Strona główna

wtorek, 7 marca 2017

"Wszystko czego pragnę" OS cz.8

-Nie-odszepnął. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć lecz nie miałam odwagi się odezwać, jego nowa postawa przerażała mnie. Jego dotychczasowo głębokie zielone oczy w których widziałam miłość do mnie były teraz lodowate a w nich pustka, zero emocji. -Nie możemy być już razem-powiedział teraz już pewnym głosem zostawiając mnie zszokowaną. Emocje we mnie buzowały jedne przeważały nad drugimi ale mój umysł postawił na złość.

-Jeśli myślisz że się poddam to się grubo mylisz!-wrzasnęłam zwracając uwagę pielęgniarki która była w pokoju. Jorge nie spodziewając się takiej reakcji zszokowany nadal leżał na łóżku.

-Martina..-pokręcił głową zmarnowany. Nie zwracając uwagi na to co mówi chwyciłam jego rękę przysiadając na krawędzi łóżka.

-Nie, teraz ja mówię-uciszyłam go stanowczo. Z pomocą mojej dłoni zmusiłam aby na mnie patrzał. I po raz pierwszy od wypadku ujrzałam jakieś emocje. Wiedziałam że wrócił. Mój Jorge wrócił. -Kocham Cię jak nikogo innego i wiem że damy radę. Razem.-wyszeptałam ostatnie słowo ściskając jego dłoń.

-Nic nie będzie już takie same-odszepną smutny a po jego policzku spłynęła samotna łza. Wolną ręką sięgnęłam aby ją zetrzeć zbliżając nasze ciała do siebie. Chciałam znów poczuć jego bliskość. -Kocham Cię-szepnął po czym delikatnie mnie pocałował. Był to delikatny pocałunek, lekkie muśnięcie lecz w nim mnóstwo uczuć.

Miesiąc później: 

Wraz z Jorge tuż po tym jak opuściliśmy szpital poszliśmy zapisać go na terapię. Ku mojemu zaskoczeniu jak i lekarzy radzi sobie niesamowicie. Jest niesamowicie zaparty i jego celem jest ponownie chodzić. Lekarze nazywają to cudem. Na razie musi jeździć na wózku ale zaczyna próbować na  kulach.

-Jorge nie przemęczaj się tak-skarciłam go kręcąc głową. Jest piękna pogoda więc siedzimy na dworze a raczej ja siedzę a Jorge próbuje chodzić o kulach. On tylko posłał mi szeroki uśmiech i przykuśtykał do mnie.

-Hej-wyszczerzył się siadając bardzo blisko mnie że prawie na mnie. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się. Wiedziałam że coś knuje.

-O co chodzi?-zapytałam podejrzliwie na co wzruszył ramionami.

-Mogę zabrać cię na randkę?-zdziwiłam się jego propozycją. Myślałam że żartuje ale patrząc w jego wielkie zielone oczy wpatrujące się we mnie z nadzieją bezmyślnie pokiwałam głową.

-Kiedy?-dopytałam.

-Dzisiaj wieczorem, bądź gotowa na 20-całując mój policzek powoli wstał chwytając kule i wrócił do domu. Mimo że to nie była moja pierwsza randka z Jorge to i tak byłam bardo podekscytowana.

20:00: 

-Jesteś gotowa?-zapytał mój ukochany stojąc w drzwiach naszej sypialni.

-Tak-odparłam gładząc moją czerwoną suknię. -Gdzie mnie zabierasz?-odwróciłam się do niego przodem. Jego wzrok powędrował po całym moim ciele.

-Do restauracji. Wyglądasz przepięknie-powiedział uśmiechając się.

-Dziękuje-odparłam a na moich policzkach pojawił się rumieniec. Wraz z Jorge ruszyliśmy w stronę taksówki którą Jorge dla nas zamówił. Nalegałam abyśmy po prostu wzięli mój samochód abym to ja poprowadziła ale nie uparty Jorge postawił na swoje mówiąc że to niespodzianka. W sumie nawet dobrze trudno się prowadzi w szpilkach. Mój chłopak ubrany w czarny garnitur z trudem otworzył mi drzwi a sam usiadł obok mnie. Odruchowo chwyciłam jego rękę którą trzymałam przez całą jazdę do restauracji.

-O mój boże!-wykrzyknęłam oszołomiona gdy wysiadłam z pojazdu. Jorge zaśmiał się na moją reakcję. Właśnie staliśmy przed budynkiem jednej z najlepszych restauracji na całym świecie. Od dziecka marzyłam aby zjeść w jednej z takich. -Jak?-zapytałam odwracając się w jego stronę. Jorge jedynie rzucił mi jeden ze swoich oszałamiających uśmiechów.

-Powiedzmy że ma znajomości-mrugnął do mnie. Powoli podszedł do mnie uważając aby nie zahaczyć kulą o chodnik. -Idziemy?-kiwną w stronę  wejścia na co entuzjastycznie przytaknęłam chwytając go pod rękę.  Kelner zaprowadził nas do naszego stolika który znajdował się w osobnej sali. Na stole był długi czerwony obrus a na nim świeczki i wino. Wszystko wyglądało niesowicie.

