Podchodzi do mnie mój sługa pokłoniony tak nisko jak tylko może.-Przybyła krawcowa-te słowa budzą we mnie szczęście. Mrugam powoli oczami i jeszcze raz spoglądam na tłumy. Pewnym siebie krokiem kieruje się do mojej komnaty, a w niej czeka już na mnie kobieta z mnóstwem ubrań.
Kłania się, skinieniem głowy też ją witam.
-Mów co dla mnie masz tym razem-podchodzę do wielkich worów z kaszmirami i jedwabiem.
szybko zbiera się i roztwiera jeden z worów wyciągając....
-Wstawaj, wstawaj-mrugam szybko oczami i widzę moja matkę ze zdenerwowaną miną. Marszczę brwi z oburzeniem.
-Czego chcesz?-warczę i odwracam głowę wtulając się w poduszkę.
-Jest już piętnasta a ty nadal śpisz-pociera twarz. Ze zdziwieniem sprawdzam godzinę na telefonie. Faktycznie już ta godzina a przecież dopiero była dziewiąta więc powinna być max dwunasta.
-Dobra, dobra już wstaję choć nie wiedzę powodu gdyż jest weekend-wymądrzam się. Ona odchodzi a ja jeszcze przez chwile myślę o moim jakże pięknym śnie. Fajnie jest być kimś takim. Niestety to tylko był sen a ja uwielbiam śnić mogę być wtedy tym kim chcę. Od niechcenia podnoszę swoje zmęczone ciało choć mój sen trwał tyle godzin, nadal odczuwam ogromne zmęczenie i lekki ból głowy. Na giętkich nogach udaje się do łazienki gdzie robię poranna toaletę i ubieram wczorajsze sobotnie ciuchy. Ostatnie poprawki w lustrze i wychodzę z niej wędrując do kuchni. Jak każdego ranka robię kaloryczne śniadanie czyli bułka z serem a raczej kilka bułek i do tego kawa by się trochę rozbudzić. Niosę śniadanie do salonu i tam powoli je konsumuje przy telewizorze oglądając jakieś bezsensowne młodzieżowe seriale. Gdy już zjem wygodnie układam się na fotelu i klikam coś na telefonie. Dzienna rutyna sprawdzam portale i inne serwisy. Z nudów zakładam słuchawki przez które zaczyna płynąć moja playlista. Odchylam głowę układając się wygodnie na półokrągłym fotelu i przymykam oczy.
Wysiadam z wielkiej czarnej limuzyny i stąpam po czerwonym dywanie. Otaczają mnie blaski fleszów i piski moich fanów. Pozuje przez chwilę po czym idę do sali w której odbywa się impreza. Mnóstwo gwiazdek które zerkają z zazdrością na mnie. Uśmiecham się do nich sztucznie co odwzajemniają i odwracam plecami do nich a przodem do bufetu. Och jak to wszystko smakowicie wygląda. Ale niestety na te zazdrosne wzroki trzeba zapracować. Sięgam więc tylko po szampana i powili sączę go przechadzając się i szukając mi znajomych twarzy. W końcu widzę szczere uśmiechy moich przyjaciół. Kieruje się w ich stronę i przytulam....
-Wstawaj, wstawaj-słyszę po raz drugi tego dnia zdesperowany głos matki. Ciągle ze zmęczeniem podnoszę się z fotela.-Może z tobą trzeba iść do lekarza-pociera czoło ze zmartwienia.
-Uspokój się nic mi nie jest-ja chcę wrócić do snu.
-To ja nie rozumiem czemu ty tak śpisz-wpatruje się we mnie.
-A co mam robić?-wstaje i odnoszę naczynia do zlewu. Ona podąża za mną.
-Nie wiem idź na dwór-proponuje rozpakowując zakupy które własnie zrobiła.
-Co mi kupiłaś?-zmieniam temat grzebiąc w plastikowych siatkach wypełnionymi różnymi produktami. Uśmiecham się widząc mojego ulubionego batona i inne słodycze.
-Słyszysz co mówię?-wyrywa mi go.
-Nie nie pójdę, co ja niby tam mam robić-zabieram swoje rzeczy i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i konsumuje wszystko po kolei. Z napchanym brzuchem wgapiam się w sufit a oczy same mi się zamykają.
-Gotowi!-wrzeszczy jakiś mężczyzna i słychać tylko głośni dźwięk silników. Moje skupienie na drodze sięga zenitu. -Start!-ruszam z impetem pędząc do mety. Pozostawiam z tyłu moich rywali i jako pierwszy mój motor przekracza linię mety. Ludzie podbiegają do mnie gratulując i wręczając kasę za wygrany wyścig. Schodzę z motoru i przytulam przyjaciół wymachując pieniędzmi.
Budzę się ponieważ niezmiernie chce mi się siku. Walczę ze sobą przez chwilę czy wstać z tak wygodnego łóżka, muszę jednak to zrobić bo inaczej popuszczę. Po cichu wychodzę z pokoju by nie zwrócić uwagi na siebie.
