-I co wybrała w końcu?-zaśmiała się siadając obok mnie.
-Taa w końcu-westchnęłam.
-To dobrze bo za trzydzieści minut powinni tu być-oznajmiła spoglądając na złoty zegarek marki rolex. W tej chwili Ludmi wyszła z łazienki. Poszłam się przebrać w moją kreację a potem zrobiliśmy sobie makijaż.
-Dziewczyny zejdźcie na dół!-zawołał nas tata. Nie powiem stresowałam się trochę tak jak Lu. Poprawiłam sukienkę i ruszyłyśmy na dół. Ku mojemu zdziwieniu stali tam moi rodzice z Ramallo i Olgą dwójka dorosłych za pewnie ci przyjaciele i młody chłopak no w moim i Lu wieku, kojarzyłam jego sylwetkę ale nie umiałam sobie przypomnieć. Podeszłyśmy do niech i już nie miałam wątpliwości kto to jest. We własnej osobie stał przede mną Leon i jego rodzice zapewne. Zdębiałam tak jak i Lu widziała go na zdjęciach. Patrzałam mu w oczy a on się po prostu uśmiechną. Zacisnęłam zęby ze wściekłości.
-Victorio, Rodrigo to jest moja córka Violetta a to jej przyjaciółka Ludmiła-podaliśmy sobie ręce
-A to nasz syn Leon-przedstawili nas sobie. Pierwsza rękę podała Lu gromiąc go wzrokiem i wbijając swoje długie czerwone paznokcie w dłoń, dziwnie na nią spojrzał. Puściła jego rękę i ja mu podałam swoja, uścisną ją a mnie przeszedł bardzo przyjemny dreszcz. Uśmiechał się i patrzał mi głęboko w oczy, natychmiast puściłam jego dłoń i zarumieniona spuściłam głowę. Tą krepującą ciszę przerwała Olgita.
-Zapraszam do stołu-uśmiechnęła się. Zasiedliśmy do niego, siedziałam obok Lu a z drugiej strony siedział Leon. Czułam jego wzrok na sobie, podobało mi się to ale wciąż pamiętam że jestem na niego wściekła, zgromiłam go wzrokiem, zrobił pytającą minę zignorowałam to. Kolacja mijała w całkiem miłej atmosferze. Moi rodzice gadali z od Leona rodzicami a ja z Lu tylko Leon siedział i nie miał się do kogo odezwać, szkoda mi go było był taki bezbronny i niewinny ale zasłużył sobie.
-Violu może zabierzesz Leona i Lu do siebie?-zapytał mój tata. Skinęłam, wstałam od stołu i ruszyłam na górę chwytając Lu za rękę a Leon wlókł się za nami. Weszliśmy do mojego królestwa. Podeszłam do szafki na której stał mój szejk. Otwarłam go powoli zbliżając się do Leona a po chwili całą jego zawartość wylądowała na jego kasztanowych włosach spływając po kolei na twarz i koszulę. Z kamiennym wyrazem twarzy odsunęłam się i przyglądałam się jego reakcji. Nie spodziewał się tego tak jak i Lu która stała z rozdziawionymi ustami i źrenicami jak spodki.
-Za co?!-zapytał krzycząc.
-Domyśl się!-też krzyknęłam zaciskając pięści.
-Nie wiem za co nic nie zrobiłem przecież nawet słowem się nie odezwałem!-tłumaczył się
-No właśnie nawet słowem się nie odezwałeś, przez cały tydzień nie raczyłeś zadzwonić ani odebrać telefonu!!-krzyczałam na niego. Nic nie odpowiedział więc kontynuowałam.
-Wiesz jak ja się czułam!! Rozkochałeś mnie w sobie a potem zniknąłeś!!-Zbliżyłam się do niego zabierając poduszkę zaczęłam go nią walić aż pierze fruwało po całym pokoju próbował się bronić ale to na nic nie przestawałam. Do pokoju wpadli nasi rodzice.
-Co tu się dzieje!!-krzyknęli widząc Leona kulącego się na podłodze ubrudzonego różowym shakiem i mnie ze wściekłą miną trzymającą poduszkę w ręce no resztki tej poduszki. Pierze fruwające w powietrzu powoli zaczęło opadać na nas. Tata pomógł podnieść się Leonowi.
-Co tu się dzieje co to za krzyki czemu Leon jest czymś oblany i cały w pierzu-patrzał na mnie. Lu stała za mną i cicho się chichrała. Uderzyłam ja lekko łokciem w brzuch na co przestała.
-No słuchamy-założył ręce na klatkę piersiową. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Leon co się stało?-mama Victoria zwróciła się do niego.
-Nic po prostu przypadkiem wylałem szejk Violetty na siebie i ona dla zabawy walnęła mnie poduszką ale ona pękła i tyle-wymyślił na szybko. Widać było że w to nie uwierzyli..kto by uwierzył że sam sobie wylał szejka na głowę a poduszka po jednym uderzeniu pękła.
-Taa już wam wierzymy-powiedzieli sarkastycznie.-A te krzyki jak wytłumaczycie?-mój tata przymrużył oczy.
-Violetta trochę się zdenerwowała bo nie chciała żebym poplamił panele-wyplątał się. Zgromiłam go wzrokiem przez niego wyszłam na jakąś idiotkę. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-To prawda Violu?-mama nie dowierzała.
-Yyy tak ja trochę się zdenerwowałam-spuściłam głowę.
Widać że nikt w to nie uwierzył ale odpuścili.
-Dobrze Leon zaczekaj tu a my pójdziemy ci po ubrana na zmianę zostaniecie na noc jest już późno ty też Lu-wskazał palcem na roześmianą blondynę. Skinęła głową natomiast Leon zrobił przestraszoną minę.
-Tak masz rację jest już późno a my trochę daleko mieszkamy-przytakną tata Leona.
-Dobrze chodźcie pokażę wam wasze pokoje-mój tata zabrał ze sobą rodziców Leona.
-A ty Lu chodź pomożesz mi poszukać coś dla Leona-chcieli zostawić nas samych i tak się stało. Staliśmy na przeciwko siebie nic nie mówiąc. Lekko się poruszyłam na co Leon się przestraszył niech wie że jestem nieobliczalna.