-Pańskie menu-wysoki brunet w fartuchu podał nam czarne menu w którym były wypisane wszystkie pyszne dania od pospolitych do takich o których nigdy nie słyszałam. Po chwili zastanowienia wraz z Jorge zamówiliśmy nasze danie. Ja postawiłam na paella a Jorge nie wiedząc co wziąć postawił na mój wybór. I muszę powiedzieć ze był on dobry.

-Mmm to jest przepyszne-wymamrotałam nie odrywając wzroku i ust od dania. Wieczór mijał nam w miłej atmosferze przy małej pogawędce. Kiedy już zjedliśmy mój chłopak zaproponował abyśmy wybrali się na spacer. Chodziliśmy dróżką pomiędzy drzewami a obok płynął strumyczek.

-Chodźmy na most-powiedział przerywając przyjemną ciszę. Bez potrzeby użycia słów ruszyliśmy na czerwony mostek który pozwalał przejść na drugą stronę strumyczka. Rozkoszując się chwilą oparłam się o barierkę podziwiając widok. Było już ciemno a dróżkę oświetlały latarnie, a co parę metrów stały czerwone ławki.

-Jorge tu jest niesamo..-odwróciłam się w stronę Jorge aby powiedzieć mu co myślę lecz natychmiast przerwałam widząc go na podłodze a kule leżące obok. Wystraszona że coś mu się stało przykucnęłam chwytając go za twarz. -Jorge nic ci nie jest?-zapytałam zmartwiona.

-Martina-podniósł głowę chwytając mnie za rękę. Szybko wstałam otrzepując się.

-Wystraszyłeś mnie ty idioto-oburzyłam się zakładając ręce na pierś. Mój chłopka jedynie się zaśmiał.

-Przepraszam..-odparł nie przerywając śmiechu.-Kocham Cię-powiedział spoglądając mi głeboko w oczy.

-Ja ciebie też, a teraz wstawaj-powiedziałam na co pokręcił głową.

-Martina Kocham Cię i chcę spędzić resztę mojego życia z tobą. Ale czy ty tego chcesz?-zakończył po czym sięgnął do kieszeni garnitury z którego wyciągnął małe pudełeczko. A kiedy je otworzył ujrzałam piękny diamentowy pierścionek. -Uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?-zapytał nadal klęcząc. Byłam w taki szoku że nawet nie wiem ile tak stała a mój chłopak a raczej...

-Tak-wydusiłam w bezdechu. Na ustach mojego teraz już narzeczonego pojawił się największy uśmiech na świecie. Szybko wsunął mi pierścionek na palec a ja pomogłam mu wstać. Nie umiejąc powstrzymać emocji rozpłakałam się ze szczęścia mocno go całując podtrzymując go przy tym aby nie upadł.

Nasza noc trwała jeszcze długo i była przepełniona naszą miłością do siebie.

5 miesiące później:

Jesteśmy już miesiąc po ślubie. Wraz z Jorge postawiliśmy na plażę gdzie się odbył. Mojemu mężowi tak spodobała się plaża i morze że postanowiliśmy kupić nowy dom przy niej. Jorge chodzi już bez kul co jest niesamowite. A ja mam małą niespodziankę dla niego i nie wiem jak mu o niej powiedzieć. Lodovica doradziła mi pewną rzecz i mam nadzieje że nie spanikuje i mi się uda.

-Jorge możesz przyjść na chwilę?-krzyknęłam głośno aby mnie usłyszał. Nie musiałam czekać długo gdyż więc od razu usłyszałam głośnie kroki na schodach.

-Tak kochanie? Coś się stało?-szybko do mnie podszedł.

-Nie, nie...tak-krążyłam po pokoju. Jorge szybko objął mnie ramionami uspokajając mnie. -M..mam dla ciebie niespodziankę-szepnęłam zdenerwowana.

-Okej..-odparł dziwnie na mnie spoglądając. Lekko go popchnęłam aby usiadł na łóżku a sama podeszłam do szuflady z której wyciągnęłam średniej wielkości pudełko starannie przeze mnie owinięte.

-Otwórz-niepewnie mu je podałam odsuwając się kilka kroków. Jorge delikatnie odwiązał kokardę na wierzchu i powoli podniósł górę. Chwilę patrzał się do środka ze zmarszczonymi brwiami pogłębiając moją niepewność. Po chwili sięgnął do pudełka wyciągając małe śpioszki. Na jego twarzy był wyraz szoku i szczęścia.

-Jesteś w ciąży?-zapytał z nadzieją w głosie trzymając w dłoniach ubranko. Pokiwałam głową szeroko się uśmiechając. Jorge natychmiast rzucił się na mnie przytulając.-Będę tatą?-zapytał po oderwaniu. Zaśmiałam się z niego kiwając głową jeszcze raz.

-Kocham Cię-powiedziałam wtulając jego głowę w moją szyję.

-Kocham Cię


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli myślicie że to koniec to się grubo mylicie :)
Prawdopodobnie będzie jeszcze jedna część i potem epilog.





