Strona główna

poniedziałek, 25 lipca 2016

"Naucz Mnie Żyć"- PROLOG

Zastanawiałaś się kiedyś co jest po śmierci? Tak? A jak często?
Ona myślała o tym codziennie, niemal bezustannie.
Oddając się w otchłań swojego ciemnego umysłu, siedząc rozmyślała.
Była zmęczona życiem a jako jedna z niewielu miała możliwość w pełni z niego korzystać.


Martina jako młoda nastolatka szybko się wybiła i osiągnęła ogromną sławę. Wygląda na to że jej życie jest perfekcyjne. Ze strony mediów jest otoczona kochającą rodziną i wieloma przyjaciółmi z tego biznesu. Jest młoda, piękna i bogata - Czego chcieć więcej? Lecz nikt nie wie że zmaga się z depresją która nasilała się przez te wszystkie lata. A ona do perfekcji miała wytrenowany sztuczny uśmiech którym nabierała wszystkich, nawet najbliższych. Choroba powoli ją wykańczała. Sięgając swojego kresu postanowiła zakończyć swoje życie.

Ale to nie koniec opowiadania, o nie. Ono dopiero się zaczyna.
A tu można podziękować jej zbawicielowi. Ale czy on aby na pewno nim jest?
Czy aby na pewno ją uratował jeśli ona już nie żyje.
Kto jej pomoże? Kto pokaże jej jak żyć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to zapowiedź do nowego OS.
Jeszcze nie wiem kto będzie tym zbawicielem.
Albo Jorge (zapewne to od razu pomyśleliście po przeczytaniu) lub ktoś inny.
Ale jeśli ktoś inny to wiadomo że opowiadanie na pewno będzie bardziej skomplikowane, ponieważ jest to OS o Jortini (rzecz jasna). A jak wiadomo zbawiciel może oczekiwać czegoś w zamian.
Napiszcie w komentarzach czy chcecie aby był to Jorge czy ktoś inny.

"Nie tylko moja" Os cz.5

Przede mną stała szatynka o znajomej twarzy. Zbyt znajomej. Martina.

Poczułem jakbym miał zemdleć. Nie umiałem oderwać od niej wzroku, ona też się do tego nie rwała. Trwale utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy.

-Piękny dom-wyraźny głos wyrwał nas z transu. Spojrzałem delikatnie na brunetkę stojącą po mojej lewej, o której zupełnie zapomniałem. Wymusiłem jak najprawdziwszy uśmiech na twarzy i delikatnie pokiwałem głową, skrupulatnie unikając wzroku szatynki. Nagle zrobiło się niesamowicie gorąco a ręce same mi dygotały.

-Zacznijmy od salonu-powiedział delikatny głos po dłuższej chwili. Niczego nieświadoma Emily chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do danego pomieszczenia. Martina zaczęła wymieniać zalety danego domu, w jej głosie mogłem wyraźnie wyczuć jak poddenerwowana była. -Jest to idealny dom rodzinny. Jeśli mogę zapytać. Państwo są razem?-oczywiście że będzie chciała to wiedzieć. Brunetka otwarła już usta aby coś powiedzieć lecz ubiegłem ją w tym.

-Tak-powiedziałem pewny siebie, otrzymując zdziwiony wzrok Emily, ścisnąłem jej rękę aby zasygnalizować aby się ze mną zgodziła. Będąc świetną aktorką na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.

-Wspaniale-usłyszałem zirytowany głos Martiny i automatycznie zagotowało się we mnie. -Dzieci?-dopytywała.

-W przyszłości-odparłem tym razem nawiązując kontakt wzrokowy z szatynką. Na jej ustach pojawił się sztuczny uśmiech, lecz było widać cierpienie ukrywające się pod nim.

-Zapraszam na górę-szatynka odwróciła się na pięcie, widziałem jak zaciska pięść ze zdenerwowania. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać co ona tutaj robi. Czyżby zmądrzała i znalazła normalną pracę. A ważniejsze pytanie: Czy to przypadek że ją spotykam.


Po zwiedzaniu wszystkich pomieszczeń byłem zachwycony domem. Nie był jakiś wielki za to bardzo wygodny i dostojny.

-Jeśli się pan zdecyduje to proszę do mnie zadzwonić-odparła w ogóle nie zwracając uwagi na brunetkę. Już mieliśmy wychodzić lecz jej głos nas zatrzymał.-Przepraszam, mogę z panem porozmawiać na osobności?-zapytała z desperacją.

-Proszę mówić, nic nie ukrywam przed dziewczyną-zaplotłem ręce na piersi.

-Jorge, porozmawiaj z panią a ja poczekam w samochodzie-lekko całując mój policzek oddaliła się zostawiając mnie z moją dawną narzeczoną.