-Co ty tam robisz w pokoju?-wychyla głowę z nad kuchni.-Uczysz się?-pyta a mnie chce się śmiać.
-Tak, tak uczę się-odpowiadam i wchodzę do łazienki. Uch co za ulga. Po wszystkim wychodzę i idę sprawdzić co w lodówce.
-Czego tam szukasz?-pyta.
-Jedzenia-odpowiadam i zamykam widząc że nic nie ma. Przeszukuje inne szafki w których świeci pustkami. Ponownie otwieram lodówkę teraz mając już niższe wymagania. Wyciągam jakiś jogurt i kabanosy. Wracam do mojego pokoju i ponownie jem na moim łóżku. Jak zwykle po posiłku trzeba zrobić sobie drzemkę. Zamykam oczy i odpływam.
-Dawaj! Wal po żebrach!-krzyczy mój trener zza siatki oktagonu. Lewą ręką uderzam w przeciwnika ile sił. Ostatni cios i pada a mój trener wrzeszczy ze szczęścia. Podbiega do mnie i unosi podskakując. Medycy sprawdzają stan rywala i po chwili sędzia trzyma nasze ręce a moją unosi do góry na znak mego zwycięstwa. Wręczają mi pas a ja idę podziękować za walkę przeciwnikowi.
-Tak się uczysz!?-potrząsa mną jak mniemam moja matka. Podnoszę się szybko.
-Mam przerwę-przytulam poduszkę.
-Chodź na obiad-mówi i opuszcza mój rewir. Wchodzę do kuchni i zabieram moją porcję spaghetti.
-A co jutro na obiad?-pytam przeżuwając.
-Nie wiem wymyśl coś-zgrabnie owija makaron na widelec.
-Możesz zrobić lazanie-już mam na nią ochotę. Popijam colą i odnoszę naczynia do zlewu.
-Eee a kto pomyje?-drżę się za mną.
-Ja nie mam czasu uczę się-tym razem siadam przed kompem i sprawdzam Facebooka. Jak zwykle mnóstwo nowych fotek moich znajomych i te przesłodzone komentarze pod nimi aż mi się wymiotować zachciało, wylogowuję się i oglądam śmieszne filmiki na YouTube. Tak mija mi czas do 21. Czas się pakować jutro szkoła. Po spakowaniu idę do łazienki i biorę długą godzinną kąpiel. Wychodzę z wanny i wycieram swoje mokre ciało, myję jeszcze zęby i wychodzę z mocno zaparowanej łazienki aż woda spływa po kafelkach naściennych. Nastawiam budzik na ósmą trzydzieści bo następnego dnia mam dopiero na dziewiątą trzydzieści. Układam się wygodnie i Morfeusz zabiera mnie do mojej krainy snów.
Następnego dnia:
Dźwięk budzika powoduje że szybko go wyłączam i chowam pod poduszkę. Och śnił mi się wspaniały sen, jak zwykle. Tym razem był to niesamowity koncert. Zamykam oczy próbując powrócić do niego, udaje mi się mam już do opanowanie w końcu ja żyje snami. Niestety telefon dzwoni ponownie i tym razem muszę już wstać bo się nie wyrobię. Staję przed szafą i wyciągam ciuchy z przypiskiem "te do szkoły" czyli zwykłe czarne rurki i biały T-shirt a do tego białe nike force. Myję twarz i zęby i spryskuje się ulubionymi perfumami. Do lekcji zostało piętnaście minut, zdążę mam blisko do szkoły. Gdy przekraczam próg wielkiego budynku rozbrzmiewa dzwonek. Idealnie. Kieruje się na lekcję czyli matematykę. Super jak ja nienawidzę tego przedmiotu ale przynajmniej będę go mieć już za sobą. Siadam w tej samej ławce co zwykle i z pokorą znoszę znienawidzony przeze mnie przedmiot jak i nauczyciela. Po ciągnących się w nieskończoność czterdziestu pięciu minutach tortury dobiegają końca. Z ulgą kieruje się na przerwę lecz coś mnie zatrzymuje a raczej ktoś a tak szczegółowo to głos mojego nauczyciela.
-Tak?-pytam odwracając się szybko.
-Wiesz że Cię zagrożę?-patrzy na mnie a ja dębieję.
-Ale jak to?-nie dowierzam.
-Brakuje Ci kilku setnych, radzę znaleźć jakiegoś korepetytora, jest dużo dobrych uczniów w szkole-proponuje. Kiwam głowa uśmiechając się ponuro.
-Dobrze. Dziękuje. Do widzenia.-wychodzę. Nie zamierzam prosić kogoś o pomoc. Odnajduję salę której teraz mamy i siadam pod salą przy innych.
-Co od ciebie chciał?-pyta jeden z nich.
-Powiedzieć że mnie zagrozi-odpowiadam krótko. Unoszą brwi ze z dziwienia, otwiera usta by coś powiedzieć.