"To tylko kryptonim" Prolog

Wyobraź sobie że jesteś w drodze do ekskluzywnego budynku mieszczącego się w samym centrum miasta. Jedziesz swoim nowiutkim sportowym samochodem. Jesteś ubrany w gustowny garnitur który kosztował więcej niż miesięczna wypłata ludzi jak to mówią "z niższej półki". Twoje ciało jest spryskane drogim perfumem, a jakże by inaczej. Kiedy w końcu docierasz do celu z prostą twarzą wkraczasz do ogromnego budynku firmy. W recepcji wita cię kobieta o blond włosach od której bije profesjonalność. Stwierdzasz tak po jej nienagannym ubiorze jak i fryzurze. Uśmiech na jej twarzy jest tak wyszkolony że inna osoba na pewno by się nie połapała że jest sztuczny. Nie zwracając uwagi na detale odwzajemniasz go lekko. 

-W czym mogę panu pomóc?-pyta. Jak się spodziewałeś jej mowa jest nienaganna a gdy tylko kończy zdanie usta powracają do uśmiechu. 

-Ja do Martiny Stoessel-odpowiadasz firmowo czekając na reakcje blondynki o imieniu Caroline jak zauważyłeś jest napisane na jej plakietce. Caroline nie odwracając od ciebie wzroku zadaje ci pytanie. 

-Jest pan umówiony?-przy czym unosi swoje idealne brwi. Zanim masz czas odpowiedzieć na pytanie osoba trzecia wchodząca do budynku wam przerywa. Oboje zwracacie swój wzrok na jak się okazało mężczyznę. 

-Witaj Caroline-mówi mężczyzna pewnym głosem. Przez chwile mu się przyglądasz nie próbując tego ukrywać. Zauważasz że jest ubrany podobnie do ciebie lecz w o wiele tańszy garnitur. Wygląda na twój wiek albo trochę starzy. Zanim masz szansę doglądnąć inne detale mężczyzna stojący na przeciwko ciebie odzywa się. 

-Mark Kidden-mówi podając ci dłoń którą ściskasz ze względów grzecznościowych. 

-Jorge Blanco-odpowiadasz z pewnością siebie wiedząc że oni na pewno znają twoje nazwisko. Nie trwa to długo gdy oboje uświadamiają sobie kim jesteś. -Nie jestem umówiony ale mam nadzieje że to załatwi sprawę-uśmiechając się pokazujesz kobiecie swoją dłoń gdzie na twoim serdecznym palcu widnieje złota obrączka z diamencikami dookoła. Kobieta ma przerażony wyraz twarzy z obawy że znieważyła męża swojej szefowej. Patrząc na blondyna o imieniu Mark widzisz jak jego oczy rozszerzają się a szczęka zaciska. 

-Proszę za mną panie Blanco-twój intensywny kontakt wzrokowy zostaje przerwany przez Caroline która z uprzejmością wskazuje ci drogę do windy. Ty i Mark wsiadacie razem do windy zostawiając blondynkę za sobą i jedziecie na jak się okazało to samo piętro. W ciasnym pomieszczeniu panuje napięta atmosfera więc odwracasz się do Marka w celu jej rozluźnienia. 

-Pracujesz dla mojej żony?-mówisz co pierwsze przyszło ci na myśl. Mężczyzna podnosi swoją głowę gdyż wcześniej wgapiał się w podłogę i już nie takim pewnym głosem odpowiada. 

-Właściwie to jestem jej asystentem-odpowiada na co kiwasz głową.-Zacząłem kilka tygodni temu i dzięki ostatniemu projektowi wylądowałem na tym stanowisku bez niego zapewne byłbym niższej rangi-dodał a ja zacząłem się zastanawiać czemu mi się tłumaczy. Czy aby podtrzymać rozmowę? Nie wnikając głębiej kiwasz głową. Na szczęście drzwi windy się otwarły i oboje wysiadacie. Mark szybszym krokiem podchodzi do swojego stanowiska. 

-Powiadomię pańską żonę-mówi cicho na co kiwasz głową słysząc jak mówi do głośnika na biurku "Ma pani gościa".Przyglądając się pomieszczeniu w którym nie byłeś już bardzo długo tak długo że zdążyli wymienić cały personel nie zauważyłeś szatynki wyłaniającej się zza drzwi. 

-Jorge?-zapytał zdziwiony głos. Odwracając się zobaczyłeś przepiękną kobietę z szokowanym wyrazem twarzy. Na widok swojej żony ogromny uśmiech pojawia się na twojej twarzy co szybko odwzajemnia rzucając ci się w ramiona. Kątem oka widzisz jak jej asystent się wam przygląda wyglądając na zestresowanego.-Tęskniłam za tobą- szepta delikatnie nadal cię nie puszczając. 

-Ja za tobą też-odpowiadasz odsuwając się delikatnie i przyglądając jej nieskazitelnej twarzy. 

-Chodź do biura będziemy mieli trochę prywatności-mówi rzucając jej asystentowi spojrzenie które nie do końca wiesz co oznacza. Ale za niedługo się dowiesz. 