-Czego chcesz?-zapytałem sucho. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

-Szukałam Cię-odparła zbliżając się, szybko wystawiłem rękę aby nie podchodziła.-Nikt nie wiedział gdzie pojechałeś-zaszlochała.

-Po co chciałaś mnie odszukać? A nie pomyślałaś że nie chciałem abyś mnie znalazła-zmarszczyłem brwi. Mój głos z sekundy na sekundę stawał się głośniejszy.

-Jorge proszę-zaczęła lecz jej przerwałem.

-Co Jorge proszę?! Trzymaj się ode mnie z daleka. Nareszcie zaczyna mi się układać, nie zepsuj mi tego. Nie chcę cię znać-skończyłem mówić po czym odwróciłem się na pięcie aby jak najszybciej opuścić dom.

-Czekaj-szatynka nie zamierzała się poddać. Chwyciła mnie za ramie które od razu wyszarpnąłem z jej uścisku.

-Co?!-odwróciłem się. Martina nic nie mówiąc zaczęła szukać czegoś w torebce. Westchnąłem głośno czekając. Po chwili wyciągnęła portfel a z niego jakąś kartkę którą mi podała. Chwyciłem ją szybko przyglądając się o co chodzi. Jak się okazało było to zdjęcie. Zdjęcie dziecka. Nie miałem pojęcia kto na nim jest, ewidentnie była to mała około dwuletnia dziewczynka.

-I co mam z tym zrobić?-pomachałem jej zdjęciem. Oczy brunetki jeszcze bardziej się zaszkliły.

-Ma twoje oczy-odparła cicho a moje serce stanęło na sekundę. Nie chciałem więcej patrzeć na to zdjęcie więc szybko schowałem je jej do torebki.

-Słuchaj jeśli myślisz że tym sposobem do ciebie wrócę to się mylisz. Nie wiem kogo to dziecko ale na pewno nie moje-powiedziałem szybko i czekałem na jej reakcje. Martina ponownie zaszlochała kręcąc głową.

-Jorge to jest twoja córka. Nasza córka-mówiła próbując ponownie się do mnie zbliżyć. Nie wierzyłem jej i miałem dobre powody.

-Jesteś szalona-próbowałem od niej odejść.

-Jorge to jest twoje dziecko. Jeśli jego nie uznasz nie będę miała wyboru tylko skierować sprawę do sądu-na jej słowa stanąłem jak wryty,

-Czego ode mnie chcesz?-wysyczałem przez zęby.

-Chcę aby Lara miała ojca-odparła. Pokręciłem głową nie dowierzając całej tej sytuacji.

-Więc widzimy się w sądzie-po tych słowach szybko opuściłem dom słysząc jeszcze wołania Martiny.

Zdenerwowany wsiadłem na miejsce kierowcy zapalając silnik.

-Sporo ci zajęło-na niespodziewany głos lekko podskoczyłem.-Hej, wszystko w porządku? Jesteś jakiś napięty-ścisnęła moje ramię. Pokręciłem głowa mrucząc ciche "nie". -Co tam się stało?-zmartwiła się brunetka.

-Potem ci powiem, nie chce tu być-Emily widząc moją minę nie pytała dalej tylko pokiwała głową.

----------

-To ona?!-wykrzyknęła gdy już wszystko jej opowiedziałem. -O mój....i dziecko?!-chwyciła się za głowę. Brunetka wzięła głęboki oddech powoli się uspokajając.

-Em i co ja mam zrobić? Martina chcę skierować to wszystko do sądu-zacisnąłem oczy.

-Jorge to nie jest zbytnio moja sprawa ale z góry wiem że nie chcesz szlajać się po sądach-pokiwałem lekko głową. -Może spotkaj się z nią pogadajcie na spokojnie-tłumaczyła.

-Emi ja nawet nie wiem czy to moje dziecko. Wiesz jaką miała pracę-ostatnie słowo wypowiedziałem z obrzydzeniem. Brunetka pokiwała głową ze zrozumieniem. -Ale też nie chcę chodzić po sądach-dopowiedziałem.

-Jorge pamiętaj że to nie jest wina dziecka. Może zrób test DNA i jeśli to twoja córka to wtedy coś się wymyśli. Hej. poradzimy sobie-zbliżyła się do mnie z szczerym uśmiechem. Pod wpływem chwili lekko ją pocałowałem co od razu odwzajemniła przybliżając się jeszcze bardziej. -W końcu jestem twoją dziewczyną-powiedziała po oderwaniu na co się zarumieniłem.

-Przepraszam za to ale musiałem to powiedzieć-wytłumaczyłem.

-Oh czyli nie chcesz abym nią była?-uniosła brew.

-Nie, nie nie chcę ale...-nerwowo podrapałem się po karku.-Jeszcze nie zapytałem-wyszeptałem zażenowany. Emily zarechotała z mojego zachowania.