-Brakuje mi kilku setnych-dopowiadam. Wzdycha ciężko opadając na marmurową ścianę.
Reszta lekcji minęła szybko choć nic z nich nie wiem. Te zagrożenie zajęło cały mój umysł.
-Jestem!-mówię po wejściu.
-Chodź na obiad!-kieruje się ze smętną miną do kuchni i nastawiam wody na kawę.
-Co masz taką minę?-unosi brwi moja mama.
-Matematyk chce mnie zagrozić.-wzruszam ramionami.
-No to trzeba jakieś korepetycje znaleźć-mówi.
-Ja się tym zajmę-odpowiadam i biorę przepyszną lazanię. Po obiedzie robię drzemkę i pakuje się, myję i znów idę spać.
Następnego dnia:
Dzisiaj jako pierwsza lekcja jest polski wiec nie będzie tortur. Jak zwykle lekcja mija mi błyskawicznie a następna to wychowawcza więc nie mam się czym przejmować np. kartkówką. Wchodzimy i zasiadamy na naszych stałych miejscach. Wychowawczyni wchodzi z kimś przy boku.
-Witajcie od dzisiaj mamy nową osobę w klasie proszę abyście ją oprowadzili-nowa osoba siada w pierwszej ławce gdyż tam jest tylko miejsce. Uważnie ją obserwuje Bóg nie żałował urody tej osobie. Wyczuwa mój wzrok i patrzy na mnie. Pesząc się odwracam szybko do tyłu udając że rozmawiam z kimś. Tym razem to ja czuje wzrok na sobie. Zapewne jestem koloru czerwonego. Czas trwania lekcji mogę określić jako średni nie za długa, nie za krótka. Niestety matematyka to podstawowy przedmiot i mamy go codziennie. Okej zaczynam odliczać czas od teraz, jeszcze czterdzieści dwie minuty tortur, ale mi pocieszenie.
-O widzę że mamy nowego ucznia-kieruje swoje słowa do tej osoby. Podchodzi i wypytuje zapewne jakich podręczników używali w dawnej szkole.
-Dzisiaj zaczynamy trochę trudniejszy dział-zaczyna pisać na tablicy. Super nic nie rozumiem. Zerkam na nowego członka który notuje uważnie w zeszycie. Próbuję skupić się na lekcji lecz nie mogę ktoś mnie rozprasza i moje myśli krążą wokół tej osoby. Zerkam tam a nasze spojrzenia się stykają tym razem nie odwracam wzroku trwam jak w hipnozie. Uśmiecha się do mnie i odwraca dalej notując. Koleżanka siedząca obok szturcha mnie przez co się otrząsam. Zaczynam notować bezmyślnie rozmyślając o tych błękitnych tęczówkach.
-To może chodź do tablicy pokażesz co umiesz-zachęca nową osobę. Wstaje i bezbłędnie rozwiązuje wszystkie podpunkty a ja ze zdziwieniem obserwuje.
-Świetnie-podnieca się nauczyciel. Kręcę oczami, niema nic bardziej podniecającego jak ktoś umie matmę. Lekcja dobiega końca a mnie znów zatrzymuje matematyk.
-I co znalazł się ktoś?-pyta.
-Nie-chce już wychodzić.
-A może poproś osobę która do was doszła-proponuje. Uśmiecham się sztucznie i wychodzę burcząc ciche dowiedzenia. Jak mam niby to zrobić. Co porostu podejdę i zaproponuję, w sumie to nie głupi pomysł ale do tego potrzeba trochę śmiałości. Okej zrobię to.
-Hej-podchodzę i przedstawiam się.
-Hej-uśmiecha się a moje serce przyśpiesza. Stoję i wpatruję się w bezruchy.
-Mam problem-unosi brwi czekając na dalszą część-z matematyką-kończę powodując uśmiech na twarzy tej osoby. Czy to takie zabawne?
-Aha i chcesz żebym Cię...
-Tak. Oczywiście odwdzięczę się-proponuje. Widzę że się zastanawia.
-Okej jak ma to wyglądać-pyta.
-Umówimy się na korepetycje a potem ja zrobię co chcesz, oczywiście w granicach-śmieje się co odwzajemnia.
-Okej. Kiedy?
-Może jutro u mnie? Jeśli Ci pasuje-proponuje.
-Dobra, masz mój numer. Wyślesz mi na niego adres-kiwam głową i odchodzę do przyjaciół bacznie mnie obserwujących. Przyglądam im się a oni mnie.
-No co?-nie wytrzymuje a oni tylko się uśmiechają i wracają do rozmowy. Jeszcze raz spoglądam w tył lecz nikogo już tam nie ma. Wracam wzrokiem i widzę jak stoi pod drzwiami i mnie obserwuje, nie powiem trochę mnie to zawstydza. Próbuje włączyć się do rozmowy przyjaciół.