Przez kolejne tygodnie robiliście to co każde szczęśliwe małżeństwo. Lecz jak widać nie było wam to  pisane. 

W piątkowy wieczór który zapowiadał się jak każdy inny dowiedziałeś się prawdy. Ohydnej prawdy która złamała twoje serce. 

-Z kim?-zapytałeś pełny pogardy nie zwracając na szlochy swojej żony.-Z kim!?-krzyknąłeś gdy nie odpowiedziała. 

-Mark-szepnęła.Mark. Mark Kidden. Jej pieprzony asystent. Nagle w twojej głowi wszystko miało sens. 

Dwa tygodnie temu:

Jedziesz do ekskluzywnego budynku firmy swoim nowiutkim sportowym samochodem. Jesteś ubrany w drogi i elegancki garnitur. Jedziesz aby spotkać się ze swoją żoną której nie widziałeś kilka tygodni gdyż byłeś na wyjeździe firmowym. W recepcji wita się blond włosa kobieta z sztucznym uśmiechem. Witasz się z nią po czym do pomieszczenia wchodzi mężczyzna jak już wiesz o imieniu Mark. Nie będąc niczego świadomy ściskasz jego dłoń i wsiadasz z nim do windy. Mężczyzna jest niesamowicie nerwowy. Teraz już wiesz dlaczego. Gdy spoglądasz mu w oczy zadając pytanie jego wzrok mówi "pieprzyłem twoją żonę" i "jestem winny". Teraz także wiesz czemu ci się tłumaczył i był blady jak ściana. Wysiadacie z windy a on wzywa twoją żonę. Widzisz jej zszokowaną minę że tu jesteś. 

-Jorge?-pyta zdumiona po czym rzuca ci się w ramiona. -Tęskniłam za tobą-szepcze ci do ucha a tobie chce się śmiać. Myślisz sobie że musiała tak mocno tęsknić aż pieprzyła się ze swoim asystentem który tak poza tym stoi tuż obok was. I coraz bardziej wszystko nabiera sensu. 

-Chodź do biura będziemy mieli trochę prywatności-powiedziała rzucając asystentowi spojrzenie, które już wiesz co oznacza "Siedź cicho albo cię zniszczę".  

Teraz:

Podejmujesz szybką decyzję i nie chcą słuchać dalej swojej żony idziesz na górę spakować swoje rzeczy. Wiesz że to nie będzie takie łatwe kiedy słyszysz jak Martina podąża za tobą po schodach. 

-Stój!-krzyczy za tobą na co nie zwracasz najmniejszej uwagi. Jesteś oburzony że w ogóle ma czelność do ciebie mówić. Wyciągasz średniej wielkości torbę i niechlujnie wrzucasz tam najpotrzebniejsze rzezy. -Jorge proszę-błaga zbliżając się do ciebie na co  jak poparzony się odsuwać. Choć nie wiesz czy jej dotyk nie zrobiłby większej krzywdy niż ogień. -Daj mi wytłumaczyć-błaga.

-Wytłumaczyć! A co tu jest do tłumaczenia?!-nie wytrzymujesz dając upust swoim emocjom. Szatynka stojąca prze tobą wzdryga się lekko odsuwając za co jesteś wdzięczny. 

-Zostawiłeś mnie samą na ponad dwa miesiące! Prawie nie dzwoniłeś! Nawet przed wyjazdem nie zwracałeś na mnie uwagi..-krzyczała ze złością. 

-Czyli to moja wina?! -odkrzyknąłeś wściekły. Nie mogłeś uwierzyć że próbowała zwalić to wszystko na ciebie. 

-Tego nie powiedziałam-odparła-ale wina leży po obu stronach-dodała co rozpaliło w tobie kolejny ogień wściekłości. 

-Jesteś zwyczajną dziwką-parsknąłeś zabierając torbę i szybko wybiegając z waszego ogromnego domu. 

Będąc nadal w złości nie wahałeś się aby pojechać do biura gdzie Mark powinien jeszcze być. Nie wahałeś się także gdy okładałeś go pięściami. Po skończonej "robocie" pojechałeś do najbliższego hotelu i wynająłeś pokój. Uspokajając się próbowałeś dodzwonić się do swojego adwokata który niestety nie odbierał. Siedząc zrezygnowany na wielkiej hotelowej kanapie ponownie zacząłeś rozmyślać i analizować. Karciłeś się za najmniejszą myśl że może i Martina miała trochę racji. Kolejny raz analizowałeś dzień i po co jechałeś do jej biura. Czułeś się winny że ja zaniedbywałeś, chciałeś jej to wynagrodzić. Dnie które ignorowałeś ją a potem wyjechałeś w sprawach biznesowych na kilka tygodni. Ale przecież miałeś dobre intencje. Jedyne co chciałeś to zapewnić wam dobrobyt a ona pod twoją nieobecność zdradziła cię ze swoim asystentem. "To był jeden raz", "chwila słabości" "wypiłam trochę bo nie odbierałeś a on był obok". Nie chciało ci się wierzyć że tak się tłumaczyła. Może i wiedziałeś że twoja wina też w tym była ale za nic byś się nie przyznał. 