-To na co czekasz?-przygryzła wargę nieśmiało na mnie spoglądając.

-Emily czy zostaniesz moją dziewczyną?-zapytałem oficjalnie. Brunetka pokiwała głową i złączyła nasze usta ponownie.

---------------
Od tamtego czasu miną tydzień. Dzisiaj jestem umówiony na spotkanie z Martiną. Chciałem aby Emily ze mną poszła lecz ona odmówiła mówiąc że Martina zapewne chce porozmawiać tylko ze mną. W takich momentach zadaje sobie pytanie jak na nią zasłużyłem. W końcu dojechałem pod podany adres i wysiadłem z samochodu. Była to raczej bogata dzielnica. Rozglądając się dookoła zobaczyłem numer domu do którego miałem się udać. Lekko niepewnym krokiem podeszłam do bramy i zadzwoniłem. Po chwili brama się otwarła wpuszczając mnie do środka. Dom a raczej willa była sporych rozmiarów na pewno nie takich jak Camili i Lauren ale porównując z innymi domami na pewno większa. Do drzwi nie musiałem pukać gdyż były otwarte a w progu stała szatynka. Zbliżając się do niej zauważyłem że nie miała na sobie makijażu. Kochałem kiedy nie nosiła tej całej tapety była naturalnie piękna i nadal jest. Nie zdając sobie sprawy zapatrzyłem się na nią, podziwiając jej piękno. Spotkałem wiele kobiet w ciągu mojego życia ale żadna nie była tak piękna i żadna nie sprawiła że moje serce biło mocniej.

-Wejdź-powiedziała cichym głosem lekko odsuwając się abym mógł wejść do środka. Przechodząc obok niej poczułem zapach jej perfum i już byłem pewny że je zmieniła. Ten byłe o wiele piękniejszy i o dziwo pobudzał moje zmysły. -Lara śpi na górze więc możemy spokojnie porozmawiać-prawdopodobnie z przyzwyczajenia chwyciła moją dłoń prowadząc do salonu. Jej dotyk mnie rozpalał jak za dawnych lat. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Ona znowu sprawiła że moje serce bije za szybko, jej dłoń była tak delikatna że nie chciałem jej już nigdy puścić. Przez te trzy lata nie odczuwałem smutku ponieważ czułem że się wyzwoliłem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo za nią tęskniłem. Byłem przerażony ponieważ moje uczucia do niej odrodziły się na nowo. -Chcesz coś do picia?-zapytała gdy już usiadłem na dużej sofie.

-Nie, nie chcę tu długo być więc przejdźmy do rzeczy-powiedziałem szorstko. Martina pokiwała głową i usiadła obok mnie. Mózg mówił mi abym się odsuną ponieważ siedzi za blisko lecz serce chciało ją jeszcze bliżej. Ignorując serce posłuchałem rozumu i odsunąłem się na odpowiedni dystans co zauważyła szatynka. -Nie przedłużając chcę testów DNA nie ufam ci, więc nie wiem czy to moje dziecko. A jeśli tak to mogę płacić alimenty-powiedziałem.

-Jorge ja chcę żeby Lara znała swojego ojca i spędziła z nim trochę czasu-westchnęła przeczesując palcami włosy.

-Martina mam teraz nowe życie, a ty nagle pojawiasz się wielce odmieniona i to jeszcze z dzieckiem. Czego ode mnie oczekujesz? Że zapomnę o wszystkim, wrócimy do siebie i będziemy szczęśliwą rodzinką?-prychnąłem sarkastycznie się śmiejąc.

-Nie liczę że od razu mi wybaczysz. Ale tak zmieniłam się. Jorge rzuciłam pracę do ciebie, i urodziłam twoje dziecko a ty mnie zostawiłeś samą. Upokorzyłeś mnie przed moją rodziną zrywając zaręczyny i wyzywając od dziwek. Myślisz jak się wtedy czułam?-mówiła płacząc. Nagle z góry dobiegł płacz dziecka. Martina otarła łzy szybko wstając i idąc na górę. Błagam niech nie schodzi tu z nią. Jak na zawołanie Martina zeszła na dół z małą dziewczynką w jej ramionach i usiadła na swoim poprzednim miejscu. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.

-Kto to mamusiu?-usłyszałem cichy szept. Martina spojrzała na mnie przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.

-Mój dawny przyjaciel-odparła po chwili namysłu. Lara lekko pokiwała i odwróciła się machając do mnie co odwzajemniłem. Moją uwagę przykuły jej oczy, moje oczy. Lara miała moje oczy i w tym momencie nie potrzebowałem żadnego testu DNA. -Kochanie idź się pobaw ja muszę porozmawiać z panem-dziewczynka lekko pokiwała słuchając swojej mamy i oddaliła się w niewiadome mi miejsce.