-A właśnie wyjdziesz jutro czy prześpisz cały dzień-pytają. Uśmiecham się do nich sztucznie.
-Nie jestem zaję...-próbuje powiedzieć.
-Spaniem? Taa jak zwykle, musisz zacząć żyć przecież świat jest taki piękny-wieczna optymistka.
-Nie, nie spanie mam korepetycje-na ich twarzy pojawia się zdumienie co mnie niezmiernie bawi.
-Z kim?-nie odpowiadam tylko głową wskazuje. Obracają się niby dyskretnie aczkolwiek w ogóle tak nie jest. Patrzą na mnie przez chwile podejrzanym wzrokiem. -Nie kłamiesz?-upewnia się. Mrużę oczy uciszając jej wątpliwości.-Okej okej nie było pytania-śmieje się. -A tak a propo widzę że Ci się podoba-szepcze na co moje policzki płoną. Spuszczam głowę przed jej wzrokiem, na szczęście ratuje mnie dzwonek na lekcje. Zabieram plecach i wchodzę do sali siadając na swoje miejsce.
-Jestem-mówię zamyślonym głosem wchodząc do kuchni gdzie znajduje się mama.
-Siadaj zaraz dam Ci obiad-wskazuje na krzesło. Podaje mi gorący bogracz a do tego colę. Matko jak ja niezdrowo się odżywiam.
-A właśnie jutro mam tu korepetycje-oznajmiam dalej przełykając jedzenie.
-A mogę wiedzieć kim on jest?-pyta zaciekawiona.
-Jutro zobaczysz-odstawiam do zlewu miskę i idę do pokoju. Słyszę po drodze jak coś sobie mówi pod nosem. Stoję w progu i przyglądam się pomieszczeniu które należy do mnie. Trzeba tu posprzątać. Odkładam plecach i przebieram się w domowe ciuchy. Zaczynam zbierać brudne ubrania do kosza na pranie, segreguje i układam inne rzeczy a po dwóch godzinach jest tu w miarę czysto. Z uśmiechem siadam na fotelu i chyba pierwszy raz zaczynam się nudzić. Ciekawe jak będzie wyglądało to spotkanie. Rozmyślam nie długo i szukam moich butów do biegania, prawie nie używane. Wyciągam je i strój sportowy po czym ubieram go i idę biegać. Podążam przez puste uliczki docierając do parku gdzie ćwiczę przez ponad godzinę. Ze zmęczeniem wracam do domu gdzie biorę szybki prysznic i jem chleb z pomidorem. Za chwile dziesiąta więc idę się spakować i kładę spać.
Następnego dnia:
Jak zwykle budzi mnie budzik. Pierwszy raz nie pamiętam mojego snu. Jest to dziwne jak na mnie, ja zawsze pamiętam wszystkie moje sny. Podnoszę się i ubieram w szkolne ciuchy, robię poranna toaletę i wychodzę o wiele szybciej niż zwykle. Docieram do szkoły gdzie trwa jeszcze przerwa.
-Oo co tak szybko?-dziwi się. Wzruszam ramionami i próbuje odszukać wzrokiem osobę która zaprząta mi głowę. Stoi tyłem nawet plecy ma piękne....czy to dziwne? Zastanawiam się przez chwile wpatrując w nie. Dzwonek na lekcje budzi moje zmysły i wchodzę do sali z resztą. Po lekcjach szybko pędzę do domu i w miedzy czasie wysyłam adres smsem. Wbiegam do domu odkładam plecach i wchodzę do kuchni.
-Co na obiad?-pytam szybko. Wystraszona podskakuje.
-Matko nie słyszałam Cię-łapie się za serce. Śmieje się z niej.-Warzywa na patelni-krzywię się. Podaje mi talerz przepełniony nimi. Z lekkim obrzydzeniem nabijam na widelec kilka i wkładam do ust. Wow smaczne. Zajadam ten jakże pyszny obiad i myje po sobie naczynia a mama nie dowierza.
-Dobrze się czujesz?-unosi brwi. Uśmiecham się tylko.
-Pamiętaj że mam dzisiaj korepetycje-przypominam jej.
-Pamiętam pamiętam-kiwa głową. Idę do pokoju gdzie przygotowuje miejsce do nauki. Wyciągam telefon z kieszeni gdy dostaje smsa. Będę o 16. Pasuje Ci? Odpisuje szybko że się zgadzam. Zostało mi pół godziny. Punktualnie o szesnastej ktoś dzwoni do drzwi. Szybkim krokiem do nich podchodzę aby ubiec matkę. Otwieram i zapraszam do środka. Przedstawiam szybko mamie i informuje że będziemy u mnie. Siadamy na pufach przy małym stoliczku i otwieramy podręcznik.
-Dobra to czego nie umiesz?-pyta.
-Yyy no wszystkiego-zaciskam usta i rumienię się.
-Ahaa no to zacznijmy od początku czyli tabliczka mnożenia-spogląda na mnie.
-Nie no to to umiem-śmieje się.
