Strona główna

czwartek, 27 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.6

                                                                     Martina

Kilka miesięcy później:

Mój związek z Jorge układa się cudownie, co prawda miewamy małe kłótnie ale są naprawdę nieistotne. Zbliżają się jego urodziny a ja planuje dla niego przyjęcie niespodziankę. Pomagają mi nasi przyjaciele Lodovica, Mercedes, Ruggero i Facundo. Jorge poznał ich kilka miesięcy temu i od razu ich polubił automatycznie zostając przyjaciółmi co mnie bardzo cieszy. Ruggero jest mechanikiem na torze motocrossowym więc Jorge może teraz rozwijać swoja dawną pasję jeszcze zza czasów szkoły. Idzie mu całkiem nieźle nawet zdobył sponsora, niestety nadal musi zarządzać firmą ale cieszę się że przynajmniej w jakimś stopniu spełnia swoje marzenia. Kto wie jak to się dalej potoczy.

-Martina słuchasz mnie?-usłyszałam zirytowany głos Lodovicy.-Przestać odpływać bo musimy wybrać tort-wytłumaczyła wskazując na katalog. Niestety jak już miałam przyglądnąć się i wybrać jakiś usłyszałyśmy brzdęk kluczy w drzwiach. Nasze oczy szybko się rozszerzyły.

-Chowaj!-krzyknęłam szeptem. Lodovica w panice szybko usiadła na katalogu a Jorge z uśmiechem wszedł do kuchni. Wspomniałam że mieszkamy razem?

-Hej kochanie-przywitał się całując mój policzek-Hej Lola-uśmiechnął się zadziornie w stronę Ldovicy na co ona przewróciła oczami. Jorge dogadywał się ze wszystkimi świetnie ale z Lodovicą stali się od razu najlepszymi przyjaciółmi. Czasami jestem zazdrosna o ich więź którą nawiązali bardzo szybko.

-Hej Jogurt-odparła sarkastycznie ze sztucznym uśmiechem. Jorge od razu do niej podszedł ściskając mocno przy okazji mierzwiąc włosy.-Jorge!-krzyknęła zdenerwowana Lodo. Mój chłopak puścił ją ze śmiechem obrywając z pięści w brzuch. Z dąsem podszedł wtulając się w moje plecy. Kątem oka zauważyłam że katalog z tortami wystaje z pod tyłka Lodo.

-Jorge kochanie pójdziesz mi na górę po kocyk?-zapytałam słodko.

-Kocyk? Przecież jest gorąco i masz na sobie bluzę-zdziwił się. Powoli go od siebie odepchnęłam.

-Jorge ja nie pytam o twoją opinię na temat temperatury tylko proszę abyś przyniósł mi kocyk z naszej sypialni-odparłam lekko zdenerwowana. Szatyn zdziwiony moim tonem odsuną się szybko i pognał na górę. Kiedy byłam pewna że znikną na schodach wyciągnęłam katalog spod Lodo i wcisnęłam go do szafki do której Jorge nigdy nie zagląda. Szatyn po chwili wrócił z kolorowym kocykiem owijając mnie w niego.

-A wiesz co masz rację, gorąco tutaj-oddałam mu koc.

-Masz jakieś wahania nastroju dzisiaj-bąknął składając koc.

-Może jest w ciąży?-usłyszałam głos Lodo a w kuchni zapanowała grobowa cisza. Jorge nachylił się w moją stronę przyglądając się.

-Tini?-zapytał a w jego głosie wyczułam nutkę nadziei co mnie lekko zdziwiło.

-Nie Jorge nie jestem w ciąży-zaśmiałam się.

-Och-bąknął ze smutkiem, automatycznie na niego spojrzałam. Aby ukryć swoje emocje schował je za sztucznym uśmiechem.

-Okej gołąbki, późno już. Idę.-odezwała się czarnulka wstając krzesła kuchennego. Jorge zerwał się i podszedł ją odprowadzić. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i po sekundzie szatyn był z powrotem w kuchni.

-Pójdę się umyć-powiedziałam widząc późną porę. Wstałam z krzesła kierując się na górę do łazienki.

-A ty dokąd?-zapytałam widząc że szatyn podąża za mną krok w krok. Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech, przewróciłam na niego oczami ciągnąc ze sobą do łazienki.


---------
-Jorge?-zapytałam cicho zielonookiego który już zasypiał.-Jorge?-lekko potrząsnęłam jego ramieniem.

-Hmm-chłopak otworzył swoje zaspane oczy nie podnosząc się.

-Myślałeś o dziecku?-zapytałam czując rumieniec na twarzy. To na pewno go obudziło gdyż po chwili siedział w pełni wyprostowany przyglądając mi się.

-Co?-nadal nie do końca rozbudzony zapytał. Poprawił swoje włosy opadające na oczy po czym już bardziej rozbudzony wpatrywał się na mnie.

-Czy chcesz mieć ze mną dziecko?-zapytałam kompletnie nie wiedząc jak podejść do tematu. Na twarzy szatyna pojawił się uroczy uśmiech.

-Tak-odparł.

-Tak?-upewniłam się. Chłopak jedynie pokiwał głową odganiając moje zwątpienia.

-Okej-szepnęłam.

-A ty?-zapytał.

-Oczywiście-pocałowałam go w usta gładząc delikatnie jego policzek. -Jutro jeszcze o tym porozmawiamy. Dobranoc-ostatni raz go pocałowałam po czym odwróciłam się na bok gasząc światła. Czułam że materac się nie rusza więc Jorge musi nadal siedzieć. Zaciekawiona jego zachowaniem odwróciłam się przodem przyglądając szatynowi o wielkim uśmiechu. -Jorge?-zwróciłam na siebie uwagę.

-Hmm?-zanucił spoglądając na mnie.

-Czemu nie śpisz?-zaśmiałam się z jego miny. Szatyn zmarszczył brwi jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie.

-Właśnie powiedziałaś że chcesz mieć ze mną dziecko. Jak mam iść teraz spać jeśli jestem podekscytowany?-uniósł brwi, myślałam że żartuje ale jego twarz była śmiertelnie poważna.

-Jorge-westchnęłam ciągnąc go w dół aby się położył. -Śpij-wymamrotałam wtulając się w jego klatę. Jorge objął mnie swoimi silnymi ramionami wciskając mocnej w siebie.

-Kocham Cię-szepnął w moje włosy.

-Ja Ciebie też-odszepnęłam. Gdy już odchodziłam do krainy snów zdążyłam jeszcze usłyszeć głos Jorge.

-Muszę się oświadczyć

--------------------------

-Jorge wstawaj! Spóźnisz się do pracy-powiedziałam budząc mojego chłopaka.

-Pięć minut-wymamrotał z powrotem wtulając się w poduszkę.

-Nie wstawaj-rozkazałam ściągając z niego kołdrę.

-Może dzisiaj nie pójdę?-zapytał-Spędzimy ten dzień razem-dodał zachęcająco. Propozycja był niezmiernie kusząca ale muszę się go pozbyć z domu.

-Nie. Wstawaj-powiedziałam.

-Nie!-pisnął głosem dziecka.