-Potrzebuje próbkę jej śliny-odparłem w transie, co prawda ma moje oczy ale nie chcę aby Martina miała rację. Moja odpowiedź ją zdziwiła lecz po chwili pokiwała głową. Podałem jej specjalny patyczek który miałem już wcześniej przygotowany a Martina poszła do Lary.


--------

Kolejny tydzień miną a ja stałem w salonie z wynikami badań. Nie miałem odwagi ich otworzyć, choć byłem pewny że wynik będzie pozytywny.

-Jorge? Co ty robisz?-zapytała Lauren która weszła do pomieszczenia. Nie odpowiadając pokazałem jej białą kopertę. -I co? Jesteś tatusiem?-zażartowała. Spojrzałem na nią. ''

-Jeszcze nie otworzyłem. Zrobisz to za mnie?-zapytałem od razu podając jej kopertę. Przyjęła ją bez zawahania po czym od razu otworzyła rozwijając papier. -I co?-zniecierpliwiłem się.

-No, no-pokiwała oglądając wyniki.

-Co no? To moje dziecko?

-No a czyje przecież ma twoje oczyska, widziałam zdjęcie i wiem że znasz wyniki to istna kopia ciebie-oddała mi kartkę na której faktycznie wyraźnie było napisane że to ja jestem biologicznym ojcem Lary. Nie wiadomo czemu ale na sercu zrobiło mi się ciepło na myśl że mam dziecko z Martiną. Szybko pozbyłem się tej myśli. Moje rozmyślanie przerwał telefon.

-Halo?-odebrałem nie patrząc kto dzwoni.

-Jorge? Hej-usłyszałem głos Emily.

-Hej. Coś się stało?

-Tak. Musimy porozmawiać-odparła.

-Mam się bać?-zapytałem ze śmiechem.

-Spotkajmy się w kawiarni o drugiej. Pasuje ci?-zignorowała moje wcześniejsze pytanie.

-Ymm tak. Do zobaczenia-bąknąłem zdziwiony jej tonem.

-Okej. Pa

Odsunąłem telefon od ucha myśląc o co jej chodzi. Układało nam się dobrze. Zauważyłem że jest już trzynasta czterdzieści. Czemu chciała się spotkać tak wcześnie. Chwyciłem kluczyki od samochodu i postanowiłem pojechać w miejsce spotkania, najwyżej poczekam tam na nią. Ku mojemu zdziwieni gdy dojechałem Emily już siedziała przy stoliku lecz nie była sama. Na przeciwko niej siedział elegancko ubrany mężczyzna. Nie wyglądało na to aby byli przyjaciółmi, ich rozmowa wydawała się poważna. Nie wiedziałem czy podejść czy obserwować ich z dala, w końcu nie chciałem wyjść na natręta albo jakiegoś ciekawskiego.  Długo nie myślałem rozmyślać gdy facet wstał i pożegnał się z Emily firmowym uściskiem dłoni. W tedy dopiero mnie zauważyła a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, lecz nie taki jak zawsze wydawał się smutny.

-Hej-powiedziałem podchodząc do niej i ściskając.

-Hej-odparła w moją szyję. Spojrzałem w stronę w którą odszedł tajemniczy mężczyzna. Emily westchnęła cicho wskazując na siedzenie abym usiadł. -Pewnie zastanawiasz się kto to był?-pokiwałem jej.-Pamiętasz jak mówiła ci że zawsze chciałam otworzyć kawiarnie?-zapytała. Znowu pokiwałem głową.-Nadążyła się okazja abym mogła spełnić swoje marzenie od czego był on który sprzedawał mi lokal-uśmiechnęła się co odwzajemniłem.

-To znakomicie-oznajmiłem.

-Jorge....otwieram ją w Irlandii-szepnęła.

-Co? Ale czemu tam a nie tutaj?-pokręciłem głową.

-Jorge tam lokale są o wiele tańsze-westchnęła.-I wiem że nie chcesz ze mną jechać, masz tu znajomych, dziecko i dom.....a związek na odległość nie ma sensu jeśli w ogóle nie będziemy się widywać-jej głos się załamał. Wiem że ma rację, to nie mogło wypalić.

-Masz rację. Ale nie chcę być w złych stosunkach. Przyjaciele?-wyciągnąłem do niej dłoń. Emily wstała i rzuciła się na mnie z uściskiem.

-Jesteś niesamowity. Mam nadzieje że spotkasz osobę która będzie ci mogła dać czego ja nie mogę-wyszlochała. Oboje się zaśmialiśmy z odrobiną smutku.

-Mam nadzieje że mnie odwiedzisz-powiedziałem patrząc jej w załzawione oczy. Ona tylko pokiwała ponownie wtulając się we mnie.