-No to nie jest tak źle. Okej napiszę Ci kilka zadań i pomogę Ci je zrobić aż zrozumiesz-wyciąga kartkę zaczynając na niej pisać a ja przyglądam się z zaciekawieniem.
-Masz ładne pismo-mówię. Unosi wzrok ze słodkim uśmiechem.
-Dzięki-nie ma to jak podryw na pismo.-Okej to zacznijmy od tego pierwszego-wskazuje a ja dębieje. Co to jest?!-Spokojnie to tylko tak źle wygląda-uspokaja mnie. Zaczyna tłumaczyć a ja słucham bardzo uważnie aby nadążyć. Po godzinie już wszystko umiem.
-Okej zrób jeszcze to i kończymy-podaje mi przykład który bez problemu udaje mi się rozwiązać. Sprawdza szybko.
-Dobrze-mówi.
-Okej-prostuje się.-To co chcesz w zamian?-pytam. Przybliża się do mnie i patrzy mi w oczy. Milczymy.
-Oprowadzisz mnie po mieście?-oddala się. To było dziwne.-Jestem tu dopiero tydzień i nikogo nie znam.
-Jasne-kiwam głową.
-Okej dzięki-zbiera swoje rzeczy a ja wstaje i podprowadzam do drzwi mojego gościa.-To do zobaczenia w szkole-znika za bramą a ja nadal się tam wgapiam.
Następnego dnia:
Dzisiaj czwartek jeszcze dwa dni i weekend. Zbieram się szybko i wychodzę do szkoły. Pierwsza lekcja to matematyka. Z lekkim stresem przed kratówką usiadam w swojej ławce.
-Okej wszyscy są?-matematyk rozgląda się po sali, gdy upewnia się że tak-A więc wyciągamy karteczki-zamykam oczy z załamania. Cały czas czuje na sobie czyjś wzrok, odwracam się i już wiem kto to. Uśmiecham się i przepisuje z tablicy zadania na kartkówkę. Po pięciu minutach nauczyciel zbiera karteczki.
-To była mała kartkówka więc ocenię ją teraz-siada za biurkiem. Z niecierpliwością czekam na moją ocenę. Zaczyna dyktować wszystkim co dostali.Gdy słyszę moje imię i ocenę przy nim sztywnieje, mam pięć. Przyjaciele jak i nauczyciel ze zdziwieniem patrzą na mnie, tylko jedna osoba siedzi z uśmiechem, Odwracam się i mówię ciche dziękuje. Lekcja minęła szybko.
-To niemożliwe-klepie mnie po plecach.-Jak to możliwe że masz piątkę?-kręci głową.
-Przecież mam korepetycje-przypominam i odchodzę. Ktoś delikatnie chwyta moje ramie.
-To o której Ci pasuje oprowadzanie?-zatrzymujemy się.
-Ja się dostosuje
-Okej szesnasta?-unosi brwi. Kiwam głową i razem odchodzimy do sali.
Pięć godzin później:
Za godzinę spotykamy się na mieście. Przebieram się i biorę podręczne rzeczy czyli telefon i takie tam. Spacerkiem kieruję się na zatłoczony rynek i siadam na ławeczce przy fontannie. Obserwuje przechodzące nieznane mi twarze.
-Hej długo czekasz?-dosiada się do mnie.
-Nie jesteś punktualnie-spoglądam na telefon.-Okej to co zwiedzamy najpierw?-pytam.
-Nie wiem to ty tutaj oprowadzasz-śmieje się.
-Okej najpierw oprowadzę cię po rynku i centrach handlowych a potem pokażę okolicę-proponuje.
-Brzmi wspaniale-mówi żartobliwie.
-Chcesz odpocząć?-pytam widząc zmęczenie towarzysza.
-Możesz mnie oprowadzić po kawiarni-uśmiecha się.
-Okej to chodź-wchodzimy do niezbyt zatłoczonej kawiarenki i zamawiamy po kawie i ciastku do tego. Rozmawia nam się bardzo przyjemnie. Dostaje smsa i informuje mnie że musi już iść.
-Odprowadzić Cię-wstajemy i wychodzimy.
-Jeśli chcesz-wzrusza ramionami. Tylko się uśmiecham.
-Okej tutaj mieszkam-wskazuje na sporych rozmiarów dom.-Dzięki za oprowadzanie-stoimy blisko siebie a mnie zatkało. Zbliża się i całuje mnie w policzek bardzo blisko ust.-Pa-odchodzi.
-Pa-spuszczam głowę i idę do domu.
