Strona główna

piątek, 19 grudnia 2014

"Urodziny Jorge Blanco!!!"

Dzisiaj urodziny obchodzi nasz przystojniak Jorge Blanco, który wciela się w serialu w Leona.
Wszystkiego Najlepszego!!
Z tej okazji opublikuje kawałek nowego OS"a który dopiero piszę i nie wiem kiedy dodam ponieważ ma więcej wątków i jest trochę inny od pozostałych.

-Ale jest jeden problem Esmeralda nam nie pozwoli-wskazałam ręką na brunetkę rozmawiająca z Albertem.
-Spokojnie ja to załatwię-machnęła ręką. Kiwnęła głową sygnalizując nam żebyśmy za nią podążały. -Przepraszam pana-uśmiechnęła się uroczo do dyrcia całkowicie ignorując Esmeraldę. Widziałam jak brunetka zrobiła się zazdrosna od dawna podkochuje się w Albercie. Nie mam pojęcia co jej się w nim podoba. Ale miłości się nie wybiera.
-Mam taką prośbę-zakręciła swoje czarne włosy na palec. Flirtuje z nim.-Czy te trzy dziewczyny mogły by pójść ze mną na pizzę chciałabym je bliżej poznać-zrobiła maślane oczy, czarując przy tym mężczyznę wpatrującego się w nią jak w ósmy cud świata. Niezła z niej manipulantka. Przez chwilę się wahał.-Obiecuje że wrócimy za dwie godzinki-próbowała go przekonać. Delikatnie przejechała dłonią po jego ramieniu, westchną zaczarowany.
-No dobrze ale nie później-zgodził się. Uśmiechnięta kobieta pociągnęła nas do wyjścia. Dwa goryle od razu zerwały się za nami. No super, zapomniałam o nich. Mariannę to nie ruszyło. Jest już przyzwyczajona. Po drodze jej fani napadały na nią a dwójka mężczyzn je odpychała. Rozdała kilkanaście autografów i weszłyśmy do "Pizza Firri". Zajęliśmy  czteroosobowy stolik, wzbudzając swoim wejściem niezłe zamieszanie. Każda z nas chwyciła do rąk menu i wybierała sobie składniki. Czułam się bardzo nieswojo, wzrok wszystkich gości i pracowników był skupiony na nas. Nie jestem typem osoby która pragnie być w centrum uwagi.
-Martina wszystko okej?-zapytała zmartwiona Marianna moim wyrazem twarzy. Było mi słabo i zapewne zbladłam.
-Tak po prostu trochę się krępuje.....wszyscy się na nas patrzą-te ostatnie krzyknęłam szeptem. Chwyciła moją dłoń dodając mi otuchy.
-Nie zwracaj na nich uwagi, pomyśl że są nago albo że jesteśmy tutaj same okej?-doradziła swoim wyrozumiałym głosem. Kiedyś pewnie też miała taki moment..
-Spróbuje-pokiwałam głową. Uśmiechnęła się ciepło. Przymknęłam oczy i zrobiłam tak jak kazała. W mojej głowie zamiast ludzi ubranych w fasonowe ciuchy byli całkiem nadzy, niektórych to raczej bym nie chciała zobaczyć w całej okazałości ale to tylko moja chora wyobraźnia. Moje ciało zaczęło się rozluźniać i przestałam zwracać uwagę na innych, zajęłam się menu. Samarego popatrzała na mnie dumnie. Była by świetną matką.

Będzie w nim więcej postaci i wątków. Mam dwie godziny kompa dziennie i jeszcze muszę robić sprawdziany na necie więc zostaje mi godzinka w którą wiele nie napiszę. Możliwe że rodzice mi odblokują na przerwę świąteczną to na pewno pojawi się szybciej.