Mijały dni, tygodnie. Martina próbowała kontaktować się z tobą przez wszystkie możliwe sposoby ale ty nie dawałeś za wygraną. Byłeś zraniony, zdradzony. Obmyślałeś idealny plan aby twój ból miną. Przez twoją głowę przeszła myśl "wybaczenie" ale to było by oznaką słabości. Lecz dzięki jednej myśli rodzi się nowa.  Powiem jedno Przebaczenie To Tylko Kryptonim. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak dokończę "Wszystko czego pragnę" to zajmę się tym opowiadaniem.
Napiszcie co myślicie. 

 




czwartek, 29 grudnia 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.7

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym. -Po tych słowach mój świat się wygłuszył, jedyne co mogłam słyszeć to zamulone głosy za mną, ale moje bicie serca wszystko przewyższało. Próbowałam ponownie złapać oddech który utraciłam ale na nic, gula w gardle mi to uniemożliwiała. Wszystko dookoła zaczęło wirować a ostatnie co pamiętam to silne ramiona łapiące mnie przed upadkiem.

------------------------
-Martina?-słyszałam znajomy mi szept lecz nadal byłam niemrawa. Moje powieki które próbowałam otworzyć były ciężkie, po kilku chwilach przystosowując swoje oczy do światła w pomieszczenia z wielkim trudem zdołałam je otworzyć tylko po to aby ujrzeć Lodovicę i moją babcię. Obie miały na sobie zmartwione jak i zmęczone wyrazy twarzy. Opuchnięte czerwone oczy Lodovici dawały mi do myślenia o najgorszych rzeczach dziejących się z Jorge. Na myśl o szatynie chciałam szybko podnieść się z pozycji leżącej, niestety dwie kobiety i wenflon mnie powstrzymały.

-Jorge?-mój słaby głos opuścił moje gardło. Lodo z pośpiechem podała mi szklankę wody. Zaczęłam rozglądać się po małej sali z nadzieją że był to jakiś żart a Jorge jest gdzieś tutaj.

-Tini..-szepnęła Maria. Mój wzrok skoncentrował się na niej a mój umysł chciał rozszyfrować o co jej chodzi. Czy stało się najgorsze?

-Gdzie jest Jorge?-zapytałam zniecierpliwiona próbując wymusić jakąś reakcję.-Proszę was!-krzyknęłam zdesperowana. Byłam zła że stoją tu nad moim szpitalnym łóżkiem nic nie mówiąc a Jorge może nie żyć. Obie kobiety wzdrygnęły się na mój szorstki ton. Lodo kładąc dłoń na ramieniu mojej babci kiwnęła głową wskazując że ona to zrobi.

-Jorge jest w ciężkim stanie. Lekarze starają się go ratować.-odparła odwracając głowę abym nie mogła widzieć jak płacze. Wiem że cierpi jak ja. Chwytając rękę Lodo pociągnęłam ją do siebie ściskając. -Powiedz że z tego wyjdzie....proszę-szeptała popłakując na co sama mocniej się rozpłakałam. Mimo niewygodnej pozycji żadna z nas nie śmiała puścić drugiej.

-Mam taką nadzieję-odszepnęłam zamykając oczy gdyż pulsujący ból nie dawał mi spokoju.

-------------------

Po jakiejś godzinie która trwała jak wieczność, lekarz prowadzący operację przyszedł do sali w której czekała cała rodzina. Przyjechali rodzice Jorge jak i moi, Mercedes z chłopakami po uporaniu się z gośćmi także dojechała.

-Państwo Blanco?-zapytał mężczyzna ze zmęczoną twarzą, zapewne po operacji. Rodzice Jorge od razu wstali z krzeseł i podeszli do lekarza. Jorge dużo mi o nich opowiadał a nawet sama nie raz ich odwiedzałam. Pani Blanco jest niesamowicie troskliwą matką. Edmund mimo swojej srogiej postawy i rygoru w stosunku do Jorge tak na prawdę troszczy się o niego jak nikt inny. -Prosił bym aby reszta państwa opuściła salę-siwy mężczyzna powiedział a wszyscy na siebie spojrzeli. Każdy znajdujący się tutaj z niecierpliwością czekał na jakąś informację w sprawie Jorge. Lecz lekarz nie dawał za wygraną więc powolnym krokiem opuszczali salę. Lodovica ze wściekłą miną opuściła salę z Facundo pod pachą. Ja zaś powolnym krokiem ze spuszczoną głową wychodziłam ostatnia.

-Martina?-usłyszałam cichy głos Mariany.-Zostań-powiedziała wyciągając rękę w moją stronę. Z lekkim zawahaniem chwyciłam ją stając obok. Mężczyzna w kitlu widząc że wszyscy opuścili salę westchnął głośno.