Następnego dnia:
Promienie słońca bezczelnie wdarły mi się do pokoju a no tak żaluzje są odsłonięte. Szybkim ruchem odkrywam swoje ciało z kołdry, wstaję i wyglądam przez okno na otaczające mnie doby i jadące po ulicy samochody, no za ładnych widoków to ja nie mam ale nie narzekam, kiedyś zamieszkam w innym, pięknym mieście z moją drugą połówką. Gdy moje myśli zeszły na ten temat przypomniała mi się jedna osoba która od pewnego czasu zamieszkuje moje serce oraz myśli. Odganiam od siebie możliwość zakochania i udaję się do łazienki. Tam jak zwykle pielęgnuje swoje ciało a zwłaszcza twarz by móc jakoś wyjść do ludzi. Spoglądam w lustro i określam mój stan jako znośny. Chwytam czarny plecak z adidas i zarzucam go na plecy. Krótkim "pa" żegnam się z mamą która od szóstej urzęduje w kuchni. Pogoda jest dzisiaj szczególnie piękna, bezchmurne niebo i lekki wiaterek. Wdycham świeże choć niezbyt czyste powietrze i idę dalej.
-Hej! Zaczekaj!-zza moich pleców dobiega krzyk koleżanki. Odwracam się szybko i widzę jak zmachana biegnie ku mnie.
-Hej-witam ją.
-Niemożliwe-kręci głową zdumiona.
-Co?-spoglądam na nią marszcząc, zapewnię śmiesznie brwi.
-Dla kogo tak śpieszysz się do tej szkoły?-staje na przeciwko mnie tym samym zagradzając mi drogę.
-Jak to dla kogo?!-burzę się udając że nie wiem o co jej chodzi-Dla nauczycieli-odpowiadam i wymijam ją.
-Taa oczywiście-i na tych słowach kończymy jak dla mnie krępujący temat. Co poradzę pierwszy raz czuję coś takiego. Szybszym krokiem idę by się zmęczyła i nie zadawała więcej pytań. Po jakiś pięciu minutach wchodzimy do zatłoczonego budynku zwanego piekłem yyy szkołą. Po schodach na pierwsze piętro do sali 209 na lekcję historii. Siadam na plastikowym krzesełku i rozglądam się za moim celem. Niestety nigdzie go nie ma co mnie lekko zasmuca. Do końca przerwy obserwuje cały korytarz aż przychodzi bardzo niska kobieta, nauczycielka od historii. Wchodzimy do klasy i zajmujemy miejsca, tym razem siadam w stoliku bez pary.
-Halo cisza, jakbyście nie zauważyli to ja jestem w klasie i proszę wyciągnąć zeszyty i książki to że jest koniec roku szkolnego nie oznacza że nie będziemy nic robić-w sali słychać buczenie zmęczenia wydawane także przeze mnie. Oczywiście jeśli nauczyciel ma zły humor to najlepiej wyżyć się na uczniach.
-Dzień dobry przepraszam za spóźnienie-do moich uszu dociera pewien melodyjny głos. Podnoszę głowę i nie mylę się do osoby z której on się wydobywa. Przez chwilę rozgląda się po klasie i widzi że są tylko dwa wolne miejsca obok mnie i klasowego brudasa. Proszę wybierz mnie-błagam w środku. W końcu zauważa moją ławkę i z uśmiechem usiada obok mnie co wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
-Dobrze dzisiaj zrobimy skrable, jedna ławka to jedna para i piszecie na zmianę-informuje nas i siada za biurkiem.
-A z jakich tematów?-podnoszę rękę lecz nie czekam na pozwolenie dojścia do głosu.
-Z całej książki, siedemdziesiąt słówek-nie odrywa wzroku od monitora. Kiwam głową przetwarzając informację i otwieram książkę na pierwszym temacie.
-Piszemy na zmianę po dwa słówka ty szukasz ja pisze i odwrotnie?-łapię kontakt wzrokowy z moją parą. No powiedz coś a nie próbuj mnie zaczarować tymi błękitnymi oczami. W końcu kiwa głowa a ja natychmiast przenoszę wzrok na zeszyt z którego wyrywam podwójną kartkę.
-Okej to co mam pisać?-chwytam długopis i zbliżam do kartki. Przegląda książkę i dyktuje dwa słówka do hasła "wojna". Notuje i oddaje. Moją pracę przerywa osoba siedząca za mną która kobie mnie w krzesło.
-Co?-odwracam się do niej.
-Dzisiaj piątek. Idziesz z nami do klubu?-mam mieszane uczucia co do tego ale ostatecznie się zgadzam. Proponują to jeszcze osobie obok mnie która też się zgadza. Przez resztę lekcji robimy skrable słowem nie odzywając się do siebie. Coś się popsuło? Nawet na siebie nie patrzymy. Czterdzieści pięć minut minęło błyskawicznie i trzeba było oddać pracę. Bez słowa wyszliśmy z sali i poszliśmy na następną lekcję. W sali językowej siedzimy prawie obok siebie odgradza nas tylko jedna osoba. Jak zwykle na tej lekcji trochę drzemię bo babka przynudza.