-Powiedziałaś że się we mnie zakochałaś?-zapytał na co ja przypomniałam sobie co powiedziałam w nerwach "Rozkochałeś mnie w sobie a później zniknąłeś!". Zarumieniam się, te słowa powiedziałam pod wpływem emocji lecz są jak najbardziej szczere.
-Nic takiego nie powiedziałam-broniłam się. Wstałam i podeszłam do okna.
-Jak to nie-zaśmiał się.-Słuch mam jeszcze dobry- wyszeptał mi wprost do ucha kładąc ręce na mojej talii. Przez moje ciało przeszedł dreszcz bardzo przyjemny dreszcz. Odwróciłam się do niego przodem żeby coś powiedzieć lecz nie zdążyłam gdyż on brutalnie wbił się w moje wargi.
Natychmiast oddałam pocałunek znacznie go pogłębiając. Motyle rozrywały mój brzuch i ten narastający przyjemny ucisk w podbrzuszu. Liczył się tylko on i jego gorące delikatne usta. Ten pocałunek był pełen pragnienia, zachłanny i wyrażający naszą miłość. Czułam też maliny, na jego twarzy nadal był mój szejk, nie przeszkadzało mi to. Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc, wpatrywałam się w jego przepiękne szmaragdowe oczy, tonęłam w nich. Do mojego pokoju wparowała mama z Lu szybko od siebie odskoczyliśmy. Gdy nas zobaczyli od razu na ich twarzach pojawił się ogromny uśmiech. Moja twarz była w szejku to mogło oznaczać tylko jedno.
-Yyy znalazłyśmy ci ubrania-moja mama mu je podała. Wyszły a ja nie wiedziałam jak zareagować przed chwilą się całowaliśmy.
-Przepraszam że się nie odzywałem-usiadł obok mnie ja na odpowiedź pocałowałam go zdziwiony oddał pocałunek.
-Yyy to znaczy że teraz jesteśmy razem?-zapytałam po oderwaniu.
-A chcesz?-uśmiechną się słodko
-Oczywiście że tak-dotknęłam jego policzka.
-To tak-musną swoimi ustami moje.- A teraz wybacz ale idę się umyć-cmokną jeszcze mój polik i wyszedł. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Rozłożyłam się na łóżku rozmyślając co się przed chwilą stało.
-I co?-do pokoju wparowała Lu. Posłałam jej uśmiech.
-Jesteśmy razem!-pisnęłam. Zaczęłyśmy skakać jak opętane. Po uspokojeniu emocji jakie mną targały poszłam wziąć prysznic. Dokładnie obmyłam swoje ciało i truskawkowym szamponem umyłam włosy nałożyłam jeszcze odżywkę do spłukiwania odczekałam 10 minut i spłukałam ją. Osuszyłam swoje ciało ręcznikiem a drugim zrobiłam turban na głowie, umyłam zęby i wysuszyłam włosy, zrobiłam niedbałego koczka na koniec w swoje ciało wtarłam lawendowy balsam, ubrałam piżamkę i gotowa wyszłam z łazienki która znajdowała się w moim pokoju. Sprawdziłam godzinę na moim telefonie, wyrobiłam się w godzinę. Pójdę do Luśki bo znając życie Leoś jeszcze nie wyszedł i stara zmyć z siebie koktajl a przede wszystkim jego zapach który był bardzo intensywny. Skierowałam się do sypialni Lu ale na drodze coś mi przeszkodziło a był to mój Leoś. Dosłownie wpadłam na niego, właśnie wychodził z łazienki. Stał w samych spodniach od dresu miałam idealny widok na jego umięśnioną klatę, ma niesamowicie wyrzeźbione ciało i ten kaloryfer...rozpływam się. Przygryzłam dolną wargę wpatrując się w niego. Opuszkami palców przejechałam po jego ciele lekko zadrżał, poczułam się wyjątkowa że tak na niego działam. Uniosłam głowę by móc spojrzeć mu w oczy, wpatrywał się we mnie, zjechałam wzrokiem niżej na jego pełne usta, nie wytrzymałam i zachłannie się w nie wbiłam natychmiast oddał pocałunek a wręcz pogłębił, stawały się coraz bardziej namiętne i brutalne. Lekko pchnęłam go do wnętrza łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. W niej kontynuowaliśmy nasze zajęcie i można powiedzieć że się pobawiliśmy.(chyba wszyscy wiedzą o co mi chodzi XD)
30 minut później:
Zadowoleni wyszliśmy z łazienki. Skierowaliśmy się do kuchni w której wszyscy byli.
-Dobra jest już późno trzeba iść spać-oznajmił mój tata. Zaczęli się kierować do wybranych pokoi.
-Yyy a gdzie ja mam spać?-spytał zdezorientowany Leon.
-No skoro jesteście razem to z Vilu-uśmiechnęła się ciepło. Zrobił zdziwiona minę, no tak on nie wie że moja mama się domyśliła.
-Leon nie jesteśmy głupi a poza tym słyszeliśmy całą waszą rozmowę tak się darliście-śmiała się tłumacząc nam, żywo przy tym gestykulując. Ruszyła w stronę sypialni a za nią wszyscy no prawie tata zatrzymał się przy Leonie.
-Pamiętaj jak jeszcze raz moja córka będzie przez ciebie cierpieć to nie daruje- powiedział groźnie na co Leon lekko się przestraszył. Tata odszedł a ja żeby dodać mu otuchy pocałowałam go w policzek słodko się uśmiechając i pociągnęłam go do sypialni. Ułożyliśmy się na wygodnym łóżku.
Wtuliłam się w niego kładąc głowę na jego klatce piersiowej i plącząc nasze nogi. Obiją mnie swoim silnym ramieniem jeszcze bardziej przyciskając do siebie. Czułam się niesamowicie te ciepło bijące od niego, trzymałam głowę tuż przy jego sercu które bije dla mnie, gładziłam ręką po jego nagiej klatce piersiowej rysując różne wzorki.
-Kocham Cię-wyszeptałam i musnęłam jego klatę.
-Ja też Cię Kocham-odszepną. Po chwili odpłynęłam w jego cudownych ramionach. Śniąc o moim księciu.
 