-----------
3 miesiące później:
 Po wyjeździe Emily postanowiłem kupić wybrany przeze mnie dom. Stosunki z Martiną tez się poprawiły, w końcu powiedzieliśmy Larze że to ja jestem jej ojcem. Reakcja dziewczynki mnie zdziwiła. Myślałem że będzie na mnie zła lecz w tamtym momencie była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Martina postanowiła pokazać mi że naprawdę się zmieniła, co tydzień każdą sobotę spędzamy z Larą jak prawdziwa rodzina. Moje uczucia do niej nasilają się z każdym dniem. Na razie jesteśmy przyjaciółmi ale wiem ze ona, ja i Lara chcemy czegoś więcej. Chcemy rodziny.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hello a więc tak zakończył się ten OS, szczerze mówiąc nie miałam pojęcia jak go zakończyć.
W głowie mam dwa kolejne OS i za chwilę dodam małą zapowiedź jednego z nich.




środa, 6 lipca 2016

"Nie tylko moja" OS cz.4

Następnego dnia wstałem o szóstej aby zdążyć naszykować się do pracy. Co prawda mieszkałem z szefową pod jednym dachem ale nie zamierzałem wykorzystywać jeszcze bardziej jej dobroci. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem obie brunetki jedzące śniadanie w kuchni. To dziwne nigdy nie wstają wcześnie ..... no Lauren nigdy nie wstaje wcześnie.

-Dzień dobry-przywitałem się z lekkim uśmiechem. Od razu się odwróciły i odparły tym samym. 

-Zrobiłyśmy jajecznicę-Camila wskazała na patelnie-dla ciebie też zostawiłyśmy-uśmiechnęła się. 

-Dziękuje-powiedziałem. Nałożyłem sobie trochę jajecznicy na talerz a do tego przygotowałem herbatę. Stojąc do nich tyłem słyszałem jak szepczą za moimi plecami lecz gdy się odwróciłem nic nie mówiły tylko się niewinnie uśmiechały. Usiadłem na jednym z wysokich stołów kuchennych na przeciwko dziewczyn i zacząłem jeść.-Coś się stało?-zapytałem zauważając że coś je gryzie. Spojrzały na siebie cicho uzgadniając która zapyta. 

-To jak?- Lauren bawiła się palcami lekko zawstydzona-Zadzwoniłeś do tej ekspedientki?-uśmiechnęła się lekko nieśmiało. Och a więc o to chodzi. Lekko westchnąłem po czym pokiwałem głową twierdząco. 
-I co?-zaciekawiła się. 

-Umówiliśmy się-wzruszyłem ramionami. 

-Wow wow Jorge uspokój się! Coś taki podekscytowany-powiedziała sarkastycznie zirytowana moim zachowaniem. Camila tłumiła w sobie śmiech. Pokręciłem tylko głową.

-Nie chcę robić sobie nadziei-burknąłem zajadając się pyszną jajecznicą. W mgnieniu oka zniknęła z mojego talerza jak herbata z kubka. W pośpiechu pożegnałem się i pojechałem do pracy. W drodze do mojej głowy przyszła na myśl urocza ekspedientka. Na myśl o mojej rance a także o pierwszej znajomości po rozstaniu z Martiną mój wzrok sam powędrował na schowek w samochodzie. Nadal jeżdżę tym samym samochodem. Poczułem silną chęć otwarcia go, więc gdy już dojechałem na firmowy parking chęć była zbyt silna by się jej oprzeć. Odetchnąłem głośno delikatnie otwierając samochodowy schowek. Było tam kilka rupieci w końcu nie tykałem go od trzech lat. Ręką delikatnie poprzesuwałem kilka rzeczy w celu znalezienia przedmiotu. Mój wzrok utkwił w małym diamencie a gardło się zacieśniło. Przemogłem się i chwyciłem pierścionek nieruszany przez ten cały czas. Pierścionek który odzwierciedlał jeden z moich błędów, który symbolizował mój ból. Po chwili przemyśleń wysiadłem z samochodu idąc w stronę parku. Podszedłem do pięknego drzewa którego gałęzie schylały się ku lewej stronie robiąc przy tym daszek nad zieloną ławką tuż obok niego. Usiadłem na niej nie będąc w stanie oprzeć się pięknemu widokowi na jezioro. Moim pierwszym pomysłem było aby wrzucić pierścionek do wody lecz po chwili zastanowienia rozmyśliłem się. Postanowiłem zostawić go na ławce w małej wnęce, może komuś się poszczęści i go znajdzie. Na przykład jakiś bezdomny. Jedno jest pewne do tanich on nie należał i na pewno komuś sprawi radość. Niech to będzie mój pierwszy krok do zostawienia przeszłości za sobą i pójścia na przód. A następnym będzie spotkanie z brunetką. Na moich ustach pojawił się uśmiech na myśl o tym że jest szansa abym był w pełni szczęśliwy. W lepszym humorze ruszyłem w stronę wielkiego biurowca w którym pracowałem.