-Jorge!-krzyknęłam. Po kilkunastu minutach w końcu udało mi się go ściągnąć z łóżka i wysłać do pracy. Od razu kiedy wyszedł zadzwoniłam Lodo aby przyszła. Na szczęście czarnulka nie mieszka daleko więc była po paru minutach.

-Lo mamy mało czasu!-oznajmiłam zdenerwowana-Musimy sprowadzić tort, dekorację, prezenty, muzykę i gości-panikowałam z małej ilości godzin.

-Tini spokojnie wczoraj zamówiłam tort jak mi kazałaś a Facundo i Rgggero zajmują się muzyką. Mercedes będzie tu za kilka minut i zajmie się dekoracjami a ja już zadzwoniłam do gości upewniając się czy przyjdą. Wszystko załatwione-uśmiechnęła się a mi ulżyło.

----------------------
Po kilku godzinach ciężkiej pracy cały salon był udekorowany a tort stał na stole. Brakowało tylko gości i Jorge.

-Okej pamiętasz nasz plan?-zapytała Lodo-Dzwonisz do niego, mówisz żeby przyjechał szybko, otwierasz drzwi jest ciemno-zrobiła pałze-witasz go, prowadzisz do środka i.....bam my wyskakujemy krzycząc "Niespodzianka"!-objaśniła wymachując rękami.

-Okej. Matko stresuje się. A co jeśli nie wypali?-panikowałam.

-Tini wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.-pogładziła mnie po plecach pocieszająco.-O chyba goście się zbierają-powiedziała po usłyszeniu dzwonka do drzwi.

-------

-Okej wszyscy są?-zapytała Ldovica przejeżdżając wzrokiem po gościach.-Chyba tak!-wykrzyknęła podekscytowana.-Dzwoń-powiedziała do mnie-Ej cisza po solenizanta dzwonimy!-krzyknęła do gości skutecznie ich uciszając.

BIP BIP BIP

J:Halo? Martina?

M:Jorge możesz przyjechać do domu?

J:Coś się stało? Co się dzieje?

M:Jorge po prostu przyjedź, proszę

J:Okej za chwilę tam będę-powiedział i rozłączył się nie czekając na moją odpowiedź.

-Woohoo udało się!-wrzasnęła Lo a goście podzielili jej entuzjazm. Zaśmiałam się cicho z mojej przyjaciółki.

Po kilkunastu minutach czekania na Jorge usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Jorge zapomniał kluczy?

-Chować się?-Lo krzyknęła szeptem a goście ukryli się we wcześniej wybranych miejscach. Poprawiła szybko swoje włosy i poszłam otworzyć. Uśmiechnęłam się otwierając drzwi gotowa aby powitać Jorge.

-Martina Stoessel?-zapytał potężny głos. Za drzwiami stało dwóch mundurowych z poważnymi minami. Zdziwiona o co może chodzić kiwnęłam głową. Lodovica widząc że to nie Jorge szybko podbiegła do drzwi.

-O co chodzi? Czy to pilne bo za chwile Jorge tu będzie a wy zepsujecie niespodziankę-powiedziała nie grzecznie.

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DAM! DAM! DAM!






niedziela, 23 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.5

Dwa miesiące później:
Po naszym wypadzie do wesołego miasteczka sporo dowiedziałem się o brązowookiej piękności. Nie tylko o jej życiu ale i nawykach. Na przykład jak się stresuje notorycznie poprawia swoje włosy i żuje dolną wargę, jak się koncentruje wystawia język i oblizuje usta natomiast jeśli jest zdenerwowana marszy brwi i zaciska zęby. Ale najważniejszą rzeczą jaką zauważyłem jest to jak jej oczy rozjaśniają się gdy jest szczęśliwa, jak patrzy na coś z miłością i adoracją. Problem jest w tym że zaczęła patrzeć tak na mnie. Przez te dwa miesiące spotykaliśmy się prawie codziennie nie sądziłem że znowu mogę być tak szczęśliwy. Ale nie pozwolę znowu oddać się uczuciom. W życiu trzeba uczyć się na błędach i ich drugi raz nie popełniać. Własną radę przyjąłem sobie do serca dlatego właśnie czekam na Tini w moim domu. Jak na zawołanie ktoś zadzwonił do drzwi.

-Hej-przywitała się brunetka od razu ściskając mnie na przywitanie utrudniając mi pójście za głosem rozumu.

-Hej, wejdź-zamknąłem za nią drzwi i razem poszliśmy do salonu. Brunetka w moim domu czuła się bardzo swobodnie gdyż często tu bywała. -Musimy porozmawiać-powiedziałem. Martina zatrzymała się odwracając do mnie na jej twarzy widniało zaniepokojenie.

-Coś się stało?-zmartwiła się podchodząc bliżej. Nie chciałem jej tego mówić wiedząc że prawdopodobnie złamie jej tym serce a jej zatroskana mina nie ułatwiała mi tego. Przez tyle miesięcy byłem samotny, szukałem pocieszenia w barach przy alkoholu i kobietach na jedną noc. A teraz mam kogoś kto troszczy się o mnie jak nikt inny, jest piękny wewnątrz i z zewnątrz a ja to odrzucam.

-Powinniśmy przestać się spotykać-wypowiedziałem te słowa a mój głos się załamał. Brunetka spojrzała na mnie z bólem w oczach.

-Co? Czemu?-Martina zapytała z bólem w głosie próbując lekko się do mnie zbliżyć.

-Czujesz coś do mnie?-próbowałem nie wyrażać żadnych emocji lecz w środku buzowałem. Martina rozwarła lekko usta aby coś powiedzieć lecz szybko je zamknęła kręcąc głową.

-Martina?-domagałem się odpowiedzi od brunetki która spuściła głowę abym nie mógł jej zobaczyć.

-Tak-odparła podnosząc głowę nie wstydząc ani nie bojąc się swoich uczuć tak jak ja. Zacisnąłem oczy gdy potwierdziła moje przypuszczenia. Z dali mogłem usłyszeć jej przyśpieszony oddech a nawet bicie serca jeśli to możliwe.

-Nic do ciebie nie czuje-skłamałem. W głębi duszy wiedziałem że jest to ogromne kłamstwo. Tego chciałem prawda? To czemu czuje jak popełniam największy błąd w moim życiu? Czemu moje serce boli jeśli to ja tego chcę?

-Kłamiesz-stwierdziła.-Widzę jak na mnie patrzysz. Uczuć nie można oszukać Jorge. Spójrz mi prosto w oczy i powiedz że nic do mnie nie czujesz a nie jak tchórz chowasz swoją twarz-wypowiedziała ze złością. Zły, zły na siebie uniosłem wzrok, przypomniałem sobie Jessicę, jej twarz, jej oczy.

-Nic do ciebie nie czuje-wypowiedziałem te słowa ale nie do Martiny lecz Jessici którą teraz widziałem.  Z transu wybudził mnie głośny trzask drzwi. Straciłem ją. Straciłem moją drugą szansę na lepszy start. Z bezradności usiadłem na kanapie, wszystko zaczęło mnie przytłaczać, poczułem się samotny. Pod przypływem chwili chwyciłem kluczyki i udałem się aby siebie naprawić.