                                                                The End

Tak oto zakończył się kolejny OS.
Przepraszam że tak późno ale miałam karę na kompa a na komórce nie będę pisać XD
Do następnego, liczę na wasze komentarze w których napiszecie czy się podoba <3






czwartek, 6 listopada 2014

OS "Stara Miłość nie Rdzewieje..."

Ona:
Szczęśliwa:TAK
Zakochana:TAK
Pokochana:TAK
Violetta Castillo- 22 lat, miła, przyjazna, czuła, pomocna.
On:
Szczęśliwy:TAK
Zakochany:TAK
Pokochany:TAK
Leon Verdas-22 lat, szczery, kochany, romantyczny, pomocny.
On:
Szczęśliwy: W pewnym sensie
Zakochany: Nieprawdziwe uczucie
Pokochany: Pomylone uczucie
Tomas Heredia: 23 lat, kłamca, nie miły, nic go nie interesuje.

                                                Violetta
Jestem na spacerze z Leonem, zabrał mnie na romantyczny piknik, a teraz przechadzamy się brukowanym chodniczkiem trzymając za ręce. Czuje się bezpiecznie. Dochodzimy do Questo (kawiarnia) i zamawiamy po kawie. Po chwili kelnerka nam ją wręcza. Śmiejemy się i rozmawiamy na przeróżne tematy, czując pełną swobodę. Spoglądam w jedno miejsce zszokowana, stoi tam mój były Tomas, oszukiwał mnie i zdradzał. Byłam nim zauroczona, ślepota ludzka nie zna granic. Ścisnęłam mocniej rękę Leona. Zdezorientowany popatrzał tam gdzie ja skupiam swój wzrok. W jego oczach widać złość, nienawiść. Mierzą się spojrzeniami, ten debil postanawia do nas podejść.
-Hejka Violu dawno się nie widzieliśmy-mówi i próbuje mnie przytulić, odsuwam się i wtulam jeszcze bardziej w Leosia.
-Wiem że to co ci zrobiłem było okropne i przyjechałem cię za to przeprosić....Kocham Cię-powiedział a ja wybuchnęłam śmiechem. Co on sobie myśli, przyjedzie tu i przeprosi a ja rzucę mu się w ramiona. Myli się.
-Weź lepiej wyjdź-mówię roześmiana.
-Pamiętaj stara miłość nie rdzewieje-mówi i puszcza mi oczko. Przejeżdża po nas wzrokiem i z głupim uśmieszkiem opuszcza lokal. Siedzimy jeszcze chwilę po czym idziemy do domu a tam dzieją się różne rzeczy XD
Tydzień później:
Tomas od jakiegoś czasu mnie nachodzi i mówi w kółko "Stara miłość nie rdzewieje" to  wnerwiające. Leon też jest już na skraju wytrzymania. Chciał już raz go pobić ale mu nie pozwoliłam, nie chcę żeby miał jakieś kłopoty z policją i to przez mojego ex. Siedzimy z Leonem na ławeczce i jemy lody. Podchodzi.....Tomas. Czego on chce?!
-Hej Violu namyśliłaś się już kogo bardziej kochasz?-pyta głupio
-Pamiętaj stara miłość nie rdzewieje-dopowiada. Wstaję i zbliżam się do niego żeby myślał że chcę go pocałować.
-Masz rację stara miłość nie rdzewieje-zbliżam się jeszcze bardziej, on robi to samo. Leon jest wściekły-o ile była ona prawdziwa-dopowiadam. Odsuwam się od niego i chwytam już uśmiechniętego Leona za rękę, ciągnę za mną. Tomas stoi jak słup, nie rusza się. Jego mina wyraża wszystko, jest zszokowany i zapewne wściekły ale ja to mam gdzieś, Jest mi obojętny. Kocham Leona.

"Stara Miłość nie rdzewieje, o ile była ona prawdziwa"

czwartek, 30 października 2014

OS "Lepsze życie"

Promienie słoneczne przedzierają się przez moje beżowe zasłony.
 Śpię wtulona w mężczyznę mojego życia.
 Coś rusza się pod kołdrą to Koko nasz mały, biały, śliczny piesek.
 Zaczyna lizać mnie po twarzy i zabawnie podskakiwać.
 Podnoszę się do pozycji siedzącej, uśmiecham się na widok mojego męża który cicho pochrapuje.
 Koch przenosi się z "pocałunkami" na jego męską twarz.
 Otwiera swe zaspane oczu, pierwsze co widzi to mordkę słodkiego pupila, którego ubóstwia.
 Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.
 Zaczynam się cicho śmiać a on dołącza do mnie.
 Podnosi się i swoimi pełnymi malinowymi wargami muska mój policzek spieczony rumieńcem.
 Obejmuje mnie swoim silnym ramieniem i przyciska do siebie.
 Wtulam się w niego, jedną ręką głaskając Koko.
 Słychać płacz dziecka.
 Oho Martina się obudziła.
 Zbieram się do wstawania ale w ostatniej chwili mój mężczyzna przytrzymuje mnie za nadgarstek i szepcze że się tym "zajmie".
 Idzie do "owocu naszej miłości a ja w podskokach, podśpiewując moja ulubioną piosenkę kieruje się do kuchni zrobić śniadanie.
 Po chwili w kuchni pojawiają się dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
 Roześmiana Martina zaczyna "wyrywać" się chcąc pójść do mnie na rączki.
 Z uśmiechem biorę ją i przytulam. 
-Kochanie może wybierzemy się dziś na spacer-szepcze mi do uszka Leon.
 Przytakuje i składam delikatny pocałunek na jego rozgrzanych ustach.
 Po zjedzeniu śniadania w cudownej atmosferze, Wybraliśmy się na spacer.
 Chodzimy krętymi uliczkami rozkoszując się chwilą i swoim towarzystwem.
 Pcham zielony wózek w którym siedzi" maleństwo" i ukazuje nam swoją roześmianą twarzyczkę.
 Mały pudelek pląta się pod naszymi nogami.
 Dochodzimy na ławkę na której przeżyliśmy swój "pierwszy pocałunek".
 Siadamy na niej.
 Wokół nas biegają małe dzieci.
 Wszystko jest takie kolorowe. 
Tyle wspomnień związanych z tym miejscem......pierwszy pocałunek, kąpiel w jeziorze, bieganie wokół kolorowych kwiatów.
 Wszystko takie cudowne......i nagle budzę się "przykuta" do łóżka.
  Białe ściany mnie przytłaczają.
 Próbuję się podnieść lecz nie mogę.
 W pomieszczeniu nie ma żywej duszy.
 Nie mam czucia, jestem sparaliżowana.
 Do salki wchodzi stary siwy mężczyzna z lekkim zarostem.
 Jego twarz jest smętna.
 Taka obojętna.
 Przygląda mi się, widzi że nie śpię.
 Wychodzi.
 Po paru minutach do "sypialni" wchodzą dwie kobiety ubrane w białe fartuchy.
  Pielęgniarki. 
Podchodzą do mnie i podnoszą do pozycji siedzącej.
 Zaczynają mnie karmić.
 Pomagają ruszać szczęką i połykać pokarm.
 Nawet tego nie umiem zrobić.
 Z trudem zjadłam szpitalne jedzenie.
 Nic nie mówiąc kładą mnie z powrotem i wychodzą.
 Zostaje sama.
 Białe ściany, głucha cisza.
  Szarość nic nie jest kolorowe.
 Samotna jak ja łza spływa po moim zimnym policzku.
 Zamykam oczy próbując zasnąć i wrócić do mojego cudownego snu.
 Do idealnego życia gdzie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
  Udało się jestem szczęśliwa ale to tylko sen

"Bóg dał nam szansę na lepsze życie, ale tylko w śnie."