-Dobrze kto zrobi podpunkt "a"-rozgląda się po sali. No błagam tylko nie ja, są też inne osoby ale oczywiście ona widzi tylko mnie. Ze znudzeniem patrzę na banalny podpunkt i bezproblemowo go rozwiązuje. Pyta kilka innych osób które już tak dobrze sobie nie poradziły oprócz jednej, tak o tą osobę mi chodzi. Cy jest coś czego nie umie? Ze zdumieniem wsłuchuje się i uznaje że czyta bezbłędnie tak jak i rozwiązuje.
-Widzę że mamy nowego prymusa-zachwyca się nauczycielka angielskiego. Postanawiam dalej nie uczestniczyć w lekcji i kładę głowę na stoliku opatulając rękami.
-Wstawaj bo uwagę dostaniesz-grozi mi przez co muszę się podnieść. Na złość jej podpieram głowę na rękach i zamykam oczy.-Dobrze jeśli się o to tak prosisz-szybko otwieram oczy i widzę że ta małpa chce mi wpisać uwagę do dziennika.
-No przecież nie leżę!-wybucham co spotyka się ze srogim wzrokiem nauczyciela. Nie przestaje pisać.
-A rób se co chcesz-bełkoczę i wznawiam mój odpoczynek.
-Podnieś się!-upomina mnie. Wykonuję to tylko by jej coś odpowiedzieć.
-Po co i tak mam już uwagę-odpowiadam jej.
-To dostaniesz drugą-grozi mi ponownie.
-Nauczyciel nie może wpisać więcej niż jednej uwagi na jednej lekcji-uśmiecham się zwycięsko.-Tak jest w regulaminie-dopowiadam.
-Wiesz co na takich uczniów to nie powinno się nawet czasu marnować-wstaje i kontynuuje lekcje cała w nerwach. Och jak ja lubię wyprowadzać nauczycieli z równowagi. Koleżanka z ławki pokazuje mi kciuk do góry. Taa ona też lubi ją wnerwiać. Lekcja dobiega końca a ja opuszczam salę. I zdaję sobie sprawy że ta kłótnia z nauczycielką to był też akt mojej desperackiej próby zwrócenia na siebie uwagi tej osoby która nawet nie zaszczyci mnie swoim spojrzeniem. Nienawidzę jak mnie ktoś ignoruje a już szczególnie osoba na której mi zależy.
Cztery godziny później:
Od godziny jestem w domu i szykuję ciuchy na wyjście.
-O której wrócisz?-do pokoju wchodzi mama. Wzruszam ramionami, nie mam pojęcia ile to potrwa.
-Jeśli się znudzę to wrócę-śmieje się.
-Najpóźniej do drugiej-kiwa palcem i wychodzi. Mój telefon zaczyna wibrować, odkładam wszystko i odczytuje smsa z którego wynika że przyjdą po mnie za pięć minut. Ubieram ciuchy i wychodzę przed dom, w samą porę bo za rogu wyłaniają się postury moich przyjaciół.
-Hej-chórem mnie witają a ja odpowiadam im tym samym.
-O której wychodzimy?-dopytuje.
-Jeszcze tam nie dotarliśmy a ty już chcesz wracać-śmieje się.-Nie no zobaczy się-posyła mi uśmiech.- A właśnie reszta będzie czekać przed klubem-mówi do mnie puszczając oczko. Reszta czyli jedna osoba. Klub jest w samym centrum miasta więc niedaleko. Przy bramkach stoi osoba której brakowało z bransoletką na prawym nadgarstku która oznacza że wchodzisz do klubu jako singiel. Jak w większości klubów kolor różowy-zajęta osoba, żółty-wolna. Odbieram swoją także koloru żółtego i wchodzimy z resztą. W naszej grupie nie ma nikogo kto by miał różową. Siadamy na dużej czerwonej kanapie a dwie osoby idą zamówić jakieś drinki. Unikam wzroku osoby która przez cały dzień mnie ignorowała i patrzę w stronę gdzie inni tańczą. Czuje na sobie wzrok kogoś a nawet kilku ktosiów. Napięta atmosferę ratują pozostali co przyszli z naszymi napojami. Podają każdemu a ja zaczynam powoli sączyć napój przez słomkę. Nikt nic nie mówi tylko posyłamy sobie krótkie spojrzenia.