-------------\

-To samo-burknąłem do mężczyzny za ladą.  Osiłek spojrzał na mnie z pogardą po czym podał mi co chciałem. Wypiłem wszystko na raz aż poczułem jak głowa mi buzuje. Niespodziewanie obok mnie ktoś usiadł. Powoli przekręciłem głowę w lewą stronę aby ujrzeć wysoką kobietę pochylającą się nad barem. Jej lśniące blond włosy spływały aż do pasa po jej krwisto czerwonej sukience.  Podniosłem wzrok aby przyjrzeć się jej twarz aby dowiedzieć się że para zielonych oczy już się we mnie wpatruje. Na jej ustach widniał seksowny uśmiech.

-Hej-wypowiedziała uwodzącym głosem przejeżdżając wzrokiem po moim ciele. Po tym jak na mnie patrzała szybko można było wywnioskować że nie liczy na długą znajomość. Więc chyba się zrozumiemy.

-Hej ślicznotko-oddałem jej uśmiech i odwróciłem głowę w stronę barmana-poproszę Margaritę a dla pani Martini-pewny siebie zamówiłem dla nas.

-Skąd wiedziałeś co chcę?-zdziwiła się na co wzruszyłem ramionami nadal się uśmiechając. Po niespełna dziesięciu minutach skończyliśmy nasze napoje i poszliśmy na parkiet. Blondynka bezwstydnie ocierała się o mnie przez cały czas, nie to żeby mi to przeszkadzało.
-Mieszkam niedaleko-powiedziała kusząco przygryzając moje ucho. Wypiłem już sporo więc nie ufałem mojemu językowi więc postanowiłem tylko lekko kiwnąć. Chwyciłem blondynkę za rękę i skierowałem nas do wyjścia. Kobieta mówiła prawdę do jej mieszkania było dwa kroki. Kiedy weszliśmy do środka zielonooka nie marnowała czasu tylko zdarła ze mnie koszulę wyrywając kilka guzików. Po kilku chwilach oboje byliśmy kompletnie nadzy na jej łóżku.

------------------
Miesiąc później:
Miną miesiąc odkąd ostatni raz widziałem Martinę. Byłem głupi myśląc że o niej zapomnę. W dzień mam ją w myślach w nocy w snach a w dodatku mylę ją z innymi kobietami na ulicy. Kilka razy nawet stałem pod jej domem ale nie miałem odwagi wysiąść i zapukać. Jak co poniedziałkowy poranek siedzę w biurze i wykonuje papierkową robotę. Każda rzecz mi o niej przypomina. Jak mówiła mi o swoich marzeniach o zostaniu piosenkarką, jak mówiła żebym spełniał swoje ponieważ życie mamy tylko jedno i nie wolno go zmarnować. Martina ma wielki talent, wiem to ponieważ nie raz mi śpiewała, raz nawet poprosiłem aby zaśpiewała mi do snu. Nam myśl o spędzonych chwilach z piękną brunetką moje serce zaczęło szybciej bić. Teraz już byłem pewny swoich uczuć. Jestem w niej zakochany. Kocham Martinę. Ma rację życie jest tylko jedne i nie można zadręczać się przeszłością, trzeba walczyć o szczęście. Bez żadnego zawahania szybko wstałem ze skórzanego krzesła kierując się do wyjścia z firmy.

-Panie Blanco! Panie Blanco!-usłyszałem głos mojej sekretarki która szybko mnie dogoniła. -Ma pan spotkanie za 10 minut-oznajmiła zdezorientowana moim zachowaniem.

-Przykro mi ale nie mogę-odparłem spokojne.

-Ale...-nie zdążyła dokończyć gdyż jej przerwałem.

-Zadzwoń do niego i powiedz że spotkanie odwołane. To rozkaz.-powiedziałem stanowczo i opuściłem moją firmę.

Jechałem tak szybko że sam się zdziwiłem że policja mnie nie złapała. Cały zdenerwowany zaparkowałem niedaleko domu Martiny i od razu wysiadłem idąc w jej kierunku. Nie wiedząc co jej powiem zadzwoniłem dwa razy na dzwonek czekając aż otworzy. Minęła minuta....dwie....pięć, no ile można czekać. Przyjrzałem się i zauważyłem że wszystkie światła są powyłączane. Super nie ma jej w domu. Mogłem pomyśleć że jest w pracy. Miałem już odchodzić kiedy zauważyłem starszą kobietę przyglądającą się mi, tą samą gdy przepraszałem Martinę. Kobieta nie odrywała ze mnie wzroku po czym machnęła do mnie ręką abym podszedł. Niepewnym krokiem ruszyłem w stronę jej domu.

-Ymm Dzień dobry-powiedziałem stojąc kilka kroków od niej. Staruszka ciepło się do mnie uśmiechnęła odpowiadając mi.

-Witaj. Zapewne przyszedłeś do Tini-zgadywała. Ja lekko zdziwiony tym jak ją nazwała pokiwałem głową. Muszą się dobrze znać. -Wejdź-zaprosiła mnie do środka. Zawahałem się ale przecież staruszka nie może być mordercą....ale lepiej nie odwracać się tyłem. -Herbaty?-uniosła brwi.

-Nie dziękuje-podziękowałem uprzejmie. Staruszka wskazała na krzesło abym usiadł a sama zajęła to na przeciwko.

-Powiedz czy coś się stało?-zapytała z zatroskanym wyrazem twarzy. Odetchnąłem nerwowo bawiąc się palcami.

-Zrobiłem coś czego żałuje i chcę to naprawić-spuściłem wzrok na dłonie, staruszka zamruczała. Kiedy myślałem co powiedzieć dalej coś czarnego przykuło moją uwagę.-Czy to kot Martiny?-zapytałem zdziwiony jego obecnością. Staruszka obejrzała się za siebie po czym kiwnęła głową.

-Tini zostawia go tutaj gdy idzie do pracy. Bardzo kocha tego kota-poinformowała mnie.

-Musicie być blisko jeśli ufa ci z czymś co kocha-powiedziałem próbując dowiedzieć się więcej o ich relacji. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-Jesteśmy-odparła krótko zostawiając moją ciekawość niezaspokojoną.-Tini jest wspaniałą dziewczyną. Zasługuje na wszystko co najlepsze-dodała.

-To prawda-od razu się zgodziłem z jej słowami. Brunetka zasługuje świat. -Wie może pani o której wróci?-zapytałem z nadzieją.

-Proszę mów mi Maria-uśmiechnęła się podając mi rękę.

-Jorge-delikatnie oddałem uścisk od razu zauważając pierścionek na jej serdecznym palcu. Zastanawiałem się gdzie jest jej mąż. Może już nie żyje.

-Henry-powiedziała Maria dotykając złoty pierścionka opuszkami palców, patrząc na niego z miłością.-Odszedł rok temu-wyszeptała ze smutkiem.

-Przykro mi

-Takie jest życie. Ktoś umiera a inny się rodzi-podciągnęła nosem ze smutkiem-Ach Martina powinna za chwile kończyć-zmieniła temat rozweselając się. Było widać że nadal cierpi po utracie ukochanej osoby i właśnie tego się boje. Bólu.

-Warto było?-zapytałem. Maria spojrzała mi w oczy.-Czy warto było kochać aby potem wszystko to stracić i cierpieć?-moje gardło coraz bardziej się zaciskało a słowa wychodziły z trudem. Kobieta z już siwymi włosami podarowała mi najszczerszy uśmiech jaki widziałem a jej oczy rozbłysły od łez.