poniedziałek, 27 października 2014

OS "Rozkochaj Wykorzystaj Rzuć" cz.5

                                                       Violetta
-PRZESTAŃ!!-krzyknęłam i podbiegłam do nich. Stanęłam przed Leonem tak żeby moje ciało go zasłaniało i odepchnęłam ojca.
-Co ty wyprawiasz powaliło cię mogłeś mu coś zrobić!!-krzyczałam a on ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami się odwrócił. Kiedy zobaczyłam że się poddał odwróciłam się w stronę Leona. Lekko dotknęłam jego policzka sykną z bólu. No nie dziwie mu się dostał ode mnie od Lu i od mojego taty kilka razy. Nie patrzał mi w oczy choć ja próbowałam patrzeć w jego. Chwyciłam jego rękę i pociągnęłam do kuchni. Usiadł na krześle a ja szukałam apteczki. Po chwili znalazłam i wyciągnęłam potrzebne mi rzeczy. Podeszłam do niego i ustawiłam się pomiędzy jego nogami. Zaczęłam przemywać rany miał zaciśnięte pięści i szczękę co oznacza że go bolało no ale musiałam mu je przemyć. Na koniec nakleiłam plaster na łuk brwiowy. Spojrzałam mu w oczy zrobił to samo nie umiałam przestać było w nich widać ból, smutek ale i miłość do mnie.
-Przepraszam-wyszeptał patrząc mi w oczy a po jego policzku spłynęła jedna łza starłam ją kciukiem. Zbliżyłam się do niego i lekko pocałowałam. Był mocno zdziwiony ale oddał pocałunek. W tej chwili do kuchni weszła Angie, Lu, Fede i German patrzyli nie dowierzając ja nie przestawałam go całować byłam spragniona jego ust.
-Yghm-odchrząkną jak mniemam mój ojciec. Oderwałam się od niego. Ludmiła i moja mama płakały.
-Jakie to wzruszające-wychlipała Lu i wtuliła się w Fede. Zaśmiałam się. Skierowałam głowę z powrotem na mojego Leona. No jeszcze nie mojego ale ja nie odpuszczę. Miłości nie wolno wypuścić z rąk. Widziałam że nie wie co ma zrobić.
-Kocham Cię-odezwałam się pierwsza. Nic nie mówił tylko się na mnie patrzał. Spuściłam głowę i chciałam odchodzić lecz mnie przytrzymał.
-Ja Ciebie też Kocham-powiedział w końcu. Uśmiechnęłam się promiennie i chciałam go pocałować ale....odsuną się. Zrobiłam zdziwioną minę jak wszyscy oprócz Leona.
-Ale nie możemy być razem-powiedział cicho a ja wytrzeszczyłam oczy.
-CO!!-krzyknęli Lu, Fede, mama i tata.
-A-ale dlaczego-powiedziałam łamliwym głosem a moje oczy się zaszkliły.
-Za bardzo Cię skrzywdziłem zasługujesz  na kogoś lepszego-powiedział a ja się trochę uspokoiłam.
-Ale ja chcę ciebie, tylko ty dajesz mi szczęście, to ciebie kocham-powiedziałam i wzięłam jego twarz w swoje dłonie, musnęłam jego usta. Oparłam czoło o jego. Wstał wystraszyłam się że chce odejść ale on przytulił mnie wtuliłam się w niego mocno.
Do kuchni wszedł nie znany mi człowiek. Leon oderwał się ode mnie.
-Tata-powiedział a mnie zamurowało to ten człowiek kazał mnie tak bardzo skrzywdzić dla głupiej umowy.
-Leon ja wiem że źle zrobiłem i przepraszam tak bardzo tego żałuje-powiedział i spuścił głowę
-Wiem nie będzie Ci łatwo mi wybaczyć ale będę czekał ciebie też chciałbym przeprosić Violetto-podszedł do mnie ale ja się odsunęłam i wtuliłam w Leona a on mnie objął czułam się bezpiecznie.
-Tato nie będzie mi łatwo ale postaram się ci wybaczyć bo gdyby nie Ty to nie poznał bym miłości mojego życia i za to ci dziękuje-ooo nazwał mnie miłością swojego życia jakie to słodkie. Teraz Leon jest tylko MÓJ i już nikt mi go nie odbierze nie pozwolę na to. Nagle mojego tatę Angie popchnęła w naszą stronę i coś mu szepnęła zasłoniłam Leona żeby przypadkiem mu nic nie zrobił bo Leon na pewno by nie uderzył mojego ojca. Ojciec podrapał się nerwowo po karku.
-Leonie chciałem Cię przeprosić za ostro zareagowałem po prostu Violetta jest moją małą córeczką i staram się ją chronić-przekręciłam teatralnie oczami na słowa "moją mała córeczką" ale nic nie mówiłam.
-Mam nadzieje że mi wybaczysz i zostaniesz częścią naszej rodziny i sam ją założysz z moją..-w tej chwili Angie uderzyła tatę w ramię a ja się zaśmiałam-yyy raczej naszą córeczką szczęśliwą rodzinę-zakończył. Leon nic nie mówił więc go lekko uderzyłam w ramię.
-Przykro mi...-zaczął a ja na niego spojrzałam smutno tak jak Angie i reszta-ale będziemy musieli się częściej widywać-dokończył a mi kamień spadł z serca. Tata też odetchną z ulgą i się uśmiechną jak reszta. Leon podał mu rękę a mój ojciec po prostu go przytulił.
2 tygodnie później:
Od kilku dni mam poranne mdłości, dziwnie zachcianki i humorki raz płacze tu śmieje się jak pojebana chyba wiem co jest grane z Leonem zaszaleliśmy jak się pogodziliśmy. To były takie oficjalne przeprosiny i musieliśmy nadrobić te dni rozłąki. Dzisiaj mamy rodzinną kolację będą moi rodzice i Leona no i Lu i Fede. Zamierzam tam to ogłosić dla pewności wczoraj zrobiłam test i wyszedł pozytywny. Leon nic nie wie mam nadzieje że się ucieszy bo nie planowaliśmy tego. Jesteśmy właśnie w drodze. Stresuję się Leon chyba to zauważył.
-Ej kochanie co się dzieje jesteś jakaś zdenerwowana-zauważył. Chwycił moja rękę delikatnie i pogładził kciukiem. Już się nie stresowałam. Wiem że mnie kocha. Posłałam mu szczery uśmiech, który odwzajemnił i skierował wzrok z powrotem na drogę. Wszyscy już byli zajęliśmy swoje miejsca. Olga podała swoje przepyszne danie i zaczęliśmy konsumować. Wszyscy już zjedliśmy. Okej teraz albo nigdy. Wstałam od stołu. Zwrócili swój wzrok na mnie.
-Chciałabym coś ogłosić...Jestem w ciąży-powiedziałam o oni wytrzeszczyli oczy. Nic nie mówili.
-To wspaniale Vilu-powiedziała Angie i z Ludmiłą mnie przytuliły, tata i Fede też po chwili się dołączyli tylko Leon siedział i nic nie mówił jego twarz nie wyrażała niczego. Zrobiło mi się smutno.
-A-ale jak to-odezwał się patrząc w dół. W moich oczach zebrały się łzy.
-Stary chyba wiesz jak się robi dzieci-zaśmiał się Federico żeby rozluźnić atmosferę.
-Nie chcesz tego dziecka-powiedziałam a z moich oczu popłynęły pierwsze łzy. Wstał i podszedł do mnie chwycił mój podbródek i uniósł do góry.
-Zostanę tatą-powiedział i się szeroko uśmiechną. Podniósł mnie i okręcił dookoła a na końcu pocałował czule.
Tydzień później:
                                                                 Leon
Dobra zostanę ojce a jeszcze się jej nie oświadczyłem muszę się wziąć w garść. Zaprosiłem ją dzisiaj na randkę. Bardzo się ucieszyła. Plan jest taki restauracja, spacer a potem zaprowadzę ją w magiczne miejsce i tam jej się oświadczę. Stresuje się a co jeśli mi odmówi. Okej jestem już gotowy teraz tylko czekam na Vilu. Zeszła z góry wyglądała pięknie. Na sam początek wręczyłem jej bukiet z czerwonych i białych róż.
-Proszę to dla Ciebie-powiedziałem i jego go wręczyłem. Wzięła go do swoich rąk i przysunęła do twarzy, zaciągnęła się zapachem.
-Są piękne-powiedziała i mnie pocałowała-pójdę wstawić je do wody-i poszła. Wróciła po chwili i ruszyliśmy do restauracji. Panowała miła atmosfera lecz się trochę stresowałem. Świetnie się bawiliśmy Vilu co chwilę wybuchała śmiechem a inni klienci tylko się na nas patrzyli i szeptali jaka to z nas cudowna para. Czas na spacer. Zaprowadziłem ja w piękne miejsce. Na początku się sprzeciwiała bo nie wiedziała że idziemy ale ja mówiłem że to niespodzianka i że nie mogę powiedzieć bo inaczej jej nie będzie to się zgodziła. Gdy je zobaczyła oniemiała.