A tu parę gifów z najwspanialszy, najukochańszym, mega przystojnym i boskim Jorge<3

Aaaa zapomniałam dodać że ma wspaniały głos<3
Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego Jorge<333

poniedziałek, 8 grudnia 2014

OS "Koszmary jedenastu nocy"

                                                          Martina
-Ale czemu nie mogę iść na tą imprezę?!-wrzeszczałam na rodziców, najlepiej jakby ich nie było.
-Tini ci już że jedziemy do dziadków-zirytowana matka nastolatki tłumaczyła jej zaistniałą sytuację.
-Nienawidzę was!!-krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i w nerwach z całych sił uderzyłam pięścią w poduszkę, wtuliłam w nią twarz i wydałam w nią okrzyk gniewu. Nie wytrzymam z nimi.
                                  *************************
Siedzę zła w samochodzie spoglądając z nienawiścią na moich rodziców. Z moich oczu wylatują sztylety które ich ranią. Ojciec który prowadzi samochód zauważa to. Odwraca się do tyłu a jego wzrok spoczywa na mnie.
-Martina przestań imprez będzie wiele a dziadkowie są już starzy i stęsknili się za tobą-próbuje mnie przekonać do swojej racji i zmniejszyć moją złość. Nic z tego tatuśku. Siedzę niewzruszona.
-German!!!-z przedniego siedzenia dobiega przerażony krzyk mojej matki. Ojciec w trybie natychmiastowym odwraca się kierując wzrok na drogę. Jest już za późno...słychać pisk opon. Samochód wpada w poślizg, walę głową w przednie siedzenie, ogromny ból, skowyt rodziców a dalej ciemność.
                               ***************************
Otwieram zmęczone oczy, siedzę w samochodzie. Nachylam się do przodu. W moją mamę wbity jest wielki metalowy pręt, jej ciało krwawi, oczy zamknięte...nie żyje. Odwracam głowę na miejsce kierowcy.....rozbita szyba a tata z zakrwawioną głową leży na kierownicy. Z moich oczu ciekną łzy, odpinam pas i sprawdzam puls. Straciłam ich.
-Nie!!!-zaczynam krzyczeć z całych sił z bezsilności. Słychać cichy sygnał karetki który wzrasta wraz z zmniejszającą się odległością. Na miejsce przybywa straż, pogotowie i policja. Dwóch mężczyzn ubranych w czerwone kombinezony podbiega do samochodu. Specjalną maszyną wyrywają zgniecione drzwi. Oszołomiona nawet nie drgnę. Umięśniony strażak wyciąga mnie z samochodu i truchtając prowadzi do karetki. Podbiega do mnie dwóch sanitariuszy, z całego zamieszania i wycieńczenia zamykam oczy i zasypiam.
                              *****************************
Ociężałe powieki powoli się rozchylają, lecz nadal widzę ciemność która po paru sekundach ustaje. Rażące światło oszałamia mnie jeszcze bardziej, jest mi niedobrze. Mrugam kilkukrotnie próbując przystosować się do panującej tu jasności. Rozglądam się po małym pomieszczeniu to szpital. Przez szklaną szybę dzieląca mnie od korytarza zauważam mężczyznę w białym kitlu. Nasze spojrzenia się spotykają. Zrywa się z miejsca i wchodzi do mojej sali.
-Dzień dobry pamiętasz jak się nazywasz?-wgapia się we mnie brązowymi oczami z nadzieją.
-Martina Stoessel-dolna warga mi drży a z oczu lecą łzy. Oni nie żyją, zostałam sama, TO MOJA WINA. Zakryłam twarz zimnymi dłońmi i podkuliłam nogi, cichy szloch wydobył się ze mnie.
-Panno Stoessel za chwilę przyjdzie policja i spisze pani zeznania-wyraźna troska w jego ochrypniętym głosie mi nie pomagała, nie potrzebuje litości.
                              ******************************
Przesłuchanie trwa, pytają mnie o jakieś idiotyczne rzeczy.
-Rodzice przypisali dom i cały majątek w tym firmę na panią-oznajmia. Nic nie odpowiadam. W jednej chwili straciłam dwie osoby które tak bardzo kochałam, dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Przeze mnie. Głucha cisza nie trwa długo gdyż na korytarzu rozbrzmiewają się wrzaski, wyraźnie słychać kłótnie. Rozpoznaje te głosy są mi bardzo bliskie.
-Ale jak to nie możemy do niej wejść!!-nie mylę się to moja najlepsza przyjaciółka Mercedes.
-Pacjentka jest zmęczona niech przyjdą państwo jutro-lekko podniesiony głos lekarza jeszcze bardziej irytuje blondynkę która robi się czerwona ze złości a reszta ją przytrzymuje, nie od dziś wiadomo że charakter to ma ostry i jak się uprze to nie popuści. O dziwo uspokaja się, zaśmiała się i zaczyna przepraszać lekarza. Rozgląda się i chytrze uśmiecha, aha coś kombinuje. Lekarz zaczyna odchodzić a Mechi wbiega szybko do mojej sali, a za nią zezłoszczony lekarz.
-Tini nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?-zasypuje mnie pytaniami.
-Młoda damo bo będę musiał wezwać policję jeśli natychmiast nie opuścisz szpitala!
-Oj cicho bądź stary gburze, nie widzisz że rozmawiam?!-starszy mężczyzna robi wielkie oczy, zrezygnowany a za razem wściekły opuszcza salę. Mercedes bierze krzesło i siada obok szpitalnego łóżka chwytając swą ciepłą ręką moją.
-Przepraszam cię za tą sytuację ale..-nie kończy bo jej przerywam.
-Mechi jest okej cieszę się że przy mnie jesteś-przytulam ją. Do sali wchodzą dwaj policjanci i lekarz.
-To ona proszę ją stąd zabrać-dwóch olbrzymów podchodzi do blondi.
-Wyjdzie pani sama czy mamy pomóc?-zaśmiewa się lekko jeden z nich.
-Możecie mi pomóc-oznajmia dumie a ja spoglądam na nią jak na idiotkę. Chwytają ja po obu stronach i wynoszą z sali, chce mi się śmiać z niej.
-Dobrze a teraz proszę odpoczywać jutro dostanie pani wypis, o dziwo nie ma pani żadnych obrażeń-oznajmia z uśmiechem, kiwam głową na znak że rozumiem.
Dzień po wypisani ze szpitala:
Samotna w wielkiej willi. Przyjaciele starają się być przy mnie na okrągło ale też mają swoje życie. Och to jest dobijające, można w depresję wpaść. Zdesperowana poszłam się myć, wszystko żeby zabić tą nudę. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic, nie mam ochoty na kąpiel. Odkręciłam wodę i ustawiłam na idealną temperaturę. Ciepły strumień wody obmywał moje ciało. Chwyciłam żel pod prysznic o zapachu leśnych owoców i zmysłowymi ruchami wcierałam w skórę. Spłukałam pachnący żel i wzięłam się za włosy. Polałam wodą i na rękę nalałam odrobinę szamponu, zaczęłam wmasowywać go w skórę głowy a następnie w całe włosy ta czynność powtórzyłam jeszcze raz, spłukałam je i wycisnęłam lekko. Wyszłam z pod prysznica, osuszyłam ciało a na głowie zrobiłam turban. Nabalsamowałam się i przebrałam w satynową koszulę nocną. Powróciłam do włosów, które ręcznikiem zaczęłam delikatnie osuszać, spryskałam odżywką i wysuszyłam suszarką. Gotowa wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Przyszykowałam sobie ciuchy na jutro i zeszłam na dół w celu zrobienia sobie kolacji. Zdecydowałam się na kanapki z serem i szynką. Zjadłam i poszłam umyć zęby, pogasiłam światło i weszłam do mięciutkiego łóżka, opatulona kołdrą zasnęłam.
Młoda piękna kobieta wstała z łóżka wysłanego jedwabną pościelą. Dumie unosząc głowę zeszła na dół swej przepięknej willi. Promienie słoneczne oświetlają jej twarz, przymyka oczy a w na dworze robi się ponuro i słychać grzmoty. Zdziwiona zaczyna się rozglądać w jednej chwili z pięknego dnia zrobiła się burza. Postanawia to zignorować, po willi rozbrzmiewa się dzwonek do drzwi. Wzdycha ciężko i rusza by je otworzyć niezapowiedzianemu przybyszowi. Otwiera je i w jednym momencie jej serce przyśpiesza. Stoi przed nią postać młodej kobiety ze skuloną głową, która powoli się unosi. Teraz Stoessel widzi jej twarz. Zaropiała, odrapaną gęba i szare wybrzuszone oczy wgapiające się w nią.....jest ohydna nie sposób na nią patrzeć. Unosi swa żylastą dłoń i dotyka policzka przerażonej Martiny ta w bezruchu nic nie robi. Zabiera dłoń i odchodzi, młoda kobieta obserwuje jej ruchy z pokraki staje się dostojną ślicznotka. Odwraca się i macha z perlistym uśmiechem do Stoessel. Na dworze znowu robi się jasno. Zdziwiona zamyka drzwi i wchodzi w głąb willi. Skura na twarzy zaczyna ją swędzieć, drapie się coraz mocniej a jej twarz piecze niemiłosiernie. Na palcach widać krew, przerażona podchodzi do lustra. Serce wali jej młotem teraz to ona jest tą trędowatą. Obmacuje swoją twarz jej zropiałe krosty zaczynają pękać a ropa cieknie po jej twarzy. 
-Aaa!!-budzę się z krzykiem ciężko dysząc po mojej twarzy cieknie coraz więcej łez a w głowie roi się od okropnych myśli. Wstaje z łóżka i podbiegam do lustra...........uch mam swoją twarz, zdruzgotana siadam na łóżku. Jedno jest pewne już nie zasnę. Godzina 3.50 zmęczona, przerażona schodzę na dół i robię kanapki z serem i keczupem. Wszystko smakuje metalicznie. Zdenerwowana wyrzuca kanapki.
                *********5 dni później*********
Każdej nocy śnił jej się koszmar. Nie sypiała, nie jadła, nie piła....nie żyła.
                    ********Noc 7***********
Idę ciemnym korytarzem...zadowolona, uśmiechnięta choć nie mam z czego. Na drodze staje mi chłopczyk w czarno białej pelerynie. Na głowie kaptur zasłaniający jego twarz. Kucam kilka metrów dalej.
-Hej mały co tu robisz?-zdziwiona pytam chcąc dojrzeć jego twarz. Rusza w moją stronę z wyciągniętą ręką, unosi głowę a ja widzę carne ślepia i uśmiechniętą brudną twarz, jego zęby są ostre i ranią jego wargi, wycofuje się przerażona. Zaczynam biec szukając drogi ucieczki czuję się jak w wielkim labiryncie. On zaś spokojnie kroczy za mną. Znalazłam się w jakiejś ślepej uliczce ale przynajmniej go zgubiłam tak mi się wydawało. Myliłam się znalazł mnie i zbliżał się z jego ust wydobył się głośny śmiech jakby płacz niemowlaka. Był coraz bliżej........
                              ***
Zapłakana otworzyłam oczy. Siódmy raz z rzędu śni mi się koszmar. Wstałam i odziałam się w dresy była już siódma więc postanowiłam zadzwonić do Mercedes. Odebrała po dwóch sygnałach, będzie za dwadzieścia minut. Jestem jej wdzięczna za wszystko. Po niespełna dwudziestu minutach zjawiła się u mnie. Przytuliłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać.
-Tini tak sobie myślałam że najlepszym pomysłem byłoby gdybyś zapisała się do terapeuty-oznajmiła niepewnie. Zacisnęłam usta w linię, ma rację.
-Zrobię to-delikatnie się uśmiechnęłam analizując co własnie powiedziałam.
                     **************************
Siedzę w przytulnym gabinecie mojego terapeuty, którego nie miałam jeszcze przyjemności poznać. Do pomieszczenia wchodzi wysoki, bardzo przystojny, dobre zbudowany szatyn o szmaragdowych oczach. Moje serce zaczyna mocniej bić i robi mi się cieplej. Podchodzi do mnie i ukazując rząd swoich białych zębów uśmiecha się ciepło co odwzajemniam.
-Witaj będę twoim terapeuta-Jego melodyjny głos dociera do moich uszy co powoduje lekki rumieniec na mojej twarzy, podaje mi dłoń która ściskam lekko. Po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze a serce jeszcze bardziej przyśpiesza.
-Może przejdziemy na ty ?-proponuje nieśmiałe.
-Martina-tym razem to ja podaje mu dłoń.
-Jorge-piękne imię przechodzi mi przez myśl. Ściska moją dłoń, lecz jej nie puszcza podoba mi się to. Po chwili otrząsa się i szybko ją puszcza, zasiada na wygodnym skurzonym krześle na przeciwko mnie. Pierwszy raz ktoś tak na mnie działa. Rozmowa przebiegała bardzo miło. Opowiedziałam mu o swoich przeżyciach, zaufałam mu całkowicie, dużo się tez dowiedziałam o nim. Na przykład to że nie ma nikogo, ucieszyłam się i to bardzo.