----

O czternastej skończyłem moją zmianę i wróciłem do domu. Mój brzuch zacisną się na myśl o moim spotkaniu z ekspedientką. Tak, to dzisiaj o osiemnastej. Nic nie mówiłem dziewczynom, zapewne zestresowały by mnie jeszcze bardziej mówiąc możliwe sytuacje jak moja randka mogła by przebiec. Będąc już w moim pokoju postanowiłem wybrać strój. Musi to być coś szykownego, zabieram ją do gustownej włoskiej restauracji a więc mój strój musi być odpowiedni. Napisałem krótką wiadomość do brunetki potwierdzając nasze spotkanie, odpowiedziała błyskawicznie jakby tylko na to czekała.

Czas ciągnął się niemiłosiernie a ja nie miałem w co rąk włożyć. Z pięćdziesiąt razy poprawiałem mój wygląd i sprawdzałem czy wszystko gotowe. Jak widać wyszedłem z wprawy. Aby tego było mało do domu wróciły dziewczyny, które zapewne wybrały się na obiad do jakiejś restauracji. Ich wzrok od razu utkwił na mnie. Obie przyglądały mi się od góry do dołu zastanawiając się o co chodzi.

-Coś ty taki wystrojony?-zapytała zielonooka. Od razu zrobiłem się niepewny. Może faktycznie zbytnio się wystroiłem. -Halo ziemia do Jorge-zaśmiała się.

-Wchodzę dzisiaj-odparłem lekko ochrypniętym głosem.

-Domyśliłam się-nieświadoma odłożyła torebkę na krzesło, lecz po chwili szybko się odwróciła-Chwila! To dzisiaj?!-zmarszczyła brwi podchodząc do mnie. Pokiwałem tylko głową. -Czemu mi nie powiedziałeś?!-wyrzuciła ręce w powietrze ewidentnie zdenerwowana.-Pomogłabym-objaśniła.

-Właśnie dlatego-pokręciłem głową-Zawsze jak "pomagasz" ze stresu robię coś głupiego-burknąłem.

-Och przestań-machnęła ręką-Chyba zapomniałeś dzięki komu miałeś swoją pierwszą dziewczynę-uśmiechnęła się. No tutaj muszę jej przyznać rację. Ale nigdy jej nie powiem że chciałem się z nią umówić aby wzbudzić w niej zazdrość. Oczywiście brunetka odebrała to inaczej niż przypuszczałem i postanowiła mi pomóc ją "zdobyć". -Gdzie zabierasz tą szczęściarę?-poruszyła brwiami zaciekawiona.

-Do Grante -odparłem.

-Uuu dobry wybór-zamruczała zamyślona-Camz musimy się tam wybrać-powiedziała szybko do brązowookiej stojącej przy lodówce.

-Yhmm mają tam pyszne jedzenie-pokiwała głową.

-I drogie-burknąłem.

-Och nie bądź sknerą-szturchnęła mnie-zainwestuj w przyszłość.

-Przyszłość?-zapytałem zdziwiony.

-Taa musisz zrobić dobre pierwsze wrażenie. Wiesz skomplementuj ją, odsuń krzesło....o i daj duży napiwek-pokiwała palcem dając mi swoje rady. Jakbym tego nie wiedział. -Myślisz że jak wyrwałam Camilę?-powiedziała co zwróciło uwagę brunetki.

-Na pewno nie tak-zaśmiała się-wylałaś na mnie kawę pierwszego dnia w firmie i zaczęłaś przepraszać, prosząc abym cię nie zwolniła-tym razem to ja się zaśmiałem otrzymując zabójczy wzrok od Lauren.

-Czyli mam nie robić tak jak Lauren? Zapisane-zaśmiałem się. Co ja bym dał aby zobaczyć tą scenę. Nie zdając sobie nawet sprawy dzięki nim trochę się rozluźniłem a czas szybciej zleciał i była już siedemnasta trzydzieści. Odetchnąłem głośno. -Dobra czas na mnie-powiedziałem wstając z krzesła przy blacie.

-Powodzenia!-usłyszałem jeszcze głos Camili. Idąc do samochodu uświadomiłem sobie że nie byłem w myjni. Na szczęście samochód nie był w ogóle zabrudzony przez co odetchnąłem z ulgą. Ustawiłem nawigację aby pokierowała mnie w stronę zamieszkania ekspedientki i po chwili jazdy byłem już na miejscu.Była to długa uliczka pełna rodzinnych domów które oświetlały ją dając przy tym rodzinny nastrój.  Rozejrzałem się powoli ponownie sprawdzając adres aby trafić do dobrych drzwi. Gdy już znalazłem odpowiedni dom zadzwoniłem na dzwonek. Po kilku chwilach w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta szatynka a mnie szczeka opadła. W niczym nie przypominała tej cichej dziewczyny zza lady która mnie obsługiwała. Teraz biła od niej pewność siebie. Miała na sobie idealnie opinającą czarną sukienkę która pokazywała jej idealne kształty co nie pokazywał jej strój roboczy a do tego czarne szpilki. Dopiero teraz zauważyłem jak długie są jej włosy, w sklepie miała je spięte dlatego umknęło to mojej uwadze. Na twarzy znajdował się mocniejszy makijaż a jej usta były krwisto czerwone przez co sprawiały wygład pełniejszych.