Obróciłem ją w swoją stronę  uklęknąłem. Roztworzyła delikatnie usta i przyglądała mi się. Oczy jej się zaświeciły widziałem w nich szczęście.
-Violu znamy się nie długo ale wiem że Cię Kocham i chcę spędzić z tobą resztę życia....Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie?-zapytałem. Z jej oczu poleciały łzy.
-T-tak-powiedziała cichutko. Wstałem i założyłem jej pierścionek na serdeczny palec. Przytuliła mnie i pocałowała.
-Kocham Cię-powiedziałem
-Ja Ciebie bardziej-droczyła się. Staliśmy tak wtuleni w siebie i co chwilę skradaliśmy sobie drobne pocałunki. Zrobiło się chłodno więc postanowiliśmy wrócić do domu. A tam czekała nas długa namiętna noc. Byłem delikatny jak nigdy żeby nic się nie stało naszemu szkrabowi.
8 miesięcy i kilka dni później:
Viola urodziła zdrową dziewczynkę. Nazwaliśmy ją Martina. Jest bardzo słodka. No to teraz czas na chłopczyka hehe..

I żyli długo i szczęśliwie a Violetta urodziła jeszcze dwójkę pięknych i zdrowych dzieci. Mercedes, Martina, Facundo trójka kochającego rodzeństwa.