-Nie żałuje ani jednej sekundy. Jorge pamiętaj ja nic nie straciłam. Jego miłość będzie ze mną na zawsze, będę miała go w sercu i pamięci aż do śmierci. Owszem cierpię, bo tęsknie... ale ja wiem że on jest ze mną.-z każdym jej słowem wierzyłem jej coraz bardziej. Szybko otarłem policzek po którym spłynęła pojedyncza łza. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
-To pewnie Tini-uradowała się Maria szybko idąc otworzyć drzwi i już po chwili usłyszałem głos za którym tak tęskniłem.
-Pusz...Jorge?-wypowiedziała w szoku. Powoli odwróciłem się w jej stronę i przyrzekam że moje serce o mało z piersi mi nie wyskoczyło. Czy to możliwe że przez ten miesiąc stała  się jeszcze piękniejsza. Chciałem podbiec i ją przytulić, poczuć jej waniliowy perfum ale wiedziałem że mnie odepchnie.

-Hej-powiedziałem ochrypniętym głosem. Na twarzy brunetki pojawiła się złość.

-Co ty tutaj robisz?-zdenerwowana podeszła do mnie bliżej a mój oddech się zatrzymał.

-Przyszedłem przeprosić-powiedziałem nie łamiąc kontaktu wzrokowego. Martina bez słowa odwróciła się i chciała odejść ale szybko chwyciłem ją za nadgarstek który jeszcze szybciej wytargała.

-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła aż się wzdrygnąłem cofając kilka kroków.-Co ty sobie myślisz że przyjdziesz tu powiesz przepraszam i już?!-zmarszczyła brwi zaciskając szczękę. -Jorge nie ma słów które by coś zmieniły....-tłumaczyła.

-Kocham Cię-Martina zatrzymała się patrząc na mnie w szoku, który długo nie trwał bo po chwili była przy mnie a mój policzek zaczął piec. Tak dała mi z liścia. Drugi raz.

-Myślisz że powiesz te słowa i rzucę ci się na szyję?-ze łzami w oczach opuściła ręce z bezradności. Szybko klęknąłem chwytając jej dłonie.

-Proszę daj mi drugą szansę. Proszę Martina.-błagałem. Brunetka kręciła głową ze łzami w oczach. -Proszę-powiedziałem z nadzieją w oczach  a ona zaszlochała.

-Ostatnia szansa-wychlipała że prawie jej nie zrozumiałem-To twoja ostatnia szansa-słysząc te słowa uniosłem się z kolan mocno ją przytulając. Brunetka wtuliła swoją twarz w moją szyję tak że czułem każdą jej łzę. Staliśmy tak przez chwilę po czym lekko ją odsunąłem spoglądając głęboko w jej czekoladowe oczy.

-Mam coś dla ciebie-szepnąłem biorąc pudełko z blatu kuchennego i podając jej.

-Czekoladki?-zapytała rozbawiona z wielkim uśmiechem.

-Pamiętałem-odparłem szeroko się uśmiechając.

-Kocham Cię-powiedziała odkładając pudełko z powrotem na blat.

-Ja Ciebie też kocham-odpowiedziałem szczersze stykając nasze czoła razem. Mój wzrok powędrował na jej pulchne usta na które się zapatrzyłem.

-Będziesz się gapił czy mnie pocałujesz-zachichotała lekko się pochylając. Ostatni raz spojrzałem jej w oczy po czym delikatnie musnąłem jej usta kosztując na nich łzy. Brunetka szybko oddała mój pocałunek lekko go pogłębiając. Jej usta były tak pulchne i delikatnie że nie chciałem się oderwać. Lekki śmiech przerwał naszą czynność.

-Widzę że już wszystko dobrze-Maria stała kilka kroków od nas z czarnym kotem na rękach. Martina zaśmiała się kiwając głową.

-Już późno-powiedziała Martina-pewnie chcesz już spać. Bierzemy puszka i znikamy-wesoła Martina podeszła do Marii delikatnie biorąc od niej kota (bestię która próbowała mnie udusić-tak nadal pamiętam). Z kotem na rękach i z Marią z tyłu podeszliśmy do drzwi. Martina przytuliła jeszcze Marię na pożegnanie a ja delikatnie jej pomachałem.

-Jeszcze raz dzięki za opiekę nad puszkiem, babciu-dodała zostawiając mnie zszokowanego.

-Babciu?-zapytałem na co obie kobiety się zaśmiały.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




czwartek, 20 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.4

Dzisiejszego ranka wstałem z tylko jedną myślą w głowie. Zamierzam iść do Martiny i zmienić jej myślenie o mnie. Nie wiem jak to zrobię ale zrobię. O dziwo obudziłem się z mnóstwem energii jakby myśl o brunetce mnie nakręcała, i tak było. Z mojej garderoby wybrałem zwyczajne czarne dżinsy i nową koszulę a swoje ciało spryskałem swoim ulubionym perfumem który mam nadzieje spodoba się Martinie. Z głową pełną myśli o brązowookiej wyszedłem z domu udając się do samochodu. Przejeżdżając przez zakorkowane ulice poczułem że czegoś mi brakuje. Kwiaty. Nie mogę iść przeprosić bez kwiatów. Jak na zawołanie moim oczom ukazała się kwiaciarnia, więc szybko zaparkowałem i poleciałem w stronę sklepu. Od razu po wejściu zacząłem rozglądać się za idealnymi kwiatami pasującymi na okazję.

-Witam! W czym mogę panu pomóc?-zza lady wyskoczyła niziutka kobieta od razu zwracając na siebie uwagę swoim piskliwym głosem i jak się okazało szerokim uśmiechem.

-Ymm szukam kwiatów-odparłem głupio. Kobiecie uśmiech jedynie się poszerzył.

-Mogę wiedzieć na jaką okazję?-zapytała.

-Przeprosiny-odparłem drapiąc się nerwowo po szyi. Rudowłosa kobieta energicznie pokiwała głową.-Myślałem o czymś tradycyjnym. Może róże?-zapytałem z nadzieją. Rudzielec przez chwile się zastanawiał po czym bez słowa zniknęła zza zaplecze.

-Fioletowe róże. Symbolizują miłość od pierwszego wejrzenia ale także idealnie nadają się na przeprosiny, ale to nie kolor jest tylko waży lecz ich liczba-odparła wyciągając z wiklinowego koszyka różę za różą tworząc z nich bukiet. -Piętnaście. Liczba piętnaście wyraża skruchę i prosi o wybaczenie. Każda kobieta zachwyci się ich kolorem. Są bardzo rzadkie-tłumaczyła. Rzeczywiście były piękne i mówi że każdej kobiecie się spodobają więc Martinie też.