-Może lepiej usiądźmy-zaproponował wskazując na krzesła. Mariana pokręciła głową lecz Edmund chwycił swoją żonę za ramię z lekkim oporem prowadząc na krzesło. Po chwili usiadłam obok Mariany chwytając jej rękę dla wsparcia. -Operacja się powiodła-powiedział a my odetchnęliśmy wielką ulgą. Kątem oka widziałam jak Edmund ociera łzę za to Mariana płakała bez wstydu tak jak ja. -Lecz...-zaczął- podczas zderzenia jego nogi zostały poważnie uszkodzone-dopowiedział. Zdezorientowani spojrzeliśmy na siebie.

-Ale co to znaczy?-Mariana zabrała głos.

-Wasz syn będzie musiał jeździć na wózku-wytłumaczył.-Bardzo mi przykro.-Jorge nie będzie chodził.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od operacji minęło kilka dni, Jorge nadal leży w szpitalu i odpoczywa. Tuż po usłyszeniu wieści od lekarza chciałam go zobaczyć lecz on nie chciał widzieć mnie jak i jego rodziny i przyjaciół. Jego słowa są przekazywane przez lekarza i pielęgniarki które co chwile przeplatają się przez jego szpitalny pokój sprawdzając stan zdrowia. Ja natomiast codziennie czekam przed salą z myślą że zechce mnie zobaczyć. Zaczynam tracić nadzieje. Lodovica znosi to inaczej ode mnie, jest zła, wściekła. Nie raz próbowała wtargnąć do sali Jorge co jej się nie udało a do tego wini siebie za cały ten wypadek. Wini się że to był jej plan, że to ona kazała mi zadzwonić.

-Pani Stoessel?-zapytał ochrypły głos. Natychmiast podniosłam swoją zmęczoną głowę. Moim oczom ukazał się mężczyzna który zajmował się Jorge.

-Coś się stało doktorze?-zapytałam słabo, wstając z drewnianego krzesełka które towarzyszy mi codziennie. Mężczyzna widząc moją posturę zmarszczył się zatroskany. Nie dziwie mu się zapewne wyglądam nieapetycznie, rozmazany tusz od pocierania oczu ze zmęczenia a do tego nic nie jadłam.

-To chyba ja powinienem zadać to pytanie-odparł spokojnie wskazując abym ponownie usiadła. Tak tez zrobiłam.-Jadła pani coś dzisiaj?-westchnął przyglądając mi się. Spuściłam głowę lekko nią kręcąc. -Pan Jorge nie chciał by zobaczyć pani w takim stanie-powiedział tonem którego nie rozpoznałam, może dlatego że w tych ostatnich dniach nikt go nie używał.

-Gdyby w ogóle chciał mnie widzieć-parsknęłam ze smutkiem. Po chwili ciszy widząc że lekarz nic nie mówi uniosłam wzrok sprawdzając czy aby sobie nie poszedł, ale nie siedział tu nadal lecz tym razem na jego twarzy był zarys uśmiechu. Zmarszczyłam brwi z niezrozumienia.

-Pan Blanco czeka na panią-jego uśmiech jedynie się poszerzył, wstając uścisną moje ramie pokrzepiająco i odszedł zostawiając mnie zszokowaną. Jorge chciał mnie widzieć. W końcu. Nadal w wielkim szoku wstałam szybko mimo zawrotów i szybkim krokiem podeszłam do drzwi nasłuchując tuż przy nich na jakikolwiek odgłos. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać,  nie miałam pojęcia w jakim jest stanie. Zbierając się na odwagę chwyciłam za klamkę delikatnie ją naciskają obawiając się co mogę tam zobaczyć.

W końcu mój wzrok spotkał jego. Zielone oczy za którymi tak bardzo tęskniłam wpatrywały się we mnie. Na jego twarzy nie było uśmiechu, była bez żadnych emocji. Przez te kilka dni pojawił mu się delikatny zarost.

-Martina-powiedział tonem, srogim i twardym. Nie było w nim tęsknoty czy szczęścia. -Usiądź-dodał a ja poczułam się jakbym była na spotkaniu biznesowym a nie rozmawiała z moim chłopakiem. Mrugając kilkukrotnie podeszłam do szpitalnego łóżka nie odrywając od niego wzroku. Moja dłoń odruchowo sięgnęła po jego, lecz nie długo czułam jego zimną skórę gdyż od razu mi ją wyrwał. Zdziwiona i zdezorientowana zauważyłam jak zaciska szczękę. Nie patrzał już na mnie lecz na białą szpitalną ścianę.

-Kochanie-szepnęłam, pokręcił głową marszcząc brwi.

-Nie-odszepnął. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć lecz nie miałam odwagi się odezwać, jego nowa postawa przerażała mnie. Jego dotychczasowo głębokie zielone oczy w których widziałam miłość do mnie były teraz lodowate a w nich pustka, zero emocji. -Nie możemy być już razem-powiedział teraz już pewnym głosem zostawiając mnie zszokowaną.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



czwartek, 27 października 2016

"Wszystko czego pragnę" OS cz.6

                                                                     Martina

Kilka miesięcy później:

Mój związek z Jorge układa się cudownie, co prawda miewamy małe kłótnie ale są naprawdę nieistotne. Zbliżają się jego urodziny a ja planuje dla niego przyjęcie niespodziankę. Pomagają mi nasi przyjaciele Lodovica, Mercedes, Ruggero i Facundo. Jorge poznał ich kilka miesięcy temu i od razu ich polubił automatycznie zostając przyjaciółmi co mnie bardzo cieszy. Ruggero jest mechanikiem na torze motocrossowym więc Jorge może teraz rozwijać swoja dawną pasję jeszcze zza czasów szkoły. Idzie mu całkiem nieźle nawet zdobył sponsora, niestety nadal musi zarządzać firmą ale cieszę się że przynajmniej w jakimś stopniu spełnia swoje marzenia. Kto wie jak to się dalej potoczy.