I tak oto zakończył się ten OS.
Do zobaczenia <3



sobota, 25 października 2014

OS "Rozkochaj Wykorzystaj Rzuć" cz.4

                                                        Leon 
Stoję tak patrząc na nią zdziwiony. Nie wiem co powiedzieć. Mam mętlik w głowie. Tak czy nie. Stoi patrzy się na mnie i czeka na odpowiedź.
-Nie sądzisz że to trochę za wcześnie?-pytam mając nadzieje że się ze mną zgodzi.
-Myślę że jesteśmy dorośli i powinniśmy ze sobą zamieszkać prędzej czy później i tak się to stanie a ja chcę cię mieć tylko dla siebie jak cię nie ma to tęsknie-powiedziała i mnie przytuliła. No i jak tu jej odmówić.. Westchnąłem.
-No dobrze a tak dokładnie to kiedy?-zapytałem. Podniosła głowę i namiętnie mnie pocałowała.
-Możesz nawet dzisiaj-powiedziała z przekonaniem. Zaśmiałem się. 
-Dzisiaj jest już trochę za późno-zaśmiałem się i pocałowałem ją w czółko.
-No dobrze ale jutro z samego rana się wprowadzasz-powiedziała poważnie ale po chwili wybuchła śmiechem. W odpowiedzi ją pocałowałem. I jak ja mam jej złamać serce. 
-Idziemy do mnie?-zapytała i zaczęła bawić się moim kołnierzykiem. Oho wiem o co jej chodzi ale muszę jej odmówić. 
-Muszę już iść do siebie-powiedziałem a ona posmutniała.-Ej przecież jutro się zobaczymy-podniosłem jej podbródek aby spojrzała mi w oczy. Uczyniła to.
-Dobrze to o 5 u mnie-powiedziała spokojnie
-Co?!-zdziwiłem się-Po co o 5?-spojrzała na mnie
-Przecież masz się wprowadzić-
-Ale że o piątej!?-nie dowierzałem
-Tak a co ?-zdziwiła się
-No trochę za wcześnie nie sądzisz-powiedziałem
-No przecież mówiłam że z samego rana-uśmiechnęła się
-No dobrze będę o ósmej-powiedziałem szybko. Zmrużyła oczy.
-O piątej-powiedziała stanowczo 
-Ósmej-odpowiedziałem tym samym
-Piąta-tupnęła nogą jak mała dziewczynka
-Ale Vilu ja jeszcze śpię o tej godzinie-marudziłem
-No to się wprowadzisz i potem położymy się znowu razem-uśmiechnęła się szeroko
-I tak wtedy nie zasnę-zrobiłem naburmuszoną minę
-No dobra bądź o 6 okej?-zapytała 
-Będę o ósmej-powiedziałem
-NIE! Co najwyżej siódma i ani minuty później-powiedziała ze złą miną.
-No dobra niech Ci będzie-uśmiechnęła się i mnie namiętnie pocałowała. Odprowadziłem ją do domu. 
-Dobranoc kochanie śpij dobrze-powiedziałem i lekko ją pocałowałem.
Przytuliła mnie. Staliśmy tak z 5 minut. Oderwałem się od niej a ona z trudem weszła do mieszkania. Nie chcę jej ranić ja ją Kocham. Odszedłem ze spuszczoną głową. Wróciłem do mojej willi i wziąłem relaksująca kąpiel. Położyłem się spać myśląc o NIEJ.
Następnego dnia:
Wstałem o 6;30 bo o 7 mam być u Vilu. Podjechałem pod jej dom zadzwoniłem do drzwi i usłyszałem jak toś bardzo szybko zbiega po schodach. Drzwi się otwarły a Vilu rzuciła się na mnie o mało mnie nie przewracając. 
-Hej kicia-powiedziałem pieszczotliwie. Zarumieniła się.
-Hej kocie-zrobiła to co ja-Masz bagaże?-zapytała 
-Oczywiście-odpowiedziałem
-Okej to możesz wnosić zrobiłam ci miejsce w garderobie-uśmiechnęła się promiennie. Po kilkunastu minutach byłem już rozpakowany. Vilu jeszcze układa moje ubrania w naszej garderobie. Po chwili skończyła. Usiadła na mnie okrakiem i pocałowała.
-Co będziemy dzisiaj robić-spytała
-Hmm a co byś chciała?-zapytałem
-Wiesz-przeciągła i pocałowała mnie w szyję.
-Nie nie wiem-droczyłem się z nią-Możemy coś ugotować-zaproponowałem a ona się niechętnie zgodziła. Poszliśmy do kuchni.
-Może pizze -zaproponowałem
-Oki-zgodziła się od razu. Zaczęliśmy wyciągać potrzebne produkty. Ugniataliśmy wspólnie ciasto. Vilu cały czas była uśmiechnięta. Postanowiłem trochę się z nią pobawić i uciapałem jej nosek. Nie pozostała mi dłużna wywaliła mi całą mąkę na głowę. O nie przesadziła. Wziąłem drugą i odchyliłem jej spodenki wsypałem całą zawartość do jej majtek. Ostro się wnerwiła zaczęła skakać jak opętana.
Chwyciła lepką masę i zaczęła się do mnie zbliżać. 
-O nie nie zrobisz tego-powiedziałem przerażony i zacząłem się wycofywać. Ale coś mi przeszkodziło była to ściana. Kurwa już po mnie. 
- Teraz mi już nie uciekniesz-powiedziała ze zwycięskim uśmiechem. Stała coraz bliżej gdy już miała rzucić mi prosto w twarz upuściła ją na ziemię i pocałowała bardzo namiętnie. Zdziwiony oddałem i pogłębiłem pocałunek.
Rozerwała moją koszulę i zaczęła całować i przygryzać mój tors.
Chwyciłem ją za biodra i uniosłem do góry. Oplotła mnie swoimi nogami przybiłem ją do ściany. Schodziłem pocałunkami na jej szyję i dekolt. Zdjąłem jej bluzkę i przez stanik ściskałem piersi. Jęczała mi do ucha. Jej ręka zsunęła się aż do mojego krocza które zaczęła lekko ściskać. 
-Chodź do sypialni-jęknęła podniecona. Zacząłem iść w kierunku naszej już teraz sypialni. Rzuciłem ja na łóżko i całowałem po brzuszku. Tak zaczęła się nasza noc. Było nieziemsko. 
3 dni później:
Coraz bardziej zakochuje się w Violettcie. Dzisiaj tata ma podesłać jej tą umowę a ja mam ją namówić do podpisania jej. Vilu jeszcze śpi wtulona we mnie. Wstaje i idę zrobić nam śniadanie. Po chwili do kuchni wpada Vilu. Przytula mnie od tyłu odwracam się i ją całuje oddaje pocałunek. 
-Co tam pichcisz kocie?-zapytała i usiadła na blacie kuchennym
-A naleśniku dla mojego kociaka-zaśmiała się
-Moi rodzice dzisiaj zapraszają nas na kolację-powiedziała
-Aha ale ja niestety nie mogę-próbowałem się wykręcić 
-Leon!-zdenerwowała się 
-No co jak nie mogę to nie mogę i nie pójdę-powiedziałem twardo.
-Pójdziesz!-powiedziała stanowczo
-Nie! nie rozkazuj mi!-też krzyknąłem. Zeskoczyła z blatu i poszła na górę. Usłyszałem trzaśnięcie drzewami. Kurwa. Muszę ja przeprosić ma dzisiaj podpisać umowę. Pognałem na górę. Usłyszałem ciche szlochanie. Płacze przeze mnie.. Zapukałem delikatnie nic nie odpowiedziała. Nacisnąłem klamkę drzwi były otwarte. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami przytulając poduszkę. Miała rozmazany tusz do rzęs. Poczułem się straszne cierpi przeze mnie. Podeszłem do niej po cichu. 
-Vilu..-powiedziałem cicho
-Idź sobie-odparła zapłakana patrząc w ścianę.
-Przepraszam-wyszeptałem i ją delikatni przytuliłem. Chciała mnie odepchnąć ale ją przytrzymałem chwilę się szarpała ale potem mocno się we mnie wtuliła. Moczyła mi koszulę powoli się uspokajając.