-Poproszę-odparłem pewnie od razu sięgając po portfel do tylnej kieszeni. Szybko zapłaciłem i z powrotem byłem w drodze do brunetki. Po kilkunastu minutach zaparkowałem pod domem Martiny. Z siedzenia obok wziąłem bukiet owinięty w wstążkę i ruszyłem w stronę potężnych mahoniowych drzwi. Biorąc głęboki oddech znalazłem dzwonek palcami a po chwili w jej domu rozbrzmiał cichy dźwięk. Biorąc chwilę jaką miałem zacząłem uważnie przypatrywać się osiedlu. Wyglądało na spokojne wręcz stworzone dla rodzin z dziećmi i psem ponieważ niedaleko znajdował się park. Kątem oka zauważyłem zapewne sąsiadkę Martiny uważnie przyglądającej mi się ze swojego ganku. Starsza kobieta była najwidoczniej zaciekawiona ale także zdziwiona moją obecnością. Nie wiedząc czemu przez jej minę pomyślałem że Martina może mieć chłopaka a ja stoję tu z kwiatami. Moje myśli przerwały otwierające się drzwi.

-Jorge? Co ty tu robisz?-zza drzwi wyszła brunetka z niezbyt zadowoloną miną że mnie widzi.

-Hej...-nie wiedząc jak zacząć wyciągnąłem bukiet zza pleców myśląc że to on zdziała cuda. Oczy brunetki delikatnie się rozszerzyły a na ustach pojawił zadziorny uśmiech.

-Och-zaśmiała się nie odrywając wzroku od kwiatów. Po chwili jednak spojrzała mi w oczy.

-Przepraszam.... za wczoraj, zachowałem się jak dupek-powiedziałem spuszczając wzrok nie tylko z zażenowania, ale i przez jej przeszywające spojrzenie.

-To prawda-wyszeptała a w jej głosie mogłem wyczuć lekki smutek.-Wejdź do środka-dodała odsuwając się aby zrobić mi przejście. Lekko zbity z tropy spojrzałem na nią zdziwiony po czym powoli wszedłem do domu zatrzymując się po kilku krokach aby podać jej kwiaty. Martina bez słowa podążyła w głąb z bukietem w rękach. Jak się okazało zaprowadziła nas do kuchni gdzie wsadziła bukiet do szklanego wazonu z wodą.

-Słuchaj-zacząłem gdy nadal była odwrócona do mnie tyłem.-Głupio mi jak się zachowałem więc chcę ci to wynagrodzić-to zwróciło jej uwagę gdy po chwili stała do mnie przodem pełna zaciekawienia-pomyślałem że fajnie by było się gdzieś razem wybrać i może dowiedzieć coś o sobie-nerwowo przycupnąłem z nogi na nogę. Od dawna nie byłem tak zestresowany. Brązowooka lekko pokiwała głową przygryzając dolną wargę.

-Okej-powiedziała po chwili a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech-ale pod jednym warunkiem-dodała chytrze się uśmiechając. Skinąłem głową pokazując aby kontynuowała-pójdziemy do wesołego miasteczka-skończyła z wielkim uśmiechem na twarzy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny grymas. Ostatnim razem w wesołym miasteczku byłem gdy miałem piętnaście lat i nie za dobrze się to skończyło.

-Dobra-odparłem bezradnie nie mając wyboru. -Pójdę już jeśli mamy się wyrobić-razem skierowaliśmy się do wyjścia-będę o 13-przechodząc przez próg spojrzałem na brunetkę.

-Bądź o 12-poprawiła mnie co do godziny.-i tym razem się nie spóźnij-dodała drwiąco. Zamiast być urażony skupiłem się na tym jak seksownie wygląda z takim zadziornym uśmiechem. Pokiwałem głową odsuwając od siebie niepotrzebne myśli i ruszyłem w stronę auta.

-Jorge!-usłyszałem za mną.

-Tak?-zapytałem spokojnie.

-Następnym razem jak będziesz przepraszać to kup czekoladki-powiedziała znikając za drzwiami. Nadal stałem patrząc w stronę domu brunetki nieświadomy ogromnego uśmiechu który pojawił się na mojej twarzy. Czyli będzie następny raz. Z uśmiechem odjechałem wyłapując wzrok tej samej starszej kobiety która wcześniej bacznie mnie obserwowała. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech a mnie ciekawiło kim jest ta kobieta.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kończą mi już się części muszę znowu zacząć pisać :)


wtorek, 18 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.3

Rok później:

-To samo-wybełtałem do barmana po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Mężczyzna nawet na mnie nie zerknął jedynie podał czego żądałem. Tak otóż to spędzam każdy mój piątkowy wieczór. W barze. Samotnie ale tylko na początku.

-Poproszę Marini-usłyszałem głos obok mnie. Automatycznie spojrzałem w bok. Moim oczom ukazała się kobieta o kasztanowych włosach. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi.

-Hej-powiedziałem zwracając na siebie uwagę. Zdziwiona spojrzała na mnie.

-Hej..-powiedziała niezainteresowana odwracając swój wzrok  z powrotem w stronę baru.

-Jak ci na imię ślicznotko?- zapytałem dotykając jej uda. Miała na sobie krótką czarną sukienkę, która pokazywała jej kształty. Brunetka szybko zrzuciła moją dłoń na co zmarszczyłem czoło. -Słuchaj...zapłacę....sporo-wymamrotałem a w odpowiedzi mój policzek zaczął niesamowicie boleć. Właśnie dostałem od niej z liścia. Ma charakterek.

-Przeszkadza pani?-zapytał napakowany barman. Dziewczyna spojrzała w moją stronę i pokręciła głową.

-Nie, wszystko w porządku-odparła z uśmiechem. Spojrzałem na kieliszki przede mną i wypiłem wszystkie na raz.

-Nie za dużo?-ten sam głos zapytał kpiąco. Spojrzałem w bok dziwiąc się że owa brunetka nadal tu jest.

-Wiem ile mogę-burknąłem.

-Jasne-odparła sarkastycznie i odeszła zostawiając mnie samego. Posiedziałem jeszcze przy barze po czym zacząłem się zbierać. Dzisiaj wypiłem nieco więcej i nie miałem pojęcia co się dookoła mnie dzieje. Próbowałem złapać taksówkę ale nic z tego.

-O mój Boże nie mogę na ciebie patrzeć-usłyszałem zza pleców. Odwróciłem się jak najszybciej spoglądając na brunetkę z baru. Podeszła do mnie powoli z rękami na piersi.-Zamówiła taksówkę. Mam dobre serce i nie mogę patrzeć jak machasz do samochodów. Tak apropo to jest parking.-wskazała dookoła. Rozejrzałem się i faktycznie znajdowałem się na pieprzonym parkingu. Musiałem wyjść tyłem baru a nie przodem. Ale przysiągłbym że samochody się poruszały. Spuściłem głowę z zażenowania. -Idziesz czy nie?-zapytała wskazując na żółty samochód. Nie mając innego wyjścia podążyłem za nią.

Po chwili jazdy brunetka znowu się odezwała. Strasznie dużo gada.

-To powiesz mi gdzie mieszkasz?-zapytała.

-Nie-odparłem.

-Co?-pisnęła. -Jak to nie?-domagała się odpowiedzi.

-Nie-powiedziałem ponownie.

-To co ja mam z tobą zrobić?-zapytała mnie lub siebie. Sam nie wiem. Byłem tak zmęczony że oczy same mi się zamykały.