-Wy-wyglądasz pięknie-zająknąłem się wciąż onieśmielony. Po moich słowach na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech odsłaniający jej bielutkie proste zęby a policzki automatycznie się zaczerwieniły.

-Ty też wyglądasz niczego sobie-zaśmiała się. Nie zastanawiając się długo wciągnąłem rękę w jej stronę którą automatycznie chwyciła. Zamknęła drzwi i poszliśmy w stronę mojego samochodu. Podążałem za nią dzięki czemu zauważyłem że jej plecy były całkowicie odsłonięte. Mój wzrok wędrował po jej nagim ciele a w głowie kłębiły się niestosowne myśli. Jej biodra lekko kiwały się na boki przez co byłem przekonany że robi to specjalnie. Ta kobieta próbowała mnie uwieść i nie powiem....udawało jej się to. Oczywiście jak prawdziwy dżentelmen otwarłem jej drzwi zyskując kolejny uśmiech od szatynki. Nie wiedziałem jaką muzykę puścić w samochodzie więc postawiłem na ciszę. Restauracja nie znajdowała się daleko, jakieś pięć minut drogi. Drogi przepełnionej ciszą, ale nie był to niezręczny typ ciszy lecz przyjemny jakbyśmy rozkoszowali się swoją obecnością. Nie mogłem się powstrzymać i kątem oka bądź w lusterku przyglądałem się szatynce, której ani trochę to nie przeszkadzało kiedy mnie przyłapała wręcz przeciwnie. W moich myślach było to że nawet gdyby ta randka była tylko krótką jazdą samochodem to i tak byłaby udana. I w tym momencie uświadomiłem sobie że zauroczyłem się szatynką i nie tylko to a także że nadal nie znam jej imienia a ona mojego. Nie zamartwiając się tym na razie wysiadłem z samochodu i popędziłem otworzyć drzwi szatynce. Ruszyliśmy w stronę restauracji gdzie powitał nas mężczyzna w garniturze sprawdzając naszą rezerwację. Zaprowadził nas do jednego ze stolików i podał menu po czym odszedł.

-Trochę mi głupio ale nie wiem jak masz na imię-przerwałem niezręczną ciszę. Szatynka zaśmiała się.

-Emily-wyciągnęła dłoń w moją stronę.

-Jorge-lekko ścisnąłem jej dłoń trochę za długo przytrzymują ale jej dotyk był bardzo przyjemny. -Wybrałaś już?-zapytałem po chwili.

-Chyba wezmę numer 22-odparła po chwili namysłu. Spojrzałem na kartę sprawdzając numerek mojego dania i zdziwiłem się gdy był taki sam.

-Wygląda na to że mamy podobny gust co do jedzenia-zaśmiałem się. Jak na zawołanie kelner zjawił się przy naszym stoliku. Zgrabnie zebrał nasze zamówienia i odszedł. Nie chcąc zepsuć wieczoru niezręczną ciszą postanowiłem stworzyć konwersację.

-Długo tu mieszkasz?-zapytałem zwracając na siebie jej  uwagę.

-Jakieś dwa lata temu, po śmierci rodziców przeprowadzam się tutaj i zaczęłam pracę jako ekspedientka, teraz zbieram pieniądze aby otworzyć moją własną kawiarnie-pokiwała głową a ja lekko pożałowałem pytania. Widząc smutek na jej twarzy na wspomnienie o rodzicach poczułem się okropnie.

-Przykro mi-powiedziałem na co wzruszyła ramionami.

-Życie-odparła zwyczajnie.-Staram się skupiać na tym co mam a nie na tym co straciłam-jej postawa do życia mnie zadziwiła. Byłą urodzoną optymistką a w tych czasach to rzadkie. -A ty?-zapytała.

-Trzy lata temu....po nieudanym związku-odparłem. Postanowiłem się przed nią otworzyć a także aby mój były związek nie był tematem tabu.-Ale teraz czuje że była to moja najlepsza decyzja-uśmiechnąłem się. -Chcę zacząć na nowo-dopowiedziałem. -Przepraszam że zapytam ale ciekawość mnie zżera-nerwowo bawiłem się serwetką.

-Śmiało...nie gryzę- zachichotała.

-Masz bardzo ładny dom, taki rodzinny ale...-nie dokończyłem gdy mi przerwała.