-Martina słuchasz mnie?-usłyszałam zirytowany głos Lodovicy.-Przestać odpływać bo musimy wybrać tort-wytłumaczyła wskazując na katalog. Niestety jak już miałam przyglądnąć się i wybrać jakiś usłyszałyśmy brzdęk kluczy w drzwiach. Nasze oczy szybko się rozszerzyły.

-Chowaj!-krzyknęłam szeptem. Lodovica w panice szybko usiadła na katalogu a Jorge z uśmiechem wszedł do kuchni. Wspomniałam że mieszkamy razem?

-Hej kochanie-przywitał się całując mój policzek-Hej Lola-uśmiechnął się zadziornie w stronę Ldovicy na co ona przewróciła oczami. Jorge dogadywał się ze wszystkimi świetnie ale z Lodovicą stali się od razu najlepszymi przyjaciółmi. Czasami jestem zazdrosna o ich więź którą nawiązali bardzo szybko.

-Hej Jogurt-odparła sarkastycznie ze sztucznym uśmiechem. Jorge od razu do niej podszedł ściskając mocno przy okazji mierzwiąc włosy.-Jorge!-krzyknęła zdenerwowana Lodo. Mój chłopak puścił ją ze śmiechem obrywając z pięści w brzuch. Z dąsem podszedł wtulając się w moje plecy. Kątem oka zauważyłam że katalog z tortami wystaje z pod tyłka Lodo.

-Jorge kochanie pójdziesz mi na górę po kocyk?-zapytałam słodko.

-Kocyk? Przecież jest gorąco i masz na sobie bluzę-zdziwił się. Powoli go od siebie odepchnęłam.

-Jorge ja nie pytam o twoją opinię na temat temperatury tylko proszę abyś przyniósł mi kocyk z naszej sypialni-odparłam lekko zdenerwowana. Szatyn zdziwiony moim tonem odsuną się szybko i pognał na górę. Kiedy byłam pewna że znikną na schodach wyciągnęłam katalog spod Lodo i wcisnęłam go do szafki do której Jorge nigdy nie zagląda. Szatyn po chwili wrócił z kolorowym kocykiem owijając mnie w niego.

-A wiesz co masz rację, gorąco tutaj-oddałam mu koc.

-Masz jakieś wahania nastroju dzisiaj-bąknął składając koc.

-Może jest w ciąży?-usłyszałam głos Lodo a w kuchni zapanowała grobowa cisza. Jorge nachylił się w moją stronę przyglądając się.

-Tini?-zapytał a w jego głosie wyczułam nutkę nadziei co mnie lekko zdziwiło.

-Nie Jorge nie jestem w ciąży-zaśmiałam się.

-Och-bąknął ze smutkiem, automatycznie na niego spojrzałam. Aby ukryć swoje emocje schował je za sztucznym uśmiechem.

-Okej gołąbki, późno już. Idę.-odezwała się czarnulka wstając krzesła kuchennego. Jorge zerwał się i podszedł ją odprowadzić. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i po sekundzie szatyn był z powrotem w kuchni.

-Pójdę się umyć-powiedziałam widząc późną porę. Wstałam z krzesła kierując się na górę do łazienki.

-A ty dokąd?-zapytałam widząc że szatyn podąża za mną krok w krok. Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech, przewróciłam na niego oczami ciągnąc ze sobą do łazienki.


---------
-Jorge?-zapytałam cicho zielonookiego który już zasypiał.-Jorge?-lekko potrząsnęłam jego ramieniem.

-Hmm-chłopak otworzył swoje zaspane oczy nie podnosząc się.

-Myślałeś o dziecku?-zapytałam czując rumieniec na twarzy. To na pewno go obudziło gdyż po chwili siedział w pełni wyprostowany przyglądając mi się.

-Co?-nadal nie do końca rozbudzony zapytał. Poprawił swoje włosy opadające na oczy po czym już bardziej rozbudzony wpatrywał się na mnie.

-Czy chcesz mieć ze mną dziecko?-zapytałam kompletnie nie wiedząc jak podejść do tematu. Na twarzy szatyna pojawił się uroczy uśmiech.

-Tak-odparł.

-Tak?-upewniłam się. Chłopak jedynie pokiwał głową odganiając moje zwątpienia.

-Okej-szepnęłam.

-A ty?-zapytał.