-Halo halo nie śpij nie zamierzam cię dźwigać-poczułem klepanie po policzkach.-Jesteśmy-powiedziała wychodząc z taksówki i otwierając drzwi z mojej strony.-Wstawaj-rozkazała. Posłusznie wykonałem jej polecenie. Kobieta której imienia nie znam zapłaciła za taxi i pociągła mnie w stronę  jakiegoś domu. Weszliśmy do środka.

-Spisz na kanapie-powiedziała popychając mnie na szarą jak się okazało niewygodną kanapę. Lepsze to niż nic. -Dobranoc-usłyszałem i brunetka zniknęła mi z oczu. To tak się traktuje gości? Westchnąłem głośno i w niewygodnej pozycji na niewygodnej kanapie usnąłem.

------------------------
Powoli zaczynałem mieć problemy z oddychaniem. Śniło mi się że mnie ktoś dusi. Szybko otwarłem oczy unosząc się z kanapy. Moim oczom ukazał się czarny kot. Musiał spać na mojej twarzy. Szybko wstałem z kanapy i dopiero wtedy zauważyłem że nie jestem u siebie. Byłem lekko zdezorientowany lecz po chwili urywki ze wczoraj dały mi do myślenia.

-Ooo wstałeś-usłyszałem damski głos. Moim oczom ukazała się brązowooka piękność. Mój wzrok powędrował po całej jej figurze.

-Twój kot o mało mnie nie zabił-niezłe przywitanie Jorge-pomyślałem. Brunetka zmarszczyła brwi.

-Pan puszek?-zapytała jakbym znał odpowiedź. Na widok kota na kanapie uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.

-A tak w ogóle dzięki za noc...mam nadzieje że wiesz że to było  jednorazowe-powiedziałem prostując koszulę którą miałem na sobie. Brunetka popatrzała na mnie nie wiedząc o czym mówię.

-Ty-ty myślisz że my ze sobą?-wskazała na nas po czym wybuchnęła śmiechem.

-O co ci chodzi?-zdenerwowałem się.

-Nie spaliśmy ze sobą-odparła nadal cicho się śmiejąc.

-Och-westchnąłem.

-Ta och. Byłeś tak pijany że próbowałeś złapać taksówkę na parkingu więc się zlitowałam-zaśmiała się.

-Oo ymm dzięki za pomoc ale będę już leciał.-powiedziałem próbując jak  najszybciej się stąd wydostać.

-Chwila chwila nie tak szybko. Zmarnowałeś mi piątkowy wieczór. Jesteś mi coś winien.-powiedziała.

-Ile?-burknąłem wyciągając portfel.

-Obiad wystarczy-odparła z uśmiechem.

-W sensie randka?-zdziwiłem się. Brunetka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Przewróciłem oczami z irytacji.

- Nie to nie randka. Po prostu zabierasz mnie na obiad za który płacisz. Proste? Proste-uśmiechnęła się roześmiana.

-Okej będę o piętnastej-w końcu jestem jej coś winien.

-O czternastej-poprawiła mnie.-A tak w ogóle to jestem Martina.

-Jorge-odparłem opuszczając jej dom.


-----------------------

Po kilku godzinach znowu stałem przy tych samych drzwiach czekając aż Martina mi otworzy. Na szczęście była sobota więc nie muszę iść do firmy.

-Spóźniony-powiedziała Martina od razu po otwarciu drzwi. Bez innego słowa wyszła i zamknęła drzwi na klucz. Była ubrana bardziej codziennie a na jej twarzy był jedynie lekki makijaż ale nadal zachwycała urodą. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy do restauracji w której wcześniej zabukowałem stolik. Po tym jak usiedliśmy a kelner nas obsłużył nastała niekomfortowa cisza.

-Więc...-zaczęła.-Opowiedz mi coś o sobie-powiedziała nachylając się w moją stronę.

-No dobrze. A więc siedzę tu z jakąś dziewczyną której kompletnie nie znam. Nie chcę tu być, ale muszę i w dodatku ta nieznajoma wypytuje mnie o moje życie prywatne. Cudownie nie?-zapytałem chamsko. Delikatny uśmiech który miała dotychczas brunetka na sobie natychmiast zniknął. Po raz pierwszy od dawna zrobiło mi się głupio.

-Wiesz co masz rację. Sama nie wiem co tutaj robię z takim dupkiem i chamem jak ty. -powiedziała ze złością wstając od stołu. Przez ten rok tyle osób zdołało mi to powiedzieć ale dopiero jej słowa mnie dotknęły. Byłem w takim szoku że nie nie zauważyłem jak Martina zniknęła. Ale na pewno nie z mojej głowy. Cały czas jej słowa krążyły po moich myślach nie dając mi spokoju. To prawda stałem się dupkiem, jestem nim. Ale z jakiegoś powodu nie chcę aby ona tak o mnie myślała.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No cóż....


niedziela, 16 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.2

-Jorge-wypowiedziała z przerażeniem. Natychmiast go z siebie zepchnęła owijając swoje nagie ciało w kołdrę. W kołdrę w której dzisiejszego ranka spałem. Spaliśmy. Otrząsnąłem swoje sparaliżowane ciało i zatrzasnąłem drzwi ze złością która powoli we mnie wzrastała, zbiegłem szybko na dół do kuchni. Moje serce bolało niesamowicie. Czułem smutek, załamanie ale w tej chwili przede wszystkim byłem wściekły. Co ja mam zrobić?

-Jorge! Jorge to nie tak jak myślisz-zapłakana szatynka podbiegła do mnie ściskając moją rękę. Teraz miała na sobie moją starą koszulkę którą sobie przywłaszczyła. Na mojej dłoni poczułem gorące krople. Były to łzy. Moje łzy. Dopiero teraz zauważyłem że płakałem. Ale ja płakałem ze złości. Co najmniej tak sobie wmówiłem. Spojrzałem w oczy szatynki w której byłem tak zakochany. Patrzenie na nią bolało więc spuściłem wzrok. Zabawne kilka godzin wcześniej mógłbym patrzeć na nią godzinami. -Jorge. Proszę powiedz coś-wybłagała. Musiała mówić przez ten cały czas lecz ja nic nie słyszałem. Żeby tego było jeszcze mało z góry zszedł on. Dopiero teraz język mi się odblokował.

-Jak mogłeś?-mój głos się załamał. Z czystą nienawiścią spojrzałem w oczy niegdyś mojego najlepszego przyjaciela. Nathan w oczach miał czyste przerażenie. I dobrze. Nawet nie zauważyłem gdy znalazłem się tuż obok niego a moja pięść zderzyła się z jego żuchwą. Natychmiast upadł na podłogę. Zapragnąłem więcej. Szybko na niego wskoczyłem przygniatając do ziemi a moje pięści latały wprost na jego twarz i szyję. Nawet nie zauważyłem że jest nieprzytomny, już nic nie widziałem. W tej chwili chciałem go zabić. Z mojego transu zdołały mnie wyciągnąć syreny policji. Dwóch uzbrojonych policjantów rzuciło się na mnie przygniatając do ziemi.

-Proszę nie-usłyszałem głos mojej byłej dziewczyny. Nie pamiętam co działo się dalej. Ze wszystkich emocji opadłem z sił.