-Przepraszam nie chciałem krzyczeć-powiedziałem wprost do jej uszka-Wybaczysz mi?-zapytałem. Podniosła głowę-Oczywiście że tak Kocham Cię
-Ja Ciebie też-powiedziałem i pocałowałem ja w czubek głowy
-Jeśli chcesz to pójdę tam z tobą-zaproponowałem
-Na prawdę?-zapytała szczęśliwa
-Tak kochanie-przytuliłem ją
Kilka godzin później:
Właśnie jedziemy do rodziców Violetty. Stresuje się trochę. Drzwi otwarła nam średniego wzrostu blondynka a za nią stał wysoki czarnowłosy dobrze zbudowany mężczyzna zapewne to mama i tata.
-Mamo tato to jest Leon mój chłopak-powiedziała Viola i mnie przytuliła. Jej rodzice spojrzeli na mnie po czym zaczęli ściskać. Zdziwiłem się. Zaprosili nas do stołu i zaczęliśmy rozmawiać na początku atmosfera była napięta ale stopniowo się rozluźniła. Bardzo fajni ludzie. Gosposia Olga cały czas przynosiła nowe dania. Vilu zaczęła jeździć swoją ręką po moim udzie zjeżdżając na krocze.
Spojrzałem na nią zaciekawiony a tak jakby nigdy nic rozmawiała ze swoimi rodzicami. Mój kolega zaczął się unosić wyczuła to i rozpięła mi rozporek. Szybko wyjąłem jej rękę. Nie chcę zaliczyć jakiejś wpadki na pierwszym spotkaniu. Vilu się to nie spodobało i znów dała tam rękę a ja ją zabrałem przez chwilę się tak kłóciliśmy żeby nikt nie zauważył aż Vilu odpuściła. Nagle padło pytanie którego się nie spodziewałem.
-Zamierzacie mieć dzieci?-zapytali. Violetta spojrzała na mnie żebym to ja mówił.
-Yyy myślę że kiedyś w przyszłości na pewno-odpowiedziałem
-Chciałabym mieć taką małą wnuczkę-rozmarzyła się pani Angie(matka Violetty)
-Skąd wiesz że to będzie dziewczynka-tym razem odezwał się German(tata Violetty)
Przed chwilą powiedziałem że nie planujemy dzieci a ci już o płci gadają. Violetta spojrzała na mnie przepraszająco. 
-Mamo Leon powiedział ci że na razie się nie staramy-powiedziała jej Violcia
-Dobrze dobrze pierwsze ślub a potem dzieci-uśmiechnęła się
-A właśnie Leonie mam nadzieję że bierzesz moją córkę na poważnie bo inaczej źle z tobą-powiedział poważnie ojciec Violetty.
Wystraszyłem się.
-Tato!-skarciła go moja dziewczyna a on uniósł ręce w geście obronnym. Robiło się późno postanowiliśmy już wracać do domu.
-Kotku weźmiemy wspólną kąpiel-zapytała Vilu po wejściu do mieszkania.
-Oki-odpowiedziałem a ona pociągła mnie na górę za sobą.
Rozebraliśmy się do naga i weszliśmy do dużej wanny. Zacząłem myć Violettcie plecki schodząc na jej piersi tyłeczek i myszkę. Oparła się o mnie plecami a ja pieściłem jej piersi i całowałem szyję. Nagle odsunęła się ode mnie trochę i spojrzała w oczy. Po chwili zaczęła mówić.
-Leon chciałbyś mieć ze mną dziecko?-zapytała a mnie zatkało. Szczerze to bardzo bym chciał. 
-Tak ale nie teraz-odparłem
-A kiedy Leon teraz jest idealny moment co to jest dla ciebie "kiedyś" za miesiąc, rok, czy za 10 lat-zdenerwowała się.
-Nie wiem czy jestem gotowy zostać ojcem-powiedziałem
-A kedy będziesz gotowy?-odparła smutna
-Vilu obiecuje ci że za niedługo zrobimy sobie małego bobaska-powiedziałem i ją przytuliłem
-Obiecujesz?-upewniała się
-Tak-teraz Vilu zaczęła mnie myć szczególnie pieściła mojego kolegę. Woda zrobiła się zimna więc wyszliśmy z wanny. Owinęliśmy się ręcznikiem i przebraliśmy w piżamki. Poszliśmy do kuchni napić się czegoś kolacji nie będziemy jeść najedliśmy się u jej rodziców. Zadzwonił mi telefon, dostałem esemesa. Od taty. Odczytałem: Umowa została wysłana jutro niech ją podpisze i kończymy to. Posmutniałem prawdopodobnie jutro będę musiał z nią zerwać. Westchnąłem głośno.
-Hej co jest kotku?-zapytała moja ukochana 
-Nic wszystko okej-skłamałem i ją przytuliłem a ona się we mnie wtuliła. Poszliśmy spać. 
Następnego dnia:
Szykujemy się o pracy. To już dzisiaj. Jechaliśmy w ciszy przyjemnej ciszy. Weszliśmy do biurowca a wszystkie pary oczu skierowały się na nas. Wsiedliśmy do windy i zaczęliśmy się całować przestaliśmy jak drzwi się roztworzyły. Siedziałem u niej w biurze. Do gabinetu ktoś zapukał była to sekretarka. 
-Pani Violetto pan Verdas przysyła umowę-powiedziała a ja spoważniałem
-Znowu przecież odmówiłam-okej zaczynam działać
-A czemu odmówiłaś to jedna z najlepszych firm-powiedziałem. Spojrzała na mnie po czym zaczęła się nad czymś zastanawiać. 
-Dobra zostaw tą umowę jeszcze raz ja przeczytam i się zobaczy-powiedziała a sekretarka opuściła gabinet. Podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach. 
-Dobra muszę przeczytać ta umowę..Pomożesz mi?-zapytała z nadzieją. Jest łyknęła haczyk!
-Jasne słonko-w podziękowaniu pocałowała moje usta. Wstała zabrała umowę i z powrotem usiadła mi na kolanach. Zaczęliśmy uważnie czytać umowę. Musiałem ja trochę rozpraszać całując w szyję co mi się udawało bo byłem przekonany że mój ojciec ma jakiegoś haka w tej umowie. I nie myliłem się jest napisane że nasza firma dostaje 10% więcej zysków. Żeby Violetta tego nie doczytała zacząłem całować i lizać delikatnie jej szyję. Odwróciła się i mnie pocałowała.Oderwaliśmy się od siebie.
-I co myślisz o tej umowie?-zapytała
-Jest bardzo dobra dużo zyskasz podpisując ją-powiedziałem 
-Okej to podpisze dziękuje za pomoc-powiedziała i pocałowała mnie swoimi malinowymi ustami. Udało się. Zawołała sekretarkę i podała jej umowę i kazała przekazać VerdasCompany. Skończyliśmy pracę i wróciliśmy do domu. Vilu poszła się myć a ja oglądałem TV. Trochę się zdziwiła jak jej odmówiłem wspólnej kąpieli zacząłem się tłumaczyć że nie najlepiej się czuje i poszła sama. Głupio bym się czuł kąpiąc się z nią a porem tak nagle zrywając. Dostałem esemesa. Od ojca: Udało się dostałem umowę. Skończ to. Serce mnie zabolało. W tym samym czasie na dół zeszła uśmiechnięta Vilu. Podeszła do mnie i chciała pocałować ale się odsunąłem. Zdziwiła się.
-Co jest?-zapytała zdezorientowana. Spuściłem wzrok.
-Violetta koniec z nami-powiedziałem bez żadnych uczuć a w środku miałem ochotę się popłakać ale się powstrzymałem.
-C-co jak to koniec?!-zapytała ze łzami w oczach
-Przykro mi za pół godziny mnie tu nie będzie-powiedziałem z bólem serca
-Aale czemu co zrobiłam nie tak?-pytała
-Nic-odparłem kreując się na górę po moje rzeczy. Pobiegła za mną. 
-Leon proszę pogadajmy Kocham Cię proszę-powiedziała załamana