-Okej co tu tak sztywno? Przyszliśmy się bawić!-wrzeszczy kolega mojej koleżanki którego kompletnie nie znam. -Dobra ja idę potańczyć, nie wiem jak wy-kieruje się w stronę parkietu. Rozglądam się czy nie ma tu kogoś kto wpadł by mi w oko, przecież nie będę się nad sobą użalać. Pustą szklankę odstawiam na blat, lepiej nie zostawiać otwartego napoju w takich klubach nie wiadomo kto może co dosypać. Spoglądam na róg kanapy w błękitne tęczówki które jakimś trafem wgapiają się we mnie, tym razem to nie ja się peszę. Z zwycięskim uśmiechem ruszam w stronę rozgrzanych i ocierających się o siebie ludzi, wchodzę w sam środek co chwilę obijając się o kogoś. Wypatruję zdobycz i przyłączam się do tańca. Nie powiem podoba mi się to i na pewno będę tu częściej. Gdy jesteśmy bardzo blisko siebie nasze usta spotykają się w namiętnym pocałunku a ja nie zamierzam go przerywać. Niestety gdy delikatnie otwieram oczy widok mnie nie zadowala a raczej wnerwia. Ach więc tak się bawimy, jak chcesz. Ja zawsze wygrywam, więc idę na całość. I co ty na to powiesz? Kierujemy się w róg sali gdzie kończymy naszą czynność lecz nadal bacznie obserwuje obiekt moich westchnień który zakończył swoją przygodę z tańcem i odszedł na miejsce. Tak! Wygrana cieszy. Ale to jeszcze nie koniec, może przedstawię przylepę innym? Tak, tak zrobię. Podchodzimy w wolnym tempie do sofy gdzie siedzą wszyscy także błękitna tęczówka, i przedstawiam przylepę która nie odrywa się ode mnie na sekundę. Wszyscy z uśmiechami no oprócz jednej osoby z zazdrością w oczach.
-Wiesz cieszę się że tu jestem-mówię do koleżanki która zaproponowała wyjście.
-Widzisz to lepsze niż spanie-śmieje się.-Dobra idę po drugą kolejkę. To jak to samo?-kiwamy ochoczo głowami.
-Zaraz wracam-odrywa się ode mnie i kieruje w stronę toalety.
-My w sumie też-pozostałe osoby także opuszczają nas. Czy to jakieś zmówienie? Bo jeśli tak to im się udało. Automatycznie tracę pewność siebie. Błagam niech ktoś tu przyjdzie.
-I co?-pyta mnie.
-Co? Co?-głupio pytam nie wiedząc o co chodzi. Ta mina nie wróży nic dobrego.
-Nie wiem ty mi powiedz-okej co tu się dzieje. Pierwsze mnie ignoruje a teraz to moja wina?
-Ja nie mam Ci nic do powiedzenia lepiej ty się wytłumacz-prycham odwracając głowę.
-Ja? A niby z czego?-zakłada ręce na pierś.
-Jak ty nie masz z czego ja tym bardziej-przed kłótnią ratuje nas osoba która od razu zaczyna mnie obejmować. Reszta także przychodzi po paru minutach.
-Dobra ja już będę się zwijać-niespodziewanie wstaje i wychodzi z klubu, zostawiając innych zdziwionych i oczywiście podejrzenie padają na mnie.
-Co się wydarzyło?-unosi brew.
-Za chwilę wrócę-wstaję i także wychodzę na zewnątrz. Próbuję odnaleźć kogokolwiek, a widzę tylko mrok.
-Kogo szukasz?-słyszę zza pleców. Odwracam się i podchodzę do czarnej postaci opartej o murek.
-Ciebie-odpowiadam pewnie.-Idziesz już?-pytam stając bliżej.
-Nie wiem może jeszcze postoję tu z godzinę a może kilka minut-kręci głową.
-Teraz to ty musisz mnie odprowadzić-żartuje.-To jak. Idziemy?-splatam nasze dłonie. Nie protestuje więc spacerkiem powoli dochodzimy do miejsca naszego rozstania. Ale ja nie chcę się rozstawać, więc nie czekając obracam się i całuje pulchne usta które oddają mój gest a nawet pogłębiają. Odrywam się i ciężko dyszę aż paruje, nic nie mówię jest idealnie.
-Z tego też mam się wytłumaczyć?-szepczę.
-Wystarczy że to powtórzysz-mi nie trzeba dwa razy powtarzać.
Ach i co było dalej? Szczęście, ich szczęście wspólne. Bo nie wolno tkwić w rutynie, ona zgasi nawet najsilniejszy płomień. Trzeba żyć a nie śnić.
Okej Os napisany na szybko. Tak mi przyszło do głowy i żeby nie gromadzić tych pomysłów postanowiłam się pozbyć jednego z nich.
Nie wiem czy mi się udało ale w tym Os-ie chodziło o to abyście sami wybrali która postać jest dziewczyną a która chłopakiem ( czy Leon ma problemy z matmą czy Violka). Nie użyłam żadnych imion i o to chodzi to WY wybieracie postacie może być tam Francesca, Ludmila, Marco lub Federico.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńSuper OS :)
UsuńTylko... troszkę nie rozumiem.
Ale wiesz, ja nie jestem kumata :D
Trochę za dużo powtórzeń
Ten pomysł na osoby, które chcesz jest dobry, ale przez to masz za dużo nie ładu w opowiadaniu ;-;
Niestety :D
Do następnego! ;*
Os świetny :)
OdpowiedzUsuńSerio!
Na początku myślałam, że ten sen to prawda, ale na szczęście nie :)
Dla mnie to i tak Leon i Violka <3
Czekam na kolejny!
Suzzy :*
Cudny os :))
OdpowiedzUsuń