-------------------------------
Obudziłem się w jasnym pokoju. Nie miałem pojęcia gdzie się znajduje. Która godzina. I co się stało. Podniosłem się na łokciach marząc aby to wszystko był tylko zły sen. Niestety przerosłem swoje oczekiwania. Znajdowałem się w szpitalu a na krześle nieopodal siedział policjant. Zauważył że się obudziłem i wyszedł zapewne wezwać lekarza. Nie myliłem się ponieważ mężczyzna w białym kitlu wszedł do pomieszczenia.

-Pan Jorge...Blanco jak się nie mylę-spojrzał na mnie. Lekko skinąłem głową. Chciałem podać mu rękę ale zauważyłem że obie poje pięści są poowijane bandażami. -Hmm nie pamięta pan? To pewnie przez szok. Za chwile sobie pan przypomni-i tak właśnie się stało wspomnienia  z ostatnich godzin spłynęły na mnie. Jubiler. Zdrada. Nathan. Zacisnąłem oczy chcąc się ich pozbyć. -Ktoś czeka na pana na zewnątrz. Dam wam chwilę-powiedział. A modliłem się żeby to nie była ona.

-Jorge!-usłyszałem krzyk mojej matki i odetchnąłem z ulgą. Kobieta podbiegła do mnie ściskając mnie, zauważyłem że ojciec cicho podąża za nią. Jego twarz bez emocji. -Co się stało?-zapytała niczego nieświadoma. Zacisnąłem szczękę.

-Co tu robicie?-zmieniłem temat.

-Co my tu robimy?!-odezwał się ojciec.-Może to że dostaliśmy telefon od policji o północy że zostałeś zatrzymany za pobicie?!-wrzeszczał.-A wyobraź sobie nasze zdziwienie gdy dowiedzieliśmy się kogo.

-Miałem swoje powody-warknąłem nie spoglądając na niego.

-Jakie? Jakie powody skłoniły cię do pobicia Nathana do nieprzytomności!

-Edmund uspokój się-powiedziała moja matka.

-Czy ty wiesz co on zrobił? Ma dwadzieścia dwa lata a zachowuje się jak głupi osiemnastolatek!-kontynuował. Do sali wpadła pielęgniarka.

-Jeśli państwo się nie uspokoją będę musiała was wyprosić-oznajmiła.

-I tak nie mam po co tu siedzieć-warkną i szybkim krokiem opuścił salę. Moja matka spojrzała przepraszająco w stronę pielęgniarki która lekko pokiwała głową i opuściła sale zostawiając mnie sam na sam z moją matką.

-Jorge..-zaczęła.

-Nie chcę o tym rozmawiać-odparłem odwracając się do niej tyłem. Słyszałem jedynie jak lekko wzdycha z bezradności.

-Lekarz powiedział że za kilka godzin możesz iść do do domu. Policja chce cię jeszcze przesłuchać-jeszcze tego mi brakuje.

-------------------------
Po kilku godzinach od wypisania i pobycie na komisariacie w końcu mogłem pojechać do domu. Nie maiłem ochoty do niego wchodzić z obawy że ona tam będzie.

-Jorge?-usłyszałem cichy głos. Moje mięśnie się napięły. Nie zwracając na nią uwagi ruszyłem do kuchni napić się wody. Słyszałem jak szybko za mną podąża. -Jorge pogadajmy. Proszę-szepnęła łamliwym głosem.

-Co ty tu jeszcze robisz?-wypowiedziałem szorstko na co wzdgrnełą się. W końcu nigdy nie mówiłem do niej takim tonem.

-Co?-odparła zdziwiona. Zmarszczyłem na nią brwi.

-Zapytałem co ty tu jeszcze robisz. Nie powinnaś być przy Nathanie, słyszałem że jest w szpitalu a wczoraj wydawaliście się.....blisko-odparłem drwiąco. Sam nie rozumiałem czemu się tak zachowuje. Och może dlatego że już nie mam serca. Wyrwała mi je.

-Proszę, wysłuchaj mnie-błagała. -To nie tak....

-Jak myślę? Słyszałem to już. Nie chcę twoich wytłumaczeń. Masz szczęście że w ogóle z tobą rozmawiam, że na ciebie patrzę, a muszę przyznać że wyglądasz ohydnie-uśmiechnąłem się widzą jak zalewa się łzami.

-Jorge....

-Wynoś się, nie chcę cię już więcej widzieć.-dodałem dla swojej przyjemności a w tej chwili jej ból mi ją sprawiał. Szatynka widząc że nic nie zdziała odwróciła się powoli udając na górę po swoje rzeczy.

-I jeszcze jedno-powiedziałem zwracając na siebie uwagę. Szatynka spojrzała mi w oczy z nadzieją.-Nienawidzę Cię Jessica.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj krótko, akcja powoli się rozwija. W następnej części pojawi się tajemnicza brunetka.
Mogę powiedzieć tyle że Jorge się zmieni z kochającego chłopaka na dupka.
Mam już napisane 6 części zaczynam 7 (tak tylko dla informacji) niektóre są krótsze inne dłuższe.




czwartek, 13 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.1

Nie sądzę że znam kogoś kto by uśmiechał się tak mocno w poniedziałkowy poranek jak ja w tej chwili. Lecz gdyby jego widokiem była śliczna szatynka o karmelowej skórze na pewno by tak było. Nie chciałem opuszczać ciepłego łóżka a już na pewno nie jej. Niestety pieniądze same się nie zarobią. Wstałem powoli aby nie obudzić mojej pięknej dziewczyny i poszedłem do łazienki wziąć poranny prysznic. Gdy już okrzesałem się, wybrałem garnitur zauważyłem że szatynka zaczyna się budzić na co na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.

-Hej-szepnąłem zbliżając się do krawędzi łóżka. Powoli otworzyła swoje zaspane oczy a jej wzrok zatrzymał się na mojej twarzy.

-Hej-odszepnęła z uśmiechem.-Wychodzisz już?-zapytała podnosząc się na łokciach.

-Yhm-mruknąłem twierdząco na co się zadąsała. Zaśmiałem się lekko przysiadając na skraju łóżka. -Dzisiaj wrócę trochę później-dodałem na co stęknęła wduszając swoją głowę w poduszkę. -Przepraszam kochanie ale mamy komplikacje w firmie-pogładziłem jej policzek.

-Okej rozumiem-westchnęła-Mam czekać?-uniosła brew.

-A mogłabyś?-uniosłem brwi z nadzieją. Uśmiechnęła się pocieszającą i nachyliła zamykając nasze usta w krótkim pocałunku.

-Kocham Cię-szepnąłem tuż po oderwaniu.

-Ja Ciebie też-musnęła moje usta po raz ostatni.

-----------------------------------------

-Dzień dobry panie Blanco-usłyszałem od razu po wejściu do mojej firmy adwokackiej. Elegancko ubrana kobieta od razu do mnie podeszła z teczką w ręku.

-Dzień dobry-odparłem.

-Pan Colone poprosił aby to panu przekazać-powiedziała przekazując mi czarną teczkę którą od razu otwarłem.

-Co to jest?-zapytałem lekko zakłopotany papierami w środku niej.

-Przykro mi ale nie mam pojęcia. Pan Colone nic nie powiedział-odparła zestresowana. Westchnąłem głośno kiwając głowo. Wziąłem teczkę pod pachę i udałem się do biura mojego przyjaciela.