-Słuchaj to wszystko było żebyś podpisała ta umowę miałem cię w sobie rozkochać potem namówić do podpisania umowy i zerwać z tobą-powiedziałem a ona się rozpłakała podeszła do mnie i z całej siły uderzyła mnie  w twarz aż się zachwiałem. 
-Jak mogłeś ?-nie dowierzała
-To ja jestem synem właściciela VerdasCompany-powiedziałem a ją zatkało. Odszedłem zostawiając ją załamaną w naszej jej sypialni.
Włożyłem bagaże do samochodu i sam do niego wsiadłem. Wróciłem do domu walnąłem się na kanapę. Wyciągnąłem whisky i zacząłem pić z gwinta. 
                                                                Violetta
Jak on mógł mi to zrobić!? Siedzę na łóżku i płacze głowa mnie boli ale się tym nie przejmuje. Wykorzystał mnie. Nienawidzę go ale i go cholernie Kocham..
Następnego dnia: 
Wstałam o 5 nad ranem spałam nie całe 2 godziny. Jestem wykończona. Ktoś dzwoni do drzwi. Idę otworzyć za nimi stoi uśmiechnięta Ludmiła. Kiedy mnie widzi poważnieje i szybko mnie przytula. Rozpłakałam się jeszcze bardziej.
-Zabije go-syczy przez zaciśnięte zęby. 
                                                               Ludmiła
Postanowiłam odwiedzić Vilu dawno nie gadaliśmy. Gdy ją zobaczyłam zamarłam miała podpuchnięte oczy od płaczu, potargane ubrania i była jakby martwa, smutna nie było w niej życia. Domyśliłam się że chodzi o Leona. Uspokoiła się trochę i opowiedziała mi cała historię o mało co nie zemdlałam jak ją usłyszałam. Byłam wściekła.  Pozbierałam trochę Vilu i poszłam do tego chama pożałuje tego wzięłam też Federico gdy to usłyszał myślałam że go zbije był wściekły to mało powiedziany. Ruszyliśmy w stronę domu szatyna. Jak się okazało była to ogromna willa. Zawaliliśmy w drzwi ale zero reakcji. Fede na szczęście miał klucze. Weszliśmy do środka panował tam niesamowity smród whisky jak się nie mylę. Burdel. To jedyne dobre określenia na porozwalane  rzeczy po całym mieszkaniu. W salonie było jeszcze gorzej a  na kanapie spał upity Leon. On żałuje.
Poszłam do kuchni nalałam do garnka lodowatej wody i wylałam ją na głowę Verdasa. Odskoczył jak poparzony. Gdy nas zobaczył zdębiał. 
-Co tu robicie?-zapytał. Nic nie odpowiedziałam tylko podeszłam i walnęłam go z całej siły w twarz. Jeden policzek ma jeszcze podpuchnięty i siny. Oho Vilu ma mocną rękę. Teraz oba tak wyglądają z tym że mój ślad jest świeższy
-Jak mogłeś jej takie coś zrobić ona cię Kochała z całego serca nigdy taka szczęśliwa nie była a teraz jest wrakiem człowieka! Co ty ze sobą zrobiłeś!! Myślisz że jak się upijesz to rozwiążesz wszystkie problemy!Mylisz się!-krzyczałam na niego a Fede się tylko przyglądał
-Masz szczęście że ojciec Violetty nie wie bo by cię zabił dosłownie!-nadal krzyczałam. Verdas stał ze spuszczoną głową i nic nie mówił. Po chwili usiadł na kanapie zakrył twarz dłońmi i zaczął PŁAKAĆ.
O matko on płacze. Fede poszedł do niego i poklepał go po ramieniu. 
-Straciłem ją-rozpłakał się na dobre
-Nie dziw się-powiedziałam a Fede skarcił mnie wzrokiem.
Kilka dni później:
                                                           Leon
Nie widziałem się z Violetta już kilka dni. Bardzo cierpię wiem że ona też. Od kilku dni chleje w trzy dupy. Fede codziennie mnie odwiedza. 
                                                          Violetta
Nie jem, nie piję, nie żyje. Schudłam już kilka kilo. Ludmiła codziennie mnie odwiedza i karmi. Raz już się pocięłam. 
                                                         Ojciec Leona 
Mój syn nie daje żadnego znaku życia. Martwię się. Dzisiaj do niego idę. Podjechałem pod jego willę. Zadzwoniłem do drzwi a otworzył mi .......Federico co on tu robi. Wpuścił mnie.
-Leon jest u siebie w sypialni-powiedział-Jak pan mógł kazać mu zrobić takie coś?!-zapytał i odszedł nie czekając na odpowiedź. Prawda nic mnie nie usprawiedliwia. Zapukałem ale mój syn nie odpowiadał więc pozwoliłem sobie wejść. Leżał był blady oczy miał podkrążone i czerwone od płaczu. Co ja zrobiłem?! 
-Leon-powiedziałem cicho. Odwrócił wzrok.-Przepraszam-wyszeptałem i wyszedłem widząc że nie chcę ze mną rozmawiać i tylko pogorszę sytuację. 
                                                              Angie 
-German dzwoniła do ciebie Violetta?-zapytałam
-Nie a czemu pytasz?-zdziwił się
-Bo od tygodnia się nie odzywa...martwię się może się coś stało-zmartwiłam się
-Jak chcesz to możemy do niej pojechać-powiedział a ja go przytuliłam
-To jedziemy-odparłam i zaczęłam się zbierać
-Teraz?-zapytał
-Nie jutro-odparłam sarkastycznie. Wyszliśmy i jechaliśmy w stronę Violetty. Dzwonimy na dzwonek a otwiera nam......Ludmiła wiedziałam że przyjechała ale co tu robi? Pewnie odwiedziła Vilu. 
-Hej Lu jest Violetta-zapytałam a ona zrobiła smutną minę
-Tak jest u siebie w sypialni-powiedziała smutna
-A Leon gdzie?-zapytałam bo go nie widzę
-Leon..może niech Violetta wam wszystko wyjaśni-powiedziała i popatrzała na schody prowadzące na górę do sypialni Vilu. Zdziwieni ruszyliśmy tam szybszym krokiem. Cicho zapukałam. Zero odzewu. Postanowiłam wejść. Violetta leżała zapłakana pod kołdrą. Wyglądała strasznie. Podbiegłam do niej i ją przytuliłam a ona się we mnie wtuliła German zrobił to samo. 
-Co się stało maleńka?-zapytałam a ona się rozpłakała
-Leon-szepnęła a German kipiał ze złości-Wykorzystał mnie żebym podpisała umowę z jego ojca firmą zgodziłam się i wtedy ze mną zerwał- 
-Zabije gnoja-wysyczał German wstał i wyszedł trzaskając drzwiami. Vilu rozpłakała się jeszcze bardziej. 
-Angie niech mu nic nie robi-błagała mnie zapłakana. Szybko za nim pobiegłam.
                                                       Violetta 
Tata wyszedł i pojechał do Leona. Skrzywdził mnie ale nadal go Kocham i nie wybaczyłam bym sobie gdyby mu się coś stało. Szybko się przebrałam i wybiegłam z domu. Wsiadłam do mojego mercedesa i odjechałam z piskiem opon. Oby nic mu nie zrobił. Drzwi do willi Leona były otwarte i było słychać krzyki. Wbiegłam tam i zobaczyłam tatę trzymającego Leona któremu z nosa i łuku brwiowego leciała krew. Angie stała i krzyczała żeby przestał. A Leon znów oberwał od mojego ojca nie bronił się w ogóle. 
-PRZESTAŃ!!!-krzyknełam i podbiegłam do nich. 


Jak daleko German się posunie?
Co będzie z Leonettą?
To w następnej części XD