-Oczywiście-pocałowałam go w usta gładząc delikatnie jego policzek. -Jutro jeszcze o tym porozmawiamy. Dobranoc-ostatni raz go pocałowałam po czym odwróciłam się na bok gasząc światła. Czułam że materac się nie rusza więc Jorge musi nadal siedzieć. Zaciekawiona jego zachowaniem odwróciłam się przodem przyglądając szatynowi o wielkim uśmiechu. -Jorge?-zwróciłam na siebie uwagę.

-Hmm?-zanucił spoglądając na mnie.

-Czemu nie śpisz?-zaśmiałam się z jego miny. Szatyn zmarszczył brwi jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie.

-Właśnie powiedziałaś że chcesz mieć ze mną dziecko. Jak mam iść teraz spać jeśli jestem podekscytowany?-uniósł brwi, myślałam że żartuje ale jego twarz była śmiertelnie poważna.

-Jorge-westchnęłam ciągnąc go w dół aby się położył. -Śpij-wymamrotałam wtulając się w jego klatę. Jorge objął mnie swoimi silnymi ramionami wciskając mocnej w siebie.

-Kocham Cię-szepnął w moje włosy.

-Ja Ciebie też-odszepnęłam. Gdy już odchodziłam do krainy snów zdążyłam jeszcze usłyszeć głos Jorge.

-Muszę się oświadczyć

--------------------------

-Jorge wstawaj! Spóźnisz się do pracy-powiedziałam budząc mojego chłopaka.

-Pięć minut-wymamrotał z powrotem wtulając się w poduszkę.

-Nie wstawaj-rozkazałam ściągając z niego kołdrę.

-Może dzisiaj nie pójdę?-zapytał-Spędzimy ten dzień razem-dodał zachęcająco. Propozycja był niezmiernie kusząca ale muszę się go pozbyć z domu.

-Nie. Wstawaj-powiedziałam.

-Nie!-pisnął głosem dziecka.

-Jorge!-krzyknęłam. Po kilkunastu minutach w końcu udało mi się go ściągnąć z łóżka i wysłać do pracy. Od razu kiedy wyszedł zadzwoniłam Lodo aby przyszła. Na szczęście czarnulka nie mieszka daleko więc była po paru minutach.

-Lo mamy mało czasu!-oznajmiłam zdenerwowana-Musimy sprowadzić tort, dekorację, prezenty, muzykę i gości-panikowałam z małej ilości godzin.

-Tini spokojnie wczoraj zamówiłam tort jak mi kazałaś a Facundo i Rgggero zajmują się muzyką. Mercedes będzie tu za kilka minut i zajmie się dekoracjami a ja już zadzwoniłam do gości upewniając się czy przyjdą. Wszystko załatwione-uśmiechnęła się a mi ulżyło.

----------------------
Po kilku godzinach ciężkiej pracy cały salon był udekorowany a tort stał na stole. Brakowało tylko gości i Jorge.

-Okej pamiętasz nasz plan?-zapytała Lodo-Dzwonisz do niego, mówisz żeby przyjechał szybko, otwierasz drzwi jest ciemno-zrobiła pałze-witasz go, prowadzisz do środka i.....bam my wyskakujemy krzycząc "Niespodzianka"!-objaśniła wymachując rękami.

-Okej. Matko stresuje się. A co jeśli nie wypali?-panikowałam.

-Tini wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.-pogładziła mnie po plecach pocieszająco.-O chyba goście się zbierają-powiedziała po usłyszeniu dzwonka do drzwi.

-------

-Okej wszyscy są?-zapytała Ldovica przejeżdżając wzrokiem po gościach.-Chyba tak!-wykrzyknęła podekscytowana.-Dzwoń-powiedziała do mnie-Ej cisza po solenizanta dzwonimy!-krzyknęła do gości skutecznie ich uciszając.

BIP BIP BIP

J:Halo? Martina?

M:Jorge możesz przyjechać do domu?

J:Coś się stało? Co się dzieje?

M:Jorge po prostu przyjedź, proszę

J:Okej za chwilę tam będę-powiedział i rozłączył się nie czekając na moją odpowiedź.

-Woohoo udało się!-wrzasnęła Lo a goście podzielili jej entuzjazm. Zaśmiałam się cicho z mojej przyjaciółki.

Po kilkunastu minutach czekania na Jorge usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Jorge zapomniał kluczy?

-Chować się?-Lo krzyknęła szeptem a goście ukryli się we wcześniej wybranych miejscach. Poprawiła szybko swoje włosy i poszłam otworzyć. Uśmiechnęłam się otwierając drzwi gotowa aby powitać Jorge.

-Martina Stoessel?-zapytał potężny głos. Za drzwiami stało dwóch mundurowych z poważnymi minami. Zdziwiona o co może chodzić kiwnęłam głową. Lodovica widząc że to nie Jorge szybko podbiegła do drzwi.

-O co chodzi? Czy to pilne bo za chwile Jorge tu będzie a wy zepsujecie niespodziankę-powiedziała nie grzecznie.

-Pan Jorge Blanco miał wypadek samochodowy. Obecnie przebywa w szpitalu w stanie krytycznym.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DAM! DAM! DAM!