-ale jak za niego płacę z pracy ekspedientki?-dokończyła moje myśli. Lekko pokiwałem.

-Dostałam spadek po rodzicach więc było mnie stać aby go kupić i opłacić-wyjaśniła. -Chciałam się ustatkować a nie miałam ochotę w tedy mieć współlokatora-odparła robiąc kontakt wzrokowy ze mną. Dopiero teraz zauważyłem jak niebieskie są jej oczy, to niesamowite jak z każdą chwila odkrywam coś niesamowitego o szatynce.-A ty? Mam nadzieje że nie mieszkasz z rodzicami-zaśmiała się. Lekko się przez to napiąłem co źle odebrała.

-Oczywiście to nie jest źle-zestresowała się, jej oczy rozwarte szeroko a twarz czerwona.

-Nie, nie spokojnie nie mieszkam z rodzicami-zaśmiałem się-na razie z przyjaciółkami ale zamierzam kupić własny apartament lub dom-powiedziałem zdając sobie że to kompletne kłamstwo. Tak naprawdę nie zastanawiałem się nad wyprowadzką. Było mi tam dobrze. Ale najważniejsze było że Emily mi uwierzyła.

-Mogę Ci pomóc szukać....jeśli chcesz oczywiście-tym zbiła mnie z tropu czyli na prawdę się wyprowadzam. Myśląc nad tym to dobry pomysł zważając na to że nie mogę wiecznie mieszkać u Lauren i Camili.

-Jasne to miłe z twojej strony-nie myślałem nad słowami byłem tak zauroczony szatynka że nie śmiałbym jej odmówić. Tematów było wiele które chciałem z nią omówić lecz jedzenie zajęło nasze usta przez większość wieczoru.



-Dziękuje ci Jorge za ten wieczór już dawno nie spędziłam tak miło czasu- Emily powiedziała kiedy odwiozłem ja do domu i staliśmy przed jej drzwiami. Nawet nie zauważyłem jak zaczęła się do mnie zbliżać, i sam nie wiedząc czemu zrobiłem to samo stykając nasze usta w delikatnym pocałunku. Nie chcąc przekroczyć linii nie pogłębiałem go. Czułem jak Emily uśmiecha się co rozłączyło nasze usta. Na jej twarzy był widoczny rumieniec zapewne tak jak i na mojej. Ostatni raz przytuliłem ją na pożegnanie i odjechałem a szatynka nie opuściła mojej głowy przez całą jazdę jak i noc.


Miesiąc później:

Jak ten czas szybko biegnie. Po mojej rance z Emily postanowiliśmy spotkać się ponownie co przerodziło się w codzienne pisanie i kolejne spotkania. Teraz mogę powiedzieć że się spotykamy i zachowujemy jak para lecz jeszcze jej o to nie zapytałem. Zamierzam dzisiaj to zrobić, nic wielkiego jakiś film, wspólna kolacja i miła atmosfera. Emily daje mi szczęście a ten miesiąc z nią był niesamowity. Jest niesamowitą osobą i po woli się w niej zakochuje. Emily pomaga mi też znaleźć mieszkanie. Dzisiaj idziemy obejrzeć jedno z nich, jestem wdzięczny że ze mną idzie. Nagle ktoś zakrył mi oczy.

-Zgadnij kto?-szepnęła. Tego zapachu i delikatnych dłoni nie pomylę z niczym innym.

-Ashley?-od razu zabrała swoje dłonie marszcząc swój nos uroczo.

-Jaka Ashley?-oburzyła się na co się zaśmiałem z jej zazdrości. Wstałem i delikatnie ją pocałowałem na co się rozchmurzyła.-Gotowa?-zmieniłem temat.

-Jak nigdy-zażartowała. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Dojechaliśmy w cichą okolicę gdzie stało kilka pięknych domów a niedaleko znajdował się park gdzie mógłbym biegać. Rozglądając się dookoła doszliśmy do pod odpowiedzi numer. Weszliśmy do środka gdzie miała się znajdować agentka nieruchomości która nas ma oprowadzić po domu, Razem z Emily poszliśmy do kuchni gdzie się ona znajdowała tak jak było umówione.

-Dzień dobry-powiedzieliśmy razem zwracając na siebie uwagę kobiety.

-Dzień dobry-odparła szybko odwracając się z uśmiechem na twarzy. Niestety zmył się on tak szybko jak się pojawił a ja zastygłem niedowierzajac. Przede mną stała piękna szatynka o znajomej twarzy. Zbyt znajomej. Martina.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej możecie mnie zabić ale......będzie jeszcze jedna część :)))) (jak nie więcej ale obiecuje że dodam szybciej). Przepraszam za błędy i wgl. ale pisałam na szybko ledwo myśląc o drugiej nad ranem.

Emily: