Strona główna

poniedziałek, 13 czerwca 2016

"Nie tylko moja" OS cz.3

Zacisnąłem oczy na to wspomnienie, był to piąty i ostatni błąd w moim życiu. Koniec z tym. Jestem wolny. Wstałem i zamknąłem drzwi, nie oglądając się za sobą wsiadłem do samochodu i odjechałem do miejsca gdzie ostatnio byłem najbardziej szczęśliwy. Rzuciłem pierścionek do skrytki w samochodzie zapominając o nim, włączyłem muzykę najgłośniej jak tylko mogłem aby stłumić  myśli. Co było praktycznie nie potrzebne, mój umysł był pusty. Nie patrzałem w przeszłość a w przyszłość. Koniec smutku. Jestem wolny. Czuję szczęście.

3 lata później:

-Lauren! Wstawaj!-wdarłem się do pokoju zielonookiej. Brunetka leżała z głową pod pierzem nadal śpiąc. -Lauren!-krzyknąłem ponownie zdzierając z niej przykrycie.

-Co!?-oburzona warknęła na mnie. Była już dziewiąta a miała pracę na siódmą.

-Jest już 9 a ty nadal śpisz-pokręciłem głową-jak tak dalej pójdzie to cię zwolnią-dodałem na co brunetka mocno się zaśmiała od razu rozbudzając.

-Wiesz że to niemożliwe-nie przestawała się śmiać. Ma rację to niemożliwe że ją zwolnią.-A ty nie powinieneś być w pracy?-uniosła brwi. Powoli wstała z łózka rozciągając się.

-Mam wolne. Idę zrobić nam zakupy.-odparłem.-Przygotuj się. Będę czekać na dole, podwiozę Cię-powiedziałem zostawiając ją samą aby mogła mieć prywatność.


--------

-Gotowa!

-No w końcu-westchnąłem-ile można czekać-pokręciłem głową wstając z skórzanej bardzo wygodnej kanapy stojącej w gigantycznym salonie tej willi.

-Hej!-warknęła wskazując na mnie palcem-Jestem kobietą-powiedziała na co przewróciłem oczami. Razem skierowaliśmy się do garażu gdzie stały nasze samochody. Wsiedliśmy do mojego i ruszyliśmy w stronę budynku naszej pracy.

-Przyjechać po ciebie jak skończysz?-zapytałem jak dojechaliśmy przed wielki ekskluzywny budynek.

-Nie, pojadę z szefową-zaśmiała się. Pożegnaliśmy się i odjechałem do pobliskiego supermarketu zrobić zakupy. W sklepie na szczęście nie było dużo ludzi, w końcu jest poniedziałek rano. Większość dorosłych jest w pracy a dzieci w szkołach. Chwyciłem wózek i wyciągnąłem kartkę z zakupami którą przygotowała Lauren. Znalezienie wszystkich rzeczy zajęło mi sporo czasu, lista zdawała się nie kończyć. Zachcianki tej kobiety zaczynają mnie dobijać. Gdy już wszystko znajdowało się w koszyku skierowałem się w stronę kas.

-Dzień dobry-powiedziała urocza ekspedientka. Uśmiechnąłem się do niej i odpowiedziałem tym samym. Kątem oka widziałem że przy każdym zeskanowaniu produktu przygląda mi się. Chcąc się upewnić spojrzałem na nią przez co mocno się zawstydziła spuszczając głowę. Zaśmiałem się pod nosem z jej reakcji. Po kilku minutach moje zakupy były w reklamówkach.

-Płaci pan 345 złotych i 54 grosze-powiedziała. Wyciągnąłem moją kartę i błyskawicznie zapłaciłem. Ekspedientka podała mi paragon trochę się grzebiąc. Zza lady nie widziałem co robiła. Podała mi go a ja nie chcąc przedłużać czasu szybko schowałem go do jednej z siatek i z uśmiechem na ustach pożegnałem się z uroczą szatynką.


Po dotarciu do domu rozpakowałem wszystkie zakupy chowając je w odpowiednie miejsca. Na dnie jednej z reklamówek znajdował się paragon. Już miałem go wyrzucić gdy coś przykuło moją uwagę. A był to numer napisany na nim. Teraz już wiem co tej uroczej szatynce tyle zajęło. Trzymałem kawałek papieru w dłoni przez jakiś czas nie wiedząc co z nim zrobić.


-Jesteśmy!-głos Lauren wyrwał mnie z rozmyśleń. Nie wiedząc co zrobić z kawałkiem papieru zgniotłem go szybko w dłoni. -Kupiłeś mi płatki kolorowe?-zapytała od razu. Przewróciłem oczami i podałem jej pudełko. Ucieszyła się jak pięciolatka. Dopiero teraz zauważyłem że za jej plecami stała rozbawiona Camila.

-Ja nie wiem jak ty z nią wytrzymujesz-westchnąłem na co się zaśmiała.

-Masz paragon?-zapytała zielonooka a ja zbladłem. -Jorge! Paragon-zniecierpliwiona wyciągnęła rękę.

-Wiesz co? Wydaje mi się że zostawiłem go w sklepie-bąknąłem kręcąc głową. Spojrzała na mnie jak na idiotę.

-Przecież widzę jak trzymasz go w ręce!-nie czekając dłużej sama wydarła mi kawałek papieru z dłoni. Jej oczy przez chwile błądziły po karteczce a po chwili na ustach pojawił się chytry uśmieszek. Pokazała swoje odkrycie żonie która stała tuż za nią, a ta przybrała taki sam wyraz twarzy. Szybko spuściłem wzrok.
-Zamierzasz zadzwonić?-zapytały razem. Byłem cicho. Prawda jest taka że sam nie wiem. Co prawda nie byłem na randce już od dawna, nawet żadna dziewczyna nie zwróciła mojej uwagi aż do dzisiaj co skłoniło mnie do rozważania czy zadzwonić. Wzruszyłem ramionami nie chcąc odpowiadać. -Nie wywaliłeś, więc to rozważałeś-rozszyfrowała mnie szybko.-Pamiętaj zawsze warto spróbować-podała mi z powrotem paragon. Westchnąłem głośno.

-Dobra zadzwonię-odparłem przerywając napiętą ciszę. Dziewczyny od razu przybiły sobie piątkę. Zaśmiałem się z nich i przeprosiłem udając się na górę. Usiadłem na łóżku w swoim pokoju trzymając w jednej ręce telefon a w drugiej paragon.

Jechałem już przez kilka godzin powoli zbliżając się do celu. Nie miałem czasu na postój byłem skupiony na jak najszybszym dotarciu. Emocje wciąż we mnie buzowały. Można powiedzieć że lekko ochłonąłem i zacząłem myśleć trzeźwo. Podjąłem decyzję która kosztowała mnie wszystko. Właśnie straciłem pracę, dom i narzeczoną. Odjechałem z tamtego miejsca zostawiając wszystko i nie zamierzałem wracać. Zacząłem rozważać gdzie teraz pójdę. Do hotelu? Co prawda mam pieniądze ale na ile to wystarczy, przecież nie mam pracy. Jedno wiedziałem w tej chwili mój umysł potrzebował przerwy. W końcu dotarłem do swojego celu. Znajoma twarz przywitała mnie ze zdziwieniem ale i z uśmiechem. Kiwnąłem do niej po czym wszedłem do środka. Znajomy zapach przywrócił dobre wspomnienia. Kiedy mam jakiś problem zawsze tu przyjeżdżam, jest to moje sanktuarium. 

-Piwo poproszę-powiedziałem do młodego mężczyzny za ladą. Już po chwili mogłem zatopić w nim swoje usta. 

-Jorge?-usłyszałem znajomy głos. Czyżby deja vu? Niedowilżający powoli się odwróciłem. Za moimi plecami stała zdziwiona brunetka. Podeszła do mnie szybko przyglądając mi się. 

-Hej-przywitałem się cicho. 

-Hej, co ty tutaj robisz?-zapytała przysiadając się na wolne miejsce tuż obok mnie. Wzruszyłem ramionami. -Z kim jesteś? Z Brianem?-dopytywała. Pokręciłem tylko głową na co westchnęła. 

-Jestem sam-szepnąłem. 

-Czemu? Co się stało?-położyła dłoń na moim ramieniu pokazując że mogę jej zaufać i się wygadać. Choć ja to wiem, zawsze to wiedziałem. 

-Zerwałem zaręczyny-powiedziałem ochrypniętym głosem zaraz po tym robiąc dużego łyka piwa aby zwilżyć gardło. Widziałem jak szokowana jest. 

-Wow-wydusiła. 

-Taa...wow-bąknąłem do siebie. 

-I co dalej? Masz gdzie zostać?-przytuliła mnie ramieniem. Ledwo zauważalnie pokręciłem głową. Brunetka cicho westchnęła rozluźniając swój uścisk. -Zaraz wracam-powiedziała i odeszła zostawiając mnie samego. Zdziwiony gdzie się udała powędrowałem wzrokiem za nią. Stała kilka metrów dalej przy jednym ze stolików rozmawiając z brunetką z tamtego wieczoru, chyba Camila miała na imię. Jak na zawołanie Camila spojrzała mi w oczy z zaciekawieniem. Teraz już wiedziałem że rozmawiają o mnie. Brązowooka po chwili pokiwała na co Lauren ucieszyła się całując policzek dziewczyny i szybko do mnie wróciła. 
-Masz u mnie ogromny dług-powiedziała z największym uśmiechem na świecie. 


I miała rację mam u niej ogromny dług. Tego wieczoru udałem się z obiema brunetkami do ich miejsca. Spodziewałem się mieszkania co najwyżej małego rodzinnego domu ale to co ujrzałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zatrzymaliśmy się przed ogromnym luksusowym domem co ja mówię rezydencją. Z otwartą szczęką opuściłem taksówkę wraz z nimi. 

-Idziesz?-zapytała rozbawiona Lauren. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że stoję jak głupek z otwartą gębą parząc na przepiękny dom z wielkim ogrodem, chyba tak to można nazwać. Potrząsłem głową i niepewnie ruszyłem za nimi. Weszliśmy do środka, wszystko było zrobione przepięknie i luksusowo. Jaką ona ma pracę?-pomyślałem od razu. 

-Wow-powiedziałem zachwycony. 

-Taa też tak powiedziałam za pierwszym razem-powiedziała Lauren. Szybko na nią spojrzałem. Czyli to dom Camili. -Jesteś głodny?-zapytała zwyczajnie. Pokręciłem głową.-Jutro pojedziemy po twój samochód. Mam nadzieje że wziąłeś ciuchy a  nie po prostu jechałeś przed siebie-zaśmiała się. Skarciłem ją wzrokiem na co zamilkła. 

-Czekaj-zatrzymałem ją szybo.-Lauren jak ty to sobie wyobrażasz?-pokręciłem głową nie wiedząc po co mnie tu zabrała. 

-Jorge znam Cię od lat i jesteś moim przyjacielem, więc zamierzam ci pomóc-wytłumaczyła. Pociągnęła mnie szybko na kanapę. -Zapytałam Camilę czy ma coś przeciwko abyś tu zamieszkał i się zgodziła-uśmiechnęła się pocieszająco. 

-Lauren ja nie mam pracy, nie mam za co wam płacić-wytłumaczyłem drapiąc się po karku. 

-Na serio myślisz że chcemy od ciebie pieniądze? A o pracę się nie martw-powiedziała. Zdziwiłem się na jej odpowiedź.-Może i też zapytałam Camilę czy nie ma jakiejś wolnej posady w swojej firmie-mrugnęła do mnie opierając się na wygodnej skórzanej kanapie. Patrzałem na nią zszokowany. 

-Lauren ja nie mam żadnego doświadczenia, nie sądzę ze jej szef mnie przyjmie-pokręciłem głową sądząc że to głupi plan. Ona jedynie się głośno zaśmiała. 

-Jorge Camila jest szefem-chwyciła się za brzuch-to jej firma-wytłumaczyła widząc że nie ogarniam. No tak mogłem się domyśleć. Jako sekretarka na pewno nie byłoby jej stać na taką niesamowitą posiadłość. Wszystko wydawało się zbyt kolorowe. 
-Hej wszystko będzie dobrze-pogładziła mnie po plecach-pomożemy Ci-powiedziała. Uwierzyłem i to była jedna z moich najlepszych decyzji. 


Na to wspomnienie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Lauren i Camila tej nocy uratowały mi życie. Westchnąłem patrząc na numer. Po tym jak opowiedziałem jej wszystko współczuła mi jak prawdziwa przyjaciółka, jest dla mnie jak siostra. Na początku próbowała znaleźć mi dziewczynę myśląc że to mnie wykuruje po rozstaniu, oczywiście przed tym sprawdzała ja na każdy możliwy sposób była nawet skłonna śledzić ją i obserwować aby tylko sprawdzić czy była dla mnie odpowiednia. Niestety każdą którą zaproponowała odrzuciłem nawet nie patrząc. Widząc że tego nie potrzebuje odpuściła. I miałem rację nie potrzebowałem zastępczyni na miejsce Martiny czas wyleczył rany. Ale co prawda to prawda czas pójść dalej i zapomnieć o przeszłości. A pierwszym krokiem będzie zadzwonienie do uroczej ekspedientki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak będzie jeszcze jedna część. Postanowiłam dodać bo się nudzę a za chwilę wyjeżdżam.
Mam bardzo ważne pytanie. Otóż to zamierzam zmienić nazwę bloga bo wygląd już zmieniłam.
Napiszcie w komentarzach która:

1.Give Your Heart a Break
2.Gonna Get Better
3. Scared Of Happy // Why Am Scared Of Happy 
4.Let Me Love You 

Każdy z tych nazw to tytuł piosenki a więc blog od razu miał by tak jakby swój "hymn"..

Dom Camili i Lauren:





piątek, 10 czerwca 2016

"Nie tylko moja" OS cz.2

-Jorge? Jorge?-słyszałem głos z tyłu głowy, który powoli wyrywał mnie z myśli. Mrugnąłem kilkukrotnie powracając do rzeczywistości.

-Hmm? Mówiłaś coś?-zdezorientowany przymrużyłem oczy spoglądając na Martinę. Zirytowana zmarszczyła brwi ciężko wzdychając.

-Tak. Jest dwunasta piętnaście, jeśli chcesz zdążyć do Briana to lepiej się zbieraj.-wskazała na zegar. -No chyba że się rozmyśliłeś i nie idziesz?-dodała po chwili  z nadzieją. Spojrzałem na nią nie myśląc o niczym, po prostu patrzałem. Błądziłem wzrokiem po jej całej twarzy zapamiętując każdy zarys. Zawsze miałem słabość do brązowych oczu, wydawały mi się ciepłe a zarazem kuszące i seksowne. Kiedy po raz pierwszy w nie spojrzałem pamiętnego wieczoru zahipnotyzowały mnie jak robią to za każdym razem i nie pozwalając od siebie odejść. Zacisnąłem szczękę, muszę stąd wyjść.

-Masz racje powinnienem się zbierać-wyminąłem ją  lekko ocierając nasze ramiona. Wchodząc na piętro czułem jej wzrok na moim ciele. Zignorowałem go i poszedłem się przebrać. Jak zawsze gdy gdzieś wychodzę wybrałem koszulę i dżinsy. W łazience umyłem zęby, spryskałem się perfumem i przeczesałem włosy. Nawet nie wiem po co się tak staram to tylko zwykły męski wieczór, równie dobrze jakbym ubrał dresy i jakąś bluzę ale to nie w moim stylu. Gotowy do wyjścia zszedłem na dół gdzie Martina stała przy drzwiach czekając na mnie. Na mój widok jak zawsze ciepło się uśmiechnęła. Gdy już do niej podszedłem sięgnęła rękami i poprawiła mi kołnierzyk od koszuli.

-Nie siedź za długo-powiedziała podając mi klucze do samochodu.-Jeśli będziecie pili to zadzwoń, przyjadę po ciebie-dodała składając delikatny pocałunek na moich ustach. Skinąłem lekko głową. Pożegnaliśmy się i ruszyłem w stronę mojego samochodu.

----------

-Jorge!!-krzyknął Brian gdy mnie zobaczył. Z głupim uśmiechem na twarzy podszedł do mnie ściskając mnie mocno. Zwróciłem uwagę na jego ubiór, ku mojemu zdziwieniu także miał na sobie koszulę a czuć od niego było nadmiar wody kolońskiej. Dziwnie na niego spojrzałem na co uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie miałem nawet czasu zadać pytania gdy zza drzwi wyszedł Brad i Cooper, wystrojeni od stóp do głów.

-Zmiana planów! Idziemy do klubu!-wykrzyknął podekscytowany. Zmarszczyłem na niego brwi ze złości.

-Brian, a co z meczem?-zapytałem na co się zaśmiał.

-Nie ma żadnego meczu dzisiaj-złapał się za brzuch ze śmiechu.-Och nie złość się musiałem skłamać. Gdybym powiedział prawdę to byś nie poszedł-tłumaczył. Pokręciłem głową z niedojrzałości mojego przyjaciela. Odwróciłem się na pięcie wracając do samochodu. -Widzisz! O tym mówię musisz się rozerwać Jorge!-krzyczał za mną. Ledwo było go słychać gdy już siedziałem w samochodzie. Sięgnąłem ręką aby odpalić silnik lecz coś mnie powstrzymało. Po głowie krążyły mi słowa Briana. Może ma rację muszę się oderwać, zapomnieć. Pokręciłem głową myśląc że prawdopodobnie tego pożałuje i wyszedłem z samochodu.

-Okej wchodzę w to-bąknąłem docierając do przyjaciela. Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. We czwórkę wsiedliśmy do dużego jeepa, ruszając w stronę naszego ulubionego klubu. Jest dopiero trzynasta dziesięć ale dotarcie tam zabiera sporo czasu więc kiedy dojedziemy będzie już ciemno.

---------

Po kilku godzinach i kilkunastu postojach na stacjach benzynowych dotarliśmy na miejsce. Była już dwudziesta pierwsza. Bylibyśmy tu prędzej o jakieś dwie godziny gdyby nie Brad i Cooper którzy przez swoje pijaństwo musieli się zatrzymywać na każdej stacji lub poboczu.

-Jesteśmy!-wykrzyknął idiota Brad. Przewróciłem oczami z irytacji. Głupszego kolesia w życiu nie spotkałem. Ignorując go ruszyliśmy w stronę wejścia do klubu. Kolejka była gigantyczna, czekanie potrwało by jakieś dwie godziny jak nie dłużej. Całe szczęście że to kuzyn Coopera stoi na wejściu. Przywitaliśmy się z nim a on bez problemu nas wpuścił otrzymując okrzyki złości od ludzi stojących w kolejce. Wchodząc do znajomego klubu mój humor automatycznie się zmienił, na lepsze oczywiście. Znajomy zapach i otoczenie to wszystko czego było mi trzeba. Nie zwracając uwagi na moich kumpli ruszyłem w stronę baru.

-No nie wierzę?! Jorge Blanco?!-znajomy głos sprawił że moje serce zabiło szybciej. Szybko obróciłem głowę w jego stronę. Moje serce się nie pomyliło, przede mną stała ciemnowłosa piękność. Jej niesamowicie piękne oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem.

-Lauren?-szepnąłem nie wychodząc z szoku. Nie wierzyłem własnym oczom kogo widzę. Przede mną stała moja dawna miłość, nawet pamiętam jak marzyłem o dzieciach z nią co było dziwne w moim młodym wieku. Nie myśląc wiele rzuciłem się na nią ściskając mocno co odwzajemniła. Niestety nic nie trwa wiecznie i odsunęliśmy się od siebie. Usiedliśmy na wysokich krzesłach przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku.

-Długo się nie wiedzieliśmy hmm?-zapytała.

-Taa jakieś trzy lata?-zaśmiałem się ze szczęścia że znów ją widzę.-Matko nie wierzę że to ty-westchnąłem.

-Lepiej uwierz-zaśmiała się uroczo. Czy to będzie dziwne jeśli nagram ją i ustawie sobie na dzwonek? Chyba tak. -Jak Ci życie leci? Masz kogoś?-spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs. Ach tak Martina.

-Ymm tak, narzeczoną właściwie-pokiwałem głową z wymuszonym uśmiechem. Przyglądnąłem się jej oczekując choćby nutki zazdrości w jej postawie, lecz nic tylko szczęście.

-To wspaniale! Ja też jestem zaręczona-pokazała mi dłoń na której znajdował się piękny diamentowy pierścionek. Nagle jej uśmiech znikł. -Proszę powiedz że to nie Stephanie-złożyła ręce jak do modlitwy. Zaśmiałem się z niej. Lauren prosto mówiąc nie tolerowała Stephanie. Co by nie zrobiła irytowało ją i nie umiała przebywać w jej otoczeniu. Jak to ją określiła? A tak. Brzydka pusta blondi. Lauren w samej rzeczy była jej przeciwieństwem, nie tylko była piękną kobietą lecz także inteligentną. Mówiąc szczerze była chodzącym ideałem piękna, mądra, utalentowana. Nie dziwię się że już się zaręczyła a jak się nie mylę ma dopiero dwadzieścia lat.

-Nie, nie spokojnie jej imię to Martina-zrobiłem łyka napoju, nie chcąc rozmawiać o moim związku.

-Masz jej zdjęcie?-zapytała na co mnie zmroziło. O co jeśli ją rozpozna. Cały sztywny powoli sięgnąłem po telefon. Szybko przeszukałem galerię szukając zdjęcia Martiny. Gdy w końcu znalazłem pokazałem je zielonookiej piękności. Delikatnie wzięła mój telefon po czym się uśmiechnęła. Odetchnąłem z ulgą że jej nie poznała.

-Hej. Tu jesteś-kompletnie mi nieznajoma brunetka podeszła do nas.

-O kur.. sorry straciłam rachubę czasu-spojrzała na nią przepraszająco. Nieznajoma tylko się uśmiechnęła i spojrzała na mnie. Ubrana była w czarną krótką sukienkę tak jak Lauren. Miała brązowe lekko pofalowane włosy do pasa i brązowe oczy. Muszę przyznać że była piękna.

-A tak Camila to jest Jorge mój dawny przyjaciel, Jorge to Camila moja narzeczona-uśmiechnęła się szeroko przedstawiając nas sobie. Ze zdziwienia moje usta lekko się rozchyliły aczkolwiek nadal miałem na sobie uśmiech. Nie umiejąc wypowiedzieć słowa skinąłem głową i podałem jej dłoń którą lekko uścisnęła. Dziewczyna która niegdyś mi się podobała stoi obok dziewczyny która mi się spodobała a na dodatek jest jej dziewczyną a raczej narzeczoną. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos nowo poznanej brunetki.

-Lauren co ty oglądasz-zdziwiła się Camila. Teraz zobaczyłem że ma mój telefon w rękach i przygląda się ze zdziwieniem. -Zaczęłaś się interesować gwiazdami porno?-zaśmiała się nieświadoma. Zmroziło mnie. Widziałem jak Lauren lekko ją uderza w bok.

-Camila to nie żadna gwiazda porno tylko narzeczona Jorge-syknęła na nią zabierając telefon. Brunetka zmarszczyła brwi na ton swojej narzeczonej po czym spojrzała na mnie.

-Przepraszam ale ona totalnie wygląda jak Martina Stoessel-bąknęła cicho.

-Jorge..?-Lauren uniosła na mnie brwi, po czym się zaśmiała.-Hej nie masz się co wstydzić-lekko ścisnęła moje ramię a z serca spadł mi ciężar. -Jesteś młody. To nie żaden obciach że nie masz dziewczyny-zaśmiała się wraz z brunetką. Westchnąłem kręcąc głową.

-Lauren ja mam narzeczoną-szepnąłem.

-To czemu nie chcesz mi jej pokazać. Pamiętaj wygląd nie jest najważniejszy, mogłeś zakochać się w jej charakterze-mówiła szybko.

-Lauren, cicho bądź-jej narzeczona lekko ją dźgnęła. -To chyba jest jego narzeczona-powiedziała cicho.

-Przecież mówiłaś że to...?-kręciła głową z niezrozumienia, lecz po chwili otwarła usta.-Och..-tyle powiedziała. Na szczęście dziwną ciszę przerwał Brian.

-No tu jesteś! Wszędzie cię szukamy!-Uwiesił się na mnie, po jego zapachu wiedziałem że jest nachlany w trzy dupy. Odchyliłem się id niego zabierając jego łapę ze mnie. -Oo witam ślicznotki-powiedział niechlujnym językiem w ich stronę. Obie na siebie spojrzały o czym wybuchły śmiechem. -O czym tak plotkujecie?-zapytał dopijając mojego drinka.

-Jorge mówił o swojej narzeczonej-powiedziała brunetka obejmując swoją narzeczoną która tylko lekko pokiwała. Na te słowa Brian jakby wytrzeźwiał. Spojrzał na mnie niepewnym i winnym wzrokiem. Wiem że nadal obwinia się za to.

-Jorge mogę z tobą porozmawiać.....na osobności-zielonooka która miała przez ten cały czas nieodczytywalny wyraz twarzy wstała ze swojego obecnego miejsca. Skopiowałem jej ruchy i podążyłem za nią w cichsze miejsce. -W coś ty się wpakował-pokręciła głową przeczesując dłonią włosy które opadły na jej porcelanową twarz.

-Lauren ja nie wiedziałem-wymamrotałem wzdychając.-Teraz już nic nie mogę-pokręciła głową.

-Jak to nie możesz?! Odejdź to proste-zdesperowana uniosła głos. Jeśli chodziło o moje życie miłosne zawsze się mną opiekowała. A będąc inteligentną kobietą jaką jest wiedziała ze cierpię. Nic nie mówiłem więc spojrzała na mnie z wyczekiwaniem. -Ty ją kochasz-powiedziała po chwili-no oczywiście że ją kochasz oświadczyłeś się jej!-wykrzyknęła. Nie wytrzymałem i po raz pierwszy od trzech lat rozpłakałem się. Lauren od razu przytuliła mnie szepcząc ciche "przepraszam" lecz ja jej nie winiłem. Wiedziałem że to wszystko jest popieprzone i prawdopodobnie się nie zmieni.

---------

Zostaliśmy w klubie jeszcze parę godzin. Lauren i inni z całych sił próbowali polepszyć mi humor, co się im udało upijając mnie do nieprzytomności. Pamiętam tylko urywki wieczoru jak wracaliśmy do taniego motelu gdyż tylko tam było miejsce. Rozejrzałem się po ciasnym pokoiku, na podłodze leżał Brad z Cooperem a Brian ze mną na łóżku. Powoli wstałem czując jak głowa mi eksploduje. Spojrzałem na tani zegarek stojący przy łóżku na którym widniała godzina dziesiąta piętnaście. Martina mnie zabije. W końcu wstałem z łózka w celu opróżnienia pęcherza. Miałem tak sucho w gardle a pod ręką nie było żadnego picia więc napiłem się kranówy a zaraz po tym szukałem mojego telefonu. W końcu znalazłem go pod łóżkiem, pewnie wypadł mi ze spodni. Odblokowałem ekran od razu zauważając kilkadziesiąt  nieodebranych połączeń i wiadomości tekstowych od mojej narzeczonej. Nie zamierzałem oddzwaniać więc odczytałem tylko wiadomości. Były to głównie zapytania gdzie jestem i czy wszystko w porządku ze mną. Postanowiłem odpisać tylko krótkie "żyję" i zablokowałem ekran. Wiem że ta odpowiedź ją zdenerwuje ale niezbyt się tym przejmuje. Czy żałuje tego wyjazdu? Nie. Obudziłem po kolei wszystkich i po jakiejś godzinie zbierania się wsiedliśmy do samochodu wracając do domu. Na miejsce dotarliśmy na siedemnastą, na szczęście nie musieliśmy się zatrzymywać na każdej stacji. Przez cała drogę Martina pisała do mnie i próbowała się dodzwonić. Wiedząc że jest wściekła wyłączyłem telefon. Zabrałem swój samochód spod domu Briana i ruszyłem w stronę mojego. Zajechałem pod garaż a po otwarciu wjechałem zamykając za sobą bramę. Przez dłuższą chwilę wahałem się czy wejść do własnego domu czy nie wrócić się i pojechać w inne miejsce. Dużo czasu nie miałem ponieważ w drzwiach od garażu stanęła zdenerwowana Martina. Choć widziałem ulgę na jej twarzy. Podeszła do mojego samochodu i otworzyła drzwi od kierowcy. Unikając jej wzroku odpiąłem pas i wyszedłem z samochodu. Szybkim krokiem a nawet lekkim truchtem wszedłem do domu zostawiając ją samą w garażu. Nie na długo bo po kilku sekundach poczułem chwyt na moim lewym ramieniu.

-Mogę wiedzieć gdzie byłeś przez dwa dni?!-zapytała podniesionym głosem. Jej ostry ton sprawił że na nią spojrzałem. Po jej zaczerwienionych oczach wiedziałem że płakała.

-Z Brianem-odparłem zwyczajnie.

-Dwa dni?-syknęła. Wzruszyłem ramionami. -Pisałam, dzwoniłam a ty nawet nie miałeś czasu oddzwonić odpisując tylko że "żyjesz"-kłóciła się ze mną.

-Nie krzycz, głowa mnie boli-złapałem się za skroń. Martina nie myśląc wiele poszła do kuchni. Zdziwiony że odpuściła położyłem się na kanapie w salonie i zamknąłem oczy rozkoszując się ciszą. Przerwał ją niesamowity hałas, zerwałem się szybko spoglądając w stronę z której dochodził. Kilka metrów ode mnie stała Martina z dwoma patelniami, uderzając jedną o drugą. Zerwałem się z kanapy podchodząc do niej.

-Powaliło Cię? Ile ty masz lat?-zabrałem jej patelnie rzucając na dywan. Widząc że chce iść po następną chwyciłem ją w pasie przytrzymując. Zaczęła się wyrywać więc nie dając za wygraną położyłem ją na kanapie a siebie na nią. Chwyciłem jej nadgarstki unosząc do góry co ją uspokoiło. Byliśmy niesamowicie blisko. Jej ciepły oddech odbijał się od moich ust. Nawet nie zauważyłem kiedy się nachyliła i mnie pocałowała. Czując znajome usta i uczucie w brzuchy oddałem pocałunek a nawet go pogłębiłem. Zgrabne ręce Martiny od razu znalazły się na guzikach od mojej koszuli, powoli ją rozpinając. Realizując co robię oderwałem się od niej z powrotem zapinając koszulę.

-Co jest?-zapytała zdziwiona. Oplotła mnie z boku nogami wokół pasa kładąc głowę na ramieniu.

-Nie jesteś na mnie zła?-zapytałem.-bo przed chwilą byłaś-bąknąłem.

-Jestem. Nie sądzisz że powinieneś coś z tym zrobić?-wsunęła rękę pod moją koszulę zatrzymując mnie.

-Masz rację-pokiwałem głową. Brunetka myśląc że wygrała przysunęła się bliżej. Niestety ja miałem inne plany, więc zabrałem jej dłoń i dokończyłem zapinanie koszuli. Zmarszczyła na mnie brwi z niezrozumienia. Wstałem i podniosłem obie patelnie z ziemi.-To co chcesz na kolacje?-zapytałem. Martina tylko pokręciła głową wstając i podchodząc do mnie zabrała patelnie odkładając na stolik.

-Ciebie-szepnęła mi do ucha. Odsunąłem ją od siebie ponownie podnosząc patelnie.

-Sorry tego nie ma w menu. Może być jajecznica?-zapytałem. Nie czekając na odpowiedź poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem jajka i zabrałem się do roboty. Jeśli myśli że się droczę to się myli.

-Ty tak na serio?-zdziwiła się. Pokiwałem głową twierdząco. -A co dostanę na deser?-dotknęła moich pleców przejeżdżając dłonią w dół i w górę. Zaśmiałem się.

-Do kolacji nie ma deseru-obróciłem się do niej przodem.-głupiutka-dopowiedziałem pstrykając ją w nos. Zmarszczyła brwi na moją odpowiedź. Jestem ciekaw kiedy odpuści. Znając ją nieprędko.

-Jorge..-jęknęła.-Jajecznicą nie naprawisz mojej złości-prychnęła.

-Och-westchnąłem niby rozczarowany.-Co powiesz na omleta?-grałem dalej. Jej zadziorny uśmiech od razu zniknął. Bez słowa odeszła ode mnie i ruszyła na górę trzaskając drzwiami od sypialni.
-To mam robić tego omleta czy nie-powiedziałem do siebie lekko się śmiejąc z jej reakcji.

Postanowiłem zrobić i sam go zjeść w końcu od wczoraj nic nie jadłem. Po wszystkim poszedłem się umyć w łazience na dole. Co mnie dziwiło to Martina która ten cały czas siedziała w naszej sypialni. Umyty i owinięty jedynie w biały ręcznik ruszyłem w stronę sypialni. Niestety zapomniałem wziąć ubrań z szafy a na dole ich nie ma. Mam nadzieje że moja narzeczona już śpi. Najciszej jak tylko potrafiłem otwarłem drzwi od sypialni. Na środku łóżka leżała Martina a gdy mnie zobaczyła jej oczy się zaświeciły. Ignorując jej spojrzenie poszedłem do garderoby połączonej z naszą sypialnią.

-To Ci nie będzie potrzebne-podskoczyłem gdy usłyszałem głos brunetki tuż przy moim uchu. Jej ręka chwyciła krawędź od mojego ręcznika.

-Martina jestem zmęczony-jak zwykle tłumaczyłem.

-A ja nadal jestem zła-szepnęła  ściągając ręcznik który opadł na ziemię zostawiając mnie całkowicie nagiego. Długo nie potrwało kiedy poczułem usta Martiny na swoich a potem na szyi i schodzących coraz niżej.

----------

Jak zwykle czekałem aż brunetka zaśnie. Nie trwało to długo i nie powiem że miałem ogromną ochotę wstawać z ciepłego łózka i uścisku śpiącej Martiny. Spojrzałem na moją klatkę piersiową na której leżała głowa brunetki. Mówiąc że tylko jej głowa była na mnie to za mało powiedziane. Jej nagie ciało prawie całe leżało na mnie mocno do mnie przylegając co bardzo utrudniało mi poruszanie się a co dopiero wstanie. Przez chwilę przez myśl przeszło mi zostanie w tej komfortowej pozycji i odpuszczenie prysznica. Niestety do mojej głowy jak grzmot przyszedł czwarty błąd w moim życiu.

Tego dnia zżerała mnie ciekawość, minął tydzień odkąd dowiedziałem się o "pracy" Martiny. Stosunki miedzy nami zmieniły się co było nieuniknione, nie unikałem jej ale także nie chciałem być blisko niej. Dzień w dzień przez ten tydzień myślałem a tych filmach a nie powinienem. Próbowałem oderwać myśli od tego ale nie umiałem. Teraz siedzę sam w moim apartamencie, zrobiłem już wszystko aby skupić się na czymś innym ale już powoli zaczynało mi brakować zajęć Brian pracuje, Martina jest z Angie na zakupach, posprzątałem całe mieszkanie. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Och jak ja się o tym przekonałem tego dnia. Z pustką w głowie odpaliłem laptop i wyszukałem odpowiedniego filmiku. Jeszcze mogłem się wrócić lecz tego nie zrobiłem. Mój żołądek ścisnął się w środku gdy zobaczyłem Martinę na ekranie. Przewinąłem na środek filmu co było ogromnym błędem. Widząc scenę odgrywającą się na ekranie nie wytrzymałem i zwymiotowałem prosto na podłogę. Z wściekłości roztrzaskałem laptopa na ziemi. Muszę coś zrobić-pomyślałem. A będzie to mój piąty błąd w życiu. 


To co wtedy zobaczyłem do dziś mam przed oczami. Zrobiło mi się niedobrze jak wtedy. Szybko wstałem strącając z siebie Martinę. W tej chwili o niej nie myślałem, jedynie co było w mojej głowie to zmycie z siebie brudu. Wiedziałem że jak moje ciało za chwilę nie dotknie wody to zwariuję. Zamknąłem za sobą drwi na klucz i wszedłem szybko pod prysznic odkręcając strumień wody. Na początku była lodowata po czym zrobiła się gorąca, ale to mi nie przeszkadzało najważniejsze w tym momencie było spłukanie tego brudu. Chwyciłem moją gąbkę i z całych sił pocierałem nią o swoje ciało zdzierając przy tym skórę, lecz nie zważałem na ból a nawet było to dla mnie za mało. Te intensywne wspomnienie doprowadziło mnie do szału. Czułem się okropnie w własnym ciele. Chcąc zmyć to szybciej chwyciłem szczotkę do kąpieli i szorowałem plecy na których znajdowały się jeszcze świeże zadrapania od paznokci Martiny. Przez tą myśl starałem się je zetrzeć.

-Ach-syknąłem z bólu. Teraz już jestem pewien że zdarłem sobie skórę na plecach. Z bezsilności upadłem na kolana, a woda spływała po całym moim ciele barwiąc się na czerwono od mojej krwi. Nie miałem siły wstać ale nie mogłem tu zostać, więc wytarłem się delikatnie ręcznikiem choć i tak sprawiało to ból. W lustrze zobaczyłem moje obdarte ciało i uświadomiłem sobie że po raz pierwszy sam się okaleczyłem. Owinąłem ręcznik wokół ciała i opuściłem łazienkę. Z ulgą że brunetka śpi zakradłem się do garderoby biorąc świeże ciuchy na jutrzejszy dzień. Postanowiłem pospać jeszcze kilka godzin na kanapie w salonie. Równie dobrze mógłbym pójść do pokoju gościnnego ale nie chciałem budzić podejrzeń. Znajdując się w salonie położyłem się na wygodnej kanapie. Zostało mi jakieś trzy godziny snu do szóstej. Dzisiaj piątek a więc idziemy do rodziców Martiny. Na moje szczęście wczoraj nie zorientowała się że nie byłem w pracy. Będąc niesamowicie zmęczony moje oczy same się zamknęły.


---------
Obudziło mnie ciche tłucznie w kuchni. Otwarłem oczy rozglądając się po salonie w którym nikogo nie było więc pomyślałem że mi się przesłyszało, lecz po chwili ponownie usłyszałem i wiedziałem że dochodzą one z kuchni. Poza tym poczułem intensywny zapach parzonej kawy. Szybko spojrzałem na zegar naścienny. Widniała na nim godzina dziewiąta, nie dziwne że Martina już nie śpi. Jestem jedynie ciekawy czy mnie zauważyła. Zapewne tak jeśli nie było mnie w sypialni. Powoli wstałem z kanapy odkrywając koc znajdujący się na moim ciele którego przedtem nie było. Pewnie Martina mnie przykryła jak wstała. Powolnym krokiem podreptałem do kuchni. Moja narzeczona stała przy kuchennym blacie tyłem do mnie sącząc kawę.

-Dzień dobry-powiedziałem zwracając na siebie uwagę. Martina podskoczyła nie wiedząc że wstałem.

-O mój...-złapała się za serce.-Zawału przez ciebie dostanę-zaśmiała się.-Herbaty?-zapytała wiedząc że nie lubię kawy. Pokiwałem głową a ona podała mi kubek z gorącym napojem. -Czemu spałeś na kanapie?-zapytała.

-Zły sen, nie umiałem zasnąć-skłamałem. Zrobiłem łyk napoju który od razu rozgrzał moje ciału.-Długo nie śpisz?-uniosłem brwi.

-Z godzinę-spojrzała na zegar.-Angie mnie obudziła dzwoniąc rano, chce iść na zakupy przed obiadem-wytłumaczyła. Uśmiechnąłem się na myśl że jej nie będzie. -Idziemy tam na siedemnastą pamiętaj-pokręciła palcem dopijając ostatni łyk kawy.

----------

Z ośmiu godzin zrobiła się jedna i szykowaliśmy się do wyjścia. Kolacja u Stoessel zawsze była dostojna i wszyscy ubierali się schludnie.

-Jorge ubierz czerwony krawat niech pasuje mi do sukienki!-usłyszałem głos narzeczonej z łazienki. Kiedy ja spokojnie szykowałem się ona szalała myśląc że nie zdąży a jej ojciec zawsze cenił sobie punktualność. Westchnąłem cichu szukając odpowiedniego krawatu, po chwili znalazłem i zawiązałem go na szyi. Zostało nam jeszcze piętnaście minut do wyjścia gdyż do Stoessel jedzie się jakieś dwadzieścia minut a zazwyczaj jesteśmy za dziesięć więc jeśli przyjedziemy pięćdziesiąt pięć a nie za dziesięć wyjdzie że się spóźniliśmy. Porąbane?

-Martina szybciej-pośpieszyłem ją. Jak na zawołanie wyparowała z łazienki. Przyglądnęła mi się jak zwykle poprawiając mój kołnierzyk i krawat.

-Okej możemy iść-chwyciła moją rękę prowadząc na dół schodami. -Który samochód bierzemy?-zapytała.

-Mój-odparłem. Wiedząc że możemy się spóźnić nie kłóciła się tylko skinęła głową. Chwyciłem kluczyki i zamknąłem drzwi od domu. Puściłem brunetkę przodem i otwarłem jej drzwi do miejsca pasażera po czym sam usiadłem z drugiej strony. Uruchomiłem silnik i skierowałem nas w stronę domu Stoessel.

----------

-Martina! Jorge!-wykrzykną szczęśliwy ojciec Martiny. Zawarł swoją córkę w uścisku po czym mnie, Angie zrobiła to samo ciesząc się na mój widok. -Wchodźcie, wchodźcie Olga za chwile będzie podawać-oznajmił z uśmiechem.

Kolacja jak zwykle odbyła się w przyjemnej atmosferze i przy miłej konwersacji. Wszystko szło w porządku do momentu pewnego pytania.

-Myśleliście o dzieciach?-zapytał pan Stoessel. Zakrztusiłem się sokiem który aktualnie piłem. To pytanie zbiło mnie z tropu i zahaczyło o mój ukryty nerw. Coś we mnie drgnęło w tym momencie. Nie miałem sił nic powiedzieć, wiec Martina przejęła ster.

-Nie tato, na razie nie-odparła a ja pomyślałem że zapewne nigdy ich nie będziemy mieć. -Ale  w przyszłości na pewno pomyślimy-poczułem dłoń narzeczonej na moim udzie. Na jej odpowiedź zaśmiałem się głośno przez co wzrok wszystkich się na mnie skierował nawet Olga z Ramallo wyszła z kuchni. Obtarłem usta chusteczką po czym wstałem od stołu.
-Jorge!-usłyszałem wściekły głos Martiny. Czyżby moje maniery jej się nie spodobały. Odwróciłem się na pięcie patrząc na nią wściekłym wzrokiem. Mierzyliśmy się tak przez dłuższą chwilę. -Co ty wyprawiasz?!-oburzyła się podchodząc bliżej.

-Ja?-dotknąłem swojej klatki piersiowej po czym po raz kolejny się zaśmiałem bez szczypty humoru. -O czym w ogóle jest ta rozmowa? Dziecko? O czym ty w ogóle myślisz. Żadnego dziecka nie będzie. Nigdy.-prychnąłem jej w twarz.

-Jorge uspokój się. Porozmawiamy o tym w domu. Nie mówię że już chcę dziecko, nie chcę odbierać ci wolności-tłumaczyła. Jej słowa w ogóle mnie nie uspokoiły wręcz przeciwnie.

-Myślisz że to chodzi o wiek? O moją wolność?! To się mylisz, och jak bardzo się mylisz. Otóż nie chodzi o ciebie i o twoją "pracę"! Nigdy za żadne skarby nie chciałbym mieć z tobą dziecka! Pomyślałaś ja dorośnie? Co inni powiedzą? Co jak zobaczy swoją mamusię pieprzącą się na ekranie?! Pomyślałaś o tym!?!-wygarnąłem jej co dusiło się we mnie od dawna.

-Jorge..-miała już łzy w oczach. Nie pozwoliłem jej dojść do słowa. Nie tym razem.

-Zamknij się-uniosłem rękę. Rozejrzałem się na wszystkich szokowanie miny. Byli zszokowani moim wybuchem.-Już tak nie mogę. Koniec tego. Dosyć.-mówiłem głośno ale do siebie aby w końcu do mnie dotarło. Temat dziecka pozwolił mi zrealizować że nie ma przyszłości dla nas. -Oddaj pierścionek-powiedziałem firmowym głosem. Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.

-Jorge-szepnęła zdesperowana.

-Oddaj pierścionek-warknąłem głośniej. Nie ruszyła się nawet na milimetr. Nie chcąc czekać aż moje nerwy opadną i zmienię zdanie chwyciłem jej dłoń. Zaczęła się szarpać nie pozwalając zabrać pierścionka. Na moje szczęście byłem silniejszy i ściągnąłem go siłą. Martina zapłakała głośno trzymając mocno się mojej ręki, błagając żebym tego nie robił. -I jeszcze jedno skłamałem, skłamałem ze mi to nie przeszkadza. Jak mogło by mi nie przeszkadzać że jesteś dziwką? Za każdym razem kiedy mnie dotykałaś czułem się brudny. Myślałem że woda to zmyje, myliłem się. Teraz czuje się oczyszczony wiedząc że już nie jesteś moja.-uniosłem pierścionek pokazując jej go. Oderwałem jej ręce od mojego ramienia a ona upadła na ziemię. Jej ojciec i Angie natychmiast do niej podbiegli zaciskając w uścisku. Pan Stoessel spojrzał na mnie wściekły. Nie mówiąc słowa opuściłem ich willę. Pojechałem prosto do naszego domu. Popędziłem na górę w pośpiechu zabierając swoje rzeczy. Nie zważałem czy zabiorę wszystko, brałem najważniejsze rzeczy. Zaniosłem torby do mojego samochodu i ostatni raz wróciłem się rozejrzeć. Na stoliku leżał pierścionek zaręczynowy który tam wcześniej położyłem mając uczucie jakby wypalał mi dłoń. Usiadłem powoli na kanapie chwytając go w palce, przyglądając mu się.

Muszę coś zrobić-pomyślałem. A będzie to mój piąty błąd w życiu. Tego dnia wpadłem na najgłupszy pomysł. Byłem zdesperowanym idiotą. Aby uczynić ją "moją" postanowiłem się oświadczyć. Myślałem że może zrezygnuje, zda sobie sprawę że chcę mieć z nią rodzinę. A więc kupiłem piękny pierścionek, zamówiłem restaurację, wyszykowałem się. Wszystko musiało być idealnie i było. Kolacja trwała a ja się stresowałem co jeśli powie "nie". Nastał czas kiedy musiałem to zrobić, więc uklęknąłem powiedziałem jak bardzo ją kocham. Zapytałem " Wyjdziesz za mnie?" a ona się zgodziła, rzucając mi w ramiona. Byłem szczęśliwy aż całą noc po raz pierwszy od tygodnia. Do czasu gdy znalazłem rano notatkę przy łóżku a ona niej pismo Martiny, oznajmiające że wyszła do "pracy".

Zacisnąłem oczy na to wspomnienie, był to piąty i ostatni błąd w moim życiu. Koniec z tym. Jestem wolny. Wstałem i zamknąłem drzwi, nie oglądając się za sobą wsiadłem do samochodu i odjechałem do miejsca gdzie ostatnio byłem najbardziej szczęśliwy. Rzuciłem pierścionek do skrytki w samochodzie zapominając o nim, włączyłem muzykę najgłośniej jak tylko mogłem aby stłumić  myśli. Co było praktycznie nie potrzebne, mój umysł był pusty. Nie patrzałem w przeszłość a w przyszłość. Koniec smutku. Jestem wolny. Czuję szczęście.


Ciekawe na jak długo.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to jest część druga. Pozostała tylko jedna.
Muszę się przyznać że jestem zakochana w "Camren" (Camila i Lauren) więc musiałam ich wprowadzić. Lauren to dawna przyjaciółka Jorge w której on niegdyś był mocno zauroczony. Jakby ktoś nie wiedział to są to członkinie Fifth Harmony.
Od lewej Camila i Lauren.



W głowie mam kolejny pomysł na OS mogę podać tylko tytuł : "Zakochana w ateiście". Ale zacznę nad nim myśleć i go pisać jak skończę ten.
W komentarzach napiszcie co myślicie.