-Co to ma być?-wszedłem bez pukania rzucając mu teczkę na biurko.

-Och Jorge ciebie też milo widzieć!-powiedział sarkastycznie na co przewróciłem oczami.- A to moi drogi przyjacielu nasz przyszły zysk-odparł na co spojrzałem na niego marszcząc brwi.

-Nathan do rzeczy. Nie mam czasu na twoje pierdoły-bąknąłem siadając na przeciwko mojego przyjaciela, tak że oddzielało nas jego wielkie biurko. Szybko uniósł ręce w geście obrony.

-Przejrzałeś papiery?-zapytał.

-Tak-odparłem krótko.

-I co?-zapytał podekscytowany. Kompletnie nie rozumiałem jego entuzjazmu.

-No i co? co?-zapytałem-Dałeś mi pełno wykresów. Nie mam pojęcia czego one dotyczą-pokręciłem głową. Nathan nic nie mówił tylko podniósł teczkę i wyciągną dwie kartki.

-Otóż to na tym wykresie widać zyski firmy-kiwną głową w stronę kartki w jego prawej ręce. Znajdował się na niej wykres z dotychczasowymi zyskami firmy, które jak dla mnie były zadowalające. -A tu-wskazał na drugą kartkę.-Zyski jakie moglibyśmy mieć-uśmiechnął się szeroko. Zabrałem kartkę z jego ręki przyglądając się wykresowi.

-Okej jak to uzyskać?-zapytałem oddając mu kartkę.

-Kojarzysz może nazwisko Hudson?-zapytał. No oczywiście że kojarzę nazwisko prezesa naszej konkurencji.-Po twojej minie zgaduje że tak-zaśmiał się.-Chcą odkupić od nas firmę-powiedział spokojnie.

-Co?!-wykrzyknąłem wstając natychmiast z krzesła.-Czyś ty oszalał?!-wrzeszczałem w złości.

-Hej, hej uspokój się-wybuchnął śmiechem.

-Z czego się śmiejesz?!-zapytałem zdezorientowany.

-Z twojej miny. Słuchaj propozycja jest prawdziwa ale na serio myślałeś że będę cię próbował do niej namówić?-zapytał retorycznie-Przecież wiem jak nienawidzisz Hudsona-zaśmiał się.

-Jesteś idiota. Wiesz?-pokręciłem głowa.- Tylko po to chciałeś abym przyszedł?-wstałem z fotelu szykując się do wyjścia.

-Nie, nie. Chciałem zapytać czy mogę dzisiaj wyjść wcześniej-odparł.

-Znowu?-zdziwiłem się.

-Taa mówiłem ci że mam sprawy do załatwienia-powiedział poprawiając czarny krawat.

-Słuchaj jeśli masz jakieś problemy....powiedz. Mogę ci pomóc-powiedziałem. Zaczynałem martwić się o mojego przyjaciela który ostatnio dziwnie się zachowuje. Mam nadzieje że nie popadł w żadne długi. Nathan od zawsze był chytry na kasę przez co hazard szybko go wciągną. Nieraz narobił sobie długów przez co później ratowałem jego dupę. Znamy się tak długo że jest dla mnie jak brat.

-Jorge dzięki. Ale to nic takiego.-uśmiechnął się nerwowo.

-Okej idź. Widzimy się jutro-powiedziałem i opuściłem jego gabinet udając się do mojego. Usiadłem w moim wygodnym fotelu i zacząłem przeglądać papiery jak robię każdego ranka. Godząc się na przejecie biznesu po rodzicach moje życie szybko popadło w rutynę. Jedyne co utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach to moja przepiękna dziewczyna. Na myśl o nie od razu poprawił mi się humor.

----------------
-Hej Jerry!-krzyknąłem zatrzymując brata mojej dziewczyny. Niskiego wzrostu blondyn od razu się obrócił.

-Hej! Jak tam?-uśmiechnął się.

-Mam sprawę-wyszczerzyłem się na co dziwnie na mnie spojrzał.

----------------

-Okej a może ten?-zapytał Jerry. Spojrzałem na obiekt w jego dłoni a  na mojej twarzy pojawił się grymas.-Czyli nie...-wymamrotał.

-Jest ładny ale nie ma tego czegoś w sobie-pokręciłem głową.

-Jorge stoimy już tu godzinę. Po prostu wybierz jeden.-westchnął.

-Jak? Wszystkie są ładne ale czegoś im brakuje-bąknąłem.

-I jak panowie? Któryś się spodobał?-zapytała blond włosa ekspedientka.

-Niestety ale nie-pokręciłem głową. Kobieta przez chwile się zastanawiała przyglądając moim ubraniom.

-Niech pan zaczeka-powiedziała udając się na zaplecze. Po chwil pojawiła się ponownie z małym pudełeczkiem w ręku. -Niech pan spojrzy na ten-powiedziała.

-Jest piękny-szczęka niemal mi opadła gdy zobaczyłem pierścionek zaręczynowy który według mnie ma "to coś".

-No jego cena też jest piękna-usłyszałem głos Jerrego który tak jak ja wpatrywał się w to cudeńko. -Jorge jesteś pewny...

-Bierzemy!-uciąłem go podekscytowany szybko kiwając głową w stronę ekspedientki. Ta jedynie się uśmiechnęła.

--------------------
Właśnie byłem w drodze do mojej willi którą dzieliłem z moją dziewczyną, wkrótce narzeczoną....mam taką nadzieje. Po drodze zdążyłem kupić jeszcze kwiaty. Róże. Jej ulubione. Kiedy już dotarłem całe nerwy opadły na mnie. A co jeśli powie "nie"? Szybko odgoniłem pesymistyczne myśli z głowy i wysiadłem z mojego czarnego BMW x6. Po cichu otwarłem drzwi kluczem wystawiając nogę przez próg. W domu panowała głucha cisza. Lekko zdziwiony gdzie szatynka się znajduje wszedłem w głąb gigantycznego salonu.

-Kochanie?-zapytałem. Nic. Nie myśląc wiele postanowiłem pójść do naszej sypialni. Pewnie zasnęła. Zacząłem powoli wchodzić po schodach na górę, dopiero wtedy usłyszałem cichą muzykę albo telewizor grający. Dlatego mnie nie słyszała-pomyślałem. Z uśmiechem na ustach stanąłem przed drzwiami sypialni, poprawiłem garnitur, sprawdziłem pierścionek i kwiaty. Trzęsącą ręką sięgnąłem po klamkę. Moje serce waliło jak oszalałe a oddech był przyśpieszony. Powoli otworzyłem drzwi spodziewając się widoku szatynki leżącej na łóżku. I tak było. Szatynka leżała na łóżku. Naga. A na niej jakiś mężczyzna. Znajomy mężczyzna. Nawet nie zauważyli jak wszedłem. W szoku upuściłem kwiaty na podłogę co zwróciło na mnie ich uwagę. Oboje spojrzeli na mnie w czystym szoku.

-Jorge-wypowiedziała z przerażeniem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to bardziej mini opowiadanie niż one shot. Na razie nie wiem ile będzie części na razie mam napisane 3, piszę 4 więc na pewno będę częściej dodawać.