-Dobrze to na dzisiaj wystarczy ale widzimy się już jutro mam nadzieje że przyjdziesz?-zerkną na mnie.
-Oczywiście to do zobaczenia-podszedł do mnie i ucałował mój polik, przekręciłam trochę głowę i wylądował tuż obok moich ust. Speszony odsuną się a ja zarumieniłam.
-Prze-przepraszam-speszona spuściłam głowę.
-Nic się nie stało.....to do zobaczenia-lekko uniósł kącik ust do góry, przygryzłam dolną wargę mam ochotę go pocałować.
-Tak do zobaczenia-powolnym krokiem, kręcąc tyłkiem opuściłam gabinet pana uroczego. Żegnając się z młodą recepcjonistką ruszyłam do mojego samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam do domu. Z uśmiechem na twarzy wykonałam wieczorne czynności i usnęłam.
                               *****3 dni później********
Dni mijały a my zacieśniliśmy swoją przyjaźń. Dla mnie był kimś więcej, miłością mojego życia, tym jedynym tak zakochałam się w nim na zabój, To boli nieodwzajemnione uczucie. Aktualnie siedzimy i oglądamy jakiś nudny film lecz ja bardziej skupiam się na Jorge...jest idealny. Zauważył że się w niego wpatruje i zwrócił wzrok na mnie. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Teraz dobrze widzę ich barwę są jak dżungla dzikie, nieokiełznane wpatrujące się we mnie. Odmienił mnie i moje życie, pomógł z koszmarami które już nie są takie straszne, z rozwydrzonej nastolatki stałam się dorodną kobietą.
-Jorguś zostaniesz na noc?-zrobiłam maślane oczy zawsze mi ulega. Westchnął ciężko i przewrócił oczami.
-Oczywiście mała-pstrykną mnie w nosek na co zachichotałam uroczo. Poszliśmy się umyć, oczywiście osobno choć ja bym wolała razem. Rozmawialiśmy do późna a potem Jorge poszedł do pokoju obok.
                                *****sen 11**********
Stoję na cmentarzu i ewidentnie szukam jakiegoś nagrobka. Staje przy jednym z wielu i składam na nim kwiaty i zapalam znicz. Wpatruje się w niego, jest na nim napisane: Jorge Blanco odpoczywaj w spokoju.....Data:1994-2014.
                            *****
Budzę się zalana potem i łzami.
-Jorge!!!-drę się. Do mojego pokoju wpada przerażony szatyn. Podbiega szybko i mnie przytula bez zawahania wtulam się w niego i nie chcę puścić, moczę jego biały podkoszulek lecz mu to nie przeszkadza, gładzi uspokajająco moją głowę i plecy. Czuje się bezpiecznie i zaczynam się uspokajać. Po kilku minutach mój oddech się wyrównuje a ja odpływam w krainy snów. Do samego rana nie śni mi się żaden koszmar wręcz przeciwnie.......ślub z Jorge. Wypoczęta, pierwszy raz od dłuższego czasu budzę się w ramionach ukochanego który już nie śpi tylko wpatruje się we mnie.
-Jak się spało?-pyta z uśmiechem.
-Wspaniale-znowu się w niego wtulam. Śmieje się cicho i odgarnia włosy z mojej twarzy. Odrywam się od niego, patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Jorge muszę ci coś powiedzieć
-Słucham kotku-bez zastanowienia wpijam się w jego usta. Odwzajemnia pocałunek.
-To co chciałaś mi powiedzieć?-pyta po oderwaniu, patrze na niego jak na idiotę.
-Że cię kocham-zakrywam twarz włosami. Unosi mój podbródek i całuje w nos. Wpatrujemy się w siebie, zbliżam się i delikatnie muskam jego usta. Przyciąga mnie bliżej i pogłębia pocałunek.
-Kocham Cię-szepcze mi w usta. Zadowolona zaczynam zachłannie go całować, przeradza się to w namiętne i brutalne pocałunki a kończy na...........a co ja wam będę mówić domyślcie się ;*

Ciekawi jak się to dalej potoczyło, powiem wam......oświadczynami, ślubem i małym szkrabem oj i to nie jednym....i żyli długo i szczęśliwie.....a ich historia toczy się dalej gdzieś tam......



SKOŃCZYŁAM !!!!
Powiem szczerze jest denny, niestety następny postaram się napisać lepszy :*
Komentujcie XD
Do zobaczenia.....